niedziela, 16 grudnia 2018

Wyrodna córka..wyrodny syn. Dzieci naszych podopiecznych


Jakże często opiekunki zauważają brak zainteresowania rodzin ich chorym rodzicem. Często są to tylko smutne wyznania ale i bywa tak, że empatyczna opiekunka wręcz z ogromnym oburzeniem stwierdza, jak to musi sama wszystko bo rodzina ma to w przysłowiowej dup..... Oskarżając nie zapomina nigdy dodać, że to Niemcy ..bo My Polacy to mamy serce, umiemy się opiekować i w ogóle jesteśmy najlepsze.
Rzadko kiedy opiekunka na chwilę się zatrzyma ..by pomyśleć dlaczego ta rodzina "zaniedbuje" swojego członka rodziny. Jaki jest powód ?
Nigdy nie osądzałam w tym względzie zachowania rodzin. Zawsze gdzieś w podświadomości zakładałam, że może faktycznie nie mają czasu, może faktycznie są tak zmęczeni trudami dnia codziennego że chcą tak po prostu wieczorem, po pracy odpocząć. Czasami zakładałam, że mają jakieś inne ważne powody, jakieś żale, niedomówienia czy też pretensje. Niewyjaśnione sprawy z wcześniejszych lat. Może to wynika z faktu, że ja najpierw staram się dostrzec w drugim człowieku to co dobre, co godne jest uwagi.
Moja obecna podopieczna..okolice Bremen...Jestem tutaj już drugi raz..więc mogę stwierdzić, że znam tę rodzinę od pół roku. Pół roku obserwacji, zadumy, zastanowienia się.
Córki..dwie. Odwiedzają matkę raz na miesiąc. Wizyta pół godziny. Mieszkają blisko..10 minut drogi. Ktoś by powiedział..wyrodne córki. Nie dbają o matkę. Ja milczałam, obserwowałam..
Dzisiaj odwiedziła jedna z córek matkę. Wie, ode mnie, że Pan Mąż..a Jej ojciec jest trudny we współżyciu.Jego ciągłe zmiany nastrojów, wybuchy złości, rzucanie rzeczami o ścianę czy podłogę bardziej mnie męczą niż agresywna podopieczna z Alzheimerem. Pisałam o Niej.
I właśnie dzisiaj powiedziałam o tym córce...że jestem zmęczona Panem Mężem. Ze najchętniej już bym wyjechała.
I nagle córka wyznała" Ewa, a jak myślisz dlaczego ja tak rzadko odwiedzam Matkę ? Też mam go dosyć z tą jego agresją, despotyzmem i myśleniem że wszystko robi najlepiej. To o czym mi opowiadasz..o tym wydzielaniu jedzenia Matce w zależności od humoru, o szarpaniu Jej, wykrzykiwaniu ja znam z autopsji. Dlatego tak rzadko tutaj przychodzę. I cieszę się, że Ty tu jesteś, czy też inna Polka, że pomagacie mojej Mamie mimo, że to trudne."
Pokiwałam głową. Rozumiem. Nie potępiam ich decyzji, Nie osądzam.  
Nie osądzajmy członków rodzin gdzie akurat przyjdzie nam pracować. Starajmy się ich zrozumieć. A jeśli już nawet trafimy na egoistyczną córkę o której często mówi się wyrodna..to wybaczmy Jej ale nie osądzajmy. Żadna z nas nigdy nie była na jej miejscu. Żadna z nas nie żyła jej życiem...nie posmakowała jej radości  ani trosk. Jesteśmy tam by pomóc ich choremu rodzicowi..i starajmy się to robić najpiękniej jak umiemy.
Nawet jeśli trafimy na taką wyrodną córkę czy syna pomyślmy....że to nie człowiek modli się do Boga, tylko Bóg modli się do człowieka. Puka do Jego drzwi. Jestem pewna, że nadejdzie dzień gdy zapuka także do takiego wyrodnego syna czy tez córki. 
I na koniec taka mała moja rada. 
Jeśli będziemy żyli jako ofiary okoliczności, wiecznie skupione na tym, co jest nie tak ze wszystkim i wszystkimi, nigdy nie uda nam się ukształtować własnego życia, jakiego byśmy pragnęli. 
/EE/



sobota, 15 grudnia 2018

Dziewczyny nie dajcie się...







 Moja podopieczna ewidentnie była źle traktowana przez swojego męża. Zawsze miał rację, zawsze dyktował co jej wolno a co nie. Żadnych koleżanek, przyjaciół tylko ON. A ona czekała na niego, czekała kiedy poświęci jej trochę czasu..kiedy okaże miłość.
Teraz na stare lata dopadła ją choroba duszy...Alzheimer. I mimo tej choroby nadal czeka...czeka aż skończy on rozmawiać przez telefon. Czeka, kiedy skończy swoją gimnastykę i do niej przyjdzie. Czeka , kiedy on czyta gazetę. Czeka..czeka...Potem następuje pięć minut miłości ...meine liebe, meine schatz....by po tym czasie znowu na nią krzyczeć, szarpać.
Jestem tutaj po raz drugi. W tym obcym dla mnie domu.
Podczas pierwszego mojego pobytu jeszcze jakoś starał się trzymać fason. Teraz już nie. Coraz częściej dostrzegam jego chamstwo tym razem skierowane w moją stronę. Potrafi krzyczeć, rzucać przedmiotami. A moja podopieczna to wszystko widzi. Obserwuje.A jej stan chorobowy lawinowo się pogarsza.
W tym domu ewidentnie brak było szacunku, miłości. Sąsiedzi unikają go. Czasami z nimi rozmawiam, choć raczej ich wymowne milczenie więcej mi mówi niż słowa. Żadnych odwiedzin, żadnych wizyt. Nic. Pustka.
Ileż razy kobieta oddaje swoje serce, swoje życie w ręce mężczyzny. Ileż razy staje się przysłowiową ścierką do podłogi we własnym domu w rękach mężczyzny. Jakże często mężczyźni nie zauważają, że za ich siłą stoi silna kobieta, dzięki której są właśnie silni.
Wiele kobiet milczy, płacze po kątach...a przecież jeśli związek trzeba utrzymywać w tajemnicy to znaczy, że nie powinna kobieta w takim związku trwać.

Poniżej filmik..nagrany kilka dni temu dla Was...dla Kobiet. Dla jednych na otarcie łez, dla innych ku radości i uśmiechu. Bo wszystkie bez względu na wiek..ilość kilogramów, kolor włosów jesteśmy the best. Jesteśmy wyjątkowe i zasługujemy na wszystko co najlepsze.
I tego Wam wszystkim życzę.
/EE/



niedziela, 2 grudnia 2018

Alzheimer...to trudny czas dla rodzin, opiekunów




To dziwne uczucie móc obserwować pacjenta demencyjnego w czasie gdy przechodzi wraz z upływem czasu z jednego stadium do kolejnego swojej choroby. Na końcu tej wędrówki najczęściej trafiają do heimu lub do specjalistycznej kliniki. Przez długie lata pracy było mi dane obserwować także rodziny chorych osób. Ich reakcje, zachowania, gniewy, nadzieje.
Moja obecna podopieczna z Alzheimerem  zbliża się do końca swojej wędrówki. Poznałam ją ponad pół roku temu. Przyjechałam do jej domu jako już kolejna opiekunka. Moje poprzedniczki albo uciekały albo były wyrzucane przez...Pana Męża. I nie dlatego, że źle pracowały ale że Pan Mąż wiedział wszystko lepiej.  Pamiętam jak wyrzucał mnie z łazienki w trakcie mycia chorej bo w jego mniemaniu on to robił lepiej. Uzależniał podopieczną od siebie samego tym samym sprawiając, że już wtedy, bardzo zaawansowanej chorej z Alzheimerem trudno było zaakceptować jakąkolwiek opiekunkę. Moje poprzedniczki skarżyły się agencjom, że nie mają żadnej kontroli nad rozkapryszoną i rozpuszczoną przez Pana Męża żoną. Ja też takiej kontroli nie miałam. Pan Mąż wiedział lepiej i basta.
Pamiętam jedną z rozmów z Panem Mężem, gdy to twierdził, że nigdy nie odda żony do heimu. Motywował to faktem, że tam źle opiekują się chorymi, szpikują ich tylko lekami, by chorzy siedzieli jak mumie, z cieknącą śliną z ust, gdy tymczasem personel się "bawi". Nie to co On.  Przemilczałam te słowa...notabene milczenia też nauczyłam się w Niemczech. Więcej słucham, obserwuję  aniżeli mówię. I tym razem przemilczałam słowa Pana Męża..ale w myślach tylko westchnęłam..."nigdy nie mów nigdy". Nie spostrzeżesz się nawet gdy opieka nad chorą żoną pozbawi Cię sił, chęci. Gdy po prostu nie dasz rady..Ty wszystkowiedzący i najlepiej się opiekujący. Bo jakbyśmy nie krytykowali heimów,,,to jednak pracuje tam wykwalifikowany personel, mający doświadczenie, znający zachowania osób demencyjnych a upatrywanie w nich potworów uważam wręcz za niegodne i bardzo krzywdzące.
I tak minęło pól roku. znów jestem w tym samym domu. Pan Mąż czyta gazetę a moja podopieczna obok "śpi" na siedząco...Kiwa się, mruczy. Co jakiś czas otworzy oczy...i wtedy widać błędny, daleki wzrok. Naszpikowana lekami po to by Pan Mąż mógł nareszcie mieć spokój.
Opieka nad chorą żoną zdecydowanie go przerosła. Widać na jego twarzy zmęczenie, często dostrzegam bezradność. Jeszcze czasami próbuje nadal "cwaniakować" jak kiedyś...ale to bardziej wynika z jego charakteru i z tego jego "ja wiem lepiej" niż z rzeczywiście sprytu, zaradności. Nie przypominam o jego słowach, że On nigdy nie doprowadzi do sytuacji gdy Jego żona będzie siedziała jak mumia.
Nieraz w wybuchach gniewu..krzyczy do mnie "powiedz co mam robić..przecież znasz się na tym"..lub "nie chcesz mi pomóc, doradzić". Wtedy spokojnie odpowiadam, że nic nie dadzą moje rady, gdy Ty zawsze i tak będziesz wiedział lepiej. Popełniłeś w tej swojej ignorancji, arogancji mnóstwo błędów. Zapewne popełnionych także z buzujących w Tobie emocji. Bo Ty kierujesz się emocjami zaś opiekunka doświadczona kieruje się rozsądkiem, dlatego istnieje zawsze prawdopodobieństwo, że pomyłek będzie miała mniej. Naucz się słuchać..rad opiekunek, lekarzy. Czytaj jak radzą sobie inni. Nie sądź, że tylko Ty potrafisz najlepiej. Zacznij dostrzegać wokół siebie ludzi, którzy chętnie Ci pomogą. Tylko trzeba się nauczyć korzystać z pomocy. Krzyk, agresja, emocje na pewno Ci w tym nie pomogą.
Moja podopieczna tymczasem..jest coraz częściej dalej niż bliżej Dalej od Męża, dzieci i tego naszego świata. Staram się ją czasami na dłużej w tym naszym świecie zatrzymać...ale leki robią swoje.


Rodziny naszych podopiecznych. Bywają różne. Bywają, że doceniają nasze doświadczenie, znajomość tematu. Wierzą i nam ufają. Pokładają w nas nadzieję, że zrobimy wszystko, by nasz podopieczny jak najdłużej był sprawny. By z godnością, w spokoju mógł doczekać końca swojej wędrówki.
Ale bywają rodziny, które najczęściej kierując się emocjami wręcz utrudniają naszą pracę lub wręcz oczekują od nas cudów.
I problem pewnie nie leży w tym, że my jesteśmy Polkami a oni to wielkie Niemcy. Problem polega na tym, że rzeczywistość  ich przeraża i przerasta. Bo co innego mówić o chorym z Alzheimerem a czym innym jest mieszkać z Tą osobą a czym innym jest świadomość, że ta choroba dosięgła kogoś z najbliższych. W takich sytuacjach..strata i cierpienie są nieuniknione, szczególnie wówczas, gdy kochamy i jesteśmy do kogoś przywiązani.

