wtorek, 3 kwietnia 2018

Oldenburg



Oldenburg...piękne miasto, mili ludzie. To tam spędziłam ponad 3 tygodnie. I mimo, że miejsce pracy było sprawdzone, rodzina sympatyczna i pomocna a podopieczna wesoła, rozrywkowa to jednak zjechałam wcześniej.
Kiedyś pisałam jak ważne jest by rodzina, znajomi podopiecznego, lekarz wspierali opiekunkę. Że często przy braku współpracy lepiej jest nagle powiedzieć wszystkim"dość" niż na siłę próbować ogarnąć sytuację. I tak właśnie ja postąpiłam....powiedziałam "dość" przy aprobacie agencji i ku oszołomieniu rodziny.
Moja podopieczna miała stwierdzoną demencję i wyszła ze szpitala z zalecanymi lekami w tym demencyjnymi. Niestety, rodzina zaraz zmieniła lekarza prowadzącego i ukryła przed nim fakt zalecanych leków. Tym samym moja podopieczna pozostała bez leków na wyciszenie, dobry sen. Rodzina wyszła z założenia że polska opiekunka będzie antidotum na problem chorobowy mojej podopiecznej. Niestety..polska opiekunka w wyniku braku leków stała się przysłowiowym chłopcem do bicia gdy nagle podopieczna stawała się agresywna. Wystarczył drobiazg np. zapytanie o wczesne wstanie z łóżka, zapytanie o pomoc przy karmieniu ptaków. Potem mijał dzień i podopieczna znowu była radosna, uśmiechnięta, rozrywkowa.
Wraz z moją agentką naciskałyśmy na rodzinę aby zdobyła od lekarza leki na wyciszenie. Niestety były obietnice, zobowiązania a po kolejnej wizycie lekarskiej znowu sytuacja wracała do stanu poprzedniego..i czekanie na kolejną wizytę lekarską. Niestety po kolejnej wizycie lekarskiej gdy to oczekiwałam na pomyślną wiadomość nagle dowiaduję się, że podopiecznej badano tarczycę natomiast problem demencyjny znowu został pominięty. Kolejna obietnica a przede mną perspektywa nadchodzących świąt. Obawiałam się, że tak jak dzień niedzieli palmowej rozpoczął się od wczesnych godzin (6.00) na porządkowaniu domu tak i Wielkanoc może wyglądać podobnie.
Powiedziałam..."dziękuję, ja zjeżdżam. Rezygnuję ze sprawowania opieki nad podopiecznych nad którym nie mam kontroli.
I wtedy nagle rodzina "otworzyła oczy". Nagle sami stwierdzili, że bez leków moja podopieczna funkcjonować dłużej nie może. Wielki ukłon w stronę mojej agencji, która podzielała moje obawy i stanęła murem za mną.  Przy obopólnej zgodzie wróciłam do domu przed świętami. Moja agentka zaś zaproponowała konkretną pomoc rodzinie podopiecznej, która najzwyczajniej nie potrafiła podołać nowej rzeczywistości...zrozumieniem choroby demencyjnej.
Wiele osób pamięta, że przestrzegałam przed tą sztelą inne opiekunki, gdyż była obawa, że rodzina w pierwszym odruchu będzie szukała kolejnej opiekunki licząc, że ta zatrzyma przebieg choroby podopiecznej. Przyjazd kolejnej opiekunki naraził by ją na stress ale i rodzina nadal pozostawałaby bierna by pomóc swojemu choremu w rodzinie, bo brak leków to brak i pomocy.
Wiele osób pisało do mnie na priw oczekując chyba ode mnie jakiś relacji, że mnie bito, głodzono itp....czyli szukając sensacji. W tym konkretnych przypadku sensacji nie było....miejsce nadal jest otwarte dla opiekunek, dla agencji....wtedy gdy podopieczna wróci ze szpitala po dwutygodniowej obserwacji neurologicznej z odpowiednimi lekami.
Czasami trzeba zrezygnować...bo rezygnacja w tym przypadku okazała się jedynym sposobem aby pomóc chorej kobiecie. Zarobiłam może i mniej...ale na pewno wydłużyłam życie pacjentki. Czasami trzeba dokonać wyboru..czasami ten wybór jest trudny. Bo to wybór a nie przypadek decyduje o naszym przeznaczeniu. Sama musiałam zdecydować, ile jestem warta, jaką odgrywam rolę w świecie i w jaki sposób nadaję jemu sens.
/EE/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz