wtorek, 31 października 2017

Biedna staruszka



Gdy Ciebie pierwszy raz ujrzałam pomyślałam ..biedna staruszka. 91 lat czyli już bliżej końca. Uśmiechałaś się do mnie, ale i często płakałaś, bo w ciągu roku straciłaś przyjaciela z którym byłaś 21 lat, siostrę i siostrzeńca.  To bolesne przeżycie zwłaszcza dla starego człowieka, gdy żegnasz powoli wszystkich bliskich.
Dobrze, że masz kasę, więc "kupiłaś" sobie córkę, która już teraz czuje się w tym domu Panią. Kupiłaś sobie ich odwiedziny, ale nie kupiłaś ich uczucia. Nigdy Cię nie przytuli, nie pogłaszcze po ręce, nie powie ciepłego słowa. Trochę ciepła otrzymywałaś od niemieckich pflege, ale to tak niewiele.
Dlatego dawałam Ci każdego ranka uśmiech, dobre słowo, może nadzieję, że to jeszcze nie koniec, że jeszcze masz co smakować, że jeszcze możesz do swojego woreczka skarbów włożyć nowe promienie słońca, krople deszczu, maleńkie dary od losu. I nawet te Twoje złośliwości, gdy szykowałam Ci posiłki starałam się bagatelizować..boś biedna, boś nieszczęśliwa, boś już stara i chora.
Ale przyjechała tutaj Twoja "kupiona" córka i nagle pokazałaś swoje oblicze. Byłaś wobec mnie opryskliwa, niegrzeczna, wręcz traktowałaś mnie jak zło konieczne. Nadal jestem wobec Ciebie grzeczna, ale moje serce skostniało. Już mi Ciebie nie żal, coraz częściej też w mojej głowie słyszę znajome słowa piosenki Edyty Geppert "jakie życie, taka śmierć..nie dziwi nic".
Mnie już też przestaje dziwić, dlaczego każdą osobę wokół siebie musisz kupić. Sąsiadka, ogrodnik, który tylko dlatego jedzie z Tobą do restauracji, bo stawiasz całej jego rodzinie obiad. Nie dlatego, że Cię lubi, tylko dlatego, że płacisz. Kupiłaś niemiecką pflege i kupiłaś na krótki czas mnie.
Zawsze przed 8 godziną rano, moja zmienniczka i teraz ja wkładałyśmy Ci pończochy. Wcześniej musiałaś za to ekstra płacić niemieckim opiekunkom. Teraz robimy to my..aby Ci pomóc, aby nie obciążać Cię dodatkowo kosztami. Dzisiaj, gdy w domu jest Twoja córka, założyłaś je sobie sama o godzinie 7....bo jak powiedziałaś, Ty wszystko musisz sama. Mogłaś przecież dzień wcześniej mi powiedzieć, że wstaniesz wcześniej..i ja wstałabym, by Ci pomóc. Ale Tobie lepiej być potworem niż człowiekiem. Wtedy, rano pokiwałam tylko głową, nad Twoją krótkowzrocznością, bo przecież córka wyjedzie, a Ty znowu będziesz sama. Ty i Ja.
 Ja już inna..grzeczna, ale daleka od współczucia. Nie zasługujesz na ciepły gest. Już nie będę się nad Tobą litowała, gdy wieczorem 4 godz. sama będziesz siedziała przed telewizorem. Już nie będę Ci towarzyszyć..usiądę obok  w korytarzu, poczytam książkę..z dala od Ciebie.
A w głowie znowu ta melodia.."jakie życie, taka śmierć"...ale i taka starość. A Twoja starość jest smutna i samotna.
Ostatnio syn Twojego Przyjaciela, którego niedawno pogrzebałaś, wykrzyczał Ci, "że powinnaś już wreszcie umrzeć". Byłam oburzona, ale teraz nachodzą mnie myśli...jaki musiał On mieć żal, aby to wykrzyczeć? czym były podyktowane tak gorzkie słowa? Trudno go potępić, choć i trudno go za to pochwalić, a;e, gdy wspominam Twoje zachowanie wobec mnie, wobec tej, która przyjechała Ci tutaj pomóc, to mniej się dziwię. Okazałaś mi w zamian, złośliwość, opryskliwość i niewdzięczność. Pokazałaś mi swoją nową twarz, choć widzieć jej nie chciałam. Twarz, której nie zna, ani niemieckie pflege, ani agencja, ani koordynatorka.
Miła, stara babunia, która jest zimna i wyrachowana, pozbawiona ludzkich uczuć.Babcia, która tak często liczy kasę, za którą kupuje ludzi..ale nie ich serca. a może dla Niej to nie robi żadnej różnicy.

Przerwałam pisanie...bo właśnie teraz..wieczorową porą, gdy już córka pojechała..przyszłaś tu do mnie...
Prosisz mnie..abym poszła z Tobą posiedzieć..bo nie chcesz sama. Nagle powiedziałaś do mnie..."przepraszam". Podnoszę głowę..przede mną, ta kobieta którą poznałam ponad tydzień temu. Znowu ten uśmiech..teraz trochę smutny...Twoja prośba i przeprosiny wiszą w powietrzu. Wiem, że gdy tylko za tydzień przyjedzie Twoja córka, znowu będziesz na mnie warczała jak pies..znowu będziesz niemiła...Ale teraz stoisz obok mnie, taka bezbronna.
Kiwam głową, biorę ją za rękę...idziemy oglądać telewizję...
/EE/

poniedziałek, 30 października 2017

Normalnie nienormalni



Z informacji dowiaduję się, że jadę do osoby sprawnej umysłowo, która ma problem z poruszaniem się. Albo leży, albo siedzi na łóżku. Wiek 89 lat.  Jadę tam, by bardzo szybko przekonać się, że podopieczna bardziej potrzebuje chłopca na posyłki i najlepiej jeszcze przygłupiego niż opiekunki. I tak nagle okazuje się, że Polki nie umieją ugotować kartofli na obiad. Więc latam co 2-3 minuty z garnkiem, z gotującymi się ziemniakami, by Pani mogła sprawdzić, czy dobrze się gotują i ile jeszcze mają się gotować. Bo tylko Ona jedna to potrafi. Bo przecież na umyśle jest zdrowa, normalna.
I teraz też trafiłam do "normalnej". Co bym nie ugotowała to wszystko źle. Do mielonego nie może być sałata, więc jej nie je, bo ona zresztą okazuje się nie jada sałaty.. Jak podałam do łososia kapustę na ciepło, to okazało się, że do łososia podaję się sałatę, którą wczoraj notabene stwierdziła, że nie jada. Zupy też nie są korekt..bo kto widział w zupie warzywa...chyba tylko głupia Polka. Proszę więc ją by podała mi przepis na zupę, a ja ją ugotuję według jej życzenia.
Oto ten przepis: Do wody wrzucam mięso (tylko nie za dużo), posolić, dodać sporo magii  i na koniec wrzucić trochę makaronu drobniutkiego. Ta zupa nazywa się nudelsuppe.  fakt, faktem..ma rację podopieczna, bo w życiu ja głupia Polka nie nazwałabym czegoś takiego zupą. Ale ona jest normalna, tylko ja jakaś przygłupia.
Przed przyjazdem jej córki, podopieczna ponownie mówi aby ugotować tę wspaniałą zupę. Mówię ok. Nie ma problemu. Wrzucam ten kawałeczek mięsa do wody i na małym ogniu gotuję do miękkości. Przyjeżdża córka +/- 70 lat.Typ "herod-baba". Pytam..może kawę zrobić. W końcu jechali tu dość długo..i słyszę wrzask "ich!!!" Myślę Ewka co Cię napadło kuźwa z tą troską. Córcia patrzy na garnek, chwyta go i wylewa zawartość. Myślę ok...ciekawe co będzie dalej. Okazało się, że ja źle gotowałam te mięso, bo dałam wody tyle aby przykryć mięso, a okazuje się, że woda jest droga i należy tylko w połowie przykryć mięso wodą. Myślę..kurwa..zaraz nie wytrzymam, ale patrzę wyciąga marchewkę...O to chociaż będą warzywa w tej zupie...ale radość trwa krótko...bo jedną obraną marchewkę nie wrzuca do mięsa tylko osobno ją gotuje. Na koniec lepi bawarskie knedle. Akurat umiem je robić, ale tutaj znają jakiś inny przepis...bo do bułki wrzuca jakąś pastę, nie wiem z czego ani jaka. Jest zupa....I teraz uwaga.....Ugotowaną marchewkę kroi na trzy kawałki i wrzuca każdemu do talerza jeden kawałek...zalewa to tą wodą z mięsa...i na koniec dokłada tego niby knedla. Próbuję go...słone, smakuje dalej..i nic. Kuźwa rozpieprzyli mi chyba kubki smakowe bo poza solą nie czuję nic. Mówię nie jestem głodna..chyba ten klimat.
Jeszcze parę lat temu uwierzyłabym może, że stary człowiek po 80 może być normalny. Teraz już nie wierzę. Mało tego, gdy kilka lat temu u mnie w domu gościłam m.in. geriatrę i zaczęłam opowiadać o moich podopiecznych...on nagle mi przerwał i stanowczo stwierdził, że jest to wbrew medycynie. W tym wieku zawsze już są zmiany w mózgu..u jednego mniejsze, u drugiego większe..ale zawsze są. Tym samym twierdzenie, że jedziemy do podopiecznego, którego głowa jest sprawna jest nieprawdziwe.
Moje dwa opisane wypadki poza ewidentną chorobą, są także dowodem na to, że głównie starzy ludzie mają nas Polaków za przygłupów. Za coś gorszego..zwłaszcza, Ci prości Niemcy, bez wykształcenia. Dzisiaj gdy Pani córka szykowała kolację wyjęłam z lodówki kupioną jeszcze za zmienniczkę krabensalat. Próbowałam raz podopiecznej dać, ale ona nie lubi jej, ja też tego nie lubię, więc dzisiaj pomyślałam może córka lub jej mąż to lubi. Zapytałam, czy może mają ochotę, że termin ważności jest ok..tylko podopieczna nie chce. Córka odpowiedziała, że nie. Zapytałam czy mam ją wyrzucić czy jutro dać kotom..i nagle usłyszałam....Ty masz ją zjeść !!!
I co to ma być?..czy to ten szacunek o którym takie hymny wyśpiewują niektóre opiekunki? Nigdy w życiu nie śmiałabym coś takiego powiedzieć do kogoś, kto jest u mnie gościem, kto przyjechał pomóc. Zwykła prosta baba..czy tym mam wytłumaczyć jej zachowanie?  Czy to jednak wyobrażenie, że Polak to głupek..kartofli nie ugotuje, zupy nie zna....ot taki koziołek matołek.
I proszę tylko w komentarzach nie pisać mi o kochanych babusiach, dziadusiach..bo ja to już przerabiam od 13 lat...i może i nie potrafię jakieś wody ugotować zwanej zupą, ale za stara jestem na bajki.
/EE/



niedziela, 29 października 2017

Referencje



Moja zmienniczka - szczęściara, po dwóch miesiącach jedzie na zasłużony wypoczynek. Jeszcze w drzwiach prosi mnie, abym przypomniała rodzinie podopiecznego, że obiecali jej napisać referencje. Jest zmartwiona i zatroskana brakiem tego dokumentu. Bo jak ona znajdzie kolejną pracę ? Przecież agencje wymagają referencji.
Zmartwiona wyjeżdża, na nic także zdają się moje tłumaczenia aby to olała. Kilkakrotnie jednak przypominam rodzinie o tych obiecanych referencjach. Zresztą i sama zmienniczka wydzwania prawie codziennie aby im przypomnieć, aby kolejny raz prosić. Referencje, mimo obietnic nie nadchodzą. Żal mi jej, więc po dwóch tygodniach w końcu znalazłam czas, napisałam te cholerne referencje i jej wysłałam. W końcu cóż to za sztuka napisać referencje. Ktoś powie, to nieuczciwe - a ja uważam, że jest tak samo uczciwe jak i "uczciwe" jest często postępowanie agencji wobec opiekunki.
Kilkakrotnie byłam świadkiem, gdy opiekunki bezskutecznie, prosiły rodziny o ten dokument. Często te prośby były poprzedzane małym upominkiem.
A to jakby nie było tylko świstek papieru, często z nabazgranymi byle jak, na odczepnego dwoma zdaniami z którego wynika tylko tyle, że opiekunka była "liebe". Świstek papieru, który niczego w naszej pracy nie zmienia i zupełnie o niczym nie  świadczy, a już na pewno nie jest żadnym uwiarygodnieniem naszych umiejętności i fachowości.
I mam propozycję. Każda z Was, która potrzebuje takie referencje niech do mnie napisze na priw. I ja każdej z Was bez żadnego problemu, z każdego miejsca w Niemczech takie r4eferencje załatwię. Bez proszenia się od rodzin, bez jakiś ekstra podziękowań dla rodzin.
 Zapytacie ale skąd?, "ale jak":. Moje kochane ludzie w niewiedzy żyją dłużej. Od rodzin naturalnie :) Agencje też raczej to nie interesuje i bardziej żądają tego z nudów niż z potrzeby, nie bardzo wiedząc co z nim robić. Taki sam absurd jak i te ich formularze.
Nie ma żadnego powodu abyście stresowały się posiadaniem lub nieposiadaniem referencji.
/EE/


sobota, 28 października 2017

Opiekunka - opiekunce.



Zmienniczka winna być przyjazna, bo zna ból rozłąki, bo zna trudy tej pracy. A jakże często bywa naszym przeciwnikiem. Wita nas naburmuszona, władcza. Nie ma wtedy miejsca na spokojną rozmowę, nie ma rad, wymianę doświadczeń, rzetelne przekazywanie obowiązków. Ale są za to polecenia, nakazy i zakazy. Apodyktyczna, władcza. Kontrolująca nas nawet wtedy gdy winna w domu wypoczywać. Wypytuje, sprawdza, kontroluje czy okna już umyte, a dlaczego podałaś posiłek 5 minut wcześniej i dlaczego ręczniki znajdują się na innym miejscu. Wydzwaniają, bywa że codziennie z kolejnymi poleceniami i nakazami. Będą dzwonić do rodzin pytać, czy dobrze pracujesz, czy są zadowoleni. Nieraz zasugeruje częstą kontrolę.
I ja trafiłam na ciekawą zmienniczkę. Jakby przeciwieństwo tej nadgorliwej. Nie dość, że zostawiła wiszące pajęczyny, to na dodatek nawet mi nie przekazała, kiedy miała wolny dzień i czy w ogóle go miała. Któregoś dnia, gdy zadzwonił telefon, tradycyjnie chciałam przekazać słuchawkę podopiecznej. Pechowo była w tym czasie w toalecie. Chciałam o tym poinformować dzwoniącego, gdy nagle się okazało, że to moja zmienniczka. Porozmawiałam z Nią chwilę i wtedy dopiero się dowiedziałam, że mam wolny dzień. Zanim oddałam słuchawkę podopiecznej, zapytałam, kiedy mogę zadzwonić, aby dopytać o jeszcze kilka rzeczy. Podała mi dzień i czas. Stosując się do podanego czasu, danego dnia wykręciłam numer do tejże zmienniczki. I nagle się dowiedziałam, że rozmawiać ze mną nie ma ochoty, że zadzwoniła tylko aby porozmawiać ze swoją Marią.
 Czyżby także kontrola? Kontrola bez uprawnień do kontroli.
Interesujące zachowanie, ale zarazem cóż to za bezmyślność. Zamierza bowiem moja zmienniczka wrócić, więc to jej przede wszystkim winno zależeć abym kontynuowała jej pracę, nie psując warunków, nie zepsuć tego miejsca. Jej winno zależeć, aby zastała miejsce jak i podopieczną w tym samym stanie.
Bezmyślność i krótkowzroczność naszych zmienniczek często chodzą w parze, często też uwidacznia prymitywizm opiekunki.
Co jest przyczyną, że tak wiele Polek stoi wilkiem wobec drugiej Polki? Czy to aby tylko brak kultury osobistej, brak umiejętności współżycia społecznego ? A może zakompleksienie i świadomość, że jest się "nikim" ?
Opiekunka - opiekunce nie równa. Zmienniczka - zmienniczce też.
/EE/

piątek, 27 października 2017

Dokąd zmierzacie ?



Wstawiłam dzisiaj cztery posty. Pisałam o wierze w siebie. w swoje zdolności i umiejętności. O zainwestowaniu w siebie. Prosiłam i namawiałam do szerszego spojrzenia na otaczający świat. Niestety temat okazał się za trudny dla dużej ilości ograniczonych opiekunek. Ograniczonych tylko do pampersów, kupek, biegunek. I jestem trochę rozczarowana , że dla większości sympatyków mojej strony życie zaczyna się od pracy jako opiekunka i kończy się na pracy opiekunki. Żyją życiem opiekunki..a właściwie to żyją życiem swoich podopiecznych. Poza ta pracą niczego już od życia nie oczekują, niczego nie pragną, nie mają marzeń.
A ja mówię..to nie jest życie..to wegetacja w ciemnogrodzie. To upodabnianie się do życia podopiecznego, który często poza czubkiem własnego nosa niczego nie dostrzega, niczym się nie interesuje. Wystarczy, że pogada o chorobach, zje albo i nie, czasami bezmyślnie popatrzy w telewizor.
Mam wrażenie, że podobają Wam się te tematy, w których piszę o agencjach..a jeszcze lepiej gdy je krytykuję. Tylko ileż można ? Bo gdy o agencjach piszę dobrze, to już zaczyna się kręcenie nosem, zarzucanie mi stronniczości czy wręcz nieuczciwość.
Podoba Wam się, gdy piszę i krytykuję pseudo-opiekunki. Ale są przecież i te dobre, normalne. Ale o tym lepiej nie pisać..bo po co. To przecież takie nudne..gdy wszystko się układa, gdy dopisuje nam szczęście, gdy mamy dobry humor. O wiele ciekawiej czyta się o niedobrych agencjach, niedobrych opiekunkach, parszywym życiu, kłótniach i wyzwiskach na grupach.
Nie interesuje Was normalność, nie interesuje dobre , radosne życie. Nie interesuje Was książka, teatr, jakaś pasja, bo lepiej oglądać świat w szarościach niż dowiedzieć się, że życie ma barwy.
Dokąd zmierzacie? ..czyżby donikąd ? Gdzie zagubiłyście ciekawość dzieciństwa, wyobraźnię ?
/EE/


czwartek, 26 października 2017

Piękno tkwi w Was



Niedawno wspominałam O Waszym pięknie, ukrytym w Was, często zapomnianym, często przybrudzonym piętnem Opiekunki. Mam zamiar Was zachęcić do budowania Waszego nowego "Ja" i to bez względu na wiek. "Ja" uśmiechniętego, zadowolonego i szczęśliwego. Bo nigdy nie jest za późno, aby zacząć coś nowego, coś wspaniałego.
Ostatnio spotkałam moją dawno nie widzianą koleżankę. Niosła pod pachą rulon i gdy zapytałam o niego, okazało się, że zapisała się w domu kultury na tworzenie witraży. Nauczyli ja tam tej sztuki od podstaw, począwszy od techniki, poprzez ćwiczenia aż do efektu końcowego. A Ona, złapała tego bakcyla i w tej chwili łącząc to co lubi, z pracą i zaangażowaniem tworzy wystawy swoich prac, sprzedaje je...i realizuje siebie.
Ja wiem, ktoś powie..."ale my nie możemy, my w ciągłych wyjazdach". Tak, to prawda, ale poświęćcie trochę czasu na własne wspomnienia. Co lubiłyście robić jako dzieci, za co bywałyście chwalone, co Wam sprawiało radość i... wróćcie do tego. Zacznijcie czas poświęcać swojej pasji, a nie tylko myślcie ciągle o swoim podopiecznym, o konfiturkach dla babć i obiadkach dla swoich mężów i dzieci.
Na początku pewnie to będzie trochę nieudolne, ale z czasem nabierzecie wprawy i przypomnicie sobie czas gdy byłyście dziećmi. Zajmując się swoją pasją nie tylko dostrzeżecie nowe kolory życia ale także, ot choćby z braku czasu przestaniecie żyć problemami starych ludzi, często rozhisteryzowanych, często egoistycznie wpatrzonych we własne choroby. Zróbcie to, choćby ze względu na własne zdrowie.
Zacznijcie tworzyć..cokolwiek. Rysujcie, piszcie wiersze, zbierajcie zioła, uczcie się nowych przepisów kulinarnych, fotografujcie i co tam Wam jeszcze do głowy przyjdzie. Bądźcie twórcze..a los Wam ten czas, wygospodarowany na pasje, na pewno wynagrodzi.
I do tego was bardzo zachęcam, namawiam, bo dzięki temu otworzycie swoje okna na nowe możliwości. Być może także na dodatkowe dochody.
I zacznijcie już dziś...od podjęcia decyzji "że chcę", "że potrafię", "że mogę". Ważne są też intencje dla których chcecie ten nowy etap rozpocząć. Nie nastawiajcie się z góry na tę dodatkową kasę...ale zacznijcie od zmiany  postrzegania. O intencjach zresztą niedawno pisałam. Namawiam Was, abyście częściej dostrzegały barwy każdego dnia...wystarczy tylko podnieść głowę, uwierzyć w siebie. Namawiam Was do odwrócenia wzroku od Waszego podopiecznego, bo jemu już i tak nie przywrócicie lat młodości, natomiast Wy macie jeszcze wiele przed sobą. Poproszę Was, abyście spróbowały dostrzegać otrzymywane od losu, codzienne dary. Poproszę Was, abyście te dary codziennie chowały do własnego woreczka skarbów, bo mając świadomość ich posiadania, będziecie umiały okazywać wdzięczność.
Namawiam Was na wspólnA wędrówkę ku nowemu, ku lepszemu Waszego "Ja".
Bo to "Świat oczami Ewy" a więc każdej z Was.
/EE/


środa, 25 października 2017

Zdobyta góra Wallberg



Zgodnie z obietnicą wybrałam się na tę moją górę. Zanim jednak doszłam do kolejki byłam tak zmachana, że już marzyłam aby usiąść wreszcie w tej kolejce linowej. Ja góral karkonoski , a byle wzniesienie sprawia, że zachowuję się jak stara lokomotywa. Pocieszam się tylko faktem, że to przez te moje 3 kg.
Bilety na ten wagonik są dość drogie, bo uważam, że 20 euro to nawet dla Niemca jest sporo. Na bilet ulgowy dla dzieci się niestety nie załapałam, mimo, że pytając o ich cenę ugięłam lekko kolana, aby być niższą. Za te swoje 20 euro dostałam jednak cały wagonik a nie tylko jakąś miejscówkę.
Wreszcie wsiadłam, a po chwili coś szarpnęło i wagonik mój ruszył. Ale fajnie, jadę, niczego tylko z ciekawości nie dotykaj w tym wagoniku, bo zepsujesz i nie dojedziesz albo nie daj Bóg wypadnę. Jednak gdy po chwili ponownie szarpnęło mój entuzjazm zmalał i pomyślałam, Ewka, ty chyba z tego nie wyjdziesz cało. Bo jak znam życie, zaraz coś nawali i zlecę wraz z tym moim wagonikiem za 20 euro. Postanowiłam się na wszelki wypadek nie wiercić, siedziałam jak trusia, nawet głową nie ruszałam. Byleby tylko dojechać myślę i jak powiadają "jak trwoga to do Boga" zaczęłam prosić tę moją św. Ritę aby nade mną czuwała. Było nie było, jest w końcu od spraw beznadziejnych. Nagle, mimo, że prawie już nie oddychałam, znowu szarpnęło wagonikiem..już teraz nie proszę moją świętą, ale wręcz ją przekonuję, że dobry ze mnie człowiek, że mam dobre serce, ze nawet dzisiaj obiad podopiecznej podałam. Fakt tylko zupa kalafiorowa, ale smaczna i bardzo zdrowa. I w tym samym momencie gdy wspomniałam tę zupę, nagle sobie uświadomiłam, że jak na ostatni mój posiłek to jednak się nie popisałam. Trzeba było choćby schabowego zrobić, a tak to pozostanie mi we wspomnieniach tylko jakaś zupa.
Już zupełnie załamana, postanawiam jednak trochę się porozglądać. Przejechałam już 1/3 trasy wiec sama siebie uspokajam, że chyba nie jest źle. Wprawdzie znaną himalaistką Rutkowską nie będę, ale jednak żyję i jadę cały czas na górę.Tym samym zbieram się na odwagę i zaczynam się rozglądać już rzeczywiście urzeczona widokami. W końcu co ma być to będzie, ale w duchu myślę, co mnie podkusiło aby wybrać się na samą górę. Co mi się kurcze tam na dole nie podobało. Były fajne krówki z dzwoneczkami, miałam bajeczny widok na górę i mało tego dorobiłam się nawet domku. Zaczynam się zastanawiać czy aby nie za szybko kupiłam ten domek. Może trzeba było kupić go dopiero po zaliczeniu góry..a tak to cały mój dobytek przepadnie.
Znowu szarpnęło tym moim pociągiem. Na wszelki wypadek wychylam się aby zobaczyć jak daleko mam do ziemi. Daleko..niestety..jak spadnę to nawet nie będzie co zbierać. Cholera, co mnie podkusiło z tym zdobywaniem góry. Trzeba było jak normalni ludzie pójść na jakiś spacerek, posłuchać jak ptaszki śpiewają, jakiś film obejrzeć w telewizji a nie..zachciało mi się góry. Jakby mi tam na dole było źle.
 Na szczęście już przed sobą widzę metę i aby już nie robić z siebie taką niedojdę chwytam za aparat i pstrykam jak opętana te fotki, niech Niemcy wiedzą, że polski turysta strachliwy nie jest.
 Dojechałam w końcu na sam szczyt i już odważnie przemierzyłam górę wzdłuż i wszerz. Nie ma to jak czuć grunt pod nogami. W końcu mam powód do dumy...wsiadłam do niemieckiej kolejki i nawet dojechałam. Droga powrotna tez już minęła spokojnie, wytłumaczyłam sobie, że skoro zajechałam na górę to i z niej zjadę. Zdjęć narobiłam naprawdę mnóstwo, widoki zapierają dech w piersiach. Wiem na pewno, że te góry zdecydowanie różnią się od moich Karkonoszy, chociaż podobno jeden ze szczytów ma nazwę Hirschberg, więc jelenia góra.
Cała, zdrowa i zadowolona wysiadłam z tego mojego wagonika. Dziękuję św. Ricie, że nie zawiodła. Teraz to najchętniej pojechałabym na tę moją górę ponownie, ale niestety praca wzywa. Pozostaje mi widok z balkonu...na tę moją, z trudem zdobytą górę. Cała szczęśliwa jestem tu i teraz.

ps. nigdy nie było żadnego wypadku kolejki linowej.
/EE/





czwartek, 19 października 2017

Intencje



Kilkanaście lat temu miałam sklep z pakowaniem prezentów. Zajęłam się tym, gdyż jak większość ludzi, aby żyć trzeba pracować. Zaczynałam mając przysłowiową złotówkę. Dlatego też wybrałam pakowanie prezentów, bo to mały nakład finansowy, a zysk pochodzi głównie z pracy rąk. Ponadto wiedziałam, że pakowanie prezentów to taka wdzięczna praca, bo któż z nas nie lubi dostawać czy też ofiarowywać prezentów..
Początki były trudne, bo w moim mieście akurat było 5 takich punktów, a ja zaczynałam niewiele wiedząc o pakowaniu. Uczyłam się nocami ładnie pakować, uczyłam się robić ładne ozdoby, kokardki. Uczyłam się sama robić pudełka ozdobne i torebki na prezenty, aby zaoszczędzić, bo na kupno gotowców nie było mnie stać. To była ciężka praca, ale lubiłam to co robię. Wkładałam całe swoje serce aby klienci byli zadowoleni. Bo uśmiech klienta, gdy otrzymywał pięknie zapakowaną książkę, puzderko czy inny drobiazg..był bezcenny. Ich uśmiech sprawiał, że i moje serce się śmiało, mimo, że nie zawsze miałam nawet na zapłacenie dzierżawy. Wiedziałam, że moja praca przynosi radość innym. Zdarzyło się, że przyszedł mały chłopiec, aby zapakować dla swojej Mamy prezencik. Pokazał mi, parę grosików w dłoni i pytał czy wystarczy. Nie myślałam wtedy o kasie, o dzierżawie, tylko najpiękniej jak umiałam pakowałam prezencik, zostawiając te grosiki chłopcu, aby miał na lizaka. Miałam zdarzenie, gdy kolonia z pomocy socjalnej przyszła popakować pamiątki, które chcieli zawieść do domu dla rodziców. Nie mieli dużo pieniędzy...popakowałam im w ładne pudełka z nadrukiem mojego miasta biorąc za nie przysłowiową złotówkę. Radość tych dzieciaków, ale i ich opiekuna pozostanie we mnie na zawsze. Nie raz i nie dwa razy pakowałam za grosiki, wiedziałam, że niesie to uśmiech, radość. I los wynagradzał te małe gesty. Bo nagle ktoś nie chciał reszty, bo nagle po zapakowaniu komputera w domu klienta dostawałam ekstra 100 zł.
 Powoli odnosiłam sukces. Klienci wracali. Często odwiedzali mnie, aby tylko jeszcze raz wrócić do wspomnień, do otrzymanego prezentu zapakowanego u mnie, do radości ich rodzin. Wraz z tym sukcesem przychodziły pieniądze. Byłam zapraszana przez zadowolonych klientów na bankiety, uroczystości rodzinne. Nagle mój sklepik z pakowaniem prezentów został jako jedyny w moim mieście. Odniosłam sukces, zarabiałam niezłą kasę, bo np. przez 3 dni przedświątecznych, potrafiłam zarobić na czysto 10.000 zl. Do dzisiaj zdarza się, że ktoś zaczepia mnie na ulicy wspominając tamten czas.
I to właśnie miałam na myśli, pisząc wcześniej o intencjach. Nasze intencje winny być zawsze czyste...bo wtedy zawsze sukces jest gwarantowany. I gdyby teraz firmy, nie zaczynały pracy od liczenia kasy, ile to za jedną Polkę będzie miała zysku, a nastawiły się na radość opiekunki, rodzin podopiecznych to i miałyby i sukces i kasę. Gdyby porządnie i rzetelnie sprawdziły miejsce gdzie wysyłają opiekunkę, gdyby zareagowały zawsze na czas gdy dzieje się opiekunce krzywda, to i opiekunki by były szczęśliwe, a i agencja pracując na sukces i zadowolenie klientów miałaby kasę.
Tak samo i wspominany wczoraj przeze mnie nierzetelny przewoźnik. Gdyby zabrał tę nieszczęsną Polkę, nawet nadkładając kilometry, nawet gdyby w tym busie jechała jako jedna, tym samym nastawiając się na zadowolenie klienta, jestem pewna, że los wynagrodziłby mu to w najbliższym czasie. Bo jeden zadowolony klient pracuje na kolejnych kilkunastu. A ponieważ, zaczął wpierw liczyć zyski i straty, to i nie dziwota, że tych klientów będzie miał mniej, że nie odniesie sukcesu i nadal większość czasu będzie spędzał na rozwieszaniu reklam, niż na rzeczywistą pracę, która przynosi dochód.
I tak to jest w życiu. Ktoś powie, to zwykły marketing.Tak może i tak, ale czyż nie piękniej brzmi słowo "intencja"?
Życzę wszystkim samych sukcesów, mniej cynizmu, cwaniactwa i wyrachowania a więcej dobrych, czystych intencji.
/EE/

