niedziela, 2 grudnia 2018

Alzheimer...to trudny czas dla rodzin, opiekunów




To dziwne uczucie móc obserwować pacjenta demencyjnego w czasie gdy przechodzi wraz z upływem czasu z jednego stadium do kolejnego swojej choroby. Na końcu tej wędrówki najczęściej trafiają do heimu lub do specjalistycznej kliniki. Przez długie lata pracy było mi dane obserwować także rodziny chorych osób. Ich reakcje, zachowania, gniewy, nadzieje.
Moja obecna podopieczna z Alzheimerem  zbliża się do końca swojej wędrówki. Poznałam ją ponad pół roku temu. Przyjechałam do jej domu jako już kolejna opiekunka. Moje poprzedniczki albo uciekały albo były wyrzucane przez...Pana Męża. I nie dlatego, że źle pracowały ale że Pan Mąż wiedział wszystko lepiej.  Pamiętam jak wyrzucał mnie z łazienki w trakcie mycia chorej bo w jego mniemaniu on to robił lepiej. Uzależniał podopieczną od siebie samego tym samym sprawiając, że już wtedy, bardzo zaawansowanej chorej z Alzheimerem trudno było zaakceptować jakąkolwiek opiekunkę. Moje poprzedniczki skarżyły się agencjom, że nie mają żadnej kontroli nad rozkapryszoną i rozpuszczoną przez Pana Męża żoną. Ja też takiej kontroli nie miałam. Pan Mąż wiedział lepiej i basta.
Pamiętam jedną z rozmów z Panem Mężem, gdy to twierdził, że nigdy nie odda żony do heimu. Motywował to faktem, że tam źle opiekują się chorymi, szpikują ich tylko lekami, by chorzy siedzieli jak mumie, z cieknącą śliną z ust, gdy tymczasem personel się "bawi". Nie to co On.  Przemilczałam te słowa...notabene milczenia też nauczyłam się w Niemczech. Więcej słucham, obserwuję  aniżeli mówię. I tym razem przemilczałam słowa Pana Męża..ale w myślach tylko westchnęłam..."nigdy nie mów nigdy". Nie spostrzeżesz się nawet gdy opieka nad chorą żoną pozbawi Cię sił, chęci. Gdy po prostu nie dasz rady..Ty wszystkowiedzący i najlepiej się opiekujący. Bo jakbyśmy nie krytykowali heimów,,,to jednak pracuje tam wykwalifikowany personel, mający doświadczenie, znający zachowania osób demencyjnych a upatrywanie w nich potworów uważam wręcz za niegodne i bardzo krzywdzące.
I tak minęło pól roku. znów jestem w tym samym domu. Pan Mąż czyta gazetę a moja podopieczna obok "śpi" na siedząco...Kiwa się, mruczy. Co jakiś czas otworzy oczy...i wtedy widać błędny, daleki wzrok. Naszpikowana lekami po to by Pan Mąż mógł nareszcie mieć spokój.
Opieka nad chorą żoną zdecydowanie go przerosła. Widać na jego twarzy zmęczenie, często dostrzegam bezradność. Jeszcze czasami próbuje nadal "cwaniakować" jak kiedyś...ale to bardziej wynika z jego charakteru i z tego jego "ja wiem lepiej" niż z rzeczywiście sprytu, zaradności. Nie przypominam o jego słowach, że On nigdy nie doprowadzi do sytuacji gdy Jego żona będzie siedziała jak mumia.
Nieraz w wybuchach gniewu..krzyczy do mnie "powiedz co mam robić..przecież znasz się na tym"..lub "nie chcesz mi pomóc, doradzić". Wtedy spokojnie odpowiadam, że nic nie dadzą moje rady, gdy Ty zawsze i tak będziesz wiedział lepiej. Popełniłeś w tej swojej ignorancji, arogancji mnóstwo błędów. Zapewne popełnionych także z buzujących w Tobie emocji. Bo Ty kierujesz się emocjami zaś opiekunka doświadczona kieruje się rozsądkiem, dlatego istnieje zawsze prawdopodobieństwo, że pomyłek będzie miała mniej. Naucz się słuchać..rad opiekunek, lekarzy. Czytaj jak radzą sobie inni. Nie sądź, że tylko Ty potrafisz najlepiej. Zacznij dostrzegać wokół siebie ludzi, którzy chętnie Ci pomogą. Tylko trzeba się nauczyć korzystać z pomocy. Krzyk, agresja, emocje na pewno Ci w tym nie pomogą.
Moja podopieczna tymczasem..jest coraz częściej dalej niż bliżej Dalej od Męża, dzieci i tego naszego świata. Staram się ją czasami na dłużej w tym naszym świecie zatrzymać...ale leki robią swoje.


Rodziny naszych podopiecznych. Bywają różne. Bywają, że doceniają nasze doświadczenie, znajomość tematu. Wierzą i nam ufają. Pokładają w nas nadzieję, że zrobimy wszystko, by nasz podopieczny jak najdłużej był sprawny. By z godnością, w spokoju mógł doczekać końca swojej wędrówki.
Ale bywają rodziny, które najczęściej kierując się emocjami wręcz utrudniają naszą pracę lub wręcz oczekują od nas cudów.
I problem pewnie nie leży w tym, że my jesteśmy Polkami a oni to wielkie Niemcy. Problem polega na tym, że rzeczywistość  ich przeraża i przerasta. Bo co innego mówić o chorym z Alzheimerem a czym innym jest mieszkać z Tą osobą a czym innym jest świadomość, że ta choroba dosięgła kogoś z najbliższych. W takich sytuacjach..strata i cierpienie są nieuniknione, szczególnie wówczas, gdy kochamy i jesteśmy do kogoś przywiązani.

Jestem opiekunką od 14 lat...Praca z chorymi nauczyła mnie milczenia. Kontakt z rodzinami nauczył mnie milczenia.  Zrozumiałam bowiem, że mówiąc za dużo, tracę szansę, by odpowiednio poznać ludzi i w pełni zrozumieć ich punkt widzenia. Bo gdy ktoś..a może samo życie opowiada Ci jakąś historię, to zapewne dlatego, że dotyczy czegoś ważnego. Mówiąc mogłabym podeptać ich własność, podeptać ich osiągnięcia, zmartwienia czy łzy. Podeptać ich zycie.

/EE/

2 komentarze:

  1. Dziękuję Ci za ten wpis . No tak ... znajdę czas - zaglądnę ponownie . Mój podopieczny o 20.00 do łóżka - może wtedy , a może dopiero juro . I powiem jeszcze tak : masz rację , praca opiekuna wymaga umiejętności obserwowania i ... milczenia .

    OdpowiedzUsuń
  2. Osobami z tak poważnymi schorzeniami powinni zajmować się specjaliści.
    Życzę zdrowia wszystkim,którzy podjęli się opieki....

    OdpowiedzUsuń