środa, 31 stycznia 2018

Dziękuję...proszę



W tej trudnej pracy opiekunki często mam dylematy. Dylematy natury moralnej.
Większość z nas została przez swoich rodziców nauczona słów "dziękuję", "proszę". Tłumaczono nam, że poza grzecznością, słowa te potrafią otworzyć przed nami wszystkie drzwi. Że ułatwiają życie, że jesteśmy bardziej lubiani i szanowani. Dziękowaliśmy rodzicom, naszym nauczycielom, koleżankom, mężowi, potem dzieciom i wnukom. Pani w sklepie, sprzątaczce, znajomej i nieznajomej.
I nagle przewrotny los rzuca mnie do małego miasteczka, do podopiecznej, która tych słów nie zna.
Ta kobieta, teraz już złamana chorobą nie dziękuję. Nigdy, nikomu nie podziękowała. Pytałam czy kiedykolwiek podziękowała swoim bliskim...po długiej przerwie mówi do mnie "nie"
I żyjąc teraz z Nią pod jednym dachem, przebywając z Nią non stop, zauważam, że to nie tylko jest jakieś jej oświadczenie, ale prawda. Odwiedziły Ją sąsiadki...raczyła odpowiadać tylko na pytania. Tak z łaski, na odczepnego.Gdy synowie pomagają jej wstać gdy upada, czy gdy wstają do niej w nocy też tego słowa nie słyszą.
Jak można przeżyć 80 lat w tak arogancki sposób, bo przecież brak kultury, brak grzeczności to arogancja. Gdyby jeszcze ta kobieta dorobiła się majątku ciężką swoją pracą. Ale nie, ta kobieta poza urodzeniem dzieci nie zrobiła nic więcej.
Oglądam Jej stare fotografie. Na nich "dama' w długiej sukni, niezbyt ładna ale zadbana, elegancka. Na ten Jej wygląd pracowali inni. Mąż, który na tę suknię zapracował, sprzedawczyni lub krawcowa, którzy sprzedali ją lub uszyli. Fryzjerka odpowiedzialna za uczesanie. I nikt nie usłyszał słowa "dziękuję". Roszczenie, bo Jej się należy, bo inni muszą. Bo jednemu urodziła dzieci a innym przecież płaci...i to nic, że nie swoimi pieniędzmi.
Staram się wykonywać swoją pracę tak jak zawsze, sumiennie i nie czekając na słowa "dziękuję" czy "proszę", ale czasami w mojej kieszeni sam się otwiera scyzoryk.
Staram się nie myśleć o tym, staram się nie myśleć, że tak wielu dobrych ludzi, empatycznych o tzw. złotym sercu umiera w samotności, w zapomnieniu a ta kobieta urodzona w "polu" /biedna chłopska rodzina/a teraz "dama", nie umiejąca okazać ani szacunku, wdzięczności, będąca grzeczna dla mnie, ale tylko dlatego, że mnie potrzebuje, umiera  otoczona troskliwą rodziną. Gdzie tu sprawiedliwość? Przecież już sama Geppert śpiewała "jakie życie, taka śmierć", a może w życiu tylko śmierć bywa sprawiedliwa, bo dosięga wszystkich?
 To nie wina jej charakteru..może tak właśnie mają ludzie starsi? Teraz gdy odwiedzam polskie domy, polskich seniorów dostrzegam jakże wiele podobieństw. Często słyszę: "syn musi to", "córka musi tamto". Bo jej się należy. A przecież ani syn ani córka nic nie musi. Powinni, ale nie muszą. Czy ktoś z nas cieszy się z obecności kogoś bliskiego, gdy wie, że ten ktoś musi.? Musi, ale wcale tego nie chce?
A nasze polskie opiekunki?..te empatyczne, te super. Jakże często coś wymuszają, żądają, bo im się należy, bo one tak chcą. Zapominają o słowie "proszę" a także o słowie "dziękuję".
Ktoś powie, ktoś mi zarzuci, że jestem złośliwa, że znowu się czepiam, że jestem niesprawiedliwa..i pewnie po części będzie miał rację, bo świat wokół nas nigdy nie był idealny i nie będzie.
Ktoś mi powie...to jest asertywność. Jakże teraz modne słowo, ta "asertywność". Tylko, że w tym uwielbieniu dla słowa stajemy się po prostu aroganccy. Słowa opiekunek " nie jestem po to by spełniać oczekiwania podopiecznych" zbyt często wypowiadane to nie jest asertywność. To już arogancja. Bo zapominają wtedy, że i inni ludzie nie są po to aby spełniać opiekunki oczekiwania.
Nasza roszczeniowość, bo ktoś musi, bo mi się należy może sprawić, że zostaniemy sami. Że zagrozi nam samotność. A ja tak bardzo bym chciała, aby samotność była zawsze własnym wyborem i by jej nie doświadczać wbrew własnej woli.
/EE/

poniedziałek, 29 stycznia 2018

Decyzje



kawa czy herbata?....
ileż to razy na to pytanie nie potrafimy odpowiedzieć.
odpowiadamy .." a bo ja wiem"...a "wszystko jedno"....
kilkakrotnie sama się złapałam ,że nie potrafiłam się zdecydować czy kawa..czy herbata ?
proste pytanie..a ja nie potrafię podjąć decyzji.
jak mam podejmować życiowe decyzje skoro nie wiem czy chcę kawę czy herbatę?
zaczęłam się uczyć podejmowania prostych decyzji....zamiast "nie wiem" mówię ....herbata. Chętnie napiję się herbaty. Bo umiejętność podejmowania prostych decyzji otwiera nam furtkę do lepszego, szczęśliwego życia. Bo bez względu na to, gdzie się teraz znajdujecie, jeśli będziecie umieli podjąć decyzję spojrzenia na pozytywne aspekty tego, gdzie jesteście właśnie teraz, przestaniecie przejawiać opór, będący jedyną rzeczą, jaka utrzymuje Was z dala od tego, czego pragniecie.
Więc myśl, podejmuj decyzje i bogać się.

to też uroda życia.... 
/EE/
 


sobota, 27 stycznia 2018

Nóż na gardle



Bardzo wiele kobiet wyrusza do Niemiec do pracy, nie dlatego,bo chce podnieść standard życia, jechać na Bahamy, ale dlatego, że u drzwi kołacze Komornik, bo grozi egzekucja, bo długi tworzą kolejne długi. Jedzie bo to ostatnia dla niej deska ratunku. Praca w Niemczech ma pozwolić jej złapać oddech, ma sprawić, że jej życie wróci do normalności.
Ktoś  powie..sama taka nieszczęsna jest sobie winna. Po co brała kredyty, po co robiła tyle dzieci itd.
A jednak zdarzają się sytuacje gdy dłużnikiem można stać się z dnia na dzień. W polskiej rzeczywistości naprawdę jest to możliwe.
Kilka lat temu, podczas mojego wypoczynku w domu i do mojego domu zapukał komornik. Przyszedł dokonać u mnie zajęcia, lub otrzymania kwoty ..bagatela prawie 10.000 zł. W pierwszym momencie szok, niedowierzanie. Skąd u mnie jakiś dług. Stopuje Pana komornika pytaniem...z jakiego tytułu mam zajęcie. Komornik niezadowolony pokazuje mi dokumenty z których wynika, że dług w wysokości 200 zł jest długiem mojej nieżyjącej ponad 15 lat Mamy. Pytam, dlaczego nikt mnie wcześniej nie poinformował, przecież dobrowolnie zapłaciłabym te nieszczęsne 200 zł. Ale to nie interesuje komornika, który lustruje moje mieszkanie w poszukiwaniu rzeczy, które mógłby zająć. Ja nadal przeglądam dokumenty i coraz bardziej jestem zszokowana, nie mogę uwierzyć. Bo oto nagle dostrzegam dokument...wyrok sądu w Kielcach. Wyrok z przed 5 lat, w którym ni mniej ni więcej czytam, że wyrok zapadł w obecności ...i tu pada imię i nazwisko mojej Mamy. Jak to możliwe, myślę..przecież moja Mama już wtedy ponad 10 lat nie żyła. Jak mogła być więc na sprawie? Pomijam już fakt ewidentnego przedawnienia długu.  Ale to nie jest problem komornika....okazuje się, że to ja mam problem. Nagle pyta mnie komornik czy mam samochód, bo on może zająć samochód i będę miała spokój.  Udaję, że nie słyszę, nadal wertuje dokumenty gdy nagle dostrzegam informację, że od decyzji komornika mam prawo w ciągu 7 dni się odwołać. Dlaczego mnie o tym nie poinformował? Bo nie w jego gestii, nie w jego interesie? Przecież to jego obowiązek poinformować mnie o moich prawach. Już dobrze wkurzona wywalam Pana komornika za drzwi informując go, że mam 7 dni. Moich 7 dni, które mam prawo wykorzystać i które na pewno wykorzystam.
Po jego wyjściu dzwonię do Sądu w Kielcach pytając, jak to możliwe aby nieboszczyk był stroną w sprawie? Według jakieś tam Pani okazuje się, że nieboszczyk to nie znaczy, że niebyt i tym samym może brać udział w sprawie. Wydaje się tej Pani, że rozmawia z głupkiem bo nie sądzę aby taki absurd wypowiedziała wobec osoby ot choćby w swojej branży.
Zaraz potem dzwonię do wierzyciela z zapytaniem..dlaczego czekali ponad 15 lat na spłatę? Dlaczego nie poinformowali ot choćby po śmierci Mamy, gdy przejmowałam spadek?  Gdy dług wynosił 200 zł? W odpowiedzi słyszę, że mieli czas i sobie czekali. Jasne, że mieli czas, myślę sobie..to najlepszy sposób na zarabianie kasy, na generowanie długu.
Ponieważ za kilka dni mam kolejny wyjazd do Niemiec do pracy, idę do prawnika. Opłacam koszty i całą sprawę pozostawiam jemu. Po pewnym czasie wygrywam sprawę, mój adwokat dodatkowo składa skargę i na wyrok ale i występuje dla mnie o odszkodowanie za straty moralne. Dla mnie sprawa zakończyła ię pomyślnie..ale ile osób w takiej sytuacji po prostu zezwoliły by komornikowi na ściąganie długu czy zajęcie swoich ruchomości? Dlatego zawsze twierdzę, że w Polsce zdarzyć się może wszystko. Polski sąd często nierządem stoi, a ten kto ma kasę ma większą szansę na wygraną, niż biedny, niewykształcony czasami nieszczęśnik.

Ileż kobiet nie musiałoby jechać do Niemiec, gdyby nie niesprawiedliwe decyzje urzędów i instytucji, niesprawiedliwe wyroki, które zmuszają je do rozłąki z rodzinami. Często powodem jest choroba kogoś z rodziny, bo w polskich realiach .."nie masz kasy, nie masz zdrowia".
Niewiele kobiet wie, że w ekstremalnych sytuacjach możliwym jest uwolnienie się od długów poprzez ogłoszenie upadłości konsumenckiej, czy dzięki postępowaniom układowym. Często w wyniku błędnych decyzji /jak w moim przypadku/  wystarczy powalczyć o sprawiedliwość. Ale wiele kobiet w takich sytuacjach, czuje się jak w sidłach, bezbronna i bezsilna. I wtedy mając ten przysłowiowy nóż na gardle, pakuje walizki i wyrusza na "saksy" do Niemiec.
I takim ludziom ja wraz z moją przyjaciółką, a teraz i z innymi członkami Ruchu Sprawiedliwości Społecznej pomagamy. Piszemy pisma, kierujemy do właściwych organów, nieraz wspomagamy "kromką chleba". Bo warto...bo dzisiaj ktoś a jutro znowu może paść na mnie. Bo jeśli robimy  coś co nas uszczęśliwia, to znaczy, że znaleźliśmy najlepszą z możliwych kombinacji. Bo uśmiech kogoś komu pomogliśmy to dar bezcenny.
/EE/

czwartek, 25 stycznia 2018

Brak chemii



Bywa, że pracując u rodziny mamy problem z wyżywieniem. Bywa, że nie ma obiadu, a kolacja to stara, sucha bułka.
Pamiętam sytuację, gdy zwróciłam się w takiej sytuacji do agencji z prośbą o interwencję. Pierwsze co usłyszałam po kilku dniach trwającej tej niby interwencji to : " rodzina powiedziała, że jest brak chemii między mną a podopieczną". Szacowna jeleniogórska agencja, uważająca siebie za jedną z najlepszych stwierdza, ze mój pusty brzuch, głód jest spowodowany brakiem chemii. Agencja szczęśliwa, że tak dobrze zainterweniowała a ja się zastanawiam skąd ten samozachwyt nad wspaniałością agencji. Przecież trudno aby miedzy mną a podopieczną była "chemia" skoro chodzę głodna..to po pierwsze. A po drugie, bez względu na to czy czy tzw. chemia jest czy nie wyżywienie winno być zapewnione. I to niestety lezy w gestii Agencji, która nas do pracy wysyła. I o tym zresztą zapewniają agencje...że zapewniają wyżywienie. Bo nie spotkałam jeszcze oferty w której podano by , że wyżywienie jest uzależnione od "chemii" między opiekunką a podopiecznym.
Agencje..i to nie tylko ta moja wzmiankowana jeleniogórska, bardzo często zakrywają swój brak profesjonalizmu słowami "brak chemii" i jakże również często gdy jedna z opiekunek rezygnuje z takiej niesprawdzonej "szteli" wysyła kolejną tłumacząc, że poprzedniczka zrezygnowała bo nie było "chemii". Nie mówi, że nie ma wyżywienia bo agencja ma to w d...., ale twierdzi, że brak "chemii".
Tylko patrzeć jak agencje zaczną wypłacać pensję kierując się posiadaniem czy też nie "chemii" wobec opiekunki-kobiety.
Takie tłumaczenie się Agencji niestety jest już standardem. I to tylko w tym środowisku zawodowym,bo czy ktoś słyszał, aby lekarz udzielał pomocy według tego czy czuje "chemię" czy też nie wobec pacjenta. Czy ktoś widział, aby gdy przyjeżdża niemieckie pflegerin, podopieczna kierowała się "chemią" ?
Czy agencje zapominają, że zawód opiekunki nie jest tożsamym z pracą w domu publicznym, gdzie klient wybiera sobie prostytutkę kierując się tzw. "chemią". Bo tam klientowi ma "stanąć" na widok panienki..ale podopiecznym naszym nie.
My jedziemy do pracy jako opiekunki, pomóc staremu, choremu człowiekowi i nie kierujemy się "chemią". Bo każdy człowiek ma prawo do pomocy. Ja nie muszę "kochać" pacjenta aby mu rzetelnie pomagać, traktować go z należnym mu szacunkiem.
Niestety bardzo często tę tzw. "chemię" wykorzystują rodziny, podopieczni czy agencje by rozwiązać z opiekunką umowę. Jakże często jest to argument dla agencji aby przypisać winę za ten stan opiekunkę, by mieć pretekst do potrąceń, nakładania kar.
Kiepskie Agencje gdy brak jest argumentów do potrąceń, gdy chcą ukryć swoją nieudolność nagle rzucają " jakże nam przykro...to brak chemii".
Nie dziwota zatem, ze ja straciłam "chemię" wobec polskich agencji. Mnie już nic nie staje, gdy z nimi rozmawiam i gdy wysłuchuje o ich wspaniałościach.
Cóż taki mamy klimat.
/EE/

wtorek, 23 stycznia 2018

Mój kraj




Rozmyślałam o przyszłości...co mnie czeka za zakrętem, w tym moim kraju.
Myślę o kraju gdzie się urodziłam , dorastałam...o moich latach młodzieńczych gdy świat stał dla mnie otworem...i tamten zapał, radość..marzenia..
Wiem ,że sama zapracowałam na to co mam...ale w jakim stopniu przyczynił się do tego mój kraj?
Pamiętam strajki `80 roku...później nowa Polska..ta wymarzona,gdzie miało żyć mi się lepiej.
Kolejne ekipy rządowe, kolejne korupcje, kolejne afery...a mnie? A mnie żyje się gorzej...a i moja Polska jakaś taka inna, jakby złamana. To nie Japonia. To nie Irlandia.
 Kraj w którym zaczyna brakować chleba w domach. Gdzie dzieci zaczynają chodzić głodne. Kraj który wypędza z naszych granic młode pokolenie.
Kiedyś jakiś góral musiał opuszczać swoje strzechy, swoje góry..za chlebem.
A teraz ?....teraz nasza młodzież, kwiat i dorobek narodu .
Teraz matki...pozostawiające rodziny..często małe dzieci. Jadą bo muszą, bo "nóż na gardle" często przez nieczułe urzędy i instytucje. I jeszcze te agencje, które jakże często bazują na tej niedoli obciążając przez wyimaginowane przewinienia.

Nasz rząd? Mój kochany rząd jeszcze dobrze nie wstanę z łóżka już martwi się..martwi się jak jeszcze bardziej można te Polskę schrzanić. Jak jeszcze dowalić ludziom biednym, ludziom starszym, samotnym. Tęgie głowy...jeszcze ranek nie zawitał a ruszają do boju...bo i walczyć jest o co...o Gender, o aborcję, komu i z jakiej partii podłożyć świnię ..no i co by tutaj zrobić aby wywalczyć dla siebie większą kasę bo tak mało przecież zarabiają.
Tęgie głowy. Tęgie umysły.
Ale są też zwykli, a może jednak niezwykli ludzie, którzy pomagają tym najbardziej skrzywdzonym lub po prostu pozostawionym sobie..ze swoją biedą, nędzą. Ludzie, którzy twierdzą, że jeśli nie pomożemy sobie sami, nawzajem to nikt nam nie pomoże. Udowadniają, że w grupie można więcej i lepiej. I ja do nich pragnę dołączyć. Namawiam wszystkie opiekunki aby dołączyły. Namawiam wszystkich którzy nie są obojętni na ludzki los. 
Chętnych zapraszam na priw /e mail/.
/EE/

poniedziałek, 15 stycznia 2018

Chytry dwa razy traci




Nasza podróż do pracy, czy też do domu busami to częste postoje. Ot choćby na papierosa czy też toaletę.
Bardzo często jestem świadkiem, gdy pasażerki wręcz domagają się postoju na darmową toaletę, bo 50 czy też 70 centów to kwota, której szkoda na taki luksus jak czysta , schludna toaleta.
Niedawno jedna z opiekunek wstawiła post, że w drodze do domu, właśnie na jednym z postojów Polka została napadnięta, skradziono jej 3000 euro. Smutny to  fakt, ale co chciała autorka postu osiągnąć wstawiając taki post? Współczucie? Ale jak można współczuć komuś kto jest chytry, komu żal na toaletę 70 centów ?
I o tym poinformowałam w komentarzu. Odezwały się głosy, że to kierowca tak postanowił. Przez 13 lat moich podróży busami przeważnie to kobiety decydują z jakich toalet chcą korzystać. Sporadycznie tylko kierowca jest głuchy na prośby pasażerek. Ale przecież łatwiej obarczyć winą kierowcę niż przyznać się, że jest się skąpcem, chytrusem. Sama bywam świadkiem ze to same kobiety wymuszają na kierowcy postoje na darmowe toalety i bywa, że to tylko z uwagi na te prośby rzadko mogę wyegzekwować chociaż jeden postój na schludną toaletę.
Ktoś stracił 3000 euro...to jest przykre. Wierzę, że dla danej opiekunki to może być tragedia ale współczuć mi jakoś trudno. Moja Babcia często mawiała..."czemuś biedny?..boś głupi, a czemuś głupi?...boś biedny".
Nauczmy się oszczędzać na rzeczach, których można zaoszczędzić np. bilet na autobus, zgaszone światło w pomieszczeniu w którym nie przebywamy. Nie kupujmy za dużo np. chleba, który potem ląduje w koszu.
Natomiast na higienie, zdrowym jedzeniu nie oszczędzajmy. Nie żałujmy na toalety, na kawę w trakcie naszych podróży. Gdy wieziemy kasę  to nie nośmy jej przy sobie ale schowajmy w nasz bagaż. Bo bezmyślność, czasem nadmierna oszczędność bywa bardzo kosztowna.
/EE/


sobota, 13 stycznia 2018

Smakowanie




Lubię smakować. Nie tylko pociągają mnie smaki życia, ale także smaki kuchni świata. Zwłaszcza jestem sympatyczką kuchni śródziemnomorskiej gdzie dominują warzywa, oliwy. Owoce morza też oczywiście, ale za tymi rarytasami ja akurat nie przepadam. Wolę tradycyjnego naszego polskiego śledzia.
Tym bardziej więc gdy odwiedził mnie rodowity Sycylijczyk byłam podekscytowana. Delikatnie naprowadziłam rozmowę na temat kuchni. Opowiadał mi, jak prawidłowo przygotować spaghetti bolognese i mimo, że znam oryginalny przepis to temat ten sprawił, że zapomniałam na moment gdzie jestem, a przeniosłam się na słoneczną Sycylię.
Wspomniałam w czasie rozmowy o ubogiej kuchni niemieckiej gdzie dominuje głównie mięso, kartofle a z warzyw co najwyżej czerwona kapusta na gorąco, ewentualnie kiszona no i marchewka. Napomknęłam przy okazji o mojej wizycie dwa dni wcześniej w niemieckim Gasthof, gdzie na cztery różne dania obiadowe nie składały się żadne warzywa. Że o surówkach mogłam tylko pomarzyć. Bo przecież ćwiartka pomidora na talerzach, bardziej stanowił dekorację niż część dania. Pomijam, że tylko ja jedna tę ćwiartkę pomidora zjadłam. A rzecz miała miejsce na Bawarii. pewnie w innych rejonach jest lepiej ale cóż to dla mnie za pociecha.
Ktoś kiedyś powiedział "jesteś tym co jesz" i to właśnie powiedzenie podsumowuje miejsce i ludzi  gdzie przyszło mi spędzić ponad miesiąc.
/EE/

czwartek, 11 stycznia 2018

Życie to hazard




Życie to hazard. Jednego dnia masz..drugiego możesz wszystko stracić. Przekonała się o tym niejedna opiekunka pracująca w Niemczech. Jednego dnia chwalisz agencję gdy niedługo potem płaczesz, gdy nagle wsadzi Cię ta wspaniała agencja na "minę".
Ale najgorsze jest te jakże częste potrącanienie z wynagrodzenia a to 100 euro, a to 500 a nawet i więcej za przewinienia, których de vacto nie było. Bo przecież wcześniejszy zjazd opiekunki do domu wtedy gdy opis miejsca jest niezgodny ze stanem faktycznym nie jest powodem do nakładania kar. Co najwyżej może być powodem do wypłacenia odszkodowania i to nie agencji ale poszkodowanej opiekunce. Najsmutniejszym jest jednak fakt, że ofiarą agencji padają kobiety i tak już dotknięte przez los, te najsłabsze, te najbiedniejsze.
Swego czasu padła w grupach propozycja o założeniu związków zawodowych dla opiekunek.
Swego czasu pisałam list otwarty do Pana P. Ikonowicza, w którym opisałam trudną pracę opiekunek, ból rozstania z rodzinami,  nie zawsze godziwe warunki pracy, niesolidność agencji, które działają często bezprawnie, łamiąc przepisy kodeksu cywilnego ale i kodeksu pracy. Wystarczy jedynie wspomnieć o choćby często kryminogennych umowach, które jesteśmy zmuszane podpisać.
Dzisiaj dowiedziałam się, że mamy możliwość skryć się pod parasolem RSS, czyli Ruch Sprawiedliwości Społecznej. Ruch ten pomagał by nam w pomocy prawnej, w konfrontacji z agencjami itp. Wydaje mi się, że w sytuacji gdy założenie związków zawodowych jest raczej niemożliwe o tyle propozycja dołączenia do RSS jest zachęcająca i daje poczucie bezpieczeństwa. Bo łatwo jest agencjom "kiwać" pojedynczą kobietę niż stanąć w szranki z Ruchem.
Dlatego Panie zainteresowane przystąpieniem do RSS proszę o zgłaszanie się do mnie, bo im więcej nas będzie, tym trudniej będzie nas nie dostrzegać, a przez agencje oszukiwać. Pomagajmy sobie wzajemnie, bo pomaganie innym nie boli, bo pomaganie jest przecież cechą każdej, dobrej opiekunki.A dzisiaj pomocy może potrzebować ktoś inny, ale jutro może paść na Ciebie. Bo życie to taki hazard..nigdy nie wiadomo jakie będzie jutro. Bo opiekunki to wielka różnorodność a dodając wszystkie ich  różnice stanowią ogromną wartość dla całości. Ale w grupie, ale razem.
Przypominają mi się teraz słowa jednego z moich podopiecznych, który często mawiał, że w swoim życiu często pracował dla samej pracy Żył pracą i był szczęśliwy gdy zrobił coś dobrze, gdy komuś pomógł. I zawsze miał dużo pieniędzy. Więc może warto pomagać sobie nawzajem, nie bacząc na stracony czas i energię. To zawsze się opłaci.
Przeciwieństwem czekania jest wola zrobienia pierwszego kroku, wola dania sobie i innym szczęścia. Nie czekać aż świat, ktoś inny je Tobie dostarczy, nie czekać na sukces, nie czekać aż ktoś inny Ci pomoże. Trzeba zacząć od siebie, od działania. Bo każda z nas jest twórcą, a przedmiotem naszej kreacji jest radosne doświadczenie życia. oto misja, oto poszukiwanie.
Zapraszam więc wszystkie Panie alei Panów chętnych do pomocy. Chętnych do kreowania lepszej przyszłości.
/EE/

Długi spacer




Próbowałam dzisiaj znaleźć swoje marzenie. 
Nie fantazję, która fizycznie nie mogłaby się ziścić...ale marzenie, które by mnie zainspirowało.
Wybrałam się więc na długi spacer..i starałam się myśleć ambitnie.
Zastanawiałam się co naprawdę potrafiłoby wywołać uśmiech na mej twarzy.
Zapytałam siebie...co bym zrobiła gdybym nie potrzebowała pieniędzy ? Co mnie ekscytuje i potrafi zainspirować?
Wiedziałam,że jeśli uda mi się odpowiedzieć na własne pytania to i znajdę swoje marzenie.Bo to właśnie w tych odpowiedziach będzie ono ukryte.
Wiem,że moje marzenie musi być realistyczne i osiągalne tylko muszę zachować rozsądek i rozwagę. I wiem,że nie wolno mi pomylić realizmu z pesymizmem.
I tak spacerowałam sobie myśląc ambitnie...
I mam !!!!
Mam moje marzenie...i widzę je wyraźnie...
Spisałam je na kartce i nakleiłam na lustro....bo słowa na kartce i moja wizja ma moc !!!!
/EE/

 

