poniedziałek, 2 października 2017

Pokora




Ja sobie nie dam rady?  Co to za filozofia opiekować się innymi, przecież choćby z racji tego, że jestem Polką a więc jestem ciepła, serdeczna, że mam tradycje wyniesione z domu mówiące o szacunku dla starszych, już jestem naj.. Pełna wiary ale i buty, pewności graniczącej z zadufaniem w sobie jechałam pierwszy raz do Niemiec do pracy.
Jednak moje wyobrażenie, moje poczucie pewności nagle zaczęło się chwiać. Nagle to, co uważałam za pewnik, pewnikiem nie było. Nagle ktoś inny zaczął pociągać za sznurki i mówić co jest dobre a co nie. Z początku się buntowałam, bo przecież mam tak dobre wychowanie, bo przecież wiem lepiej ot choćby jak opiekować się starszymi. Pierwsze wyjazdy jednak zmusiły do zastanowienia się nad sobą, nad swoim postrzeganiem świata. Bo to życie kształtuje nasz charakter, nasze wzloty i upadki. Zaczęłam uczyć się pokory, a właściwie to musiałam zacząć się jej uczyć aby tam, w Niemczech, nieraz w trudnych warunkach lepiej dawać sobie radę.
Po tych kilkunastu latach pracy już wiem, że to tylko dzięki pokorze zaczęłam być szanowana, doceniana. Zrozumiałam, że czasami lepiej jest zamilknąć, zgiąć kark, postawić na piedestale kogoś innego niż siebie samą, by zdobyć uznanie, by odnieść sukces ale i aby mieć większą satysfakcję z tego co dokonałam przez dwa miesiące.
Gdy przyjeżdżam do nowego domu, do nowej rodziny nie zaczynam rozmów od swoich osiągnięć umiejętności o doświadczeniu, które niewątpliwie zdobyłam przez lata pracy. Nie wymachuję już referencjami na dzień dobry, bo zrozumiałam, że to tylko papier, papier który ja sama mogę sobie naskrobać, że o mnie będzie świadczyć dopiero to, co pokażę tu, w nowym domu. Że na własny wizerunek pracuję w każdym nowym domu, od nowa, zaczynając od zera. Dlatego zaczynam zawsze od zjednania sobie mieszkańców swoją normalnością, a nie wysuwaniem żądań i achów i ochów na swój temat. Proszę ich, aby przez pierwszych moich kilka dni wykazali wobec mnie i mojej pracy wyrozumiałość, bo to czas mojej nauki. Nauki, gdzie leży widelec a gdzie miotła, ale także czas poznawania ich rodzica. Poznania Jego nawyków, przyzwyczajeń, zachowań.  Na ogół zawsze po tych słowach, atmosfera w domu zaczyna być lżejsza, zyskuję ich sympatię i przez kilka zwłaszcza pierwszych dni, w razie kłopotów mam w nich wsparcie i pomoc.
Gdy oprowadzają mnie po domu i przy okazji nauczają jak działa pralka, czy zmywarka, już nie wykrzykuję oburzona, że nie jestem głupek a Polska to nie trzeci świat, w którym tez istnieją pralki...
Teraz daję im się wygadać by na koniec stwierdzić, często z nutką ironii "jakie to genialne". I wtedy często domownik sam zaczyna się śmiać, przeprasza, że nie wziął pod uwagę faktu,że my Polki pralki znamy. Nawet gdy trafiam na wyjątkowego zadufanego w sobie Niemca, moje "genialne" sprawia, że podnoszę jego "ego" czym także zyskuję jego sympatię.
Bywa, że podopieczny pomaga nam np. w wycieraniu naczyń po zmywaniu. Bywa, że wytrze jeden, dwa i znudzony wraca na swoje siedzisko przed telewizorem /zwłaszcza pacjenci demencyjni/ nie bacząc, że czekają inne naczynia na wytarcie. Mimo to, gdy nas odwiedza rodzina, opowiadam, jaki ich rodzic jest wspaniały, jakie ma dobre serce bo pozmywał i powycierał naczynia. Wtedy widzę, jak podopieczny "rośnie", jak jest szczęśliwy a i rodzina przy tym promienieje. Bo kto chce wysłuchiwać narzekań, czy na rodziców, czy na własne dziecko?  Każda z nas zna to z autopsji i pamięta jak sama reagowała na pochwały czy krytykę jej dziecka. Gdy zdarzyło się, że moja podopieczna z fukaniem, ostentacyjnie rozwieszała pranie "bo wszystko musi przecież sama a ja nic nie robię", nie oburzałam się, nie tłumaczyłam tylko podchodziłam i patrząc jej w oczy dziękowałam za jej dobre serce, zrozumienie mojej pracy i za okazaną pomoc. Ją stawiałam na piedestał, tym samym sprawiając, że czuła się lepiej, że moment jej złego humoru mijał. Pozwalałam jej poczuć się ważna, potrzebna. Gdy zabierając do sklepu na zakupy pacjentkę demencyjną na moje pytanie do Niej.."co jeszcze potrzebujemy"?, odpowiadała mi "cukier", to nie bacząc na fakt, że w domu cukier był, brałam kolejną paczkę, dziękując,że mi przypomniała, że dzięki niej nam go nie zabraknie. Chwaliłam wtedy jej mądrość i zapobiegliwość.
Ta właśnie moja pokora sprawia, że mam spokój, mam więcej czasu dla siebie, że często moje potknięcia w pracy zostają niezauważone. Bo miarą naszego prawdziwego sukcesu jest sposób w jaki wpływamy na życie ludzi i wzbogacamy je - a więc to co robimy dla tych, którzy najmniej się tego spodziewają, na których świat, rodzina nie zwraca uwagi.
I to jest właśnie pokora..pokora wobec zdarzeń i ludzi. Pokora – cnota moralna, która w ogólnym rozumieniu polega na uznaniu własnej ograniczoności, niewywyższaniu się ponad innych i unikaniu chwalenia się swoimi dokonaniami. /wikipedia/.
Ostatnio jedna z Pań powiedziała, że ma pokorę ale zaraz potem, nie dostrzegając ani zalet rodziny, podopiecznego czy agencji / bo takie też są/ zaczęła wymieniać swoje dokonania, wspaniałą jej pracę i ilość referencji. Wspomniała też o dumie, że nie pozwoli sobie wejść na głowę. Tylko co ma duma i wykorzystywanie siebie do pokory ? Cóż warte jest samouwielbienie, chwaleniem samego siebie, w konfrontacji, z pochwałami wygłaszanymi przez innych ?
Każdy z nas zapewne pamięta serial "Columbo". Porucznik Columbo niepozorny, często roztargniony, zagubiony, stosując pochwały nagle zwycięża. Czy w którymś z odcinków, chociaż jeden raz zaczyna opisywać swoje osiągnięcia, ilość złapanych morderców ?  Nigdy...a mimo to wygrywa, mimo to wzbudza respekt i szacunek. Maria Czubaszek kiedyś powiedziała, że nie sztuką jest udawać mądrego, ale sztuką jest udawać głupszego bo to dopiero pokazuje poziom inteligencji.A J.Kelleman wręcz stwierdził, że "tylko jednostki dobre i wrażliwe wyrzucają swoje własne błędy i pomyłki".
Pokora. To właśnie tego nauczyły mnie Niemcy, praca z ludźmi demencyjnymi. Czy coś straciłam okazując pokorę? Czy utraciłam coś ze swej dumy? czy ktoś wlażl mi na przysłowiową głowę ? Nie..wręcz przeciwnie, miło mi nagle słyszeć słowa "bywało nieraz trudno, ale jednak Ewa ma klasę".
Pokora powinna cechować każdą opiekunkę. Mniej roszczeń, więcej pokory to gwarantuje, że zamykając za sobą dom podopiecznego nie zostawiamy smrodu apodyktyczności, arogancji, zarozumialstwa i buty..
/EE/

