poniedziałek, 19 lutego 2018

Nocny spacerek



Za drzwiami mojego pokoju słyszę jakieś poruszenie. Zegar wskazuje 23. Otwieram drzwi, a tam moja podopieczna demencyjna urządza sobie spacery. Trochę zła, chwytam ją pod łokieć i prowadzę do łóżka. Kładzie się, przeprasza, zamyka oczy.
Wracam szybko do swojego pokoju, potem bardzo szybka toaleta i też wskakuję do łóżka. Jeszcze dobrze nie zasypiam gdy odzywa się telefon. Wściekła podnoszę słuchawkę, odzywa się męski głos "czy to dom Pani Elisabeth"?. Myślę, kurcze znowu te reklamy. Nawet w nocy wydzwaniają. jestem dodatkowo wkurzona, bo zdaję sobie sprawę, że ten głośny dzwonek telefonu mógł obudzić moją podopieczną a ja nie mam siły aby wojować z Nią całą noc. Rzucam więc słuchawką, wcześniej informując aby zadzwonił rano, bo teraz jest już prawie północ i Pani Elisabeth śpi. Zerkam jeszcze na zegarek...za 10 minut północ. W domu cicho, kładę się wiec zadowolona, że telefon nie obudził podopiecznej. Po dwóch, trzech minutach telefon jednak znowu dzwoni. Już naprawdę zła, wręcz wściekła chwytam za słuchawkę zamierzając nocnego natręta porządnie obsztorcować. Nie udaje mi się to, bo Pan szybciutko jak z karabinu wyrzuca "dzwonię ze szpitala, Pani Elisabeth jest u nas".
Burza myśli w głowie, już mniej cenzuralnie myślę "kuźwa jakie u nas". Podopieczna obok w pokoju od ponad pół godziny śpi a zresztą przecież chałupa jest zamknięta...jakie kuźwa u nas. Jednak starając się zachowywać grzecznie spokojnie mówię, że moja podopieczna jest w łóżku i śpi. Wstaję  z łóżka i udaję się do pokoju Elisabeth. tak na wszelki wypadek, gdy w tym czasie Pan w słuchawce informuje mnie, że podopieczną znalazła policja  leżącą na ulicy, po czym przywiozła ją do szpitala.
Spoglądam na łóżko podopiecznej...puste, zapalam światła aby się upewnić, że na pewno Jej nie ma.Już nie dowierzam sama sobie i moim oczom. Zdławionym głosem informuję Pana, że jeszcze moment wcześniej była w łóżku, że mieszkanie zamknięte, okna pozamykane....więc jak i kiedy?.
Już teraz w panice latam po mieszkaniu w kółko tylko powtarzając "to niemożliwe, niemożliwe" gdy nagle świta mi myśl...drzwi do ogrodu. Tak...to jedyne miejsce, które nie można zablokować. Rodzina na sugestię mojej zmienniczki i mojej nie założyła zamka motywując "bo szkoda takich drogich drzwi". Stoję naprzeciw tych drzwi...tak, są otwarte. Sama nie mogę uwierzyć, bo mimo, że te drzwi są otwarte to aby dojść do ulicy trzeba iść przez ogród pełen krzewów i kwiatów po wyboistych kamieniach. O ile jest to możliwe w dzień o tyle nocą sama bym nie próbowała tamtędy iść. No tak...ale tego co nie zrobi zdrowy człowiek dla pacjenta demencyjnego jest możliwe, bo nie wywaliła się idąc ogródkiem ale na prostej ulicy. Jeszcze raz poglądam na te otwarte drzwi i wyobrażam sobie jak moja Elisabeth, boso i w samej koszuli nocnej tędy paradowała gdy tymczasem Pan w słuchawce zaczyna teraz mnie już uspokajać i tłumaczyć, że pacjent demencyjny jest w stanie zrobić wszystko, że to nie moja wina. Proszę go, aby to On powiadomił rodzinę, sama się boję, bo wiem, ze rodzina mi chyba nogi z tyłka powyrywa. Bo co mam powiedzieć?...że zgubiłam podopieczną. Mój rozmówca zaczyna chichotać, rozumie moją sytuację, wie, że gdyby pacjentka wylazła gdy jest rodzina to byłoby zrozumiałe ale ja jestem Polka, więc nie zawsze na zrozumienie mogę liczyć. Uspokaja mnie więc i tłumaczy, że pacjentkę zostawią na noc w szpitalu a jutro wypuszczą ją do domu. Ja mam zaś iść spokojnie spać. On wszystkich powiadomi i wytłumaczy.
Tym razem wszystko zakończyło się szczęśliwie. Podopieczna kolejnego dnia wróciła do domu tylko z podbitym okiem. Nie pamiętała swojego wyjścia i tego co się wydarzyło. Rodzina też zachowała się przyzwoicie. Zrozumiała sytuację i kolejnego już dnia zamontowała zamek w drzwiach tarasowych. Jednak niesmak tego zdarzenia czułam jeszcze bardzo długo. Byłam zła na siebie, że nie byłam bardziej rygorystyczna wobec rodziny w sprawie tego zamka. Że zadowoliłam się tłumaczeniem rodziny, że szkoda drzwi, że Mama na pewno tędy nie wyjdzie bo drzwi się ciężko otwierają. Ani Oni ani ja nie doceniliśmy siły, pomysłowości Elisabeth.
Opowiedziałam te historię także z innego powodu. Bardzo często się zdarza, że opiekunki przed snem strzelają sobie tzw. małego drinka, czy piwko. Ja nigdy tego nie robię. Nigdy bowiem nie wiadomo, kiedy zdarzy się "wypadek" naszego podopiecznego. W takich sytuacjach warto być naprawdę trzeźwym, nie obawiać się wtedy, że ktoś nam zarzuci wypicie alkoholu. Bo zdarza się, że w takich sytuacjach rodzina nie zgłosi, że Polka wypiła lampkę wina...ale powie, że Polka była pijana.
Pracując zaś z pacjentem demencyjnym zawsze żądajmy zabezpieczeń na drzwi i okna. Nie słuchajmy lakonicznych tłumaczeń rodzin, tylko pod groźbą zjazdu do domu żądajmy zabezpieczeń.
/EE/

1 komentarz:

  1. moja pdp z demencja miala do swojej dyspozycji klucze ,karte bankowa i portfel,,,potrafila niepostrzezenie wymknac sie z domu,szukalam jej w calej okolicy z dusza na ramieniu,,ale rodzina zapewniala mnie ze mamusia doskonale zna swoja dzielnice bo mieszka tam 50 lat .za kazdym razem poprzysiegalam z zabiore jej klucze i zarygluje drzwi,,ale ona przebiegle chowala je miejsce sobie tylko znane.

    OdpowiedzUsuń