środa, 18 października 2017

List otwarty do Firmy przewozowej "Kamil" z Gryfowa



Jak Pan mógł w kilka godzin po potwierdzeniu rezerwacji nagle odmówić? Jak Pan mógł  kilka godzin przed wyjazdem nagle odmówić?
Pamiętam czas, gdy Pana ojciec zabierał mnie osobówką z granicy holenderskiej, pamiętam czas gdy w busie były tylko dwie osoby. I wtedy się to Pana ojcu opłacało, wtedy nie zawiódł, bo dał słowo, bo brał odpowiedzialność i za swoje słowa i za los kobiety, której obiecał powrót do domu. Bo wiedział, że jeśli nawet raz straci, to następnego dnia zwróci mu się z nawiązką. Bo zadowolony klient to najlepsza reklama dla firmy. I Pana ojciec to wiedział, dlatego w kilka lat jego firma stała się prężna i duża.
A Pan, zamiast kontynuować jego dorobek pracuje na porażkę. Pan powiedział wczoraj "co mnie to obchodzi". Co Pana obchodzi, że zawiódł Pan klientkę.
A co obchodzi kobiety, że może Pana pracownicy są głodni, spragnieni? A co obchodzi kobiety, że są zmęczeni ? A jednak obchodzi, bo zawsze wracając do domu, mają dla Pana pracowników kanapki, owoce, napoje. Obchodzi je także wtedy, gdy oferują im nocleg, by nie spali w busie. Obchodzi ich los Pana pracowników, bo chcą dojechać szczęśliwie do domu, bo w ten sposób okazują zrozumienie dla Waszej pracy.
Panu tego zrozumienia wczoraj zabrakło. Czy zdaje sobie Pan sprawę, ile osób jest zaangażowanych w terminowe dotarcie opiekunki do pracy? To rodziny podopiecznych, zmienniczka, agencja i wreszcie rodziny opiekunek.
Pan powiedział wczoraj, że to nie Pana problem, co zrobi teraz pokrzywdzona Polka. A ja myślę, że to właśnie Pan ma problem. Mało tego, Pan z tym problemem pozostanie na długo. Bo kobietę zabrał inny przewoźnik, natomiast Pan dorzucając cegiełkę do własnego upadku, długo tę cegiełkę zapamięta. Bo wieść o Pana niesolidności, wieść o Pana obojętności rozniesie się z siłą huraganu, którego nie zdoła Pan zatrzymać.
Czy zaprawdę tak trudno było wczoraj, okazać zrozumienie tej kobiecie, wiedząc, że zaistniała sytuacja powstała z Pana winy , Pana gapiostwa, niedopatrzenia? Wystarczyło tylko, podzwonić po koleżeńskich firmach, by znaleźć przewoźnika zastępczego. Przecież jakże często firmy między sobą przekazują klientów, gdy jednej czy drugiej firmie dany adres jest nie po drodze. Pan tego nie zrobił. Bo nie chciał Pan, bo to nie Pana problem, a może po prostu inne firmy nie chcą Panu pomagać, z Panem współpracować ?
Wczoraj przeglądając Pana stronę na fb zauważyłam mapkę, na której jest pokazana trasa przejazdów. Ze zdziwieniem dostrzegłam tam informację, że zabieracie klientów tylko w odległości 50 km od wskazanej trasy. To jakieś novum w tej branży. Może od razu idźcie na całość i zażądajcie, aby klienci stali na autobahnie. Dostrzegłam także cennik...80 euro. To chyba najwięcej w regionie dolnośląskim, zważywszy, że średni koszt to 50-60 euro. Proszę Pana, aby pobierać 80 euro trzeba być wyjątkowym przewoźnikiem, a nie co najwyżej miernym. Sam Pan na taką stawkę wpadł, czy ktoś Panu to podpowiedział? Przecież niedługo Pana ceny zrównają się z liniami lotniczymi, gdzie poza miła obsługą otrzymuje się także napoje, kanapki. Pana nie stać nawet na uprzejmość, że o napojach nie wspomnę.
Czy nie zastanowiły Pana także krytyczne komentarze klientów wstawiane na Pana stronach internetowych? A może Pan ich nie czyta, bo i po co? Przypomnę Panu...
"5 lipca 2017
Dość długo jeżdżę z tą firmą i byłam zawsze zadowolona ale faktycznie coś się dzieje złego bo coraz więcej kierowców jest bardzo bezczelnych cwaniaków! A zwłaszcza wśród młodych kierowców! A Szkoda bo dość szybko i ostrożnie jeździli!! Bardzo ważne, pasażerowie nie jeżdżą za darmo!…"
 20 maja 2017
Wraz z przyjaciolka korzystalysmy sporadycznie z przewozow I na naszej trasie do Hamburga prowadzil swietny kierowca. Niestety polecilam przewoz moim rodzicom. Szef okazal sie tak pazerny na pieniadze, ze traktuje czlowieka jak worek ziemniakow. Tato wykupil sobie bilet w obie strony.…"/oryg. pisownia/
Jest tam tych komentarzy więcej. Nie będę ich wszystkich kopiować aby Panu wstydu większego nie robić. 
Kilka miesięcy temu, gdy wstawiał Pan w grupach reklamy swojej firmy, zapewniał mnie Pan, że firma poprawi jakość swoich usług. Że kierowcy będą grzeczniejsi, że poprawi się jakość usług. I co? zapomniał Pan, czy może to tylko pustosłowie? Słowa bez pokrycia nie mają żadnej wartości.

Wie Pan jaka jest różnica między firmą z lat Pana ojca a Panem? Pana ojciec pracował na sukces, bo wiedział,że za tym przyjdą też i pieniądze. Pan poszedł na łatwiznę i zaczął pracować tylko na pieniądze. Kasa przesłoniła Panu oczy, tym samym nigdy Pan nie osiągnie sukcesu.A to sukces jest najważniejszy. Smutne jest, że to co wypracował Pana ojciec potrafił Pan tak zmarnować.
Bo na sukces, na dobra markę pracuje się latami. Stracić zaufanie można w kilka minut, ale odzyskać zaufanie klientów zdarza się tylko nielicznym. Bywa, że nie zdarza się nigdy.
/EE/
ps. w napisanie tego tekstu zaangażowanych było wiele osób. Za pomoc wszystkim bardzo dziękuję.


poniedziałek, 16 października 2017

Postaw na rozsądek



Uderzył mnie. Niemiec. Nie wykonałam Jego polecenia. Tak, polecenia, nie prośby. Zażądał dla siebie kolacji o piątej, ja zawsze robię o szóstej dla podopiecznej. I gdy przyjechał kolacji nie było, miałam inne zajęcie. Nie leżałam, nie siedziałam tylko wykonywałam inną pracę, pracę za którą mi płacą. Kolacja dla syna, który od samego początku tylko na mnie pokrzykuje, do tych czynności nie należy. Moja zmienniczka też go się bała, robiła co jej rozkazał.
Dzwonię do agencji. No tak, nikt nie odbiera. jest niedziela, więc Panie odpoczywają, w przeciwieństwie do nas. Koordynatorka też odpoczywa. Zamawiam busa. jestem w swoim pokoju, zamknęłam się i wyjdę stąd dopiero rano, do busa. Nie ruszę tutaj nawet palcem. W Polsce po czymś takim zadzwoniłabym na policję, ale tutaj trochę się bałam.
Po kilku godzinach dzwoni koordynatorka, czyli odbiera telefony, tylko, że nie od opiekunek. Rodziny to inna mańka. Informuję ją, że jutro zjeżdżam. Nagle słyszę, że podobno pobiłam syna, mam iść i go przeprosić. Pytam Ją czy widziała chociaż raz syna na oczy. Facet ma prawie 2 metry, ja 160. To albo on nie ma jaj, że dał się pobić kurduplowi, albo Pani koordynatorka ma nierówno pod sufitem. Odkładam słuchawkę, a rano wsiadam do busa i wracam do domu. Jednak zdaję sobie sprawę, że teraz będą moje słowa przeciwko słowom Niemca. Jak myślicie komu uwierzą ?
Zaczynają się telefony od agencji. Że jak mogłam zostawić pacjentkę, jak mogłam nie powiadomić, a ja pytam "a jak agencja mogła wysłać mnie do takiego miejsca, wiedząc, że dziewczyny tutaj były zastraszane?". Ale agencja wie swoje, co im tam Polka, co im tam dobre czy złe miejsce. Miejsce przepadło, kasy nie będzie. No chyba, że ja im zapłacę i chyba oto chodzi w tych telefonach od agencji. Zaczynają mnie zastraszać karami za zjazd, za złamanie umowy. Przestaję z nimi dyskutować, ale po kilku tygodniach dostaję pozew do sądu o zapłacenie kary agencji, oczywiście plus koszty sądowe, adwokackie poniesione przez agencję. Trochę dużo tego, trochę naciągane ale sprawa jest. Kłopot jest. Rad nierad, proszę o pomoc mojego adwokata, który po około 2 tygodniach wysyła agencję wraz z żądaniami do diabła.
Niby jest ok ale...no właśnie jest to "ale".
Nie dostałam kasy za czas pracy, straciłam za podróż, straciłam czas i kasę na adwokata, straciłam zdrowie i nerwy. Uniosłam się honorem, ambicją, ale zapłaciłam wysoką stawkę za spokój.

I teraz gdy czytam te mądralińskie.."zjeżdżaj", "zostaw to i wracaj", "nie siedź tam", "nie bądź głupia", to myślę sobie, ile z tych mądralińskich jest tylko mocna w gębie. Czy zdają sobie sprawę, że ich porady są niezdroworozsądkowe i narazić kogoś innego mogą tylko na koszty i dodatkowy stres.
Z perspektywy czasu w takich sytuacjach, wcale nie jest słusznym zjechaniem "już i teraz".
Jeżeli wiemy, że nie jest możliwym wytrzymanie przez okres wypowiedzenia bo ewidentnie jesteśmy źle traktowane, zróbcie zdjęcia, ponagrywajcie szykany i po powiadomieniu na piśmie wracajcie. Ale nie pokazujcie tych nagrań ani fotek agencji. Pomachajcie nimi przed agencją ale Broń Boże nie dawajcie agentkom do rąk. Oddanie ich agencji to kolejny dany im argument, że zdjęcia, nagrania uzyskano bezprawnie, że naruszają dobro podopiecznego, to kolejny dla Was problem, z którego będziecie się tłumaczyć. Jeśli już musicie je okazać, to "zakryjcie" twarz podopiecznego, nawet ołówkiem, jeśli nie potraficie przez edytor zdjęć. Te Wasze skarby będą Wam służyły tylko w sądzie jako dowody w sprawie i taką informację przekaźcie agencjom.
Jeśli macie świadomość,że wytrzymacie przez okres wypowiedzenia to złóżcie to wypowiedzenie na piśmie. Najlepiej i najszybciej jest przez e mail. I pracujcie do czasu zjazdu. Pamiętajcie tylko, żadnych uzgodnień na tzw. "gębę", przez telefon. Wszystko i zawsze w kontaktach z agencjami róbcie na piśmie. I w tej opisanej przeze mnie sytuacji, jak i w innych dotyczących waszej pracy. Przez telefon to możecie sobie o pogodzie pogadać, a i tak niezadługo, aby w przyszłości nie zarzucili Wam, że siedzicie tylko na telefonie.
Jest jeszcze inny sposób na szybszy zjazd. Czasami nawet natychmiastowy. Sposób, który najbardziej nie odpowiada ze względu na kasę, agencjom. To wymusić na rodzinie, ot choćby "wchodząc im na ambicję", aby natychmiast poprosiły agencję o zmianę Polki. Gdy porządnie "nadepniecie" na ambicję Niemca jest gotowy jeszcze w Waszej obecności zadzwonić do Agencji i zrobić to co sugerujecie. A w tym przypadku Agencja będzie siedziała cicho, bo przecież nie będzie rodziny straszyła karami. Wie, że straszyć może tylko głupią Polkę, ale nie Niemca. Wam też agencja nic nie zrobi, bo przecież to nie Wasza wina. Wy byłyście gotowe do pracy.

Zanim podejmiecie decyzję, że wracacie usiądźcie i obmyślcie plan, jak to najlepiej dla Was samych zrobić. Nie słuchajcie idiotycznych rad zwłaszcza tych "pseudo-opiekunek"( rozpoznasz te Panie po krzyku, po słownictwie) w grupach, bo najłatwiej jednej czy drugiej rzucić "wracaj, nie bądź głupia", bo to nie one później będą się chandryczyły z agencjami, tylko Wy. Zawsze niech przyświeca Wam myśl, że pojechałyście zarobić, a nie stracić. Tu chodzi o wasze pieniądze,nie agencje, bo agencję to zawsze można zmienić. To nie problem.
/EE/


niedziela, 15 października 2017

Gdzie teraz przebywasz ?



Po raz kolejny patrzysz w podłogę...niby mnie słyszysz, gdy próbuję nawiązać z Tobą kontakt...a jednak jesteś bardzo daleko.
Jesteś tu...a zarazem Ciebie nie ma.
gdzie teraz przebywasz?...inny świat?..inny wymiar?
Do tego świata ani ja ani nikt inny nie ma wstępu.
Pamiętam inną moją pacjentkę, która co kilka dni odwiedzała swoje znajome w domu starców. Lubiła do nich chodzić, dobrze się z nimi czuła. Jakby bardziej swojsko, jakby wreszcie była wśród swoich.
Któregoś razu zwróciłam się do nich z pytaniem...nie sądziłam, że otrzymam mądrą odpowiedź i czy w ogóle ją otrzymam:
- dlaczego tutaj jesteście ?
po krótkiej zaledwie ciszy padła odpowiedź :
- ponieważ nie wszystkie tutaj jesteśmy.

Bywa, że odnowione wspomnienie wydobywa starego człowieka z demencji, uwalnia z izolacji i staje się pomostem do prowadzenia efektywnej komunikacji. Nagle otwiera się na bodźce i podejmuje ze mną współpracę.
Ale bywa też, że ten sposób nie zadziała, że to nie budzi mojego pacjenta - dlatego zawsze pamiętam, że to co zadziała na jednego nie musi zadziałać na drugiego.

Jak wszelkie tajemnicze historie, opowieść o tej chorobie skrywa odpowiedzi.
Niepewność może rozpalać ciekawość, co też zdarzy się dalej...
I tę ciekawość rozpaliła także i u mnie...i dlatego o tym opowiadam...
...co też zdarzy się dalej?
/EE/
 

Byłam opiekunką



Pisząc wczorajszy post płakałam. Nagle wróciły wspomnienia. Na nowo czułam ból kolan, któr musiałam ugiąć, aby być tu i teraz. Ale płakałam też, gdy czytałam niektóre komentarze w grupach. Komentarze nienawiści, komentarze krytykujące mnie, moje wybory i decyzje. Tu nie chodziło o moją historię ale chciałam ukazać, że wiele kobiet, mimo, że jest na bardzo złych miejscach zjechać do domu po prostu nie mogą. Nie mogą zawieść swoich bliskich, swoich dzieci. Prosiłam o zrozumienie, bardziej skłaniałam się o pomoc dla tych kobiet, o uświadamianie im, że można inaczej, że można lepiej, niz o oskarżanie ich, naśmiewanie się. Płakałam wczoraj gdy deptano moje życie i życie innych kobiet, które tam są i trwają. A deptały, głównie te empatyczne opiekunki, te dobre i serdeczne. Opiekunki z powołania. Ironia losu ? Dla mnie to potwory w ludzkiej skórze, wykolejone serca, wykolejone mózgi. Brak człowieczeństwa.
Ktoś powiedział, że ładnie piszę ale opiekunką to ja dobrą nie jestem. Nie nadaję się.
Ha...skończyłam kurs w Niemczech dla demenzbetreuung, pracuję 13 lat w tym około 5 tylko z pacjentami demencyjnymi..i nadal się nie nadaję. A nadają się te nieokrzesane, chamskie, wulgarne, które jednego zdania poprawnie nie potrafią sklecić. Gdzie brak im i ogłady i zrozumienia dla drugiego człowieka.
Fakt, nigdy nie twierdziłam, że jestem opiekunką z powołania, że to moja misja. Podjęłam tę pracę bo musiałam i starałam się ją wykonywać dobrze. Nie perfekcyjnie, ale dobrze, bez szkody dla pacjenta, bez wchodzenia z buciorami w życie rodzin podopiecznego.
Wracam myślami do moich lat wczesnych. Najpierw po szkole byłam laborantką medyczną, potem po studiach główną księgową jednej z większych firm w moim mieście. Wczasach wielkich zmian postanowiłam pójść na swoje i otworzyłam sklep z pakowaniem prezentów, dekoracją kościołów, sal bankietowych, w międzyczasie jednak parę godzin dziennie pracując w kancelarii prawniczej.
Śmierć mojej Mamy przewróciła moje życie do góry nogami. Nagle los spłatał mi figla i musiałam wyjechać i zostać opiekunką. I teraz z perspektywy czasu, pamiętając słowa, "że nie jestem dobrą opiekunką", myślę w czym ja byłam dobra? Czy dążyłam do perfekcji? Cieszę się, że pomimo sukcesów zawodowych nie utraciłam cech człowieczeństwa, których pozbawionych jest tak wiele opiekunek. Mimo, że obracałam się wśród tzw. elit mojego miasta, nigdy nie zapomniałam o drugim człowieku, często tym w potrzebie.
I z tego jestem dumna. Nie czuję się szmatą, bo wiele z Was z mądralińskich nie osiągnie choćby setnej części tego co ja osiągnęłam. To, że musiałam się nauczyć pokory,że musiałam niejednokrotnie zgiąć kolano nie zrobiło ze mnie szmaty, głupiej ale mnie wręcz wzmocniło, bardziej wyraźniej wytyczyło ścieżkę moich marzeń i ambicji. A Wy wydające tak złośliwe osądy o drugim człowieku, często biedniejszych od Was udowodniłyście tylko, że jak zerami jesteście tak i zerami umrzecie.
Ktoś się teraz obrazi, ktoś powie nieprawda. Bzdury. Czyżby?
Byłam wczoraj u prawnika, aby dowiedzieć się o postępach mojej sprawy, które mu powierzyłam. W pewnym momencie, pewnie przez kurtuazję pan mecenas zapytał o mojego bloga. Pokazałam mu i mój wpis i komentarze, mądralińskich, wszystkowiedzących. Czytajac ponownie te komentarze płakałam i pytałam "co to za ludzie?', "To jakieś potwory, indywidua", "są zimne i wyrachowane".... "...i prymitywne Pani Ewo" - dopowiedział Pan Mecenas. Spojrzałam na niego i nagle usłyszałam "Teraz już Pani wie, dlaczego nie chcę prowadzić spraw opiekunek. I dlaczego większość dobrych kancelarii zamyka przed nimi drzwi. Przychodzą i oskarżają od złodziei, oszustów, kretynów, wszystkich. począwszy od chorych ludzi a skończywszy na agencjach. Nie potrafią często sklecić jednego zdania, ale za to świetnie znają prawo, przepisy.  Może i dzieje się opiekunkom krzywda, ale prawda jest taka, że słysząc słowo opiekunka z Niemiec na myśl przychodzą kradzieże, prostytucja, pijaństwo. I dlatego nikt wam pomagać nie będzie. Ciężko będzie namówić, czy to prasę, czy urzędników, polityków aby nachylili się nad poprawą i regulacją przepisów, aby Wam ulżyć i pomóc, bo rzeczywiście agencje żerują często na Waszej niewiedzy, biedzie".
Smutne to słowa, smutna perspektywa, ale jednak po chwili staję w obronie tych normalnych, prostych, uczciwych kobiet. Pokazuję i te dobre komentarze, ale po wyrazie Jego twarzy, widzę, że go nie przekonuję. Mówię o kobietach wykształconych, opiekunach medycznych, którzy z pełnym zaangażowaniem wykonują  tę ciężką pracę.  Jednak słowa "smrodu nie zakryje zapach perfum" definitywnie kończą ten wątek rozmowy.
Taki wizerunek ma "opiekunka". Wizerunek wypracowany przez lata i do czasu gdy agencje nie zaczną selekcjonować opiekunek, zdecydowanie rezygnując z tych głośnych, nieokrzesanych, chamskich bab, taki wizerunek pozostanie. A przecież ten zawód wymaga tyle poświęceń, tyle serca, wręcz winien być na piedestale zawodów, a jednak smród, który pozostawiają prymitywy, sprawia, że wizerunek opiekunki jest nadszarpnięty. Zamiast słowem "opiekunka" wzbudzać szacunek, wiele roszczeniowych bab sprawiło, że wzbudza "pogardę".
Wczoraj odpowiadając na komentarz powiedziałam, że nie chce już być jedną z Was, że nie chcę już mówić o sobie "że jestem opiekunką", bo to żaden zaszczyt, żadna chwała. Czas się odciąć od chamstwa, znieczulicy, braku szacunku dla drugiego człowieka. Czas aby ludzie przestali mnie kojarzyć z ograniczeniem umysłowym pseudo-opiekunek, brudem i smrodem, który pozostawiają po sobie i to nie tylko na fb. Bo w realu, w pracy, gdy już wyjeżdżają do domu ten smród pozostawiają w domach podopiecznych. Bo nie da się ukryć pod przykrywką wymuszonego uśmiechu, -chamstwa, apodyktyczności, ograniczenia i braku kultury.
Wiem, że ten wpis sprawi przykrość głównie tym miłym, dobrym kobietom. Kobietom ciepłym, serdecznym i uczciwym. Poznałam je, rozmawiam z nimi, są stałymi gośćmi na mojej stronie. Darzę je wielkim szacunkiem za pracę, którą wykonują. One także dostrzegają chamstwo tych innych. Nie raz to krytykują, częściej omijają. Ich głos rozsądku jest często niestety  niesłyszalny...a szkoda. One też nie pasują do tych "prawdziwych opiekunek z empatią". One też wiedzą doskonale, że krzykaczki psują im reputację i wizerunek polskiej opiekunki. I one dzisiaj zrozumieją mój wpis.
Na prymitywach mój post nie zrobi żadnego wrażenia. Nadal  w swojej niewiedzy będą miały wrażenie, że robią za gwiazdy. Niedouczone, agresywne,bez ambicji i honoru, poniewierane w domach, zakompleksione indywidua.
/EE/


sobota, 14 października 2017

Mówią, że jesteś szmata....nie wierz im



Jestem już tu tydzień.To dopiero moja druga praca, jeszcze nie wiem co wolno mi, co nie. Jeszcze nie umiem się upomnieć. Zawsze mi się wydawało, że czym chata bogata tym rada, ale tutaj jest inaczej. Rzucają mi jakieś świństwo do jedzenia, krzyczą, ciągle narzekają. Staram się wszystko robić jak najlepiej, a oni ciągle narzekają. Może faktycznie jestem jakaś nierozgarnięta. I jeszcze ten mój słaby język niemiecki. Nieraz coś mówią, wiem że o mnie..ale nie rozumiem. To chyba jednak, patrząc na ich twarze nic miłego. Boże co ja tutaj robię. Dlaczego los zmusił mnie do takiej poniewierki. Moi rodzice pewnie płaczą tam u góry patrząc na mnie, a Babcia to już na pewno w grobie się przewraca, że jakiś Niemiec, tyle lat po wojnie...tak traktuje jej wnuczkę. Ale ja muszę...Muszę do końca roku wykupić mieszkanie, inaczej wyrzucą mnie na ulicę. To mieszkanie po Mamie, kolejowe, a ja nigdy nie pracując na kolei, nie mam do niego żadnych praw. Tak powiedzieli, ale dali mi szansę..jak wykupię do końca roku to będzie moje. Będę miała dach nad głową. Muszę tu wytrzymać. A potem szybko dwie inne prace i będę miała kasę na mieszkanie.
 Dam radę, przetrwam..tylko teraz jestem głodna. Kiedy ja ostatni raz jadłam coś normalnego? Często odmawiam tu jedzenia to fakt, nie mogę, mimo głodu nie mogę tknąć tego. Nieświeże, stare, jakieś podejrzane. Sklep daleko, a nawet gdyby był blisko nie mam kasy. Mam tylko tyle, aby w razie czego zamówić bus. Zaraz będzie obiad. Co tym razem podadzą córki? Już nawet przestałam marzyć o jakimś mięsie, jakieś rybie. Niech będą chociaż kartofle, byle nie czarne.
Siadam z moją podopieczna do stołu. Ma Alzheimera. Jest dobra, tylko chora. Nie wie co się wokół niej dzieje. Muszę także ją karmić. Szkoda mi jej, ale mnie siebie też. Wchodzi córka , podaje talerze na którym są tylko kartofle. Jedna łyżka kartofli. I nagle dorzuca puszkę. Mówi to dla Was, na dwie. Na obiad. Przyglądam się tej puszcze, to śledź w pomidorach. To nasz obiad.W Polsce taka puszkę otwierało się nie raz na kolację, a tutaj to obiad. Otwieram ją, w środku półtora śledzia. Jednego kładę na talerz pacjentki, trochę sosu. Zaczynam ją karmić. Ona nie wie co je, jest jej wszystko jedno. Po chwili dokładam jej jeszcze z mojej połówki kawałek. Ona chyba też jest głodna. Zjadam tę 1/4 śledzia i te kartofle. Przynajmniej wiem, że to czyste, więc jem. Za chwilę godzina pauzy. Odpocznę od tego syfu tutaj. Może pójdę na spacer do lasu. Wykrzyczę swój żal. Ale nagle słyszę, że dzisiaj nie będę miała pauzy bo trzeba skończyć prasowanie. Prasuję rzeczy podopiecznej i rodzin córek. Sporo tego. Cicho mówię, że mam pauzę, że chcę na spacer. W odpowiedzi słyszę, że jest prasowanie, a jak mi się nie podoba to won do Polski. Że nic nie robiłam do południa, że nic tu nie robię, a jedzenie kosztuje i utrzymanie mnie. Słyszę teraz memorandum o brudnych, leniwych Polkach. 
Nagle nie wytrzymuję i ze łzami w oczach mówię o jej złym traktowaniu, że mam dość, że zjeżdżam do domu.
Śmieje się...mówi proszę bardzo...wynocha. Mówię, że ma mi zapłacić za tydzień pracy i podróż. W głowie odzywają się alarmujące dzwonki..mieszkanie, kredyt, nie mam kasy, nie mam pracy. ale mam dość. Chcę do domu. I nagle słyszę słowa....kasy nie ma, dopiero jak skończę 6 tyg. Mówię jej o zapłacie za już przepracowany tydzień. Ona kręci głową i powtarza, jak skończy się 6 tyg. Biegnę do swojego pokoju, łzy spływają mi ciurkiem po twarzy. Co robić? Nie wytrzymam tego. Dlaczego mnie to spotyka? Musze mieć kasę choćby za tydzień. Pośredniczce muszę zapłacić za pracę 200
euro. Jej nie obchodzi, że mi tu źle, że to jej wina, że wsadziła mnie tutaj. Trzeba jej zapłacić. A z czego jak Niemka odmawia zapłaty za mój tydzień ? Na busa mam, ale to też kasa pożyczona od przyjaciółki. Wiem, że ona poczeka w razie czego, ale skąd wezmę na kolejny wyjazd? Kto pożyczy? Tylu miałam znajomych gdy było dobrze, a teraz jak bieda to niewielu zostało. I to mieszkanie na głowie. Nic, muszę zostać tutaj te 6 tyg.
Powoli schodzę na dół, słyszę jak córka coś głośno opowiada, śmieje się, słyszę słowa dumm Ewa...Wracam biegiem na górę, szukam gorączkowo numerów na busa. Mam, chwytam komórkę, mam jeszcze 5 zł na niej. Nie było tutaj telef. do Polski, dwa razy zadzwoniłam z komórki. 1-2 minuty i bach 10 zł szlag trafił. Zamawiam resztkami kasy busa. Jadę do domu, co ma być to będzie. Najwyżej jak zajadę, to po dwóch dniach pojadę znowu. Jakoś nadrobię tę stratę i to miejsce. Powoli się uspokajam, gdy nagle znowu dopadają mnie czarne myśli...za co zapłacę pośredniczce, a mieszkanie? Nie muszę odwołać busa i muszę tu zostać. ..Walczę ze sobą każdą kolejna sekundę, każdą kolejną minutę.

Wtedy, 13 lat temu, po długiej walce sama ze swoimi myślami jednak wróciłam do domu. Bez kasy, mając na głowie zobowiązania pieniężne. Przy wsparciu przyjaciół, po kolejnych wyjazdach wykupiłam te mieszkanie, spłaciłam długi, stanęłam mocno na nogi.
To co przeżywałam te 13 lat temu, w czasach gdy nie było laptopów, smartfonów, agencji / a przynajmniej ja o ich istnieniu nie wiedziałam/ wspominam jak koszmar. Staram się nie wracać myślą do tamtych dni, do tamtych przeżyć.
To Wasze komentarze, te złośliwe, pełne jadu wyzute z uczuć, że o empatii nawet nie wspomnę, sprawiły, że dzisiejszym postem wróciłam do tamtych dni, lat. Czytałam wczoraj....że te które sobie pozwalają to szmaty, to głupie, a mnie serce się kraje, łzy same się cisną do oczu....bo ja te 13 lat temu nie byłam żadną szmatą...ja byłam tylko biedna. Ja bałam się, że będę musiała mieszkać pod mostem.
Te wszystkie kobiety, które pomimo wszystko trwają na swoich posterunkach tez nie są szmatami, tez nie są głupie. One po prostu, mimo wstydu, mimo, że o tym nie mówią, muszą tam być i trwać.
I to przed tymi właśnie kobietami ja chylę głowę, bo jak bardzo muszą kochać swoich bliskich, swoich mężów, dzieci, że aby tylko im pomóc trwają na niegodnych miejscach. Gdzie za miłość do bliskich płacą wysoką cenę. Cenę głodu, poniżania i poniewierki. Bo robią to przecież dla własnych rodzin.
To tym kobietom należy się największy szacunek, największe podziękowania. To One są  największym dowodem odwagi.
Mówisz o niej szmata a ja Ci powiem, że tylko tchórze krytykują. Krytykują tylko dlatego, że dzięki temu czuja się lepiej ze swoim brakiem odwagi, by samemu dokonać czegoś śmiałego. Dlatego najlepsze /choć często najtrudniejsze/. co można zrobić to ignorować ich krytykę. Bo to jak mówią o innych, najlepiej świadczy właśnie o nich. One zapomniały, że nie ma liderów, ludzi, którzy w którymś momencie nie ugięli kolan i nie wznieśli wzroku ku niebu w poszukiwaniu determinacji, siły i spokoju. Te które nazywacie głupimi, szmatami już to znają, przeszły przez to lub przechodzą..ale  Wami mądralińskimi wszystko jeszcze jest przed.
Opowiedziałam fragment mojej historii w hołdzie tym kobietom, które są i pracują w miejscach, w których nigdy nie powinny się znaleźć. Opowiedziałam tę historię bo los tych kobiet był i moim losem. Każdego z czytających proszę aby nie deptał jej, nie deptał ich własności i ich osiągnięć.

PS. jutro opowiem o wcześniejszych zjazdach, gdy jestem na umowie z agencją.
/EE/




piątek, 13 października 2017

Zapomnieć ?...tylko jak ?