środa, 10 stycznia 2018

Dobra, zła agentka



Jaki powinien być właściciel Agencji, który nas zatrudnia? Czy można poznać po rozmowie z agentem na ile jest uczciwy wobec nas a na ile kieruje się tylko zyskiem.
Na pewno winien świecić przykładem dla swoich pracowników, a dla opiekunek w szczególności.
Kobieta- szef winna być subtelna, elokwentna, nie krzykliwa ale empatyczna a przede wszystkim posiadajaca kulturę osobistą.
I ja spotkałam takie właścicielki agencji, które ponieważ same były kiedyś opiekunkami, same doznawały krzywd i upokorzeń, teraz bardziej rozumieją te, które nadal jeżdżą za chlebem.
Jeśli natomiast agentka już na samym wstępie rozmowy, zachwala siebie samą, jako tę, która rozumie, co tak dba, co to za każdą z opiekunek skoczyłaby w ogień, to już powinna zapalić się u opiekunek czerwona lampka.
Bo zachwalanie siebie to żadna rękojmia i jak mówi sam wierszyk Wandy Chotomskiej: "chwalipięta w kącie stała i wciąż tak opowiadała"...lub inaczej chwalipięta nic nie robiła tylko się chwaliła.
Trudno uwierzyć wtedy takiej agentce, zwłaszcza, ze gdy tak wiele czasu traci na samouwielbienie to kiedy znajduje czas na sprawdzenie miejsca do którego wysyła kobietę,  czyli czas na uczciwą pracę.
Sprawdzają się bowiem ludzie, którzy mniej zajmują się scenariuszami a więcej tym, co naprawdę się dzieje. Scenariusze to wysyłanie w przyszłość wyobrażenia bez pokrycia. W ten sposób powstało mnóstwo cudownych książek, które dają nam chwile wytchnienia, spełnienia, rozkołysania marzeń i pragnień. Ale niestety przyczyniają się także do tworzenia iluzji. W naszym przypadku, karę za iluzję agentek płacą opiekunki.
Profesjonalną agentkę powinna cechować wielkość i pokora. To jest podstawowe tworzywo ludzi wybitnych. Jak na razie wśród agencji, wśród agentek dominuje bylejakość.
/EE/


wtorek, 9 stycznia 2018

Ludzie ludziom zgotowali ten los



Świt...a ja wsiadam do busa. Gdzieś tam, kilkaset kilometrów dalej czeka na mnie kobieta, moja zmienniczka. Jestem jej ciekawa. Jaka jest. Czy czeka na mnie ze łzami w oczach, z ulgą, że już wraca, czy może spokojnie, z uśmiechem. Te pierwsze spojrzenie na nią mówi mi zawsze prawie wszystko o nowym miejscu pracy. Ciekawa jestem jak mnie przywita, czy będzie wyniosła, wrecz odpychająca czy sympatyczna i miła.
Drzwi otwiera mi Maria. Jest zadbana, czysta ale...jeszcze w drzwiach groźnie mnie pyta jak często będę tutaj myła okna. Dopasowując się do jej tonu odpowiadam, że nie przyjechałam tutaj myć okna tylko opiekować się podopiecznym. Kolejne minuty, potem godziny upływają na profesjonalnym przekazywaniu mi obowiązków. Nagle jednak dochodzi do incydentu. Pacjent bowiem udał się do toalety zaś moim zadaniem było mu tam pomóc co uczyniłam używając papieru toaletowego i wilgotnych chusteczek i gdy już pomagałam naciągnąć majtki i spodnie do toalety wtargnęła moja zmienniczka aby dokonać kontroli. W tym celu poleciła nachylić się podopiecznemu i rozchylając jego pośladki palcem sprawdziła czystość odbytu. Szok, niedowierzanie...a jednak.
To nie koniec niespodzianek, jakie zgotowała mi Maria. Pomijając już, że okazało się, że źle wieszam pranie, nieprawidłowo kroję pomidora to już po pracy tzn. po 22 nagle Maria zabrała się za mycie okna w łazience. "Mario, proszę zostaw to okno. Jutro też jest dzień, czas na nasz wypoczynek". I tu padła ostra riposta Marii "ktoś to musi zrobić skoro hrabianka ( czyli ja ) ich nie myje".
"Mario, Mario" - myślę w duchu, "czy przypadkiem ne zapomniałaś, że jestem Twoją zmienniczką a nie podwładną. Komu chcesz zaimponować ? Mnie?..czy może sobie, siebie dowartościować?"
Jednak największym dla mnie szokiem było wyjście Marii do sąsiadów (kolejny domek), nie aby się pożegnać jak domniemywałam ale aby zapytać czy czy moje palenie papierosów w ogródku nie będzie im przeszkadzać  a rankiem wręcz zażądała abym nie paliła w ogródku bo stracę pracę i wygoniła mnie w szlafroku na ulicę. Polka - Polce !!
 I jeszcze jedna niezapomniana przeze mnie opiekunka wracająca busem do domu, która przez ponad 3 godziny jazdy opowiadała o cudownej babuni. Że taka kochana, że traktuje ją jak córkę i że jak kochana babunia poradzi sobie bez niej przez te dwa miesiące pobytu jej w domu. Nagle słyszę jej głośne zobowiązanie, że jak tylko przyjedzie do domu to zacznie gotować dla niej konfiturki i dżemy dla kochanej babuni. Ba ona nawet zamierza jej wysłać część pocztą aby babunia nie musiała długo czekać. Nie wytrzymuję już..i pytam .."ma Pani rodzinę ? może męża, dzieci, wnuki ?". -"Ależ oczywiście odpowiada, jedynie mąż trochę niedomaga". -"To jedzie pani do domu, do rodziny, której nie widziała Pani dwa miesiące, to zamiast nadrabiać stracony czas z rodziną, zadbać o męża to jedzie Pani smażyć konfiturki?"
Są niestety wśród opiekunek takie "nawiedzone" , którym praca ewidentnie zaszkodziła, którym pomieszały się priorytety.
Na szczęście poznałam też wiele wspaniałych Pań, z którymi do dzisiaj mam kontakt.
/EE/

