wtorek, 6 listopada 2018

Bajerować..to ja też umiem





Każda rodzina otrzymuje nasz profil...niby do akceptacji. Jest tam wszystko. Jaki mam wzrost, ile ważymy, co lubimy a czego nie. Ba...tam jest nawet nasze wyznanie religijne.
Nigdy go uczciwie nie wypełniam....nie mam zamiaru opowiadać się z mojego hobby..bo nie tym będę zajmować się w pracy a tym bardziej nie jest do niczego potrzebne rodzinie. Zresztą wypełniam je tak uczciwie jak uczciwie agencja przedstawia mi swoje oferty. Tym samym doradzam początkującym Paniom..nie bądźcie nadgorliwe w wypełnianiu tych kwestionariuszy. Pod żadnym pozorem nie piszcie że jedziecie po raz pierwszy. czy dopiero drugi. Piszcie że już minimum 10 razy. Jeśli obawiacie się leżących to piszcie że Waszymi podopiecznymi były osoby chodzące i z tymi macie doświadczenie. Bądźcie przy wypełnianiu kreatywne..nadgorliwość zostawcie daleko z tyłu.
Po wypełnieniu formularza nagle dowiaduje się, że rodzina będzie do mnie dzwonić. Zastanawiam się po co. Czytać przecież umieją a w kwestionariuszu jest przecież wszystko. No ale tak sobie życzy agencja więc dobrodusznie zezwalam na taki telefon.
I nagle drynda ten mój telefon...podnoszę słuchawkę i słyszę po pierwszych achach i ochach, pytanie :
- co dzisiaj robiłaś ?
Kuźwa..pyta mnie córka podopiecznej co ja dzisiaj robiłam jakby co najmniej była to moja koleżanka. Na końcu języka mam odpowiedź "a co Ciebie to obchodzi".
Gryzę się jednak w język i mówię " czekałam na Twój telefon" .
Jeszcze kilka lat temu byłam bardziej rozmowna więc opowiadałam jak to wstałam skoro świt i pobiegłam posprzątać kościółek, potem pomagałam ubogim, sprzątałam sąsiada podwórko itd. Moja opowieść nie miała końca...bo musieli uwierzyć, że mają do czynienia z Matką Teresą, która może będzie aż taka nadgorliwa, że po przyjeździe wysprząta im strych, piwnicę i obskoczy ogródek. W końcu naiwnych nie sieją..sami się rodzą.
Tak gadałam kiedyś. Teraz już mi się nie chce..więc odpowiadam krótko " czekałam na Twój telefon".
Krótka cisza...bo w sumie temat został zakończony więc rodzina po drugiej stronie słuchawki kombinuje jaki by mi tu jeszcze bajer wcisnąć. Więc następuje : jak to mamusia nie może się na mnie doczekać, a w ogóle to szykują mi tam raj na ziemi. Apartamenty, internet, wycieczki i kawior. Pytają czy lubię kwiatki..a jakie.
Takie sobie baju, baju będziem w raju.
Jak już pobajerujemy obie z wielkimi całuskami kończymy pogawędkę.
No było zajebiście.
 
 
Po co o tym napisałam ?
Ano po to, aby wiele początkujących opiekunek z wielkim dystansem podchodziło  do różnego rodzaju kwestionariuszy. To nie jest cv  na stanowisko sekretarza w Kancelarii Prezydenta. My staramy się o pracę pomocy domowej..a więc przynieś, podaj, pozamiataj. Często bywa tak, że złożona nam oferta ma się nijak do stanu faktycznego jaki zastajemy. Więc też ktoś nas z bajerował na tyle dobrze i skutecznie, że z własnej woli wylądowaliśmy na tzw. minie.
Bądźcie uczciwe wobec samych siebie. Znacie swoją wartość i chrzańcie tę niby normalność, bo to co normalne jest dla agencji wcale normalnością nie musi być. 
 
/EE/


czwartek, 1 listopada 2018

Nie-zwykły dzień





Dzień Wszystkich Świętych jest szczególnie trudny dla osób, które w tym dniu nie mogą odwiedzić grobów najbliższych. To szczególnie trudny dzień dla opiekunek, zwłaszcza gdy znajdują się w domach w których jest brak zrozumienia dla polskich tradycji, brak zrozumienia dla naszych uczuć.

