wtorek, 26 września 2017

Pakowanie



Umowa podpisana leży na stole, bus zamówiony na rano to oznaka, że kolejny raz wyjeżdżam do Niemiec..do pracy. Pozostaje tylko się spakować, zabrać to co najpotrzebniejsze, co najbliższe, to co ułatwi mi pobyt w obcym domu. Ubrania to pikuś, z tym nie mam problemu, to idzie mi szybko. Bluzki robocze, bluzki i swetry na wyjście, spodnie, spódniczka, buty itd. Najgorsze są te drobiazgi, drobiazgi, które pozwolą mi tam przetrwać.
Jestem podenerwowana i tą podróżą i tą pracą i jeszcze te pakowanie. Gdy zastanawiam się, od czego zacząć pakowanie tych drobiazgów, nagle dzwoni domofon.
Przyjaciółka, wpadła na kilka chwil, pożegnać się, pogadać przed wyjazdem..Irena sama sobie robi kawę, by za chwilę zacząć mi się przyglądać a właściwie to mojemu pakowaniu.
Zaczynam od zapasowego smartfona, nie daj Bóg jak jeden mi nawali..muszę mieć zapasowy. Ale po co Ci trzeci smartfon? - pyta. Nic ne mówię, co będę tłumaczyć, że w smartfonie są ważne apki...krokomierz bo przecież się odchudzam, mapa abym wszędzie trafiła, pogoda, licznik wody, taksówki, restauracje, lupa, latarka. Jest tam wszystko...ale i wszystko może się przydać. Teraz szukam jednej ładnej świeczki...muszę jedną mieć. Jak skończę pracę to w swoim pokoju zapalę swoją świeczkę. daje ciepło i przypomina mi o mojej pasji. Ale jak świeczka to muszę mieć jakiś ładny zapach- odświeżacz. Szybciutko wybieram zapach konwalii. Przypominam sobie, że mam spakować tez ładne, naturalne mydełko. Lubię ładne mydełka więc jedno musi być.
Teraz zaczynam pakować wszystko, abym mogła pisać posty, prowadzić bloga. To najważniejsza dla mnie część, więc do torby pakuję kartki, moje zapisane tzw. "złote myśli", które idealnie sprawdzają się na obrazkach, notatki o demencji zebrane w bibliotece, gdzie poszukuje najnowszych publikacji mówiących o tj chorobie, bo o ile posty o mojej pracy są z głowy o tyle o demencji piszę też na podstawie tego co wyczytam, co usłyszę od specjalistów. Gdy już zapas czystych kartek i notatek ląduje w torbie zaczynam wybierać długopisy.Wybieram więc dwa długopisy, dwa pióra, jeszcze naboje. Nagle dostrzegam,że jedno pióro jest na tłoczek,potrzebny atrament. Waham się bo to jednak sporo miejsca w torbie.
Ewa, po co Ci kartki i tyle piór...przecież w rodzinie będą kartki i długopisy - odzywa się Irena.
Będą, nie będą..odparowuje. Nie będę latała po chałupie szukała kartek. Długopisy, pewnie, że mają ale bywa,że wśród 20 długopisów tylko jeden pisze. Zresztą, nie będę się prosić o jakąś kartkę, już raz miałam sytuację, że notatki robiłam na serwetkach bo nie było papieru w domu. Nie Irenko, zdecydowanie kartki i długopisy muszę mieć własne. Do torby dorzucam buteleczkę atramentu i dodatkowo karteczki przylepne oznaczające stronę w gazecie. No ale jak będę chciała spiąć te notatki....pakuje w pośpiechu podstawkę magnesową na spinacze, klamerki, szpilki. Wszystko przydać się może. Bo jak zapomnę skarpetki to sobie tam kupię, ale moich notatek,długopisów czy spinaczy nie zastąpi nic. Dorzucam jeszcze mały zszywacz bo a nóż będę potrzebować. Jestem zadowolona bo co jak co ale zestaw piśmienny mam cały. Teraz gazety...zawsze ich biorę 5. Chwytam więc z mojego stosu gazet Twój Styl, Zwierciadło, Historię, Panią i jedną regionalną. Często bywa, że te gazety taszczę z powrotem do domu, bo brak czasu, brak wolnego ale jednak zawsze je mam. Książki...teraz mam wszystkie na lapku, ale pamiętam czasy gdy pakowałam jeszcze 3 książki.