niedziela, 7 stycznia 2018

Nowy Rok 2018



Czekałam z utęsknieniem na Sylwester. Znowu w domu, znowu wśród przyjaciół. Jeszcze przed świętami wyobrażałam sobie moje miasto oświetlane fajerwerkami, głośnymi zabawami. Śnieg nie był tak istotny, nie ważna była pogoda. Tylko ten widok ludzi bawiących się. Polaków, Jeleniogórzan.
I nastał ten upragniony wieczór. W oknach pozapalały się świecidełka. Przygotowania, stroje, fryzura, makijaż i cała rozgorączkowana tym wieczorem udałam się do przyjaciół. Było super, było wesoło. Parę minut przed północą wyruszyliśmy na plac ratuszowy by tam lampką szampana, fajerwerkami przywitać ten nowy rok. Nareszcie po tylu latach włóczęgi, witania przez niemieckie okna nowego roku mogłam się cieszyć polskim, jeleniogórskim sylwestrem.
Wybiła północ....zaczął się pokaz fajerwerków, serce radośnie biło, szampan smakował wyśmienicie tylko...No właśnie tylko...mało ludzi. Na placu więcej karetek i samochodów policyjnych niż Jeleniogórzan. Gdzieniegdzie pootwierały się okna mieszkań w okalających rynek kamienicach. Zanim zaczęłam się delektować pokazem..już był koniec. 5 minut pokazu i koniec. Jeszcze pojedyncze petardy i ...cisza. Parę minut po północy wracaliśmy do naszego lokum. Jeszcze nastroje dopisywały ale mnie było jakoś markotno, jakiś niedosyt, jakieś rozczarowanie. Czyżby moje miasto umierało ? Czy to wszystko co zgotowali włodarze miasta? W naszym lokum, "placu zabaw" dobry nastrój umyka, tylko dzieci biegają rozchichotane, szczęśliwe. Czy to dlatego, że dorośli widzą zawsze jakieś przeszkody, tylko dzieci dostrzegają same możliwości?
Po drugiej godzinie w nocy wracałam do domu taksówką. Wszędzie ciemno, cicho. Gdzieniegdzie jakieś lampki na balkonach, w oknach. Moje osiedle...też już spało. Ciemno, głucho...koniec. Rozmawiam z kierowcą. Mówi, że już po pierwszej w nocy nastała cisza. Nawet pojedynczych wystrzałów nie było słychać. Nic.
Co stało się z moim miastem? Co stało się z mieszkańcami Jeleniej Góry. Wiem...że ludność mojego miasta się zmniejszyła prawie o połowę. Młodzi wyjechali..pozostali seniorzy. Seniorzy dla których nie ma znaczenia, że to kolejny nowy rok nastał. Pamiętam czas, gdy ludzie bawili się na ulicach. Roztańczona, podpita młodzież ale i ludzie starsi. Teraz wszystko ucichło, zniknęło, poszło w zapomnienie. Teraz rządzi smutek, szarość a we mnie rozczarowanie, niedosyt.
A może to nie moje miasto się zmieniło, tylko ja sama. Bo każda rzeczywistość jest interpretacją. Z wiekiem jestem coraz bardziej opanowana ale wciąż jeszcze ciekawa. Czy to źle, czy to przestępstwo..że marzyłam o szampańskim sylwestrze, roztańczonym mieście?
To był udany..mimo wszystko sylwester...bo w domu, w moim rodzinnym mieście, w Polsce. Ale ten "skromny" sylwester nauczył mnie jednego. Zawsze i w każdej sytuacji należy przejąć odpowiedzialność za własne szczęście. Nie liczyć na włodarzy miasta, nie liczyć na koleżankę, na okoliczności. Ponieważ jedyną osobą, która potrafi mnie uszczęśliwić jestem ja sama. Muszę zatem w tym nowym roku 2018 skupić swoje siły na tym, żeby stworzyć dla siebie życie, sytuacje o jakich marzę, zamiast czekać, aż ktoś poda mi je na talerzu.
ŻYCZĘ WSZYSTKIM WSPANIAŁEGO, RADOSNEGO I W ZDROWIU 2018 ROKU.
/EE/