Jestem opiekunką od 14 lat...Praca z chorymi nauczyła mnie milczenia. Kontakt z rodzinami nauczył mnie milczenia.  Zrozumiałam bowiem, że mówiąc za dużo, tracę szansę, by odpowiednio poznać ludzi i w pełni zrozumieć ich punkt widzenia. Bo gdy ktoś..a może samo życie opowiada Ci jakąś historię, to zapewne dlatego, że dotyczy czegoś ważnego. Mówiąc mogłabym podeptać ich własność, podeptać ich osiągnięcia, zmartwienia czy łzy. Podeptać ich zycie.

/EE/

wtorek, 6 listopada 2018

Bajerować..to ja też umiem





Każda rodzina otrzymuje nasz profil...niby do akceptacji. Jest tam wszystko. Jaki mam wzrost, ile ważymy, co lubimy a czego nie. Ba...tam jest nawet nasze wyznanie religijne.
Nigdy go uczciwie nie wypełniam....nie mam zamiaru opowiadać się z mojego hobby..bo nie tym będę zajmować się w pracy a tym bardziej nie jest do niczego potrzebne rodzinie. Zresztą wypełniam je tak uczciwie jak uczciwie agencja przedstawia mi swoje oferty. Tym samym doradzam początkującym Paniom..nie bądźcie nadgorliwe w wypełnianiu tych kwestionariuszy. Pod żadnym pozorem nie piszcie że jedziecie po raz pierwszy. czy dopiero drugi. Piszcie że już minimum 10 razy. Jeśli obawiacie się leżących to piszcie że Waszymi podopiecznymi były osoby chodzące i z tymi macie doświadczenie. Bądźcie przy wypełnianiu kreatywne..nadgorliwość zostawcie daleko z tyłu.
Po wypełnieniu formularza nagle dowiaduje się, że rodzina będzie do mnie dzwonić. Zastanawiam się po co. Czytać przecież umieją a w kwestionariuszu jest przecież wszystko. No ale tak sobie życzy agencja więc dobrodusznie zezwalam na taki telefon.
I nagle drynda ten mój telefon...podnoszę słuchawkę i słyszę po pierwszych achach i ochach, pytanie :
- co dzisiaj robiłaś ?
Kuźwa..pyta mnie córka podopiecznej co ja dzisiaj robiłam jakby co najmniej była to moja koleżanka. Na końcu języka mam odpowiedź "a co Ciebie to obchodzi".
Gryzę się jednak w język i mówię " czekałam na Twój telefon" .
Jeszcze kilka lat temu byłam bardziej rozmowna więc opowiadałam jak to wstałam skoro świt i pobiegłam posprzątać kościółek, potem pomagałam ubogim, sprzątałam sąsiada podwórko itd. Moja opowieść nie miała końca...bo musieli uwierzyć, że mają do czynienia z Matką Teresą, która może będzie aż taka nadgorliwa, że po przyjeździe wysprząta im strych, piwnicę i obskoczy ogródek. W końcu naiwnych nie sieją..sami się rodzą.
Tak gadałam kiedyś. Teraz już mi się nie chce..więc odpowiadam krótko " czekałam na Twój telefon".
Krótka cisza...bo w sumie temat został zakończony więc rodzina po drugiej stronie słuchawki kombinuje jaki by mi tu jeszcze bajer wcisnąć. Więc następuje : jak to mamusia nie może się na mnie doczekać, a w ogóle to szykują mi tam raj na ziemi. Apartamenty, internet, wycieczki i kawior. Pytają czy lubię kwiatki..a jakie.
Takie sobie baju, baju będziem w raju.
Jak już pobajerujemy obie z wielkimi całuskami kończymy pogawędkę.
No było zajebiście.
 
 
Po co o tym napisałam ?
Ano po to, aby wiele początkujących opiekunek z wielkim dystansem podchodziło  do różnego rodzaju kwestionariuszy. To nie jest cv  na stanowisko sekretarza w Kancelarii Prezydenta. My staramy się o pracę pomocy domowej..a więc przynieś, podaj, pozamiataj. Często bywa tak, że złożona nam oferta ma się nijak do stanu faktycznego jaki zastajemy. Więc też ktoś nas z bajerował na tyle dobrze i skutecznie, że z własnej woli wylądowaliśmy na tzw. minie.
Bądźcie uczciwe wobec samych siebie. Znacie swoją wartość i chrzańcie tę niby normalność, bo to co normalne jest dla agencji wcale normalnością nie musi być. 
 
/EE/


czwartek, 1 listopada 2018

Nie-zwykły dzień





Dzień Wszystkich Świętych jest szczególnie trudny dla osób, które w tym dniu nie mogą odwiedzić grobów najbliższych. To szczególnie trudny dzień dla opiekunek, zwłaszcza gdy znajdują się w domach w których jest brak zrozumienia dla polskich tradycji, brak zrozumienia dla naszych uczuć.

Wstałam w ten wyjątkowy dzień szczególnie przygnębiona. Może to wina snu,...śniła mi się Moja Mama. Śniadanie dla podopiecznego przygotowywałam jak w transie. To postaw, tamto przesuń, zaparz kawę, chleb pokrój do koszyczka, wędlina, sery ...Moje myśli jednak wędrowały daleko, poza granice Niemiec. Zastanawiałam się jak będzie udekorowany grób mojej Mamy, Babci. Czy będą paliły się znicze. Kto ich odwiedzi, a kto nie.
Gdy jestem w większym mieście, gdy mam wolny czas zawsze w tym dniu szłam na cmentarz niemiecki. Zapalałam na jakimś grobie lampkę. Bywało że na grobie żołnierzy. Nie ważne było czy to Niemiec czy Polak tu leży. To był człowiek, którego dusza teraz może spogląda na mnie.
Tym razem jednak jestem na jakimś odludnym osiedlu. Nie mam możliwości zapalić znicza. Nieśmiało więc przy śniadaniu pytam męża podopiecznej czy mógłby mnie dzisiaj zawieźć do Kościoła. Choćby na 5 minut...ale, że to dla mnie ważne. On, kiwa głową na zgodę, informuje mnie także, że pojedziemy po południu. Nagle zmienia zdanie. Mówi, że pojedziemy zaraz po śniadaniu...Martwi się tylko czy będzie otwarty. Fakt, nie pomyślałam. W Niemczech często kościoły są pozamykane. Informuję go, że jeśli będzie zamknięty to choć posiedzę koło Kościoła. Krótko...ale byle tylko móc się pomodlić w obrębie Kościoła.
Jedziemy. Trochę lżej mi na sercu. Jest mi wszystko już jedno czy będzie otwarty czy nie. Czy to katolicki kościół czy ewangelicki. Wszystko jedno.
Jesteśmy na miejscu. Przez szybę samochodu widzę jak do Kościoła zbliża się jakaś kobieta. Wstępuje we mnie nadzieja, że Kościół jest otwarty. Mąż podopiecznej też zauważa tę kobietę, szybko wysiada z auta i pędzi za kobietą. Widzę jak rozmawiają...wysiadam także. Podchodzę do nich niepewnie....I nagle słońce zaświeciło w moim sercu...to Polka. Mówi, że zaraz otworzy dla mnie Kościół. Okazuje się pracownikiem Kościoła, organizatorka czy ktoś taki.
Otwiera dla mnie Kościół..pokazuje część Kościoła poświęconą Matce Boskiej a dalej trochę, główna część Kościoła. Z lekkim sercem zapalam świeczki....siadam w ławce. To czas dla mnie...
Nikt mi nie przeszkadza....jestem Ja, moje myśli, podziękowania i prośby.
Przy wyjściu z Kościoła czeka na mnie poza Mężem podopiecznej także ta przemiła Polka. Daje mi program liturgiczny, zaprasza na częste odwiedziny. Mówię jej po polsku, że jestem tu w pracy. Mieszkamy ponad 10 km od Kościoła..nie sądzę abym mogła często przyjeżdżać...że jestem wdzięczna wszystkim ,że mogłam dzisiaj.
Do domu wracam już z lekkim sercem. Wiem, że chyba wszyscy Aniołowie pragnęli abym w ten skromny sposób mogła uczestniczyć w tym dzisiejszym święcie. Jestem wdzięczna losowi, niebiosom ale i ludziom, którzy właśnie dzisiaj okazali zrozumienie dla moich tradycji.

Siedzę w pokoju....przede mną pali się świeczka. Biała. Według starych wierzeń dzisiaj na ziemię schodzą dusze naszych zmarłych. Będą z nami tydzień. W te dni należy wieczorem zapalać świecę. Wyciszyć się..powyłączać wszystkie odbiorniki...Patrząc w świece wypowiadamy nasze prośby, marzenia. Mówimy o naszych problemach, kłopotach, troskach. Dusze naszych bliskich w tym czasie wsłuchują naszych słów...by, gdy odejdą na kolejny rok móc nas wspierać i nam pomagać.
Ot, takie stare wierzenie. Kto chce to wierzy, kto nie chce nie wierzy.
U mnie świeca się pali. I palić się będzie długo....moim bliskim mam tyle przecież do opowiedzenia.

/EE/


czwartek, 4 października 2018

List otwarty do agencji




Wiele opiekunek prosi mnie o wskazanie dobrej uczciwej agencji. Lata moich doświadczeń a także występowanie w imieniu pokrzywdzonych opiekunek pozwala mi stwierdzić, że na polskim rynku nie ma agencji uczciwej. Różnica polega jedynie na tym, że jedna oszukuje mniej od drugiej. I tu nie chodzi nawet o te kryminogenne umowy, które stoją w sprzeczności z prawem nadrzędnym jakim jest kodeks cywilny, gdzie w większości przypadków agencje bazują na nieumiejętności czytania ze zrozumieniem opiekunek, które podpisują wszystko jak leci. Ot, żerowanie na biedzie wielu opiekunek, na ich głupocie. Ale największym przewinieniem agencji jest ta ich pazerność na kasę, która jakże często przypominana niedawne czasy wysyłania ludzi na przymusowe roboty.
Za mocno powiedziane?....Poniżej postaram się udowodnić moje słowa.

Maria....to jedna z wielu opiekunek, która przyjechała do Niemiec za chlebem.Jest moją zmienniczką. Ja mam 1400 euro a Ona....950 euro. Skąd ta różnica ? Podobno to różnica doświadczeń..ja kilkanaście lat jestem opiekunką. Maria tylko  6 lat. Ja znam lepiej język niemiecki, Maria mniej.Ale Maria rozumie, gdy pacjentka prosi o toaletę, gdy prosi o pomoc wstaniu. Maria potrafi też zmienić pampers, ugotować, wstać w nocy. Często robi to o wiele lepiej niż niejedna inna opiekunka. A jednak ma o ponad 400 euro mniej. Pytam rodzinę, czy za czasów Marii płaciła mniej do polskiej agencji? Nie, płaciła tak samo. Czyli Agencja zarobiła na Marii niewiedzy, nieśmiałości, wierze w uczciwość agencji. Rodzina płaciła 2600 euro do Agencji...Marii dała 950 euro....Zarobiła więc....1650 euro. Ale i tak było to za mało....Rodzina zapłaciła za koszt przejazdu 150 euro...ale agencja załatwiając sama bus zapłaciła tylko 100 euro. Kolejny zysk 50 euro. Bo dlaczego ma Maria mieć jakieś 50 euro. Tak więc agencja ma 1700 euro na miesiąc za jedną Marię. Bywa, że i to jest mało...wiec potrąca wyimaginowane kwoty z pensji tytułem jakiś szkód.
Czy wysyłanie Polek za 950 euro jest uczciwą umową ? Bez względu jak nazwiecie te swoje umowy...czy to umowa o pracę, czy umowa zlecenie ...wysłanie Marii za takie pieniądze jest zwykłym wyzyskiem. Ot Maria taki Tobi z Korzenii...tylko o białej karnacji. To wysyłka na roboty a nie uczciwa umowa.
Nie dziwota zatem, że nawet kancelarie prawne zaczynają zajmować się wysyłaniem Polek na roboty. Zysk..nie dość, że szybki ale na dodatek bezpieczny...bo takie Marie nie pójdą do sądu..co najwyżej popłaczą w poduszkę.
Ja zdaję sobie sprawę, że prowadzić działalność w polskich realiach jest trudne. Że agencje uciekają od podatków...wymyślając w umowach jakieś diety, jakieś roznoszenie ulotek, czy prace przy laptopach nawet jeśli, opiekunka laptopa nie ma.  Ale trochę przyzwoitości naprawdę warto zachować.
Inna sprawa..a jakże bardzo świadcząca o moralnym zepsuciu agencji.
Przedstawiacie ofertę pracy opiekunkom. Często rzeczywiście jest ona relacją Waszego koordynatora. I często taka oferta nijak ma się do stanu faktycznego. Nie jeden podopieczny a dwóch plus rodzina, brak sklepów, które miały być w pobliżu, brak pożywienia itd.itp. Na takie miejsce trafia inna Maria. Łzy roni, ręce załamuje..dzwoni do Agencji. Informuje, alarmuje, przekazuje stan faktyczny. Potem inna Maria znowu dzwoni, alarmuje....I tak jedna Maria, druga Maria, kolejna Maria..dzwoni, informuje a agencja jak kłamliwą ofertę przedstawiała tak przedstawia ją nadal. I nadal zwala winę na koordynatora, że nie wiedziała...ba...że nawet żadna inna opiekunka nie informowała. Kłamstwo goni kłamstwo.....a kasa leci. Tylko gdzie w tym wszystkim uczciwość?, gdzie szacunek dla drugiego człowieka. Gdzie Wasze sumienia?.....zamiecione pod dywan ?

Tylko, że przyjdzie dzień..gdy spod dywanów wypełzną te zamiecione sumienia. Bo każdy wyzysk, każda ludzka krzywda ma swój kres.

                   Każda opiekunka przeżywa w takich sytuacjach kryzys bo gwałcona jest jak Kisi,
                   i skubana jest jak kura przez agencję Pana Moora,
                   Każda z nas chce żyć jak Kunta Kinte /chce być szanowana/
                   Ale agencje robią wszystko byśmy  żyły jak ten Tobi /niewolnik, wyzyskiwany robotnik/
                   Ja tu sięgam do "Korzeni"....może jeszcze się odmieni.

                 

                  


wtorek, 2 października 2018

Piętno zabójcy



W trakcie naszych wyjazdów poznajemy rodziny niemieckie, poznajemy ich kulturę i zwyczaje. Często czytam komentarze, jak to Niemcy są głupi, jacy są wrogo nastawieni do nas opiekunek, jak to nas wykorzystują. I tak często jest, ale nie zawsze.Bo poznałam podczas moich podróży ludzi mądrych, wykształconych, dobrych i miłych.
Widzimy zawsze obraz Niemców z naszej perspektywy, z perspektywy wojny światowej, ale jak postrzegają nas Niemcy? Skąd u nich ta wrogość do nas - opiekunek. Czy aby to nie jest reakcja ludzi na których ciąży piętno zabójcy, któremu towarzyszy strach, obawa i lęk. Obawa, jak też ja..Polka...tyle lat po wojnie, będę Jego postrzegała ? Czy przyjadę jako przyjaciel, czy jednak jako wróg?
Bo na nich ciąży piętno zabójcy dwóch wojen...nie sięgam w dalszą historię. Po pierwszej przegranej wojnie morale u Niemców bardzo spadło. Byli na kolanach, i dopiero dojście Hitlera do władzy sprawiło, że powoli podnosili się z kolan. W filmie dokumentalnym"Droga Hitlera do władzy" mogłam usłyszeć kilka przemówień Hitlera do ludu. On podnosił ich morale, mówił, że są wielcy, mądrzy. Że potrafią odbudować Niemcy. Zapowiadał budowę autostrad, zapowiadał rozwój produkcji,zmniejszenie bezrobocia i wyższą stopę życia. Słuchając tych przemówień miałam nieodparte wrażenie, że słucham naszych, polskich, czołowych polityków. Ale to tylko taka moja mała dygresja. Niewątpliwie jednak Hitler przyczynił się do podniesienia wiary w zwykłych Niemcach na lepsze jutro. Czy nadal Ci prości ludzie wierzyli w zwycięską armie, w zagarnięcie ziem innych państw? Nie wiem.
Przegrana II wojna światowa po raz kolejny naznaczyła naród niemiecki piętnem zabójcy, który towarzyszy im do dziś. W jednej z publikacji przeczytałam słowa " zwykli Niemcy do dziś nie potrafią przebaczyć Hitlerowi....nie, że wywołał wojnę,nie, że zabijał ludzi, ale to, że wojnę przegrał". I pewnie część Niemców naprawdę ma o to do niego żal. Ale są też Niemcy, którzy przeciwstawiali się Hitlerowi i którzy najbardziej odczuwają na sobie piętno zabójcy.
Wielu psychologów twierdzi, że nasza agresja ma swoje podłoże w strachu, lęku. W tym przypadku, z lęku w jaki odbierać mnie będą inni, jak mnie widzą, czy pamiętają. Wiele opiekunek jadąc do pracy uzurpuje sobie prawo do okazania, powiedzenia, kto jest dobry a kto zły. Wiele opiekunek wręcz z pogardą odnosi się do Niemców bo widzi w nich tylko morderców, tych którzy okradli, zagrabili nasz kraj, zapominając trochę, że my Polacy także słyniemy z kradzieży...zwłaszcza niemieckich samochodów. Ja nie usprawiedliwiam narodu niemieckiego, ja im współczuję, bo mimo, że minęła już tyle lat, Oni nadal żyją z piętnem zabójcy. Ludzie wojny powoli odchodzą ale pamięć pozostaje. I ja nie zamierzam nikogo namawiać aby zapomnieć. Pamiętajmy, jak najdłużej. Przypominajmy. Mówmy o tym...tylko jadąc do pracy, do obcej niemieckiej rodziny aby pomóc w opiece nad osobą starszą starajmy się wybaczyć przeszłość...i żyjmy teraźniejszością. A jeśli już trafimy na rodzinę wrogo do nas nastawioną..pomyślmy, że jakże trudno jest żyć z piętnem zabójcy.

ps. nie jestem historykiem....dlatego wdzięczna będę za wszystkie merytoryczne uwagi, komentarze
/EE/

sobota, 29 września 2018

Sybiraczki i Kresowianie ucztują




Moje wyjazdy do pracy do Niemiec sprawiają, że gdy wracam do rodzinnych pieleszy łaknę nadrobić stracony czas. Korzystam więc z każdej okazji by odwiedzić naszą jeleniogórską galerię, teatr, spotkania autorskie. Korzystam ze wszystkich wydarzeń kulturalnych jakie mają miejsce w moim mieście.
I tak oto, parę dni temu Miasto Jelenia Góra za pomocą aplikacji telefonicznej zaprosiło mnie do Sobieszowa, Domu Kultury "Muflon" na koncert "Sybiraczki i Goście".  Program imprezy zawierał występy zespołów folklorystycznych, spotkanie Sybiraczek z uczniami szkół podstawowych a także "uczta smaków". I właśnie ta uczta smaków głównie przyciągnęła moją uwagę. Jako smakosz , jako propagatorka tradycyjnej kuchni byłam ciekawa smaków kresowian. Liczyłam, że może jakiś przepis nowy poznam, jakiś nowy smak.  Sam podtytuł imprezy "Historia łączy pokolenia" był interesujący bo nie od dziś wiadomo, że więzi między narodami, społecznościami tworzy się przez budowanie więzi między ludźmi.
Wraz z moją przyjaciółką w odświętnych strojach stawiłyśmy się o podanej godzinie w Domu Kultury "Muflon". Sala widowiskowa, niezbyt wprawdzie duża jednak była pełna. I zaczęły się śpiewy. Słuchałam z podziwieniem, zadziwiona ilością zespołów. Piękne stroje i ten zapał wokalistów, mimo wieku, mimo własnych schorzeń przybyli tu, na ten koncert by dać cząstkę siebie samych. Wojcieszowianki, zespół z Dziwiszowa, Mysłakowic, Piechowic czy też zespół Agat z mojego jeleniogórskiego osiedla wykonywali utwory ludowe, piosenki lwowskie czy też zwykłe przyśpiewki. Dotarło do mnie, że nie tylko Niemcy, u których pracuję, mają swoje folk-grupy śpiewacze ale właśnie tu na mojej miedzy jest kwiat seniorów, chcących śpiewać i cieszyć się życiem. W trakcie koncertu dowiedziałam się, że w holu będzie można zakupić płyty zespołu z Piechowic a także tomiki poezji jednej z Sybiraczek. Smucił mnie trochę fakt, że w trakcie występów pusto się robiło na widowni. Dopiero później zrozumiałam powód tego opuszczania sali. Ja jednak trwałam, przez szacunek dla wykonawców, przez szacunek dla organizatorów...bo to moja kultura. Nie kresowa, tylko polska kultura wymaga uszanowania drugiego człowieka i jego pracy.
Dwie godziny śpiewów minęły, garstka widzów zwieńczyła występy brawami. Byłam zadowolona, że miałam przyjemność tu być, że skorzystałam z zaproszenia. Pani prowadząca podziękowała za przybycie. Nic o wierszach, nic o uczcie. Tylko..dziękuję.Wiedziałam, że zgodnie z programem to jeszcze nie koniec, więc w dobrym nastroju opuszczałam salę.
A jednak szkoda.....
Szkoda, że po wyjściu z sali nie było już ani Pani poetki ze swoimi wierszami, ani możliwości zakupu płyty...Ludzie powoli zdezorientowani wychodzili a ja stałam, rozglądałam się za tymi smakami z kresów. Nikogo z organizatorów, nikogo by spytać "co dalej". Wdrapałam się po schodach na górę...a tam obiady dla wykonawców. No tak..pomyślałam....po zaśpiewaniu trzech piosenek mają prawo być głodni....tylko gdzie ta uczta smaków dla nas....dla gości ?
Zeszłam na dół i już zrezygnowana, chcąc wychodzić dojrzałam otwartą salkę. Pierwsze wrażenie...to brud...okruszki walające się na stołach i podłodze. Czy to ta uczta kresów? A gdzie te obiecane smakołyki z kresów, jakaś choćby woda mineralna.? Moja Przyjaciółka, bardziej odważna jednak nie rezygnowała. Mimo onieśmielenia, zadziwienia weszłyśmy do sali gdzie de vacto już po uczcie było. Zrozumiałam teraz pustki na widowni w trakcie występów. Jedni  śpiewali, inni ucztowali...tylko gdzie w tym wszystkim miał miejsce ten zaproszony gość ? Na jednym ze stołów pustawy słoiczek kawy...Po namyśle decydujemy się na kawę przed drogą do domu. Nagle problem...nie ma kubków, nie ma nawet wrzątku. Idziemy z pustym dzbankiem do sekretariatu po wodę. Pani czy to sekretarka, czy to pracownik pomocniczy od tego momentu nie spuszcza z nas oczu. Jakby się bała, że ja gość- intruz ukradnę puste talerzyki a może skuszę się na okruszki. Wypijamy po łyku kawy i wychodzimy. To koniec imprezy.
Mnie od dziecka uczono...."Gość w domu- Bóg w domu". Ale ja nie jestem z rodziny sybiraczek bo kresowiankom zdecydowanie obcym jest słowo "gość". Jeśli tak goszczą te Panie gości, jeśli tylko tyle wiedzą o kulturze goszczenia to ja się cieszę, że te kresy  i ta Syberia jest tak daleko od Jeleniej Góry. "Historia łączy pokolenia" - motto tej imprezy tym razem pokoleń nie połączyła bo była to najwidoczniej impreza zamknięta . Impreza w stylu "Seniorzy-seniorom".  Tylko dlaczego za moje pieniądze?
Bo przecież imprezę dofinansowało m.in. Miasto Jelenia Góra. Od kiedy to moje miasto finansuje prywatne imprezy? Jeśli seniorzy chcą poskakać i najeść się niech to robią za własne pieniądze.
Panie Prezydencie....ten lub przyszły....bo jesteśmy przed wyborami, proszę szanować pieniądze podatników. Proszę ich nie trwonić na prywatne imprezy. Najlepiej przeznaczyć je dla biednych rodzin, często przybyłych z Kresów.
/EE/





środa, 26 września 2018

obiecany spis naszych praw

Zgodnie z moją obietnicą i nawiązując do wczorajszego mojego postu wstawiam wykaz praw opiekunki do zastosowania zgodnie z moją propozycją opisaną we wczorajszym poście.

1. Meine Beschäftigung beschränkt sich lediglich auf die Betreuung Ihrer Mutter/ Ihres Vaters/ Ihres
Anverwandten.

Moje zatrudnienie ogranicza się do opieki nad Pani/ Pana matką /ojcem / lub krewnymi.

2. Ausschließlich folgende Aufgaben gehören meinen vertraglich vereinbarten Pflichten an: das
Kochen und Zubereiten von Speisen, das Putzen/Sauberhalten von Wohnräumen sowie das
Waschen/Pflege der Wäsche, einzig und allein im Dienste der zu betreuenden Person.

Jedynie następujące zadania należą do moich zobowiązań umownych: gotowanie i
przygotowywanie posiłków, sprzątanie i utrzymywanie w czystości pomieszczeń używanych przeze
mnie i PDP, a także pranie bielizny, wyłącznie dla osoby, którą się opiekuję.

3. Zu meinen Pflichten gehört: die tägliche Körperpflege der zu betreuenden Person, das Kochen und
Zubereiten von Speisen, eventuell das Anreichen von Nahrung, das Sauberhalten des unmittelbaren
Wohnraumes der zu betreuenden Person, das An- und Auskleiden, Einkäufe erledigen, die Gestaltung
der Freizeitbeschäftigung, unter anderem gemeinsame SpieleFernsehenabende, das Vorlesen,
Begleitung bei Arztbesuchen, Spaziergängen, Kino- Theaterbesuchen etc.

Moje obowiązki to również: codzienna higiena podopiecznego, gotowanie i ewentualne karmienie,
sprzątanie wokół podopiecznego i po skończonych czynnościach, ubieranie i rozbieranie, zakupy,
zajęcia typu gry, oglądanie TV, czytanie gazet, pójście do lekarza, kina czy na spacer itp.

4. Betreuungskräften ist es rechtlich untersagt medizinische Behandlungen durchzuführen.
Das bedeutet:
Keine intravenösen Injektionen, keine Behandlung von offenen Wunden, keine Fußpflege bei
Diabetikern,keine Infusionen, kein Verabreichen von Arzneimitteln ohne ärztliche Verordnung, kein
Anziehen von KompressionsTrombosestrümpfen.

Opiekunki domowe mają (prawnie) zabronione wykonywanie zabiegów medycznych.
To znaczy:
Nie wykonuję żadnych zastrzyków, nie leczę otwartych ran, nie obcinam paznokci u diabetyków, nie
podłączam kroplówki i nie podaje żadnych tabletek bez pisemnego zalecenia lekarza, nie zakładam
pończoch uciskowych (ATS przeciw zakrzepicy).

5. Das Putzen der Fenster, das Aufräumen von Kellerräumen, Garagen oder Ähnlichem, gehört nicht
zu meinen Pflichten.

Mycie okien, sprzątanie piwnic, garaży i tym podobnych pomieszczeń nie należy do moich
obowiązków.

6. Gartenarbeit gehört ebenfalls nicht zu meien Pflichten.

Prace ogrodowe też nie należą do moich obowiązków.

7. Für die Reinigung von Teppichen ,Gardinen, dicken Wolldecken oder Ähnlichem bin ich ebenfalls
nicht zuständig.

Za czyszczenie dywanów, firan, grubych wełnianych koców i tym podobnych, również nie jestem
odpowiedzialna.

8. Schneeräumen gehört ebenfalls nicht zu meinen Aufgaben.

Odśnieżanie również nie należy do moich zadań.

9. Das Zimmer der Betreuerin/Pflegekraft ist ein Rückzugsort, an dem das Recht auf Privatsphäre
höhste Priorität hat. Es dürfen in der Freizeit, über den zur freien Verfügung gestellten Internetzugang
Kontakte zur Familie sowie Freunden gepflegt werden.

Pokój opiekuna to miejsce szczególne ( „święte”) , w którym prawo do prywatności jest najwyższym
priorytetem. W wolnym czasie powinno się mieć możliwość nawiązywania kontaktów z rodziną i
przyjaciółmi, korzystając z dostępu do internetu lub telefonu oferowanego bezpłatnie.

10. Es ist zu erwarten, dass die Verpflegung mit Nahrungsmitteln ausgewogen und ohne
Einschränkungen gewährleistet wird, gerecht dem körperlichen Kraftaufwand, welchen eine Pflege-
Betreuungskraft in Rahmen ihrer Tätigkeit zu leisten hat.

Oczekuje się, że zaopatrzenie w środki spożywcze będzie nieograniczone i różnorodne. Musi być
ono odpowiednio dobrane dla opiekuna/opiekunki, którzy w ramach swoich obowiązków wykonują
ciężką pracę fizyczną (wysiłek).

11. Ab 22.00 Uhr habe ich absolute Ruhe. Wird die Nachtruhe dennoch gestört, indem der/die zu
Betreuende meine Hilfestellung außerhalb der vereinbarten Arbeitszeiten benötigt, stehen mir tagsüber
längere Ruhezeiten zu oder eine zusätzliche Vergütung.

Od godziny 22.00 mam absolutny spokój. Jeśli mój nocny odpoczynek zostanie zakłócony przez
osobę, którą się opiekuję, poza uzgodnionymi godzinami pracy, mam mieć dłuższe okresy odpoczynku
w ciągu następnego dnia lub dodatkową płatność.

12. Laut den vertraglich festgelegten Vereinbarungen beläuft sich meine Arbeitszeit auf 8 Stunden
täglich, sprich 40 Stunden wöchentlich. Darüber hinaus erbrachte Leistungen sind gesondert zu
vergüten.

Zgodnie z umową, mój czas pracy wynosi 8 godzin dziennie, tj. 40 godzin tygodniowo. Dodatkowo
świadczone usługi muszą być wynagradzane oddzielnie.

13. Laut Vertrag stehen mir folgende Pausezeiten zu: Zwei bis drei Stunden Pause täglich, mit der
freien Option die Pause außer Haus zu verbringen. Darüber hinaus habe ich das Anrecht auf einen
freien Tag in der Woche, den ich zur freien Verfügung in Anspruch nehmen kann.

Zgodnie z umową mam następujące czasy przerwy: dwie do trzech godzin przerwy dziennie, z
wolną opcją spędzania przerwy poza domem. Ponadto mam prawo w tygodniu do wolnego dnia, z
którego mogę swobodnie korzystać.

                                                                    KONIEC


wtorek, 25 września 2018

Moje sposoby na trudne sytuacje



Trafiając na tzw. "minę" nie warto liczyć na pomoc agencji. Trzeba liczyć na siebie. Na własny spryt i rozsądek. Na doświadczenie lub na mądre porady innych opiekunek. Bo jak agencja pomaga udręczonej opiekunce pisałam nie raz i nie dwa. O tym jak pomaga wiele opiekunek przekonało się na własnej skórze. Koordynator, który ma nas wspierać na obczyźnie też ma nas gdzieś. Kasę wziął, a że Polka płacze? Cóż...taki mamy klimat powie.
Po pierwsze..i zawsze od zarania tego bloga powtarzam...czytamy i podpisujemy umowy. Jakie by one nie były, bo jak pisałam na fb..każda nasza umowa spełnia wymogi umowy o pracę. Nawet jeśli widnieje nazwa "umowa zlecenie" to i polski sąd ale i niemiecki Zoll naszą umowę potraktuje jak umowę o pracę. Bo każda umowa jak też o tym wspominałam jest kryminogenna.
Jesteśmy na szteli. Włosy stają nam dęba na widok miejsca. Wymagania rodziny też wywołują naszą palpitację serca. Co robić ? Szybko piszemy e maila do agencji informując o zaistniałej sytuacji. Nie dzwonimy !!!! Nie piszemy sms !!!! Piszemy właśnie e maila , który jest naszym oświadczeniem o zaistniałej sytuacji. Naturalnie możemy żądać interwencji w tym oświadczeniu. Papier wszystko przyjmie, ale najważniejsze nasz wysłany e mail jest dokumentem prawnym. Nikt nie powie w agencji, że nie pamięta rozmowy, że mówił to czy tamto. Że nie obiecywał itd. Nasz email jest dowodem i wszystkie późniejsze kombinacje agencji pozostają tylko kombinacjami.
Jeśli jesteś na minie...to nie licz na szybki powrót do domu. Bo zanim agencja ruszy palcem minie 2 tygodnie albo i miesiąc. Bo to nie jest w interesie agencji by Ci pomóc. Dlatego zrób wszystko aby to rodzina zadzwoniła do agencji żądając zmiany opiekunki. Czy ktoś zauważył że jeśli opiekunka dzwoni to "prosi", gdy dzwoni zaś rodzina to "żąda". Bo większy respekt ma agencja do tego kto płaci niż do tego komu płaci. Jeśli to rodzina zadzwoni do agencji to choćby sama rekruterka miała pracować za Ciebie to na bank za dwa dni będziesz w domu. Będąc więc na minie najwyższa pora nauczyć się mówić 'nie". Nie pracuję w ogródku, nie sprzątam piwnic, nie robię opatrunków, nie pracuje w nocy. Proste i skuteczne. Tak właśnie postąpiłam kilka razy będąc na minie. Nie robiłam awantur, tylko krótko mówiłam "nie". Pracowałam na to aby to rodzina zrezygnowała ze mnie. Zaznaczam jednak, że prace, które należą do opiekunki wykonywałam sumiennie.
I co się stało? Ano rodzina nie dzwoniła żądać wymiany ale zaczynała respektować moje warunki. Dodatkowo zaczęto mnie szanować ale i moją pracę. Szanować i doceniać. Z czasem miejsca stawały się znośne. Nie były już minami. Czy czymś ryzykowałam? Niczym. Gdybym zjechała na żądanie rodziny do domu byłabym  dokładnie w takiej samej sytuacji odnośnie wynagrodzenia niż gdybym zjechała na prośbę własną.
I drugi sposób jaki stosuje od roku. tez prosty i bardzo skuteczny. Na naszej grupie "pomagamy opiekunkom" znajduje się plik, który zawiera nasze prawa. A więc m.in. czas nocny, przerwy, dobre jedzenie, zakaz pracy w ogródkach, mycia okien itp.  Ten dokument nijak się ma do przepisów prawa, które omawiałam na mojej stronie na fb, ale mimo to jest tak logiczny i zdroworozsądkowy, że nikt ani z niemieckiej strony ani z agencji nie ma odwagi go podważyć. Dokument sporządzony jest w obu językach..polskim i niemieckim. Ja poniżej spróbuję go wstawić, jeśli się nie uda to jutro w osobnym poście podam jego treść.
I tak zaopatrzona w ten dokument udałam się do pracy ..na kolejną minę. Niesprawdzone miejsce. innym razem miejsce zepsute przez same opiekunki. I już na samym początku, gdy po raz pierwszy padło z ust rodziny żądanie wstania w nocy, powiedziałam "nie", podając tenże spis moich praw dodając jednocześnie: "moja agencja prosiła to Państwu przekazać". Skłamałam, oszukałam, byłam nieuczciwa? A i owszem,,,ale czy agencja była uczciwa wysyłając mnie na minę?
Ryzyko?..żadne. Czy ktoś wyobraża sobie, że np. córeczka podopiecznej zadzwoni do naszej agencji pytając czy to prawda, że przysłana Polka nie sprząta strychu?  Na bank nie zadzwoni, bo Ona dokładnie o tym wie, że to nie jest nasz obowiązek tylko jej wyzysk. Czy zadzwoni do agencji pytając czy papier, który otrzymała jest z agencji ? Nie zadzwoni, bo Ona dokładnie wie, że prawa ujęte na papierze są podstawowymi prawami człowieka. A nawet jeśli zadzwoni / może być mniej rozgarnięta/ to czy agencja zaprzeczy temu, że Polka ma prawo do wypoczynku? Też nie, bo tym samym ukręciła by sama na siebie bata, potwierdzając, że wysłała nas na niewolniczą pracę.
Byłam w sytuacji, gdy to pismo pokazałam niemieckiemu pflegerin, lekarzowi gdy doszło do konfrontacji. Efekt, ..po przeczytaniu pisma przyznali mi rację...ba nawet naskoczyli na rodzinę, że mają respektować moje prawa i nie zmuszać mnie do niewolniczej pracy, żądania sprzątania po syneczku, sprzątania piwnicy i zapewnieniu mi godziwego, zdrowego jedzenia.  Nikt, choćby najbardziej nas nie lubiący Niemiec nie przyzna się głośno, że wolno traktować innego człowieka nieludzko, niegodnie. Za bardzo pamiętają czasy wojny i ponieważ nadal jest to ich pięta achillesowa nie pozwolą sobie na luksus aby posądzono ich o rasizm, wyzysk itp.
Moje dwa sposoby radzenia sobie na minie sprawdzają się w 100 procentach. Warto z nich skorzystać.
I jeszcze na koniec jedna rada. Pan Bóg dał nam jedne usta i dwoje uszu. Nie odwrotnie. Dlatego więcej słuchajmy, obserwujmy a mniej mówmy. W emocjach, w stresie zawsze powiemy o jedne słowo za dużo. Słowo, które łatwo obrócić przeciwko nam samym.
Słuchajmy, obserwujmy, nagrywajmy, filmujmy. Ktoś powie..nie wolno nagrywać.
Ano nie wolno...ale po pierwsze jest to mała szkodliwość czynu, a po drugie proszę pokazać mi osobę, która za nagranie poda nas do sądu, gdy na nagraniu ewidentnie tkwi dowód o ubliżaniu nam, wydawaniu rozkazów itp.
Podsumowując.....nie licz na agencję, nie licz na inną opiekunkę....Zawsze licz na siebie. Bądź wyjątkowa i chrzań tę normalność, którą stworzyły agencje a która normalnością nie jest.




EE

poniedziałek, 24 września 2018

Patriotka, opiekunka, człowiek



Poruszę dzisiaj temat jakże odległy od pracy opiekunki, choć może jednak nie tak bardzo zważywszy, że każda z nas jest Polką, Człowiekiem.
Mój czas wypoczynku spędzam na odrabianiu zaległości w czytaniu, oglądaniu filmów dokumentalnych, przeglądzie wydarzeń w kraju i na świecie  ale także na wejrzeniu we własne JA.
Ostatnio wiele czasu poświęcono Narodowcom. Ich chuligańskim wybrykom, bezczeszczeniu flagi narodowej. I trochę jest mi przykro, trochę jest mi wstyd..bo było nie było tez jestem narodowcem, mimo, że nie należę do ich grupy. Mam takie przekonania. I pewnie większość z nas opiekunek takim narodowcem jest. Bo narodowiec to inaczej Patriota. Tak przynajmniej podaje słownik.
Pielęgnuję i rozwijam kulturę, tożsamość narodową opartą o dziedzictwo, tradycję i historię przodków. Już kiedyś mówiłam, że nie zdradzam swoich zasad, potrzeb i swoich ukochanych. Zasady wyniosłam z domu...w nim uczono mnie, że mam kochać Polskę bez względu na to jaka jest. To trochę jak z Matką...kocha się ją za o, że jest. I ja jestem dumna, że jestem Polką.
Gdy jestem w Niemczech opowiadam o moim kraju. O naszych tradycjach, trudnej historii. Swoją postawą pracuję na dobry wizerunek mojego kraju. Jestem poważna.. a może po prostu staram się być dojrzała a to oznacza, że wiem co to organizacja i dyscyplina. Uczę się stosownego zachowania w różnych miejscach i co najważniejsze..nie jestem obojętna na krzywdę drugiego człowieka.
Czyli jestem patriotką..narodowcem. Dlaczego więc narodowiec ma znaczenie w dzisiejszych czasach takie negatywne?  Bo kilku małolatów z ogolona głową, z bicepsami i swastykami zakłóca już nie marsze, ale życie innych swoimi chuligańskimi zachowaniami? Bo depczą, czy też palą polską flagę ? Dlaczego słowo Patriota brzmi dumnie a już narodowiec to nie ? Incydentalne zachowania chuliganów zdewaluowały dumne słowo "narodowiec" co sprawiło, że wielu Polaków zapewne wstydzi się przyznać, że jest narodowcem czy też Patriotą.

To trochę jak z naszym zawodem opiekunki. Kilka zapitych Pań, kilka złodziejek mieniących się opiekunkami sprawiło, że wymawiając słowo "jestem opiekunką" w oczach innych dostrzegam pogardę. A przecież to zawód trudny, wymagający nie empatii jak to mówi wiele z kobiet, ale wymagający uczciwości, cierpliwości, daru zrozumienia drugiego człowieka, tolerancji i jakże często pokory. Zawód, który powinien wzbudzać szacunek i poważanie. A może to nasza postawa, często wstydliwa sprawia, że tego uznania dla naszej pracy po prostu brak. Może najwyższa pora, by mówiąc "opiekunka" wysoko unieść głowę. Być dumną z tego, że mogę taki zawód wykonywać, służyć pomocą i poradą.  Nie zważać na naganne zachowania, incydentalne chamskich kobiet tylko głośno i z dumą mówić: tak, jestem Opiekunką. Bo to także jest Patriotyzm. To praca na wizerunek naszego kraju.

Człowiek. Jakże często "człowiek- człowiekowi wilkiem". Człowiek zabija, człowiek niszczy. Czy tylko dlatego, że inny człowiek czyni zło, mam się wstydzić tego, że jestem człowiekiem?
"człowiek to brzmi dumnie" -Maksim Gorki
Ja jestem dumna z tego, że jestem człowiekiem, chociaż czasem niezbyt dobrze jest oglądać te wszystkie zbrodnie, których dopuszczają się inni ludzie.
Ja jestem dumna, że jestem narodowcem, chociaż czasem niezbyt dobrze jest oglądać chuligaństwo, wandalizm i krzywdę jaką wyrządzają inni patrioci.
Ja jestem dumna, że jestem opiekunką osób starszych, chociaż czasem niezbyt dobrze jest słyszeć o  kradzieżach, pijaństwie, despotyzmie, braku szacunku dla człowieka, wartości  innych kobiet.
Być dumnym z tego kim się jest !!!

/EE/



piątek, 21 września 2018

Empatyczna opiekunka



Mój urlop w domu przerywa dzwonek telefonu. Na ekranie odczytuje nazwę jeleniogórskiej agencji. Odbieram niezbyt chętnie, spodziewając się namawiania mnie na wyjazd. I tak rzeczywiście jest, chociaż słowa, które słyszę z ust właścicielki agencji sprawiają, że słucham uważnie. Oto bowiem, polska, empatyczna opiekunka została na wezwanie rodziny podopiecznej zabrana do szpitala. Podobno pijana. Pani agentka prosi abym tam pojechała, załagodziła sytuację ale i zorientowała się w sytuacji.
Jadę, bo mam nadzieję, że opiekunka została w robiona, że może potrzebuje pomocy. Że może roszczeniowa rodzina żąda rzeczy niemożliwych.
Drzwi otwiera mi córka podopiecznej. Jest moją rówieśniczką. Dużo mówi,opowiada. Nie bardzo ją słucham bo chcę wpierw poznać tę wspaniałą opiekunkę. Od niej dowiedzieć się co i jak. Jednak wpierw udaję się do mojego pokoju, który zastaję w stanie w jakim pozostawiła go opiekunka.
Ściany poplamione krwią, prześcieradło tak samo, dodatkowo poplamione moczem i wymiocinami.
Na podłodze brudne majtki..dalej trochę dolna szczęka /proteza/. Córka dalej gada. Nawet nie jest złośliwa. próbuje mnie przekonać o konieczności wezwania karetki. Nie mieszka z matka, wpada tu raz na tydzień. Zaufała opiekunce, zaufała agencji. A matka, po złamaniu biodra zdana była na pomoc opiekunki, której /zdaniem córki/ de facto nie miała.
Ogarniam powoli pokój. Pakuję rzeczy opiekunki do jej torby. Nadal jestem skąpa w słowa, w dyskusje z córką. Pragnę zobaczyć opiekunkę. usłyszeć jej opowieść. Jestem też w stałym kontakcie z właścicielka agencji. Jej też niewiele mówię.
Jadę, dzięki uprzejmości córki do szpitala zobaczyć Polkę. W łóżku leży kobieta. Cera szara, trudno powiedzieć czy zadbana, leży w końcu w szpitalu. Podchodzę do Niej. Przedstawiam się i zanim zdążę wypowiedzieć kolejne słowa słyszę " po coś tu przyjechała, wszystko jest w porządku. Nic się nie stało, to "popierdolona córunia" narobiła zamieszania." Sepleni więc podaję jej tę protezę znalezioną na podłodze. Nie skrępowana nawija dalej, że "co się niby stało. Trochę wypiła bo ze staruchą zwariować można. Popiła jakieś tabletki alkoholem. W końcu każdemu może się zdarzyć."
- No chyba jednak nie każdemu - myślę sobie. Kończę z Nią dyskusję bo i rozmawiać nie ma o czym. Idę do lekarza. Tu dowiaduję się, że została przywieziona prawie nieprzytomna. Leki psychotropowe /później dowiaduję się, że ukradzione pacjentce/ popijała alkoholem. Na dodatek lekarz daje mi do zrozumienia, że powinnam jak najszybciej ją ze szpitala zabrać...bo obraża personel medyczny, ubliża pacjentom. Poucza i naucza wszystkich wkoło..bo wie lepiej. Wszyscy idioci - Ona jedna mądra. Na dodatek jest cały czas roszczeniowa i to w wulgarny sposób. Przepraszam lekarza za Polkę. Upraszam go też aby pozwolił Polce zostać tutaj do przyjazdu busa, bo córka zdecydowanie odmawia zabrania jej do domu. Lekarz jednak chce się pozbyć przysłowiowego "wrzodu na dupie" jakim jest polska, empatyczna, z wieloma referencjami opiekunka. Wyraża zgodę ale tylko na ten dzień. Rad nie rad zabieram Polkę do hotelu. Informuję ją, że rano przyjedzie tutaj po Nią bus. Że wszystko jest opłacone. Empatyczna opiekunka jest obrażona na wredną córeczkę, durnego lekarza i na złodziejską agencję. Na koniec jeszcze obrażonym tonem żąda, dosłownie żąda ode mnie trochę kasy. Bo przecież potrzebuje. Jestem zniesmaczona i Nią, i tą sytuacją. Wychodzę.
Nigdy więcej tej wspaniałej opiekunki już nie spotkam. Dowiaduję się tylko od agencji, że złożyła skargę do prokuratury na agencję, że ukradła jej pieniądze. Nie zapłaciła za jej ciężką pracę. Oskarża agencję o manipulację. Tym razem pomagam agencji..podaję namiary na mojego adwokata / wcześniej z nim to uzgadniając/.

W swoim wieloletnim doświadczeniu miałam wątpliwą przyjemność poznać inne jakże "empatyczne" opiekunki. Gdy pisałam na blogu o podobnych przypadkach jakże wiele opiekunek obrzucało mnie błotem. Że to nie prawda. Że jak śmiem obrażać opiekunki.
 Kto się odzywał? Czyżby równie te "empatyczne"?.
Fakt pozostaje jednak faktem....że jedna opisana przeze mnie "empatyczna" opiekunka psuje wizerunek wielu uczciwych kobiet. Psuje wizerunek i u Niemców ale i wśród agencji. Trudno się czasami dziwić, że traktuje się nas jak ludzi gorszego sortu. Same pracujemy na nasz wizerunek który niestety  psujemy.
Zwracają się do mnie skrzywdzone przez agencje opiekunki. Często rzeczywiście zostały skrzywdzone ale najczęściej jednak te skrzywdzone okłamują także mnie wyłuszczając swoją wersję zdarzeń. Dopiero później jedna czy inna agencja przedstawia mi dowody na zupełnie inna wersję zdarzeń. Jak zatem pomagać gdy opiekunka kłamie, oszukuje i kręci?
Podczas ostatnich moich rozmów z moim adwokatem nagle powiedziałam " Chyba już wiem, dlaczego nie chce Pan pomagać opiekunkom. Doświadczam tego prawie na co dzień, gdy wysłuchuję próśb o pomoc". Pokiwał tylko głową, uśmiechnął się i powiedział " na dodatek są ograniczone. dużo mówią, mało myślą. Potrafią na sprawie bronić agencji szkodząc swojej sprawie. I nie robią tego świadomie. Na sprawie krzyczą, pomawiają, oskarżają bez dowodów by na końcu stwierdzić, że agencja ma rację .Na koniec słyszę, że jestem idiotą i jestem na usługach agencji. Nie chcę takich spraw bo na tym ja tracę , na mojej reputacji i wizerunku.
Ostatnio mój przyjaciel w rozmowie, gdy opowiadałam o zachowaniach nagannych opiekunek powiedział..."Ewa, taki jest nasz kraj. Tacy są Polacy".
 
