środa, 25 października 2017

Zdobyta góra Wallberg



Zgodnie z obietnicą wybrałam się na tę moją górę. Zanim jednak doszłam do kolejki byłam tak zmachana, że już marzyłam aby usiąść wreszcie w tej kolejce linowej. Ja góral karkonoski , a byle wzniesienie sprawia, że zachowuję się jak stara lokomotywa. Pocieszam się tylko faktem, że to przez te moje 3 kg.
Bilety na ten wagonik są dość drogie, bo uważam, że 20 euro to nawet dla Niemca jest sporo. Na bilet ulgowy dla dzieci się niestety nie załapałam, mimo, że pytając o ich cenę ugięłam lekko kolana, aby być niższą. Za te swoje 20 euro dostałam jednak cały wagonik a nie tylko jakąś miejscówkę.
Wreszcie wsiadłam, a po chwili coś szarpnęło i wagonik mój ruszył. Ale fajnie, jadę, niczego tylko z ciekawości nie dotykaj w tym wagoniku, bo zepsujesz i nie dojedziesz albo nie daj Bóg wypadnę. Jednak gdy po chwili ponownie szarpnęło mój entuzjazm zmalał i pomyślałam, Ewka, ty chyba z tego nie wyjdziesz cało. Bo jak znam życie, zaraz coś nawali i zlecę wraz z tym moim wagonikiem za 20 euro. Postanowiłam się na wszelki wypadek nie wiercić, siedziałam jak trusia, nawet głową nie ruszałam. Byleby tylko dojechać myślę i jak powiadają "jak trwoga to do Boga" zaczęłam prosić tę moją św. Ritę aby nade mną czuwała. Było nie było, jest w końcu od spraw beznadziejnych. Nagle, mimo, że prawie już nie oddychałam, znowu szarpnęło wagonikiem..już teraz nie proszę moją świętą, ale wręcz ją przekonuję, że dobry ze mnie człowiek, że mam dobre serce, ze nawet dzisiaj obiad podopiecznej podałam. Fakt tylko zupa kalafiorowa, ale smaczna i bardzo zdrowa. I w tym samym momencie gdy wspomniałam tę zupę, nagle sobie uświadomiłam, że jak na ostatni mój posiłek to jednak się nie popisałam. Trzeba było choćby schabowego zrobić, a tak to pozostanie mi we wspomnieniach tylko jakaś zupa.
Już zupełnie załamana, postanawiam jednak trochę się porozglądać. Przejechałam już 1/3 trasy wiec sama siebie uspokajam, że chyba nie jest źle. Wprawdzie znaną himalaistką Rutkowską nie będę, ale jednak żyję i jadę cały czas na górę.Tym samym zbieram się na odwagę i zaczynam się rozglądać już rzeczywiście urzeczona widokami. W końcu co ma być to będzie, ale w duchu myślę, co mnie podkusiło aby wybrać się na samą górę. Co mi się kurcze tam na dole nie podobało. Były fajne krówki z dzwoneczkami, miałam bajeczny widok na górę i mało tego dorobiłam się nawet domku. Zaczynam się zastanawiać czy aby nie za szybko kupiłam ten domek. Może trzeba było kupić go dopiero po zaliczeniu góry..a tak to cały mój dobytek przepadnie.
Znowu szarpnęło tym moim pociągiem. Na wszelki wypadek wychylam się aby zobaczyć jak daleko mam do ziemi. Daleko..niestety..jak spadnę to nawet nie będzie co zbierać. Cholera, co mnie podkusiło z tym zdobywaniem góry. Trzeba było jak normalni ludzie pójść na jakiś spacerek, posłuchać jak ptaszki śpiewają, jakiś film obejrzeć w telewizji a nie..zachciało mi się góry. Jakby mi tam na dole było źle.
 Na szczęście już przed sobą widzę metę i aby już nie robić z siebie taką niedojdę chwytam za aparat i pstrykam jak opętana te fotki, niech Niemcy wiedzą, że polski turysta strachliwy nie jest.
 Dojechałam w końcu na sam szczyt i już odważnie przemierzyłam górę wzdłuż i wszerz. Nie ma to jak czuć grunt pod nogami. W końcu mam powód do dumy...wsiadłam do niemieckiej kolejki i nawet dojechałam. Droga powrotna tez już minęła spokojnie, wytłumaczyłam sobie, że skoro zajechałam na górę to i z niej zjadę. Zdjęć narobiłam naprawdę mnóstwo, widoki zapierają dech w piersiach. Wiem na pewno, że te góry zdecydowanie różnią się od moich Karkonoszy, chociaż podobno jeden ze szczytów ma nazwę Hirschberg, więc jelenia góra.
Cała, zdrowa i zadowolona wysiadłam z tego mojego wagonika. Dziękuję św. Ricie, że nie zawiodła. Teraz to najchętniej pojechałabym na tę moją górę ponownie, ale niestety praca wzywa. Pozostaje mi widok z balkonu...na tę moją, z trudem zdobytą górę. Cała szczęśliwa jestem tu i teraz.

ps. nigdy nie było żadnego wypadku kolejki linowej.
/EE/





2 komentarze:

  1. Widoki rzeczywiście cudne, choć przecież to tylko ułamek zapierającej dech w piersiach rzeczywistości. A opis... Ewo, ten opis... jesteś niesamowita. Gratuluję i z serca dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem. Ewo że to już czytałam bo sporo czytam ale jakoś nie mogę się zabrać za pisanie ale post ponownie mnie urzekl. Dzięki pisz dalej

    OdpowiedzUsuń