Nagle gdy tak rozmyślam, zauważam na ścianie moją tablicę magnetyczną. Bez namysłu, biorę ją. Muszę ją mieć tam w Niemczech..to na niej przecież robię plan na każdy dzień. Co zrobić, co napisać, do kogo zadzwonić a i mam na niej zapisane budujące myśli i prośby do wszechświata. Biorę, dorzucam jeszcze do torby kilka magnesów, bo przecież może zabraknąć. Siadam odetchnąć..a moja Irenka się tylko śmieje. Pewnie się zastanawia co jeszcze wyląduje w tej mojej skarbnicy.
Przypominam sobie nagle, że zawsze mam zdjęcie Mamy i Babci i obrazek z Lichenia. Dostaję je co kilka miesięcy pocztą i zawsze jeden zabieram ze sobą i ten obrazek zostawiam tam, gdy już wracam do domu. Te zdjęcia dają mi świadomość w trudnych chwilach, że nie jestem sama. Wkładam je więc w gazety aby się nie pogniotły.
Do mojej torby jeszcze ląduje spray na komary, budzik z termometrem, bo gdy jest "lodówka" w pokoju to zawsze mogę rodzinie udowodnić, że jest za zimno, kabelki najróżniejsze a to do telefonu, to do aparatu, słuchawki małe. Wszystko może się przecież przydać.
Nagle przypominam sobie o mojej drugiej pasji..świecach. A co jeśli tam najdzie mnie ochota na zrobienie świecy. Trawki i kwiatki może nazbieram na spacerach z podopiecznym, ale trzeba je zasuszyć a potem w świecę wtopić - tłumaczę Irence i przy jej pomocy do torby trafia jeden odlew świecy, kilka ozdób jak cekinki, marker ze złotą farbą, nożyk, podkład pod dekoracje itd.
Nagle siadam i....- "Irenko zobacz, ile ja mam tam do zrobienia. Ze wszystkim jestem do tyłu, przecież ja tam zupełnie nie będę miała czasu na podopieczną" ?...I nagle obie zaczynamy się śmiać, bo wiemy, że to nie tak. Że najpierw podopieczny, potem ja. Że często połowę swoich drobiazgów tam nawet nie tknę, bo nie mam czasu, bo jestem zmęczona.
Ale po chwili do torby dołącza scyzoryk z akcesoriami, przybornik do szycia bo a nóż odpadnie guzik lub inne nieszczęście, moja znaleziona zasuszona koniczynka na szczęście, maleńka figurka św. Antoniego i św. Rity, bo jak coś zgubię to pomogą odnaleźć, karty bo czasami wróżę i akurat pechowo zachce mi się tam, kilka czekoladek Merci. Dorzucam jeszcze podstawkę do pisania, według mnie konieczna do sporządzania raportów z czasu pracy i cekinki samoprzylepne, którymi udekoruję podstawkę ale juz tam, na miejscu. Bywa, że pakuję tez kijki na spacery ale tym razem odpuszczam bo już niewiele miejsca w Torbie a muszą jeszcze kosmetyki i leki. Bo leki to dopiero skarbnica wszystkiego. Wyleczę nimi wszystko od skaleczenia po zapalenie płuc, od zatwardzenia, po pęcherz, nerki, żołądek i wątrobę, od zapalenia ucha, gardła czy zatok po problemy z oczami.. Są tam plastry najprzeróżniejsze nawet na odleżyny i maści, kremiki. Obowiązkowe woda utleniona, spirytus salicylowy, olejek kamforowy i rycynowy. To spory arsenał ale jakże często ratował mnie gdy byłam w opałach.
Na koniec dorzucam jeszcze  mały karmnik dla ptaków i zakupione nasiona a także mały pojemnik na kiełki i nasiona. Sama je sobie tam wyhoduję , będę miała świeżutkie.
Nareszcie chyba jestem gotowa i chyba zadowolona, chociaż często w nocy jeszcze wstaję by dorzucić jakiś drobiazg, a to otwieracz do konserw, a to zapas baterii a to jakiś kabelek.
ten mój dobytek... to kawałek moich bliskich, domu, kawałek polski, który będzie musiał mi wystarczyć tam..na obcej ziemi, w obcym domu,z obcymi ludźmi. Taki mój mały, intymny świat.
/EE/



2 komentarze:

  1. Bardzo skrupulatne pakowanie, też tak mam kiedy wyjeżdżam. Serdeczności Ewuniu

    OdpowiedzUsuń
  2. jejku,tyle rzeczy do zabrania....to jak ja wygladam z moim podrecznym bagazem...ale fakt,pracuje w jednym domu,z tym samym pdp juz 3 lata i na urlopy zabieram tylko torebke,,,i z ta torebka wracam,,bo jedna szafe mam w Krakowie a druga w londynie. A w razie potrzeby polskie sklepy oferuja dokladnie to samo co moge kupic w osiedlowym krakowskim spozywczym.

    OdpowiedzUsuń