Każdy z nas ma w sobie dobro ale może mamy... dość swojej pracy, monotonii, codziennego wstawania wczesnym rankiem, braku wolnego czasu,.. energii do życia? Coraz bardziej zaczynają denerwować nas ludzie ściskający się w autobusach i trącający cię w biegu do pracy? Myślimy sobie, że to nie jest świat, który sprawia, że jesteśmy szczęśliwi, który wyzwala w nas to, co najlepsze...i wtedy zakładamy maski...udajemy ,że żyjemy...zapominamy o tym dobru które tkwi w nas....
Są ludzie wśród nas ,którzy próbowali odnaleźć to co najcenniejsze wybierając ciszę, pustkowie, samotność...

/EE/





czwartek, 13 września 2018

Renomowana agencja - szukamy chętne opiekunki



Trudne miejsce w Oldenburgu. Podopieczny z agresywną demencją wymagający ciągłej opieki. Do tego rodzina, którą trzeba obsłużyć. Nocki też zarwane. Jakiś maleńki pokoik w piwnicy. Ciężki czas dla mnie. Agencja tradycyjnie milczy a Pan koordynator dwa tygodnie już do mnie jedzie 20 parę kilometrów i dojechać jakoś nie może. Dzielę się na fb swoim kolejnym doświadczeniem i tak oto poznaję Kasię. Okazuje się, że mieszka niedaleko mojej szteli.  Oferuje pomoc. Umawiamy się na spotkanie. Już wiem, że jako pielęgniarka, z długoletnim doświadczeniem może mi udzielić jakiś porad odnośnie podopiecznego. Może da jakąś wskazówkę aby miejsce stało się dla mnie lżejsze.
   Otwieram drzwi ..i ukazuje mi się obraz uśmiechniętej, młodej kobiety. Przy niej, zdaję sobie z tego sprawę, wyglądam jak siedem nieszczęść, ale jestem szczęśliwa, że moja nieznajoma okazuje się dodatkowo bardzo mądrą, rozsądnie myślącą osobą. Opowiada mi o sobie. O swojej pracy w szpitalach niemieckich, pracy w hajmie z pacjentami demencyjnymi...ale i o konsekwencjach zdrowotnych jakie poniosła w związku z wykonywaniem swojej pracy, którą kocha. Mówi o swojej nadgorliwości, pełnym oddaniu pacjentom. Zdrowie wymusza na niej rezygnację z tego co kocha. Z pracy z chorymi, z opieki.
Podczas kolejnych naszych spotkań i rozmów rzucam hasło: "Kasiu, otwórz agencję. Tu w Niemczech. Agencję marzeń ...i dla rodzin ale i dla opiekunek. Wiesz jakie mam zdanie o agencjach. Wiesz o jakiej agencji ja marzę aby była. Ja Ci pomogę ".
I tak Kasia, za moją namową otworzyła agencję. Agencja, której priorytetem jest niesienie pomocy chorym ale pomocy opiekunkom.Oczywiście ważne jest także aby agencja przynosiła dochód , tylko, że obie wiemy, że jeśli obie strony umów będą zadowolone to i za tym pójdzie kasa.  Kasia, każde nowe miejsce odwiedza osobiście, sprawdza dokumentację medyczną chorego, stawia warunki. Zna miejsce jak przysłowiową własną kieszeń. Nie pomija też opieką opiekunek, które wysyła na miejsce zlecenia. Gdy tylko pojawia się problem wsiada w samochód i jedzie do opiekunki. Wyjaśnia sprawy z rodziną a gdy potrzeba, gdy pertraktacje nie pomagają po prostu rezygnuje z umowy. Ma świadomość, że opiekunka musi być godnie traktowana, szanowana.
I o ile z rodzinami nie ma problemu, bo na ogół respektują żądania i wymagania agencji o tyle z uczciwymi, mądrymi opiekunkami bywają kłopoty. Podczas kolejnego naszego spotkaniu otwarcie jej mówię: " Kasiu, nadal nie masz renomowanej agencji. Każda niesforna opiekunka pracuje na Twoją złą reputację. Cóż z tego, że rodziny respektują Twoje żądania, liczą się z Twoją opinią, skoro przyjeżdża opiekunka, która w swoim alkoholowym amoku niweczy Twoją pracę i Twój trud. Kasiu trzeba to zmienić. "
I tak wpadam na pomysł aby właśnie za pośrednictwem tego bloga, konta na fb zebrać mądre, uczciwe Panie, które przystępując do współpracy z Kasią i jej agencją będą pracowały i na Kasi sukces ale i na własny dobrobyt, bezpieczeństwo. Bo każda z nas ceni sobie poczucie bezpieczeństwa jakie daje świadomość posiadanie agentki otwartej, służącej pomocą, wsparciem, zrozumieniem. Która w każdej sytuacji zagrażającej opiekunce po prostu wsiada w samochód i rusza by pomóc.

  Od  bardzo dawna opisuję oszukańcze praktyki agencji.Często doświadczam je osobiście a często pomagając innym opiekunkom widzę pazerność, brak empatii, zrozumienia. Często na swojej stronie służę wskazówkami i poradami. Mówię o naszych prawach ustanowionych przez kodeks cywilny czy niemieckie prawo pracy. I niestety, mimo, że coraz więcej opiekunek ma świadomość swoich praw na rynku agencji nic się nie zmienia, gdzie zwykłe cwaniactwo stało się synonimem przedsiębiorczości a asertywność kombinatorstwem się mieni. Ustrój się zmienił, ludzie pracujący w agencjach nie. Czasami przestaję się już nawet dziwić, że funkcjonują zjawiska, gdy mentalność poprzedniej epoki zwycięża logikę. I niestety dotyczy to także, jakże często mentalności opiekunek.

Ale skoro nie można zmienić agencji to może warto stworzyć własną, uczciwą, rzetelną, nie straszącą karami. Dbającą o nasze bezpieczeństwo, szacunek rodzin, godne warunki pracy. Niech agencja Kasi, stanie się taką wzorcową agencją, która udowodni pozostałym, że uczciwie, rzetelnie pracować się opłaci. Ze przynosi to kasę, zadowolenie i satysfakcję.
Dlatego zapraszam wszystkie chętne Panie do współpracy.Do zgłaszania się do mnie na priw. Ja wszystkie oferty przekażę do Agencji Kasi.
Ja wierzę, że się uda.Mam dobre myśli. Należy je mieć...tu i teraz....bo dzięki nim potrafię odnaleźć radość dzisiejszego dnia....

A dla Ciebie Kasiu....dziękuję, że jesteś. Że tworzysz agencję naszych marzeń, pomimo przeciwności, często braku kasy, deszczu i burz. 
Myślałam jaki kwiat Tobie ofiarować...różę...może moją konwalię...może łąkowego bratka.....
po namyśle postanowiłam.....cała łąka dla Ciebie !!!!
/EE/


czwartek, 19 lipca 2018

O kim mowa ?



Coraz częściej spotykam osobę, często starszą, która np.odmawia zjedzenia obiadu, bo nie lubi szpinaku. Rozbabruje potrawy, siorbie, ciamka. Każe dziesięć razy prosić się do stołu. Wstaje bez pytania "czy mogę" i "dziękuję". Siedzi niechlujnie, podkula nogi, podpiera się. Rozczarowana, że nie ma czego chce, wrzeszczy, trzaska drzwiami.
O innych wypowiada się : głupek, idiota, kretyn. Sama jest wspaniała, empatyczna, najlepsza. Bez pytania gasi światło, wzmacnia głos w telewizorze, przełącza kanały.
Bez pukania wchodzi do zamkniętego pokoju, czy toalety. W autobusie pomagając sobie łokciami przepycha się, by zająć najlepsze miejsce.
Chichocze gdy ktoś powie coś, co wyda się jej niedorzeczne, rysuje kółka na czole, wcina się w rozmowę ze swoimi problemami i uwagami.
Nie patrzy w oczy podczas rozmowy, napominania czy ubliżania.
Pogubiła się,  w dużej mierze z naszej winy.  Metoda udawania, że się nie dostrzega, że z politowaniem tylko kiwamy głowami czy po prostu ignorowania została wypaczona.
Dominuje bowiem zasada, że skoro jest prostaczką dlaczego nie mielibyśmy wobec tej osoby zachowywać się tak samo.
A dobre wychowanie to nie wymuszony przymus, ale uważność wobec drugiego człowieka, okazywanie mu szacunku.
/EE/



środa, 18 lipca 2018

Zmienniczka czy potwór ?