7 komentarzy:

  1. Pani Ewo , pięknie , mądrze i od serca napisane . Cieszę , że mogę czytać pani blog. Pozdrawiam Iwona

    OdpowiedzUsuń
  2. PANI EWO UWIELBIAM CZYTAĆ PANI BLOGI SĄ TAK PIĘKNIE NAPISANE PRAWDZIWIE OD SERDUSZKA ,,NAD KAZDYM ZDANIEM SIĘ ZASTANAWIAM ,,JAK JA POWINNAM POSTĘPOWAĆ ,,CO MUSZĘ W SOBIE ZMIENIĆ ,MOŻE JA COŚ ŻLE ROBIE POZDRAWIAM JANINA

    OdpowiedzUsuń
  3. Pokora...jest..cnotą....dobrodziejstwem., nie tylko w opiece nad ludźmi starszymi.Jestem w niej zaledwie rok i już wiem,że tu mogę się samo...realizować.Poprzrednia moją...własna działalność gospodarcza,nauczyła mnie pokory.Wzloty i upadki są gruntem ,by się w niej zanurzyć

    OdpowiedzUsuń
  4. Sama prawda, ale wychodzi na to,ze ja tą pokorę mam.Przychodze do domu pdp z nastawieniem,że ja tu jestem obca,ja powinnam się dostosować i nauczyc tych ludzi i tego domu.
    Kiedy jednak pdp chciała oduczyć mnie jeść moją pokore diabli wzięli.

    OdpowiedzUsuń
  5. dziękuję wszystkim za zrozumienie i piękne komentarze.

    OdpowiedzUsuń