środa, 5 czerwca 2019

Stara starość



Nie masz apetytu....tak przynajmniej mówisz...wiec nie jesz. Jeden dzień, drugi, trzeci...
Wstajesz, ubierasz się i kładziesz się na kanapie. Leżysz godzinę, dwie, trzy....do nocy. Wstajesz, rozbierasz się i kładziesz się spać.
Jeden dzień, dwa, trzy.....
Depresja? Tak, niewątpliwie to objaw depresji, apatii. Nuda, która Ci towarzyszy od momentu otwarcia oczu rano do czasu ich zamknięcia wieczorem...potęguje Twój stan. Czasami się zastanawiam..czy jak spisz to też się nudzisz?
Próbuję Ci tłumaczyć, proszę, krzyczę, zastraszam....Nic. Nie wiem..czy to niezrozumienie, czy to upartość, chęć pokazania "ja wiem lepiej" a może jest to chęć zwrócenia uwagi na Ciebie ? Może Cię to bawi? Moje dywagacje gdy tymczasem Twój stan bezruchu trwa.
Zgłaszam lekarzowi....przychodzi, uroczo się do ciebie uśmiecha, klepie po ramieniu, mówi..."karl, ..nie masz apetytu"..po czym się odwraca i wychodzi. Machasz do Niego na pożegnanie, uśmiechasz się....pewnie wierzysz, że lekarz dał się nabrać na Twoje znakomite zdrowie..po czym wracasz na swoja kanapę. jestem chyba w jakimś teatrze...dwóch wariatów udaje że są normalni. Jeden udaje, że jest zdrowy a drugi, że mu wierzy.
Zgłaszam rodzinie. W końcu zjawiają się dwaj synowie, z żonami i dziećmi. Jestem pełna nadziei, że ich wizyta "obudzi" mojego podopiecznego. Nadzieja nie podparta wiarą jest nic nie warta. I chyba w tym przypadku ja nie wierzyłam w poprawę sytuacji bo moja nadzieja zdechła już w progu. Rodzina przyjechała..i owszem..ale na urlop. Leżący na kanapie ojciec jakże im na rękę. Nie przeszkadza, niczego nie chce..nie żąda. Mogli bez żadnych przeszkód pojechać na festyn, na lody. Popołudniu bawią się w ogrodzie z dziećmi.
A Ty leżysz na tej swojej kanapie..i nie jesz ..piąty dzień. Jaki spokój..jaka cisza.
Spokój...tylko we mnie zaczyna się powoli gotować. Na bezduszność, na znieczulicę...na bezsilność. Ta moja bezsilność zaczyna mieć barwy wrogości wobec rodziny..bo gdy jeden z synków nagle informuje mnie, że mają ochotę na spagetti....wyrzucam z siebie jak z karabinu..." restauracja jest dwie ulice dalej". Kolejny raz szykuję na obiad zupę...bo jeśli już mój podopieczny coś zechce zjeść to tylko zupę. Zjadam ją w samotności...rodzinka pojechała gdzieś...a Ty ? nadal nie masz apetytu.
Gdy wieczorem rodzinka wraca, rozgląda się po kuchni szuka jakieś kolacji, którą ja winnam była przygotować dla Państwa. Bo zmęczeni są..no i głodni. Ponieważ nadal nie pałam do nich sympatią cedzę "Tata nie chciał  kolacji, nie ma apetytu". Lecz rodzinę bardziej martwi, ich głód niż fakt, że ich ojciec kolejny raz nie ma apetytu. Że ich ojciec potrzebuje natychmiastowej pomocy.
Idę za ciosem...wobec takiej bezduszności zaczyna mi być już wszystko jedno..czy będę tu, czy też nie i zadaję rodzinie pytanie ? "czy przyjechali tutaj na urlop czy do Ojca...bo póki co.... ich ojciec jak leżał na kanapie tak nadal lezy.
Patrzą na mnie..nie rozumieją czego ja od nich oczekuję. Mówię im więc, że nie muszą mi pokazywać ich wielkiej miłości do Ojca...ale niech pokażą mi choć odrobinę przyzwoitości. Chyba zrozumieli...bo siadają obok ojca, by z nim porozmawiać. Jestem pewna, że odrobina miłości, jest wstanie i zwiększyć apetyt ale i wyciągnąć Ojca z apatii. Zostawiam ich samych...to ich święty czas. Czas rodziny, czas rozmów. Serce moje się raduje, że nareszcie mój podopieczny ma wokół siebie rodzinę.....
I nagle szok.....bo gdy 5 minut później wyglądam przez okno...widzę w ogródku  bawiącą się rodzinkę. Synkowie kopią piłkę, żonki popiją winko, dzieci piszczą czymś rozbawione....
a mój podopieczny zaś.....
Ty leżysz na kanapie. Znowu sam.
W domu cisza, spokój.
"Starość nie radość" a przecież "jak pięknie by mogło być...ziemia jest wielką jabłonią, wystarczy owoców, wystarczy cienia, dla tych co pod nią się schronią "

Nie wiedziałam jaki dać tytuł temu postowi....użyłam więc metafory.....
/EE/


wtorek, 4 czerwca 2019

Respekt




Jakże często się zdarza, że ta nasza "kochana babunia" wcale taką kochaną nie jest..a zwykłą jędzą czy  żmiją. Obraża nas słowami, bywa złośliwa, zgryźliwa. Naśmiewa się z naszej znajomości języka. Na dodatek wszystkim opowiada jak to źle pracujemy.
Niektóre z Was w takich sytuacjach płaczą, inne się odgryzają, sprzeczają a jeszcze inne pakują walizki i wracają do domu. I ja miewałam takie "babunie"...i ja miewałam dylemat co dalej. Zabić nie można...opieprzyć tez nie bardzo....poskarżyć?..ale komu ?...ktoś pewnie powie agencji co jest raczej dodatkowym chichotem od losu.
Ja w takich sytuacjach stosuje pewien sposób. Może nie zawsze skuteczny..ale przynajmniej poprawiam sobie nastrój na dłuższy czas.....bo dać pstryczka takiej żmii to dopiero frajda.
Wybieram najpierw dobry moment...Jaki to dobry moment - ktoś zapyta ? Ano taki, w którym nasza "babunia" nie jest podenerwowana, w miarę spokojna, rozluźniona wielka dama. Pamiętajmy abyśmy same w tym momencie były spokojne, w miarę radosne.
"Wdziewamy" na siebie fartuszek pokory, trochę nierozgarniętej laluni ale chętnej do nauki, ładny, skromny uśmiech i udajemy się do naszej damy. Przepraszamy, że przeszkadzamy...ale ona taka mądra i dobra, to na pewno nam pomoże. Otóż uczymy się języka i nie bardzo sobie możemy poradzić z jednym słowem. Nie rozumiemy go i czy Ona taka mądra zechciałaby nam wytłumaczyć.
Nasza Dama rośnie..bo przecież głupia Polka..bez niej sobie nie poradzi. Kiwa nam głową na znak...że ewentualnie pomoże. I gdy już wyraża zgodę..to pytamy ją o znaczenie słowa "respekt"../ my wiemy, że to szacunek, ale pytamy/. Ważne...żadnego w tym momencie uśmiechu..tylko skupienie i czekanie na słowa naszej damy.
Jeśli nasza dama wie, że jest żmiją to będzie uciekała od odpowiedzi..ale wtedy ją delikatnie zachęcamy..że bez niej to my się zapłaczemy..że tylko ona nam może pomóc. Każda ...ale to każda żmija na taki lep się nabierze. I zaczyna nam kochana "babunia" tłumaczyć...że to Achtung. My udajemy, że nadal nie łapiemy, nie rozumiemy. więc nasza dama coś tam kombinuje.Słuchamy ją albo i nie i czekamy na moment by ją prosić.... Prosimy ją, by podała nam jakieś przykłady bo nadal nie bardzo kumamy.....Babunia...na ogół najgorsza żmija..kręci się i wije..jak tu wybrnąć..coś tam klepie..albo i nie.
Pytamy ją więc czy ten respekt to np. respekt do Ojca, respekt do Mamy...a na koniec dorzucamy i ten Achtung dla polskiej opiekunki.  Zazwyczaj nasza dama nie ma wyboru i musi nam potwierdzić. Bywa, że milknie na chwilę..bo widzi, że wpadła we własne sidła..bo przyznać się do szacunku dla polskiej opiekunki...to tego się nie spodziewała.  I gdy w końcu kiwnie nam głową na znak, że "tak"...to wtedy z uśmiechem lub też nie mówimy: " ja rozumiem już i Pani mam nadzieję że juz też"...albo " jak miło że Pani wie o szacunku dla polskiej opiekunki".../mogą być inne wersje..ważne aby były krótkie/..po czym wstajemy ,jeśli siedziałyśmy, i wychodzimy.
Bądźcie pewne....że szacunku tym sposobem nie uzyskamy...ale respekt wobec nas to już na pewno. Już bedzie wiedziała, że sroce nie wypadłyśmy z pod ogona, że swój rozum mamy i co najważniejsze....że my wiemy, że nie traktuje nas z szacunkiem.
I od tego momentu miejmy w d...kochaną babunię. dobre serce chowamy do walizki i wykonujemy tylko to co do nas należy. Nawet usmiech reglamentujcie. Bo jeśli chcemy latać z orłami to nie ma sensu taplać się z kaczkami.
/EE/