Niecierpliwie oczekiwałam mojej zmienniczki. Raz, że wracałam do domu, dwa, że miałam dobre wiadomości. Udało mi się bowiem załatwić przespane noce, kasę na zakupy tylko dla opiekunki a także wyleczone odleżyny pacjentki. Planowałam jeszcze załatwić podwyżkę dla opiekunki ale czas, który biegnie nieubłaganie trochę pokrzyżował moje plany. Oczekiwałam mojej zmienniczki także z pewną obawą, bo już we wcześniejszej naszej rozmowie telefonicznej dała mi do zrozumienia, że w nocy i tak będzie wstawała do podopiecznej zaś kasy na własne zakupy nie potrzebuje, bo syn kupował jej wszystko. Zapomniała najwidoczniej o swoich zakupach  bułek, panierki czy kaszy gryczanej za własne pieniądze. Jednak nastawiona optymistycznie czekałam z obiadem na zmienniczkę Magdę. W najczarniejszych snach nie podejrzewałam, że ten dzień tak diametralnie zmieni moje myślenie o opiekunkach, że definitywnie zakończy chęć niesienia pomocy, występowania w imieniu pokrzywdzonych opiekunek przed agencjami. Tego dnia nie zapomnę nigdy.
Gdy tylko przekroczyła drzwi własnego pokoju w niecenzuralnych słowach opieprzyła mnie, że przygotowane dla niej łózko przykryłam kocem. Bo koc owszem winien być tylko, że nie ten. Przeprosiłam ją za swoją pomyłkę marząc tylko o spokoju. Kolejne minuty..to tylko słowa "ja pierdo...,ale syf". Żadnego miłego, ludzkiego słowa. Na swoje nieszczęście zawsze przed przyjazdem zmienniczki fotografuje pomieszczenia na wypadek, gdyby jakieś zastrzeżenia odnośnie pozostawionego miejsca wystąpiły by po moim powrocie do domu. To dobry zwyczaj, który polecam wszystkim opiekunkom. Zabezpiecza nas to, przed niezasłużonymi zarzutami czy karami ze strony agencji. Moje zdjęcia, po kilku godzinach poniżania mnie, obrażania, wydawania rozkazów wysłałam do agencji. Słyszałam więc jaka ze mnie szmata, bo w lodowce taki smród. Ponieważ wielką wagę przykładam do czystego jedzenia zażądałam aby wszystkie produkty w lodówce wyjęła wskazując mi te, które jej zdaniem nadawały się do wyrzucenia z powodu smrodu i syfu, jak to sama określiła.  Nie znajdując niczego poza serem zapachowym, którego smakoszem był syn, nagle wyciągnęła karton mleka kupiony tego ranka twierdząc, że takiego gówna w lodówce nie może być.
Ponieważ moja podopieczna jak opisywałam wcześniej była osobą leżącą, marudną i wręcz nudzącą się, zawsze pod jej poduszką zostawiałam po 3 chusteczki higieniczne. Jak to ze starszymi ludźmi bywa, te chusteczki walały się potem w łóżku a podopieczna żądała kolejnych. Najlepszym dla mnie czasem na sprzątnięcie brudnych był czas gdy wysadzałam o 19 godz. podopieczną na wózek inwalidzki i zawoziłam ją do salonu na oglądanie telewizji. W tym czasie sprzątałam pokój podopiecznej, usuwałam brudne chusteczki, ogarniałam pokój. Tak samo planowałam postąpić i w tym pamiętnym dniu. Zawiozłam podopieczną do salonu ale zanim wróciłam do pokoju podopiecznej musiałam jeszcze na życzenie chorej otworzyć okno, zapalić lampkę, nie tę tylko inną, podać wodę itp. Wróciłam więc po około 10 minutach by uprzątnąć pokój lecz ku mojemu zdziwieniu w łóźku nie było żadnych chusteczek. Pomyślałam, "może Magda już uprzątnęła". Po paru minutach znalazłam je w swojej torbie, bo kochana Magda stwierdziła, że za mało mi naubliżała i należy dowalić mi jeszcze raz. Zero kultury, bo któż jej dał prawo do otwierania mojej torby, zero klasy, zero tej empatii o której jakże często słyszę.
Wspaniała Magda, która przez dwa lata nie potrafiła wyleczyć odleżyn, wspaniała Magda który chusteczkami dla niemowląt /tzw. wilgotny papier toaletowy/ zapychała toaletę w domu, wspaniała Magda, która poza słowami "ja pierdo.." nie znała polskiej mowy, potrafiła jedynie upokarzać drugą Polkę. Każda z nas przejmowała miejsca pracy, każda z nas wie, że bywa różnie z tą czystością pozostawioną przez poprzedniczkę. Ja też miewałam różnie, bywało, że w myślach mówiłam "ale fleja" ale nigdy nie pozwoliłabym sobie na ubliżanie, upadlanie drugiej kobiety, drugiego człowieka. Zawsze brałam poprawkę, że może jej było ciężko, że może była zmęczona lub, że po prostu zapomniała o tym czy o tamtym. Brałam pod uwagę także fakt, że każdy z nas jest inny. Ma inne wychowanie, inne nawyki, inne priorytety. Dla mnie np.święte miejsca to kuchnia i toaleta. To dla mnie priorytety ale bywa, że o kurzu na jakieś starej figurce zapomnę. Trochę tolerancji, akceptacji inności drugiego człowieka ułatwia życie, świadczy, że potrafimy żyć w grupie.
Tej tolerancji Magdzie zabrakło.Nie będę opisywała innych upokorzeń jakich dostarczyła mi wspaniała opiekunka, wspomnę jednak, że wcześniejsza Magdy zmienniczka /pani w wieku 70 lat/ spędziła wieczór i noc w piwnicy uciekając przed Magdą. Ja wieczór spędziłam w kuchni. Z dala od Niej, od jej wyzwisk, wulgaryzmów.
Jedyną satysfakcję jaką w tym dniu miałam to prezent od syna dla mnie / zaskoczył mnie bardzo gdyż jako jedyna taki upominek otrzymałam/ a także widok głupiej miny Magdy, gdy Diakoni już po 18 oglądało stan odleżyn mojej podopiecznej. Nie były to już otwarte rany co nie znaczy i to każda pielęgniarka wie, że problem odleżyn znikł. Bo miejsca te są szczególnie narażone na powstawanie ran tym samym należy je kontrolować i pielęgnować.
Bardzo często w komentarzach piszecie, że zło wraca do tego kto je czyni. Tak było i tym razem. Moja podopieczna bowiem już parę minut po 2 -iej w nocy obudziła po raz pierwszy Magdę. Cichutka Magdusia bez mrugnięcia dreptała koło podopiecznej. Potem była kolejna pobudka o 4 a następna 6,30. Inna sprawa, że podopieczna dobrze wykombinowała sądząc, że co u Ewki się nie udało u Magdy może się uda. Rano jedynie, tuż przed wyjazdem wysłuchałam jaka to jestem suka, bo ona trzy razy wstawała w nocy a przecież miałam jej załatwić przespane noce. Z dużą dozą satysfakcji wypaliłam: "bo widzisz Magda, są opiekunki i są wielbłądy". Na koniec, przy ostatnim pożegnaniu z synem, podziękowałam mu za możliwość robienia swoich zakupów ale i nadmieniłam, że fakt ten nie obliguje go do finansowania zakupów Magdy. Dostrzegłam ulgę w oczach syna i tym samym pewna jestem, że wspaniała Magda, która z empatią nie miała nic wspólnego, zakupy nadal będzie robiła za swoje prywatne pieniądze.
Nie tak miało być. Nie tak zamierzałam spędzić swoje ostatnie godziny w tamtym domu. Marzyłam by pozostawić po sobie "naprawioną", dobrą sztelę a zostawiłam to, co i zastałam.

Ostatnio rozmawiając z przyjacielem, który także włączył się w pomoc dla opiekunek usłyszałam: "Ewa może najwyższy czas aby poprawiać warunki pracy na sztelach z myślą o sobie a nie o innych"?  Wszyscy wierzymy, że stworzono nas do pewnych ról. Czasami jednak nasze role niespodziewanie się zmieniają. I tak właśnie te ostatnie moje przeżycie, kontakt z opiekunką, tą najlepszą, najwspanialszą zmienił i mnie. Nauczyłam się przyjmować to, co przynosi czas i nie walczyć na siłę, o to,co wydaje mi się, że będzie dobre dla mnie, dla innych opiekunek. Nie chcę i nie będę już walczyć o los opiekunek. Nie chcę i nie będę wysłuchiwać skarg na agencje. I to nie dlatego, że jestem obrażona ale dlatego, że większość opiekunek musi się nauczyć żyć z innymi ludźmi.Musi się nauczyć żyć z samą sobą. Muszą zrozumieć, że gniew, którym epatują na grupach dla opiekunek, epatują w kontaktach z agencjami, rodzinami podopiecznych czy wręcz wobec drugiej opiekunki pozostawia zawsze zmarszczki na umyśle.

Teraz jestem już w domu. Wypoczywam. delektuję się ciszą i spokojem. I jedyny dźwięk jaki pragnę usłyszeć to słodką ciszę Twojego spojrzenia.


/EE/



niedziela, 8 lipca 2018

Guacamole


Wraz z upadkiem komuny, zmianami ustrojowymi, na naszym polskim rynku pojawiły się nowe owoce, warzywa, przyprawy i potrawy. Dzięki internetowi można bardziej świadomie wybierać żywność którą spożywamy. Wiemy co jest zdrowe a co nam może zaszkodzić. A że jestem z natury osobą ciekawą z zainteresowaniem poznawałam smaki, zwyczaje kulinarne innych narodów.
Kilka lat temu moja przyjaciółka, która właśnie wróciła z pracy w Niemczech zaprosiła mnie na ucztę. Gwiazdą uczty miało być Guacamole. Owoc, którego smak poznała właśnie podczas pracy, smak którym była zafascynowana. Dla mnie nazwa brzmiała obco, awokado też nie istniało w mojej liście zakupów. Wizualnie guacamole nie zachęcało do spróbowania, ot jakaś papka zielona, ale wszystkie achy i ochy mojej przyjaciółki sprawiły, że nawet nie wypadało mi nie spróbować. Wzięłam jeden kęs....wrażenie jeszcze gorsze, bo poza smakiem cytryny czułam bylejakość na podniebieniu. Nie. zdecydowanie nie był to mój smak ku zmartwieniu mojej przyjaciółki, która prawie godzinę opowiadała mi o jej pierwszym wrażeniu, jej fascynacji, właściwościach zdrowotnych itd. itp.
Niezrażona jednak pierwszym wrażeniem zaczęłam buszować po necie w poszukiwaniu ciekawostek dotyczących awokado. I tak dowiedziałam się, że awokado jako jedyny owoc nie jest skażony chemikaliami, nie grozi mu GMO a spożywany regularnie sprawi, że będziemy żyli długo i szczęśliwie. Niewątpliwie ma wiele witamin, mikroelementów zdrowotnych, zdrowe tłuszcze i uważany jest za najzdrowszy owoc świata. Przeglądając przepisy blogerów na zastosowanie awokado królowało przede wszystkim  Guacamole. I wszędzie cytryna była nieodłącznym elementem tej potrawy. A mnie zupełnie nie pasowała cytryna na chlebie. Lubię cytrynę jako dodatek do wody, do ryb ale na pewno nie w połączeniu z awokado.
Jednak ze względu na właściwości zdrowotne sporadycznie kupowałam awokado ....ale spożywałam je jako zamiennik masła. A więc własny chlebek, awokado a na to najlepiej pasował mi pomidor. Do tego przyprawy i tak z czasem przekonałam się do tego owocu.
Pewnego jednak dnia, przez przypadek na youtube trafiłam  na oryginalny przepis na guacamole i ten filmik wstawiam na końcu postu. Zachęcam gorąco do obejrzenia. Aby owoc się nie utleniał /nie czerniał/ dodaje się odrobinę oliwy z oliwek a nie cytrynę, która zupełnie zmienia smak samego awokado. Zdecydowanie to moja bajka, mój smak. Czyli moje poczucie smaku i tym razem mnie nie zawiodło.
Teraz awokado króluje na moim stole bardzo często, ale nie jako jakaś papka cytrynowa ale jako smarowidło do chleba lub sałatka sporządzona zgodnie z przepisem na filmiku.
A jak Wy spożywacie awokado, które niewątpliwie powinno znaleźć się na każdym polskim stole ?

/EE/



 prawdziwe guacamole
link gdyby okazało się że film nie odtwarza na blogu   prawdziwe guacamole





czwartek, 7 czerwca 2018

Jesteś tym co jesz



Moja przygoda ze zdrową kuchnią tak na dobre zaczęła się 14 lat temu wraz z pierwszym wyjazdem do Niemiec. Obserwowałam zwyczaje kulinarne moich podopiecznych i ich rodzin. Zaczęłam dostrzegać zależność między ich chorobami a tym co jedzą, jakie mają nawyki żywieniowe.
Z czasem zaczęłam czytać liczne publikacje dotyczące zdrowej żywności ale i skutki płynące ze spożywania tejże żywności. Bardziej świadomie robiłam zakupy czytając wszystkie etykiety. Jako, że z zawodu jestem chemikiem nieobce były mi niektóre chemiczne dodatki zawarte w naszej żywności.
Uświadomiłam sobie, że jeśli nie zacznę dbać o jakość swoich pokarmów to w niedługim czasie mój stan zdrowia będzie taki sam jak moich podopiecznych. Wierzę mocno w to, że większość naszych chorób a może i wszystkie biorą się ze spożywania chemii zawartej w pożywieniu ale także i wierzę w to, że odpowiednią dietą można wiele chorób wyeliminować z naszego organizmu.
Z czasem temat zdrowego żywienia stał się moim credo, kolejnym hobby. Często rodziny moich podopiecznych w pierwszym momencie gdy mówię "to zjem" ale tego już nie są zaszokowani. Pewnie także i mają obawy czy koszt moich posiłków nie nadszarpnie ich budżetów. Z czasem przekonują się, że zdrowe pokarmy wcale nie muszą być drogie. Że nawet jeśli jeden produkt jest droższy bo kupiony z tzw. wyższej pólki to z perspektywy jednego tygodnia czy miesiąca wydatki wcale nie wzrosły a bywa, że maleją.
Nauczyłam si,ę też sama robić masło, ser biały, majonez czy na przykład upiec chleb. Zamiast wędlin kupuje dobrej jakości mięso i wyrabiam pasztety, wędliny czy pieczenie do chleba. Więcej pracy ale i satysfakcja, że nie płacę oszustom za chemię. Bo spójrzmy chociażby na tę niemiecką mortadelę. Kto czytał jej skład?  400 gram kosztuje w Aldi 50 centów. Jak może 40 dkg mięsa kosztować 50 centów- 2 zł. W tej mortadeli jest wszystko ale na pewno nie mięso.
Oczywiście są takie momenty gdy mam ochotę na jakiegoś burgera. Nie raz nawet zgrzeszę i kupię ale najczęściej zaraz widzę obraz któregoś podopiecznego z chorobami przewlekłymi spowodowanymi głównie przez chemiczne jedzenie by stracić apetyt. To nie znaczy, że nie zjadam np. boczku czy smalcu. Uważam, że organizm potrzebuje wszystkiego. Różnica polega na tym, że jeśli już boczek to jeden plasterek a nie pół kg a jeśli smalec to kromka z ciemnym pieczywem. Jedna a nie ich pięć. Ja nie jadam czy się obżeram ale smakuje, delektuję się smakami. Proszę spojrzeć na swoich podopiecznych...ilu z nich ma smak ?. Niewielu..ich kubki smakowe przez chemię spożywaną w produktach uległy zepsuciu. Ile osób potrafi wyczuć w pokarmie majeranek, tymianek itp.?
Nigdy jednak nie "reperuję", nie wymuszam na moich podopiecznych, znajomych  zmiany pokarmów. Uważam, że każdy ma wybór i każdy powinien świadomie decydować sam czy wybiera zdrowie czy chorobę. Akceptuję więc nawyki żywieniowe moich podopiecznych ale zdarzają się sytuacje gdy rodziny z ciekawością spoglądają na mnie, zaczynają pytać i interesować się żywnością.
Często w rozmowach mówię im o dokonywanych w życiu wyborach i ich wpływie na nasze życie. Przytaczam też im przykład. Proponuję aby zobaczyli oczami wyobraźni konia...pięknego, czystego, długo żyjącego a obok zaraz spojrzeli na świnię. Brudną, spasioną fleję. Popatrzyli na ich pokarmy. Koń jada czyste, zdrowe a świnia zeżre wszystko. Zepsute, nadgniłe...ale aby było dużo.  I gdy już zobaczą oczami wyobraźni te dwa zwierzęta ale i ich pokarmy odpowiedzieli sobie...kim są.
Koniem...czy świnią bo ja  zdecydowanie wybrałam konia zgodnie z powiedzeniem "jesteś tym co jesz".
Każdy z nas patrzy. A tak niewielu widzi a przecież nic nie zdarza się przypadkiem. Więc jeśli chcesz dobrze zadbać o swojego podopiecznego, o innych najpierw trzeba umieć zadbać o siebie.
/EE/