Wstałam w ten wyjątkowy dzień szczególnie przygnębiona. Może to wina snu,...śniła mi się Moja Mama. Śniadanie dla podopiecznego przygotowywałam jak w transie. To postaw, tamto przesuń, zaparz kawę, chleb pokrój do koszyczka, wędlina, sery ...Moje myśli jednak wędrowały daleko, poza granice Niemiec. Zastanawiałam się jak będzie udekorowany grób mojej Mamy, Babci. Czy będą paliły się znicze. Kto ich odwiedzi, a kto nie.
Gdy jestem w większym mieście, gdy mam wolny czas zawsze w tym dniu szłam na cmentarz niemiecki. Zapalałam na jakimś grobie lampkę. Bywało że na grobie żołnierzy. Nie ważne było czy to Niemiec czy Polak tu leży. To był człowiek, którego dusza teraz może spogląda na mnie.
Tym razem jednak jestem na jakimś odludnym osiedlu. Nie mam możliwości zapalić znicza. Nieśmiało więc przy śniadaniu pytam męża podopiecznej czy mógłby mnie dzisiaj zawieźć do Kościoła. Choćby na 5 minut...ale, że to dla mnie ważne. On, kiwa głową na zgodę, informuje mnie także, że pojedziemy po południu. Nagle zmienia zdanie. Mówi, że pojedziemy zaraz po śniadaniu...Martwi się tylko czy będzie otwarty. Fakt, nie pomyślałam. W Niemczech często kościoły są pozamykane. Informuję go, że jeśli będzie zamknięty to choć posiedzę koło Kościoła. Krótko...ale byle tylko móc się pomodlić w obrębie Kościoła.
Jedziemy. Trochę lżej mi na sercu. Jest mi wszystko już jedno czy będzie otwarty czy nie. Czy to katolicki kościół czy ewangelicki. Wszystko jedno.
Jesteśmy na miejscu. Przez szybę samochodu widzę jak do Kościoła zbliża się jakaś kobieta. Wstępuje we mnie nadzieja, że Kościół jest otwarty. Mąż podopiecznej też zauważa tę kobietę, szybko wysiada z auta i pędzi za kobietą. Widzę jak rozmawiają...wysiadam także. Podchodzę do nich niepewnie....I nagle słońce zaświeciło w moim sercu...to Polka. Mówi, że zaraz otworzy dla mnie Kościół. Okazuje się pracownikiem Kościoła, organizatorka czy ktoś taki.
Otwiera dla mnie Kościół..pokazuje część Kościoła poświęconą Matce Boskiej a dalej trochę, główna część Kościoła. Z lekkim sercem zapalam świeczki....siadam w ławce. To czas dla mnie...
Nikt mi nie przeszkadza....jestem Ja, moje myśli, podziękowania i prośby.
Przy wyjściu z Kościoła czeka na mnie poza Mężem podopiecznej także ta przemiła Polka. Daje mi program liturgiczny, zaprasza na częste odwiedziny. Mówię jej po polsku, że jestem tu w pracy. Mieszkamy ponad 10 km od Kościoła..nie sądzę abym mogła często przyjeżdżać...że jestem wdzięczna wszystkim ,że mogłam dzisiaj.
Do domu wracam już z lekkim sercem. Wiem, że chyba wszyscy Aniołowie pragnęli abym w ten skromny sposób mogła uczestniczyć w tym dzisiejszym święcie. Jestem wdzięczna losowi, niebiosom ale i ludziom, którzy właśnie dzisiaj okazali zrozumienie dla moich tradycji.

Siedzę w pokoju....przede mną pali się świeczka. Biała. Według starych wierzeń dzisiaj na ziemię schodzą dusze naszych zmarłych. Będą z nami tydzień. W te dni należy wieczorem zapalać świecę. Wyciszyć się..powyłączać wszystkie odbiorniki...Patrząc w świece wypowiadamy nasze prośby, marzenia. Mówimy o naszych problemach, kłopotach, troskach. Dusze naszych bliskich w tym czasie wsłuchują naszych słów...by, gdy odejdą na kolejny rok móc nas wspierać i nam pomagać.
Ot, takie stare wierzenie. Kto chce to wierzy, kto nie chce nie wierzy.
U mnie świeca się pali. I palić się będzie długo....moim bliskim mam tyle przecież do opowiedzenia.

/EE/