W ostatnich postach mówiłam o Niemcach. Że do swoich majątków doszli przez pracę i że musimy nauczyć się szanować ten ich dorobek. Ukazywałam te ładniejsze oblicze narodu...ale jest też druga strona medalu.
Jako opiekunki z Polski często doświadczamy od nich upokorzeń, obelg i co najbardziej boli i przypomina dawne czasy, racji żywieniowych.
Wiadomo nie od dziś, że wśród Niemców istnieje pewien stereotyp Polaka. To leń, brudas, cwaniak, złodziej itp. Nie od dziś wiadomo, że nie wszyscy Niemcy pogodzili się ze stratą niby swoich ziem, a granice nasze uznali dopiero w latach 90- tych i to też przy sprzeciwie części narodu. Często nasi podopieczni pamiętają lata wojny i mimo, że głośno zaprzeczają uczestnictwu w agresji na Polskę, to  swoim zachowaniem, w sposobie nas traktowania, udowadniają, że nie do końca to prawda. Dodatkowo dochodzi jeszcze choroba pacjenta i zdarza się wtedy, że opiekunce na takim miejscu pracy może być ciężko, przykro.
 Pamiętam podopiecznego, który często chciał oglądać ze mną swoje albumy ze zdjęciami. Kiedyś wśród zdjęć jedno przykuło moją uwagę. Biedne, w podartych podkoszulkach, wystraszone dzieci pozowały fotografowi, obok stali żołnierze a w tle paliły się chaty , ruskie domostwa. Spojrzałam na podopiecznego i ten widok mnie zmroził. On patrząc na te zdjęcie nadal się śmiał, nadal zdjęcie go bawiło. Rozumiem, ze to jego lata młodości. Człowiek wtedy jest lekkomyślny, głupi i nie zawsze rozumie swoje czyny ale teraz na te zdjęcie patrzył już starzec. Nie można tłumaczyć go, że nie rozumiał wagi tego zdjęcia, że nie rozumiał bestialstwa w którym uczestniczył. to dla niego było przyjemne wspomnienie a we mnie wstąpiła groza sytuacji i pytanie..do kogo ja przyjechałam? Akurat ten podopieczny był dobry dla mnie, miły i sympatyczny, ale przecież bywa różnie.
Ale co, gdy to rodziny uprzykrzają nam życie a nie podopieczny? Czy wtedy też możemy tłumaczyć ich zachowanie historią ? A może już wtedy wychodzi sprawa wychowania, tego co wyniósł z domu ? W jakieś publikacji wyczytałam kiedyś, że Niemiec musi czuć nad sobą bat, strach wtedy jest bardzo zdyscyplinowany. Gdy popuści mu się cugli ma zapędy agresora.  Może i tym można tłumaczyć złe traktowanie Polek ale jednak są to tylko dywagacje.
Fakt jednak pozostaje faktem, że wiele opiekunek przeżywa swój horror w niemieckim domu.  Są poniżane, obrażane, bywa, że i bite. Ktoś powie, że przesadzam. Otóż nie, sama trafiłam kiedyś do domu, gdzie syn podopiecznej mnie poszturchiwał, popychał i dopiero w momencie gdy mnie uderzył spakowałam walizkę i wróciłam do domu. Pomijam, że syn traktował mnie tak przy aplauzie całej rodziny. To było  na dawnych terenach DDR i wtedy to tym właśnie faktem tłumaczyłam zachowanie syna.
O ile wczoraj pisałam o braku szacunku przez polskie opiekunki do żywności o tyle jakże często się zdarza, że Polka dostaje racje żywieniowe uwłaczające godności człowieka. Na poniższym zdjęciu prezentuje autentyczne śniadanie, jakie jedna z nas - opiekunek otrzymała. Bywa, że podopieczni dostają jedzenie z cateringu i z dwóch porcji na zasadzie zrzutki tworzą porcję dla opiekunki. Bywa, że nagle Niemiec zabiera z talerza opiekunki kotlet, bo za duży ma kawałek, za dużo je. I tę sytuację akurat widziałam. Mnie te obrazy, te sytuacje przesuwają w czasie, do lat wojny.  Agencje, koordynator często nie reagują na nasze wezwanie do pomocy. Może nie mają świadomości jak to naprawdę wygląda? Bo inaczej jest usłyszeć jestem głodna, dostałam na śniadanie stary chleb, a inaczej jest tego doświadczyć, posmakować. Niektóre Panie dokupują za swoje, tylko czy słusznie? Chyba nie bardzo, zwłaszcza, że dokupując te jedzenie dajemy ciche przyzwolenie na racje żywnościowe jakie otrzymujemy od rodziny. Na pewno to nie jest wyjście. Jedynym słusznym jest głośne domaganie się godnego nas traktowania i tym samym czystego, świeżego jedzenia. Agencje zaś winny natychmiast reagować na takie sygnały, bo te racje głodowe, które otrzymuje opiekunka uderzają także w ich honor i godność. To lezy w naszym wspólnym interesie aby niemiec nareszcie zrozumiał, że mamy swoje prawa na równi z innymi nacjami.
Bardzo często w telewizji, radio nawołuje się, aby zapomnieć o historii, zapomnieć o latach wojny. Że to już inny czas, inni ludzie. Sama do tego nawołuję, bo moim zdaniem tak jest łatwiej dla naszej psychiki. Tylko czasem jakże trudno to wymazać z pamięci gdy nagle na naszym talerzu lądują trzy kromki starego chleba.
/EE/

czwartek, 12 października 2017

Gospodarność to bogactwo.



Wczoraj ukazywałam moje spojrzenie na sytuację życiową wielu Niemców. Wiele osób zainteresowało się tylko gołąbkami i danymi GUS z obrazka co wcale nie było tematem postu. Ale odezwały się też słowa pogardy skierowane w stronę "dobrobytu" niemieckich rodzin. Czy to właśnie takie podejście, takie myślenie sprawia, że wiele opiekunek jadąc do pracy nagle żąda iście królewskiego przyjęcia, jedzenia z wyższej półki.
Na ogół rodziny na utrzymanie dają tygodniowo 50 - 100 euro. Wydaje mi się, że jest to sporo pieniędzy i wyżywienie siebie i podopiecznego nie powinno stanowić problemu. A jednak jakże często stanowi, zwłaszcza, gdy z polski wyjeżdża zwykła poczwarka, która nagle przekraczając granicę, ma wrażenie, że już jest motylem..i żąda, wymaga szyneczek, serów z wyższej półki.
Zapomina, że w domu nie zawsze stać ją było na chleb ze smalcem. Że zajadała kiełbasę, za którą płaciła 5 zł /kg i która w składzie miała całą tablicę mendelejewa i tylko mięsa w niej było brak. Nagle przekraczając granicę, nabrała wielkopańskich manier i byle czego jeść nie będzie. I im większa bieda w domu, tym większe wymagania w Niemczech.
Czeto nie potrafi się dostosować do tradycji kulinarnej domowników, tylko Ona musi mieć to, Ona musi mieć tamto. I nawet nie to jest najgorsze. Najgorszy jest ten brak szacunku dla rzeczy, które sama kupi. Pamiętam sytuację, gdy zmieniałam inną Panią. Otwieram lodówkę, a tam dwa otwarte serki. Pytam po co otwierała od razu dwa opakowania? Że przecież to się zepsuje. W odpowiedzi "no to co, najwyżej się wyrzuci". Prawda jakie to proste. Kupić i wyrzucić, bo nie za moje, tylko za ich, w mysl powiedzenia "łatwo przyszło, łatwo poszło". W domu pewnie zanim wyrzuciła opakowanie wpierw dokładnie je wylizała..ale to było kupione za jej kasę więc szanowała. W Niemczech już nie musi...I często bywa tak, że zastaję po dwa opakowania majonezu /otwarte/, kilka opakowań otwartych wędlin, które często już w jednym opakowaniu się psują, kartofle, które już wypuszczają pędy ale obok świeże, dopiero co kupione itd.
Bo oszczędzać i mądrze gospodarować Polka potrafi u siebie w domu. Ale tu jest darmo, tu ma..a jak się zepsuje to cóż..zażąda więcej pieniędzy, bo przecież za 100 euro nie da się żyć.

 Opiekunki z domów, gdzie od dziecka uczono ich szacunku i pracy mają  we krwi poszanowanie żywności i jadąc do Niemiec dbają o nią tak jakby kupiły ją za swoje. Te, które w Polsce mają wielkie g...nagle tam szastają na prawo i lewo. Ona wyrzuci chleb, ona wyrzuci kartofle, ona wyrzuci wędlinę bo już jej się znudziła i ma kaprys na inną. I ja tym Paniom powiem tylko tyle....nigdy nie będziecie miały pieniędzy, nigdy nie odbijecie się od dna i bez względu na to jak długo będziecie musiały jeździć do Niemiec do pracy, zawsze Wam bieda będzie zaglądała w oczy, bo nie macie szacunku dla pieniędzy.
Ale aby nie narzekać tylko..powiem, że spotkałam i super Kobiety, przed którymi chylę głowę. Te Panie potrafiły wykorzystać wszystko co zostawało, Parę kartofli..to kluski śląskie, stary chleb...to usmażyły go w jajku czy inna ugotowała zupę chlebową. Nigdy nie wyrzucały, zamrażały, przetwarzały aby tylko nie wyrzucić. Miały szacunek nie tylko do jedzenia ale i do siebie. To przeważnie kobiety zadbane /czerwona szminka na ustach nie wystarczy/, czyste, schludne, stonowane w obyciu, skromne, które i w Polsce na biedę narzekać nie mogą. Po latach chudszych, po odbiciu się od trudnych sytuacji stanęły na nogach, coś osiągają, inwestują w siebie.
Wczorajszy mój post, o skromniejszym życiu Niemców wzbudził wiele negatywnych komentarzy. Komentarze osób "niech nie narzekają, mają lepiej", "a jak ja mam żyć za swoje?", "oni dorobili się na nas, Polakach", to głosy osób, które właśnie jadąc tam mają wrażenie, że są motylami, gdy w rzeczywistości to tylko poczwarki.  Widzą ile inni mają, ale nie widzą ich zniszczonych rąk od pracy. Brak szacunku dla otrzymanych pieniędzy, to oznaka braku szacunku dla rodziny, podopiecznego. Dla ich pracy, bo Niemiec aby dać Polce musiał zapracować, często bardzo ciężko. One jednak tego nie widzą, bo wiedzą, że Niemcy dostali od Amerykanów (plan Marshalla), ukradli Polakom, ale nie wiedzą, że to również świetna organizacja pracy, dyscyplina, oszczędność ale i pracowitość sprawiła, ze Oni mają.

One, demoralizują siebie zdobywaniem mistrzostwa świata w sabotowaniu pracy, a z nieróbstwa czynią cnotę patriotyczną. One nie widzą, że Niemcy może i przegrały wojnę, ale na pewno wygrali pokój.
/EE/




środa, 11 października 2017

Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz



Ja wiem, że najlepiej pilnować własnego ogródka, niż zaglądać do czyjegoś, ale czasami tak mam, że jestem ciekawa jak żyją inni.
Niemcy, bo to do tego ogródka zaglądam i o tym ogródku trochę napiszę, a będę się wzorować na Wiesbaden, bo to tam rzucił mnie ostatnio los.
Łażę więc w tym moim wolnym czasie i obserwuję ludzi, mieszkańców tego miasta. Zauważam, nie tyle różnice ile podobieństwa do naszego kraju. Sklepy - zaczyna się chyba sytuacja podobna do tej, którą obserwuję w mojej Jeleniej Górze. Mało kupujących, bywa, że ekspedienci nudzą się, wypatrują klienta. Nie mówię tutaj o Aldiku, Rewe czy innych marketach, bo i w naszych biedronkach kupujących jest sporo, ale o sklepach z ciuchami,pamiątkami, art. papierniczymi czy obuwniczych.
Rozmawiając z Niemcami dowiaduję się, że i im ciężko jest żyć. Bywa, że starcza na życie od wypłaty do wypłaty.Rozmawiałam też z jedną z pań (pflegerin). Ma 10 euro na godzinę. Miesięcznie wyciąga około 1500 euro i musi się za to utrzymać. My też mamy tyle, tylko że mamy też jedzenie i dach nad głową. Wydajemy też te nasze pieniądze w Polsce, gdzie jednak czynsze są niższe, wiele artykułów też. Fakt wiele rzeczy ma cenny adekwatne albo i nawet wyższe niż w Niemczech, ale nadal jednak życie w Polsce jest tańsze..Moja rozmówczyni mieszka w piwnicy, wynajmuje pokój i łazienkę. Kuchnia to prowizorka w pokoju.. I na tyle ją stać, a o kupnie mieszkania to morze co najwyżej pomarzyć, bo żaden Bank nie da jej kredytu. Brzmi znajomo? Większość Polaków mieszka i radzi sobie w kraju podobnie.
My opiekunki, często tego nie zauważamy, nie widzimy, bo my jednak najczęściej pracujemy u ludzi zamożnych. Zdążyli często zapracować w lepszych czasach na godziwe emerytury, często mieli własne prywatne sklepy, firmy, lub mieli lepsze wykształcenie. Jednak przeciętny Niemiec podobnie jak u nas żyje biednie, często korzystając z pomocy rodziców, dziadków i tez się martwi jaką zdoła wypracować  emeryturę i czy w ogóle ją zdoła wypracować.
Powoli różnice się zacierają pomiędzy naszymi krajami. Już niemiecki socjal nie jest tak hojny aby dawać swoim rodakom. Inaczej rzecz ma się z uchodźcami..Ci dostają sporo, więc i pracować im się nie bardzo opłaca. Im zdecydowanie żyje się dobrze. Większość mieszkań i domów jest wykupywana przez Turków a nie przez Niemców.
Często gdy na ulicy widzę samochód Notruf-112 który w Niemczech działa perfekcyjnie, myślę sobie, "tak, ludzkie życie, dobro najwyższe". Notruf  zawsze jest na czas, nie ma tam problemu z karetką, Są zawsze bardzo szybko by ratować życie. Tylko co dalej? Człowiek żyje, ale później to już nawet nie żyje, tylko wegetuje, oszczędza na lekach, na lekarzy bo i  w tej dziedzinie- służbie Zdrowia jest podobnie. Jak prywatnie to ok..jak nie masz kasy to umieraj.
Pamiętam kiedyś rozmowę z Niemcem, gdy po moich achach i ochach na temat Polski nagle rzucił.."ale nie macie segregacji śmieci". Fakt...nie mieliśmy ale już mamy nawet to.
A poważnie..przez tych parę lat w Niemczech widziałam Niemców mieszkających w barakach, coraz głośniej się też mówi, że dzieci głodne idą do szkoły, widziałam żebrzących na ulicy.
Aż ciśnie się na usta powiedzenie "cudze chwalicie, swego nie znacie" Kiedyś Rota Marii Konopnickiej pretendowała do miana hymnu narodowego. "Rota" za słowami
"Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz, ni dzieci nam germanił". Rzeczywiście te zacierające się różnice między naszymi krajami /pomijam temat gospodarki, przemysłu/ sprawia, że bez żadnych kompleksów możemy te słowa wyśpiewywać i teraz.
A swoją drogą ciekawe, jak czuliby się niemieccy politycy, sportowcy, rodziny niemieckie gdyby na różnych uroczystościach, olimpiadach musieli słuchać takich słów na swój temat.
Nie narzekam na swój hymn..jest piękny, ale czasami chciałabym usłyszeć"Rotę" i słowa "nie będzie Niemiec pluł nam w twarz"...ach..od razu lepiej by mi się pracowało . :)
ps. proszę powstrzymać się od komentarzy Niemcy to bandyci, mordercy, złodzieje itp.
/EE/

wtorek, 10 października 2017

Polka Polce



Narzekamy na agencje, że świadomie wysyłają nas na przysłowiową minę. I mimo, że ja też to krytykuję, to po części je rozumiem. Koszty bowiem ich utrzymania są tak wysokie (lokal, pensje, adwokat itp.), że trzeba zarobić, choćby kosztem Polki. Kłamią więc i oszukują nas, aby samemu móc przetrwać.
Ale, gdy już jedna opiekunka skazuje drugą na złe miejsce, na szykany i poniewierkę, to ja już naprawdę zrozumieć nie potrafię. Często, ta nieszczęsna kobieta musi wyprosić numer telef. do zmienniczki licząc, że co jak co ,ale druga Polka Jej nie okłamie, nie oszuka.
Czy te 50 euro lub 100, które za zatajenie prawdy oferują agencje, jest aż tak kuszące, że skazują inną kobietę na koszmar, na łzy?
Czy strach, przed agencjami, które uzależniają zjazd do domu tym, że innej naopowiadają kłamstw, to naprawdę wystarczający argument?  Zdecydowanie nie, bo umowa z agencją podaje datę zakończenia naszego zlecenia i tym samym nie ma podstaw do zastraszania. I każda opiekunka doskonale to wie, a mimo to zniża się do podłości, nie bacząc na swoje sumienie, na krzywdę jaką wyrządza drugiej kobiecie, często skazaną na pozostanie w tym kiepskim miejscu pod groźbą kar, za opuszczenie miejsca pracy.
Nikt nie oczekuje, aby opowiadać o sympatiach czy antypatiach wobec rodziny. Ale kilka rzetelnych zdań dotyczących miejsca pracy takich jak: zakres obowiązków, pokój, środki utrzymania czy praca w nocy. Ja już pomijam fakt, gdy to jedna Polka donosi na inną, czy to polskiej czy niemieckiej agencji. Pomijam, gdy oczernia inną przed rodziną, podopiecznym.
Opiekunka - to osoba, która winna pomagać i opiekować się drugim człowiekiem, często bezbronnej. Często sama mówi, że to dla niej misja. Ktoś inny dorzuci- powołanie.
Jak zatem kobieta nazywająca siebie opiekunką może nie pomóc drugiej opiekunce? A wręcz jej szkodzi?  Kobiecie, która często przyjeżdża ufając w jej słowa i zapewnienia, kobieta często tak samo bezbronna jak i podopieczny, do którego przyjechała? Bezbronna jak i sama opiekunka, która ją tu ściągnęła, wtedy gdy przyjechała na te feralne miejsce jako pierwsza. Zapomniała o tym?

I to czyni opiekunka, którą winno charakteryzować większy stopień odczuwania (wrażliwości) i szersza świadomość na wyrządzone dobro i zło.
 Jak taka opiekunka spędza później ten swój urlop? Czy wbrew logice, wybacza sobie każdy błąd, każdą niegodziwość? Tylko, że jakże trudno jest sobie wybaczyć, patrząc w lustro. Bo często walka z własnymi niedoskonałościami, latwiejsza jest niż starcie z własną niegodziwością, której dopuściła się względem innej kobiety, innej opiekunki. Bo radość z powrotu mija szybko, ale uczucie porażki, uczucie krzywdy wyrządzonej innej osobie już nie. Szczęście jest ulotne zaś rozgoryczenie i wstyd trwają długo. Chyba, że taka osoba nie ma sumienia i nie wie co to jest wstyd.
Coraz częściej odzywają się głosy, że opiekunki winny się zjednoczyć, może założyć własne związki zawodowe. Tylko jak się chcą zjednoczyć, gdy brak w nich  zwykłej serdeczności? Serdeczności, która nas inspiruje, motywuje i która tworzy silny, zwarty zespół.
/EE/



niedziela, 8 października 2017

Amplituda choroby



Nie są świadomi swego stanu, choć zdarzają się momenty wglądu powodujące przygnębienie, panikę, płacz.
Jedna z pacjentek bardzo często mnie pytała: .." czy ja dzisiaj wszystko robiłam jak trzeba?"..."czy ja dzisiaj byłam normalna?". Bywało,że płacząc pokazywała na swoją głowę mówiąc "jestem plum, plum"...
Inna z moich pacjentek siadała wystraszona w kąciku i mówiła wprost .."jestem głupia"....a ja brałam ją za rękę...i patrząc jej prosto w oczy mówiłam"
- nie jesteś głupia,...Ty tylko często zapominasz.
I nie było to tylko zwykłe pocieszanie pacjentki. Ja naprawdę uważam, że osoby z demencją bywają bardzo mądre, posiadają wiedzę...i rozum wbrew tłumaczeniu z języka łacińskiego słowa demencja (demenz- bez rozumu).
Poznałam pacjentkę, która znała i opowiadała mi o niemieckich filozofach. Potrafiła mi opowiedzieć o czym jest powieść Gintera Grassa- "Rozległe pole:. Opowiadała mi o Goethe i jego twórczości.
Inna z moich pacjentek pięknego jesiennego dnia, będąc ze mną na spacerze nagle przystanęła i patrząc na mnie powiedziała:
- zajmowałam się całe życie pracą, dziećmi i niedobrym mężem. Mówiłam sobie...później jak dzieci dorosną, odejdą z domu ja zajmę się sobą, zasmakuję życia....ale potem zmarł mój mąż, a ja jestem już stara i chora...i już jest za późno na smakowanie. Przegapiłam czas na smakowanie. Teraz jest już za późno.
Czy tak mówią ludzie głupi ?....nierozumni?
Ile z nas...opiekunek...wie cokolwiek o filozofii ?
Zdecydowanie twierdzę, że ludzie z demencją to ludzie rozumni. Być może ich teraźniejsze postrzeganie świata uległo deformacji,...być może czasem zachowują się irracjonalnie,dziwacznie...ale na pewno nie są głupi.
Niestety.....wszelkie choćby krótkotrwałe powroty do tzw. normalności pogłębiają stan choroby. Za każdą chwilę "normalnej", rzeczowej rozmowy z pacjentem....pacjent płaci pogłębieniem się jego choroby.
Sukcesem lekarza jest sytuacja gdy uda mu się utrzymywać stan choroby na jednakowym poziomie.
Zdarza się to niestety rzadko.
/EE/