sobota, 2 czerwca 2018

polskie babcie - opiekunki



Kolejna sztela i kolejna historia a właściwie to kolejny cyrk, które stworzyły opiekunki ku utrapieniu innych polskich, normalnych opiekunek. I nie będzie to historia mojej zmienniczki, która nic nie zawiniła ale wręcz ponosiła konsekwencje działań 70- letniej czyli polskiej babci - opiekunki.
Sama z dużą nadwagą, aby zatuszować swoją mniejszą sprawność fizyczną przywoziła palącej podopiecznej po 4 sztangi papierosów..oczywiście w prezencie. Ze swojej wielkiej troski o babcię za swoje pieniądze kupiła bardzo ładne /to fakt/ narzuty na łóżko aby podopieczna tak nie pociła się pod kołdrą.  Kupiła Babci spodnie i dwie bluzeczki. Oczywiście żarcie też kupowała w większości za swoje - syn podopiecznej bardzo oszczędny / czyt. skąpy/. Pomijam ile zarobiła za swoją pracę biorąc pod uwagę jej wydatki ale fakt faktem nasza polska babunia mówiąc bez ogródek "zjebała" tę sztelę dokładnie. Oczywiście nie omieszkała wszystkich poinformować jakie miała dobre serce, jaka była empatyczna, jak to doglądała nawet w nocy swoją podopieczną. Pominęła fakt, że ją tymi swoimi kluseczkami, pierożkami spasła do wagi 150 kg, ale na dodatek że to Ona w sumie jest winna  odleżynom podopiecznej gdyż rany leczyła spirytusem salicylowym., co nie dość, że nie zaleczyło powstających odleżyn ale wręcz je zaogniło. No ale miała dobre serce i była...empatyczna. Baa...Ona sama na fb chwaliła się jaka to jest wspaniała.
I tak właśnie się dzieje. To nie nowicjuszki psuja miejsca pracy. To nie młode psują. Te mają świadomość swoich praw ale i obowiązków. Nie jedna z nas przymyka oko na przepisy prawne i pracuje dłużej niż te 8 godz. dziennie. Niejedna z nas rezygnuje z wolnych 2 godz bo akurat jest wizyta lekarska. Każda z nas często przymyka oko na te przepisy....ale do licha, chyba jakaś granica tych ustępstw istnieje.
Polskie Babcie- opiekunki, te po 70-ce często aby ukryć swoje niedomagania fizyczne, własne kłopoty zdrowotne, często o laseczkach czy rolatorach dokonują "cudów" aby tylko mogła zostać, mogła pracować. Część z nich pewnie z racji wieku zdziecinniało na tyle, że zabawiają się w mamusie, babusie  i doglądają tych swoich podopiecznych jakby to byli nie ludzie starsi ale lalki  zapamiętane z dzieciństwa. Bo warto zaznaczyć, że wiek emerytalny ustanowiono owszem, i z powodów ekonomicznych ale także i na podstawie medycyny stwierdzając, że właśnie w tym wieku kończy się wiek produkcyjny a tym samym zdolność do pracy. Nie wkładam wszystkich oczywiście do jednego worka. Sama spotkałam Panią mającą 74 lata i Jej profesjonalizmowi niejedna młódka mogłaby pozazdrościć. Jednak i ona mimo sprawnej głowy miała chore serce, bajpasy, kilka operacji. Podejmowanie decyzji o pracy opiekunki niosło za sobą ryzyko jednak nie ingeruję w tym przypadku w podjętą przez nią decyzję. Jednak w większości przypadków wraz z wiekiem, po 70=ce spada sprawność manualna, psychiczna, że o fizycznej nie wspomnę. Propozycja aby w wieku bodajże 65 lat ponownie stawać do badań dla kierowców mówi samo za siebie. Jest czas dzieciństwa, zabawy, jest czas pracy ale potem nadchodzi czas odpoczynku. Dla jednych wcześniej dla innych później ale jednak nadchodzi.
Zdaję sobie owszem sprawę, że te Panie nie jadą z nudów ale z potrzeby finansowej. I jeśli tylko można to czemu nie...ale na litość boską nie zasłaniajcie swoich niedomagań fizycznych czy psychicznych nadgorliwością, by o głupocie nie wspomnąć. Czasami naprawdę nie warto trzymać się kurczowo pracy, pomimo własnych niedomagań bo to kompletna degradacja samego siebie. W waszym źle rozumianym poczuciu własnej wartości, która jak wiadomo nie jest cechą stałą, nie jest wrodzoną ale jest wyborem człowieka..ośmieszacie same siebie. Przed innymi opiekunkami, przed niemieckimi rodzinami czy samym podopiecznym; który często ma bardziej sprawną głowę od Was.Ośmieszacie siebie ale przy okazji psujecie miejsca pracy innym opiekunkom, często potem złorzecząc na Bogu ducha agencje, że nie załatwiły, nie dopilnowały.
Jestem  przygotowana na hejt, który teraz pojawi się ze strony naszych 70- cio letnich kochanych polskich babć od konfiturek, pierożków itp. ale na koniec zadam Wam pytanie na które można odpowiedzieć tylko: tak, nie lub nie wiem.
" Czy przestała Pani niańczyć swoich podopiecznych, matkować im i tym samym psuć sztele innym opiekunkom"?
/EE/


czwartek, 31 maja 2018

czas na dietę

Marzec. Po raz kolejny staję na wagę. Nie mogę uwierzyć , przecież ja nigdy w swoim życiu tyle nie ważyłam. Jak mogłam do tego doprowadzić? Już z paniką lecę do szafy, wyciągam wszystkie spodnie. Zaczynam przymierzanie. No nie...nie wchodzę w żadne. Obok leży z około 20 par, ale żadne nie pasują. Z przerażeniem myślę o kolejnym wyjeździe do Niemiec bez spodni.Muszę kupić jakieś spodnie. Rozmiar a może i dwa większe. Pędzę do sklepu i kupuje nawet nie przymierzając kolejne dwie pary. Nie mierzę bo to kolejny dla mnie stress. Już i tak wystarczająco mam nerwy szarpnięte. Pocieszam się, że te spodnie to tylko chwilówka.
Aby sobie ulżyć dzwonię po przyjaciółkach aby je trochę "opitolić", że nie powiedziały mi iż zaczynam być gruba. Niby mnie pocieszają ale i tak trochę odbijam sobie na nich. Bo dla mnie przyjaźń to mówienie sobie prawdy. Zwłaszcza, że są to dziewczyny też dbające o siebie, znające swoją wartość i nie bojące się mówić prawdy.
Po wyładowaniu się zrezygnowana siadam w fotelu. Przeglądam fb ale w głowie tylko jedna myśl "jestem gruba". Jak ja się ludziom na oczy pokażę. Jak pojadę do Niemiec? Po południu odmawiam koleżance pójścia na imprezę. Ni hu,hu...taka gruba to ja nigdzie nie idę. Zrezygnowana, załamana idę wcześnie spać, tak jakbym liczyła, że wstając rano będę piękna i młoda.
Wraz z kolejnym dniem postanawiam: dieta !!!! Wybieram 1000 kalorii, ściągam apkę na telefon, która będzie mnie motywować. Wyrzucam z lodówki masła i wszystko co jest bombą kaloryczną. Ponieważ jestem na urlopie postanawiam zacząć trochę więcej przebywać na powietrzu. Bieganie?..Jestem za leniwa ale decyduje się na spacery. Pierwszy okazuje się katastrofą.  Przejście 40 schodków stromo w górę okazuje się dla mnie wyzwaniem prawie nie do pokonania. Gdy jestem już na górze czuję się tak jakbym zdobyła co najmniej Śnieżkę. Ledwo zipię i dycham. Jestem przerażona. Prawie zapłakana wracam do domu. Jednak kolejnego dnia konsekwentnie idę ponownie zdobywać te schodki. Wiem, że konsekwencja sprawi, że moja kondycja się będzie poprawiać. Dodatkowo codziennie po 3 razy staram się wbiegać na czwarte piętro i z powrotem.
Cały czas się zastanawiam jak żyją ludzie naprawdę otyli. Tyle razy widziałam na sztelach opiekunki, które nie miały siły wchodzić na piętro. Pokonywały je trzymając się barierki i odpoczywając na każdym stopniu. Pomijam ich bolące kolana i nogi. Wiem jedno...ja do tego u siebie nie dopuszczę. Nikt mnie nie przekona, że "kochanego ciałka nigdy za wiele".
Maj. Doszłam do wagi może nie mojej normalnej ale przynajmniej do tej, którą zdarzało mi się mieć. Te cholerne moje schodki pokonuję już spokojniej. Spacery zamieniły się z czasem na szybkie marsze. Nawet moja apka czasami pokazuje mi, że przebiegłam tyle i tyle. Nie biegłam tylko bardzo szybko chodzę. Dziennie przemierzam po około 5-6 km. Złapałam chyba bakcyla bo teraz dzień bez takiego marszu wydaje mi się dniem straconym. Planuję z rzucić jeszcze z jakieś 5 kg zakładając, że ta rezerwa to ewentualny efekt jo-jo. Jednak i tak gdy dojdę do swojej wymarzonej wagi nie odpuszczę już spacerów, podziwiania natury, śpiewu ptaków. Zdecydowanie czuję się lepiej i tu nie chodzi tylko o moją psychikę ale i kondycję. Czuję się zdrowsza.
Nie zrezygnowałam z żadnych artykułów..po prostu jadam mniej, tak aby nie przekroczyć tych 1000 kalorii. Podjadam ogórki, marchewki, które non stop są blisko mnie, na wyciągnięcie dłoni. I zdecydowanie pijam więcej wody. Zaczynam wracać do normalności. Nie muszę już się zadowalać myślą, że mężczyźni poza ciałem widzą rozum. Ale i nie tylko mężczyźni. Kobiety także.
Teraz zasiadając do posiłku najpierw staram się poczuć szczęśliwa. Docenić to co mam, co osiągnęłam...a dopiero potem jem. Jem ale nie próbuje zjadać swojego szczęścia. Delektuję się każdym kęsem.
Wiem, że przede mną jeszcze sporo pracy....ale tak...Jestem szczęśliwa. Bo moją dominującą intencją i racją istnienia jest to aby zawsze żyć szczęśliwie.
/EE/