poniedziałek, 6 listopada 2017

Paluszek



Szukam jak opętana tarki do jarzyn. Wiem,że to dla wielu rodzin jest luksus, zwłaszcza dla tych, które godzinami przekonują mnie o swojej przez lata wspaniałej kuchni i umiejętności gotowania. Ale każdej dobrej gospodyni wystarczy spojrzeć na wyposażenie kuchni, na rodzaje noży itd. by wiedzieć jak tu przez lata się gotowało i jadało. Bo jeśli w kuchni zamiast choćby jednego porządnego noża są jakieś scyzoryki to choćby nie wiem jak mnie przekonywali ja nie uwierzę, że tu się gotowało.
Ale teraz w tym domu profesorskim szukam tarki. Zaczynam się już powoli denerwować bo szafek pełno i jest w nich wszystko, po stare jakieś woreczki, foremki, pudełeczka ale tarki nie widać. Cholera, gdyby nie synuś w domciu, który jak hrabia chce jadać, odpuściłabym te druga surówkę z marchewki i wtedy nie szukałabym tej tarki. Nagle dostrzegam ją gdzieś w kąciku, widać że jakaś przedwojenna bo już trochę pordzewiała, ale lepszy rydz niż nic..Szybko wyciągam tam łapę i nagle...czuję ból..na coś się nadziałam. Bo też, zamiast najpierw powyciągać te wszystkie klamoty z szafki..ja chciałam tak szybko.
Widzę krew...ona nie cieknie tylko się leje. Patrzę ...obcięłam sobie kawałek opuszka palca. Niby nic a krwi tyle, jakby świnię zarżnęli. Wpadam w panikę..bo o ile ja jestem spokojna i opanowana jeśli chodzi o rany innych o tyle widok mojej krwi sprawia, że w padam w panikę. Lecę z tym moim biednym paluszkiem pod kran z zimną wodą...a krew się leje i leje. Zaczynam już obawiać się o swoje życie, więc uciskając ranę biegnę szybko do swojego pokoju szukać plastra. Po drodze mijam syna, który zauważa mój krwawiący palec ale i całe ubranie w krwi, bo wszystkie pielęgniarki dobrze wiedzą, że opuszki są bardzo ukrwione. Szukam tych plastrów w panice..ale wiadomo jak panika to i chaos. W oddali słyszę syna, który sadza gdzieś swojego Ojca i za chwilę jest przy mnie. Mówię, że nie mogę sobie poradzić z plastrem. Kolejne 2 minuty i  jest przy mnie z bandażami, plastrami, z wodą utlenioną. Krew dalej się leje, mimo wody, mimo ucisku nie mogę jej zatamować. Słyszę jak mój podopieczny się drze, bo przecież został na chwilę sam. Syn wkurzony biegnie do Ojca i krzyczy już na Ojca, że ma siedzieć chwilę sam..bo Ewa potrzebuje pomocy. Pomimo mojej paniki, jestem podbudowana zachowaniem syna. jest mi lżej, że nie zostałam sama z problemem.
Gdy po raz kolejny przybiega do mnie syn aby pomóc opatrzyć ranę, już spokojniejsza, mimo dalej lejącej się krwi, mówię, aby wrócił do Ojca. Że dziękuję, że sobie już poradzę. Gdy się uspokajam, zaczynam też i efektywniej opatrywać palec. Po kilku minutach z obandażowaną ręką prawie do łokcia, bo ja tak mam, jak widzę swoją krew, wracam do Syna i Jego Ojca.
Syn pyta mnie czy pomóc, że może jednak lekarz winien to zobaczyć. Proponuje także pomoc w kuchni. Przez kilka kolejnych dni przychodzi do mnie, by zapytać o ten mój palec. Mam już tylko plaster, bo jak się uspokoiłam to i zdjęłam te wszystkie bandaże.

Opowiedziałam tę historię nie bez powodu. Wczoraj mówiłam bowiem o tym, jak to często gdy ulegniemy wypadkowi w pracy pozostajemy zdane na siebie, przy obojętności podopiecznych i ich rodzin. Sama przeżyłam dwie takie historie, ale i przeżyłam jedną, w której syn podopiecznego stanął na wysokości zadania. I mimo, że w innych aspektach mam do Niego wiele żalu, o tyle nie zapomnę Jego reakcji na potrzebę pomocy, gdy chodziło o moje zdrowie.
Jak to się dzieje, że u jednych można liczyć na pomoc a u innych nie. Bo twierdzenie, że wszyscy Niemcy są zimni i bez serca jakoś mnie nie przekonuje.
Pamiętam czasy komuny, gdy to w każdym prawie kwestionariuszu padało pytanie o pochodzenie. Wtedy wpisywało się chłopskie, robotnicze, inteligenckie. I myślę, że to właśnie o to chodzi. Jeśli trafimy do rodzin inteligenckich jest większe prawdopodobieństwo, iż posiadają oni uczucia wyższe, i tym samym szybciej są wstanie nam pomóc.
Często tez myślę, czy agencje nie powinny do takiego zapytania powrócić w swoich formularzach. Bo o wiele lepiej jest wysłać kogoś z pochodzeniem chłopskim do bauerinki na Bawarię niż pchać tam kogoś z pochodzeniem robotniczym. Łatwiej się wtedy takim osobom jest porozumieć, bo ich światy, nie są od siebie aż tak bardzo odległe.
Oczywiście ja nie twierdzę, ze tak jest, to tylko moje dywagacje, ale które uważam warto wziąć pod uwagę.
Co do mojego paluszka..to jest on już zdrowy, ale co krwi straciłam za naszą i Waszą wolność, to tylko ja jedna wiem.
/EE/



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz