sobota, 30 września 2017

Zawód specjalnej troski



Są momenty gdy wstydzę się, że jestem opiekunką, że reprezentuję grupę kobiet, które na miano opiekunki nie zasługują. Bo opiekunka kojarzy mi się ze spokojem, dobrocią, ciepłem, zrozumieniem innego człowieka ale także i z pokorą. Gdy to w rozmowie z prawnikiem, agentkami czy nawet rodzinami podopiecznych słyszę, że polskie opiekunki to niezłe ziółka, stają mi przed oczami dyskusje opiekunek w grupach, komentarze, wypowiedzi. Często spuszczam głowę, często brak mi argumentów by odeprzeć zarzuty, bo argument, że nie wszystkie takie są, nie jest żadnym argumentem.
Wczorajszy mój post i komentarze do niego, niestety potwierdził tylko opinię innych o nas. Nagle okazało się bowiem, że my nagrywać Niemców tak ale oni nas już nie. Nagle okazało się, że sprzedawca w sklepie, pani w biurze, robotnik w fabryce może być kamerowany ale opiekunka to już nie. Bo opiekunka to zawód wyjątkowy, któremu wolno wszystko. Wszyscy inni są jakby z innego sortu. A ja myślę sobie, kto dał prawo do myślenia o sobie, o swojej pracy opiekunki z taka butą, arogancją, zapatrzeniem w siebie? Gdzie w tym wszystkim jest pokora, ciepło i zrozumienie dla innych ?
Ja wiem, Polacy generalnie myślą o sobie jako o narodzie wybranym. Wystarczy spojrzeć na wszystkie przepowiednie jasnowidzów..wszystkie kraje znikną a tylko Polska się ostanie cała i w blasku chwały. Polskie opiekunki też w rozmowach jakże często wskazując na Niemcy mówią: głupcy, nic nie umieją, niezaradni, a my Polacy to jednak pępek świata, zapominając, że to Niemcy gospodarczo przodują w Europie, nie dostrzegając ich pracowitości, zorganizowania i dyscyplinę.
Zapatrzeni w siebie nie dostrzegamy naszych wad, zapatrzeni w siebie nie dostrzegamy, że często podłożem takiego zachowania jest nasze zakompleksienie, często braki wykształcenia i chyba jednak bieda. I wśród wielu zawodów to opiekunki przodują w takim postrzeganiu świata, postrzeganiu innego człowieka.
Często Panie agentki mówią o roszczeniowym zachowaniu opiekunek, wskazując, że im mniejsze umiejętności danej opiekunki, tym większe roszczenia. I trudno temu zaprzeczyć czytając komentarze w grupach. My żądamy, nam się należy, nam wolno a Wam nie. Bo ja Opiekunką jestem i basta!
Parę lat temu bardzo głośno było o chorobie wściekłych krów w Anglii. Akurat wtedy wypadały urodziny Królowej na, które miały przybyć delegacje z całego świata, w tym i z Polski. Dyplomacja całego świata doskonale zdawała sobie sprawę, że ze względu na szacunek dla monarchini, ze względu na dobre wychowanie i maniery tematu chorób krów nie należy poruszać na spotkaniu. I tego się trzymali wszyscy goście, w tym i dyplomacja z Polski. Ale jestem pewna, że gdyby na tę uroczystość zaproszono kilka opiekunek, to w momencie przekroczenia bram Pałacu już by głośno zakomunikowały, pewnie nawet żądając wyjaśnień "jak to z tymi wściekłymi krowami jest". Bo opiekunce wszystko wolno, wszystko wypada, jest ponad prawem, dobrym zachowaniem, kulturą osobistą. Jej dyplomacja nie dotyczy, bo przecież opiekunką jest.
A gdyby tak opiekunki nagle zatrzymały się na chwilę w tym zachwycie nad samymi sobą, trochę pomyślały dokąd zmierzają, trochę nabrały powietrza i pokory ? Nabrały dystansu do siebie, do swojej pracy, czyż nie piękniejszy stałby się świat? I jaki byłby spokojny, poukładany i taki ludzki.
Opiekunki, które zaznały już odrobiny sukcesu, wyszły z nędzy, trochę zwiedziły świat /Niemcy/ zaczynają myśleć, że powodzenie zawdzięczają wyłącznie swoim nadzwyczajnym zdolnościom, swojej wyjątkowej błyskotliwości i zaradności. To niestety nieprawda. Każdej, której udało się coś osiągnąć, miała pomoc i wsparcie od innych. Często od tych, którymi teraz pogardza...od Niemców, pośredników czy agentek. Od ich zrozumienia, dobroci czy nawet empatii.
Jednak dobrą opiekunkę łatwo poznać, bo dobra opiekunka, ciesząca się prawdziwym powodzeniem posiada pokorę, by docenić wsparcie i pomoc innych. Bo prawdziwy sukces ma pokorę u swych podstaw.
Wczoraj przeczytałam też dwa bardzo mądre komentarze opiekunek, które  w przypadku tych nieszczęsnych kamer nagle stwierdziły, że kij ma dwa końce. Że to, co oburzyło tak wiele osób, /kamerki/ w sytuacjach dla nas trudnych, czy to rękoczyny, groźby, wyzwiska, nagle mogą przysłużyć się nam. Bo te kamerki, często zainstalowane na długo przed naszym przybyciem, rejestrują nie tylko naszą pracę, ale także podejście i zachowanie podopiecznych i ich rodzin  do nas. I może się zdarzyć, że tylko dzięki nim uda nam się udowodnić swoje racje, czy to przed agencjami czy też sądami.
Jakże mądre to spostrzeżenie, jakże wyważone, świadczące nie tylko o tolerancji, akceptacji, ale także o sprycie, przenikliwości. I wielkie brawa dla tych Pań.
Niestety, inne wypowiedzi sprawiły,że poczułam się źle. Nagle stałam się bowiem Opiekunką specjalnej troski. A ja nie chcę aby mnie traktowano wyjątkowo tylko dlatego, że jestem przyjezdną opiekunką osób starszych. Chce być traktowana normalnie, bo tylko wtedy mogę liczyć na partnerską współpracę z agencjami, pośrednikami i rodzinami.
/EE/


piątek, 29 września 2017

Inwigilacja



Drzwi otwiera mi sympatyczna kobieta, uśmiechnięta, pomaga mi z bagażami. Pyta o kawę, jedzenie, o moją podróż. To miłe przyjęcie w tak dużym domu. Zaczynam zwiedzać dom, swój pokój w piwnicy. Już nie jest mi tak miło, gdy nagle dostrzegam kamery. Poza łazienką, toaletą, kuchnią i moim pokojem są prawie wszędzie. Pierwsza moja myśl..."no tak, boją się by Polka ich nie okradła, będą mnie kontrolować". Dobry nastrój pryska...myślę wciąż o tych kamerkach.  Z czasem tych kamerek jeszcze przybędzie, też ukradkiem abym nie widziała. To dziwne uczucie, zważywszy, że u nas w Polsce na ogół w domach kamer nie mamy. Przypominam sobie domy w których pracowałam, gdzie były czujniki ruchu. Tylko, że czujniki ruchu są głównie na wypadek włamań gdy nikogo nie ma w domu, ale kamerki to już inna bajka.
Gdy pierwszy szok mija, pierwsze emocje, na chłodno próbuję przeanalizować tę nową dla mnie sytuację. Przyjechałam tutaj do pracy, zaopiekować się i pomóc w normalnym funkcjonowaniu mojego podopiecznego i w tym kamerki mi nie będą przeszkadzać na pewno.. Zwykłe, codzienne czynności będę wykonywać tak samo czy kamerki są czy nie. Nie leżą przecież na podłodze abym się o nie przewracała, tylko są podłączone pod sufitem. Zdecydowanie w pracy nie są przeszkodą. Że będę pod obserwacją ?
No cóż będę, ale czy to sprawi, że będę pracować inaczej? Widocznie rodzina podopiecznego nudzi się w życiu, więc kamerka zdecydowanie będzie dla nich jakąś atrakcją. To dowodzi, że to nie ja mam problem, ale rodzina sama ze sobą. Zaraz też przychodzi mi myśl, że jakże często Polki robią zdjęcia, filmy w domu podopiecznego i większość z nich uważa,że jest to ok, normalne, więc dlaczego tego prawa odbierać Niemcom.
Przychodzi mi jeszcze kolejna myśl, skoro tutaj te kamerki są pewnie od wielu lat, to dlaczego mieliby coś zmieniać tylko z mojego, czy innej Polki powodu?  Ja przyjechałam tylko na dwa miesiące, jestem ich gościem, a oni tu żyją tak od lat. Przecież gdy jadę na urlop i zatrzymuję się w jakimś pensjonacie, to nie zaczynam od przestawiania i ustawiania wszystkiego, tylko to ja muszę się dostosować do nowych warunków, nowych zwyczajów. Jeśli idę do sklepu zrobić zakupy, to nie rezygnuję z nich tylko dlatego,że w sklepie są kamery. Gdy jadę w gości do znajomych czy rodziny też nikt przed moim przyjazdem nie robi gruntownych remontów bo akurat mam takie a nie inne "widzi mi się". W swoim własnym domu mogę robić co chcę, ustawiać, przestawiać, nawet trzymać kosz na śmieci na stole. Bo to mój dom i takie są moje zwyczaje i upodobania, których respektowania oczekuję od innych, ale jadąc do kogoś muszę uszanować zwyczaje tam panujące. Milcząc i akceptując dziwactwa w innych domach, okazuję im swój szacunek i podziękowanie za gościnę. Jeśli bardzo mnie coś drażni, wtedy rezygnuję, nie odwiedzam, ale na pewno nie pouczam, nie narzekam, nie ingeruję w ich życie.
Tak jest i tym razem, wyrzuciłam z pamięci te nieszczęsne kamerki i byłam po prostu sobą. Z czasem nawet o ich istnieniu zapomniałam. Nigdy też nie wspomniałam rodzinie o tych kamerach, ot po prostu nie moja chata, nie mój problem. Zachowując spokój i wręcz obojętność wobec tych "udziwnień", pokazałam swoim zachowaniem, że mam czyste intencje, że nie zamierzam, ani ich okradać, ani innym zachowaniem wzbudzić podejrzenia co do mojej uczciwości. Kamery nie sprowokowały mnie do  nerwowości, agresji czy oburzenia. Byłam sobą.
Ten post dzisiejszy dla wielu opiekunek będzie oczywistością, dla wielu nowością, jeszcze innych oburzy. Ja jednak chciałabym poprosić wszystkie opiekunki o jedną rzecz.
Praca opiekunki..te wyjazdy, pożegnania z rodziną, nowe miejsca, nowe rodziny i zwyczaje, nowe obowiązki, nowi podopieczni z nowymi schorzeniami, wspomnieniami i nowymi dla nas zwyczajami to ogromny dla nas wszystkich stress. Nie dokładajmy do swojego bagażu problemów, których de vacto nie ma. To często tylko nasze wyobrażenia, strachy, lęki, powodują, że rzeczy zupełnie normalne dla innych nas zaburzają, popychają do nieprzemyślanych zachowań, których z czasem gdy emocje opadną po prostu żałujemy.
/EE/

czwartek, 28 września 2017

Z gitarą i piórem



Na dworze deszcz i zimno. Pada od rana nie bacząc na przyjezdnych, handlowców, którzy z końca Polski przyjechali na jeleniogórski Jarmark Staroci. Mimo tej aury postanawiam wyjść z domu. Odpocząć od laptopa, odpocząć od książek. To nic, że pada, teraz to już nawet leje, przecież z moją odwagą nie straszny mi deszcz czy ulewa. Na jarmarku sprzedawcy foliami, daszkami chronią swoje "skarby", kupujących czy też oglądających niewielu. Po godzinie już trochę przemarznięta postanawiam wybrać lokal gdzie napisałabym się gorącej herbaty. Decyduję się na Pierogarnię z Gitarą i Piórem. Lubię ten lokal, wielu moich znajomych regularnie odwiedza to miejsce bo któż nie lubi pierogów i jeszcze na dodatek ręcznie robionych i bardzo smacznych. Wchodząc rozglądam się, ucieszona że są wolne stoliki ustawiam się w kolejce. Tak bardzo już bym chciała usiąść z moją herbatą a może i z pierogami. Wiem, że się odchudzam, ale pierogi tutaj są naprawdę smaczne. Stoję, przede mną jakaś młoda para, debatują z Panią obsługującą a ja przebieram nogami. Już tak bardzo chciałabym usiąść.
Zaczynam się przyglądać ludziom krzątającym się w kuchni. Mężczyzna stojący na wprost mnie lepi pierogi, od razu przychodzi mi na myśl Magda Gessler i któraś Jej rewolucja, gdzie to Panie przy klientach miały lepić pierogi. Tutaj robi to Pan...Mężczyzna i pierogi, jakoś nie bardzo mi to współgra ale przyglądając się Jego pracy jestem pełna podziwu, bo robi to lepiej niż niejedna kobieta. Fajnie takiego chłopa mieć w domu, nie dość że przytuliłby w zimowe wieczory to na dodatek te pierogi :). I jeszcze te firmowe koszulki "Z gitara i piórem"...wszyscy mają jednakowe i ładnie to wygląda z tymi nowymi, powstającymi pierogami.
Zerkam już zniecierpliwiona na Panią obsługującą...nie zauważa mnie nadal..a ja chcę gorącej herbaty. Wszyscy naokoło mnie jedzą a ja stoję jak pajac. Jakaś Pani zaczyna przecierać podłogę..widać, ze dba się tutaj o czystość bo mimo słoty na zewnątrz tutaj podłoga lśni. Zerkam na kartę dań...pierogi z kaszą, z serem, z mięsem..jejku...wybór ogromny...i dodatki do nich według życzenia.
Ponownie zerkam na Panią obsługującą i nadal nic. Obejrzałam cały lokal, personel, podłogi, menu, gości i nadal nic....Patrzę na zegarek..no tak, kwitnę tu już ponad 10 minut. To zdecydowanie za długo na ignorowanie klienta. Ostatni raz z nadzieją spogladam na sprzedawcę i widząc Jej obojętność wychodzę, bez herbaty, bez pierogów, na deszcz.
W pobliskim barze wypijam tę swoją herbatę i jednak zła w strugach deszczu wracam do domu, by od razu na stronie Pierogarni wywalić swą złość na obsługę..i chyba na wszystko inne. Nawet na deszcz.
Jeszcze tego samego dnia, wieczorem otrzymuję wiadomość...od właścicielki lokalu. Opisuje swój dzień pracy, przeprasza, tłumaczy, a mnie z każdą linijką przeczytanego tekstu robi się coraz bardziej głupio, coraz bardziej wstyd. Bo nagle zauważałam, że będąc w lokalu widziałam tylko siebie, moja empatia utonęła w kroplach deszczu. Myślę..Ewka znowu Cię poniosło i skrobię przeprosiny, pełna wstydu i zażenowania Pani właścicielce.  Jestem też zaskoczona, bo właścicielka wysyłając do mnie właśnie w tej formie wiadomość pokazała swoją klasę ale i pokazała moją małość. Jakże często nasze emocje, zły dzień czy niesprzyjająca choćby aura sprawia, że swoje frustracje wywalamy na innych.
Fakt czekałam długo na tę herbatę, ale czy naprawdę, aż tak bardzo mi się spieszyło?  Dzieci w domu płakały, że chciałam " już i teraz"?
Nie zapomniałam jeszcze czasów,gdy to mając własną działalność, własny sklep bywałam tak zmęczona po 20 godzinach pracy, że i na uśmiech dla klienta brakowało mi sił. Bo praca na własny rachunek to nie te 7-8 godzin ale praca non- stop. Często my opiekunki narzekamy, że pracujemy dłużej niż wskazuje Prawo Pracy, krzyczymy i ujadamy bo jak to, bo jak można. Sama to czynię nieraz choć w praktyce, będąc w Niemczech często przymykam oczy na niektóre niedogodności, na ucięty wolny czas.
Często nie wykazujemy zrozumienia dla rodzin podopiecznych, na zaistniałą sytuację, często brak w nas pokory i dostrzegamy tylko niedogodności, rozłąkę z bliskimi nie dostrzegając pozytywów, a przecież one także są
Ta moja historia wiele mnie nauczyła ....ale i po raz kolejny udowodniła, że życie w skromności i z umiarem ma swoją wiarygodność i że laury przypadają wytrwałym, bo ból przemija a duma pozostaje na zawsze. Tak, mój ból przeminął, złość także ale co się stało z moją dumą?
Właścicielka Pierogarni "Z gitarą i piórem" odniosła sukces. Jej Pierogarnia ma już wśród jeleniogórzan renomę. Wypracowała swoją markę i odniosła sukces dzięki ciężkiej pracy, pewnie kosztem rodziny, braku czasu dla siebie. Odniosła sukces także dzięki pokorze bo prawdziwy sukces ma pokorę u swych podstaw. Tę lekcję pokory ja otrzymałam od Niej.
Nadal będę odwiedzała ten przytulny lokal, nadal będę tyła od tych rozpływających się w ustach pierogów i nadal swoim znajomym będę tłumaczyła jak mają trafić do Pierogarni, wtedy gdy będą głodni lub gdy zechcą w miłej atmosferze spędzić czas.
Jeszcze raz najmocniej przepraszam Panią właścicielkę Katarzynę S. za zaistniałą sytuację, dziękuję za lekcję, którą od Niej otrzymałam i życzę całej ekipie samych sukcesów, zadowolenia i satysfakcji z tego co czynią.
A ja już nigdy nie zapomnę, że empatia to nie zupa z Azji, tylko zrozumienie, ciepło i dobroć.
/EE/


środa, 27 września 2017

Krok do przodu




Dużo już mówiłam na swoim blogu o trudach naszej pracy, o nieuczciwych agencjach, o lekceważącym nas traktowaniu. Często w komentarzach odzywały się Panie agentki czy też rekrutantki stawiając swoje veto. I w sumie nie mam nic przeciwko, tylko sposób w jaki je stawiano budził moje kontrowersje. Nadal ten język buty, nadal lekceważenie a często i pogarda.
Dlatego jeszcze będąc w Niemczech postanowiłam, a właściwie to agencje na mnie wymusiły zrobienie kolejnego kroku do przodu i załatwiłam sobie spotkanie z jedną z najlepszych kancelarii prawnych aby dowiedzieć się jak w praktyce wygląda nasza sprawa, jakie szanse mamy w konfrontacji z agencjami gdy często naszą krzywdę jest trudno udowodnić. Bo co tu dużo ukrywać, umowy są sporządzane w taki sposób aby były krzywdzące dla nas a nie dla agencji. Często prowadzimy rozmowy telefoniczne, które o ile nie zostały nagrane są trudne do udowodnienia. Brak reakcji agencji gdy prosimy o pomoc, brak jedzenia czy wręcz przemoc wobec nas ze strony rodzin niemieckich też stanowi problem gdy musimy to udowodnić. Przeważnie jest to nasze słowo przeciwko słowu agencji, czy słowu rodziny. Są to trudne więc sprawy i kontrowersyjne.
I tak wczoraj zaopatrzona w kilkanaście swoich umów / przez kilkanaście lat mojej pracy trochę się tego uzbierało / udałam się do kancelarii. Moim celem było także zorientowanie się jak postrzegają nas - opiekunki inni. Zaczęłam więc spotkanie od opowiedzenia o naszym życiu, o naszych wyjazdach, trudnych pacjentach i naszych kontaktach z agencjami. Opowiadałam, że największą naszą bolączka jest fakt, że nigdy nie wiemy gdzie jedziemy i co nas tam spotka bo agencje zatajają często fakty czy to o zdrowiu pacjenta, czy o naszym zakresie obowiązków. I jadąc niby do pacjenta cukrzyka na miejscu dowiadujemy się, że pacjent ma np. Parkinsona, że trzeba wstawać w nocy, że brak wolnego itp. I w takich sytuacjach nagle okazuje się, że mimo iż trafiłyśmy na minę z winy agencji to o powrocie do domu możemy pomarzyć bo tu już trzyma nas umowa, że wytrwać miesiąc musimy. Agencje pod płaszczykiem zrozumienia zezwalają nam do czasu znalezienia kolejnej naiwnej na szybszy zjazd. Jesteśmy zdane na łaskę i niełaskę agencji bo bronić się z takimi umowami nie mamy za bardzo jak. A nawet gdy okazuje się, że umieszczony zapis w umowie ma dwa końce i może uderzyć rykoszetem w agencje następują korekty umowy, aneksy, które agencje biorą za pewnik mimo, że często na te zmiany brak naszej zgody o czym świadczy brak naszego podpisu. Opowiadałam, że często jedziemy nie mając ani karty EKUZ ani druku A1, że raporty wykazujący rzeczywisty nasz czas pracy często wypełniają agencje i w sumie nie wiadomo czy nie wykazując jakiś nadgodzin nie pobierają dodatkowych pieniędzy od rodzin. Mówiłam tez o dodatkowych oświadczeniach, które podsuwa się nam do podpisu np.
"nie będę dochodziła na drodze postępowania sadowego ustalenia stosunku pracy lub jakichkolwiek roszczeń wynikających z przepisów KP".
Opowiadałam,że większość z nas nie walczy przed sądami o odszkodowania, zadośćuczynienia czy wręcz należne nam pieniądze, które agencje często pomniejszają o jakieś kary często bezpodstawne, bo nas na to nie stać. Bo nie możemy iść do darmowego sądu pracy tylko musimy zainwestować i w adwokata, i koszty sądowe w Sądzie Cywilnym. Często mamy też świadomość, że nie bardzo mamy jak udowodnić swoje racje.
I nagle zabrał głos Pan Adwokat, który pokazał mi drugie nasze oblicze, oblicze, które ja też znam, o którym słyszałam. Opowiedział mi bowiem o tych biednych opiekunkach, które psują nasz wizerunek gdy to okradają rodziny, urządzają libacje w pracy czy wręcz dopuszczają się do rażących uchybień w pracy. Przytaknęłam adwokatowi, ale zapytałam czy fakt, że jedna opiekunka nabroi upoważnia agencje do traktowania nas wszystkich jako zło konieczne, które trzeba wykorzystać, oszukać? I poprosiłam aby przeanalizował moje umowy z agencjami, wybrał jedną i reprezentował mnie przed sądem. Że nie chodzi mi tutaj o kasę, tylko o zasady. Że chce pokazać innym Paniom, ale i agencjom, że potrafimy myśleć i się bronić, że chcę pokazać i innym grupom zawodowym w Polsce że są też opiekunki osób starszych,często zapomniane i niedostrzegane przez polityków, które nie posiadając związków zawodowych zostały same. I wtedy dowiedziałam się, że ponieważ większość naszego wynagrodzenia to diety w związku z tym walka przed sądami nawet o odszkodowania to tak małe pieniądze, że adwokatom to się po prostu nie opłaca, bo to tak jakby Pani z kiosku żyła tylko ze sprzedaży zapałek. Udałam, że nie słyszę i zaczęłam opowiadać  o swoim blogu, o listach które otrzymuję od opiekunek. Oboje za moment przeglądaliśmy więc moje wpisy i komentarze a także listy od opiekunek w necie, tu na fb, które otrzymuję na priw. Przekonywałam go,że potrzebujemy pomocy i wsparcia.
Wyszłam z kancelarii gdy już było na dworze ciemno. Sporo czasu, godzin spędziłam na opowiadaniu historii mojej ale i innych Pań. Wypełniłam wszystkie pełnomocnictwa i chyba będzie sprawa. Na koniec tylko Pan adwokat poprosił abym napisała kilka słów od Niego. Że mamy dokładnie czytać umowy, że mamy wszystko co nas niepokoi w Niemczech nagrywać, fotografować ale nie wolno nam ani tych nagrań ani zdjęć umieszczać w necie.One  mają służyć tylko w Sądach gdzie są dowodami w sprawie. Że nawet jeśli podpiszemy durne oświadczenia mamy się nie obawiać bo są one najczęściej tak rażąco niezgodne z prawem, że żaden sąd nie weźmie ich pod uwagę. Że mamy prowadzić własne raporty z czasu pracy i przede wszystkich w razie problemów wszelkie sprawy załatwiać na piśmie przez e mail a nie na telefon.
Zrobiłam krok do przodu. Czy słuszny? Czy wyda owoce?
Tym razem muszę zaufać adwokatowi. Muszę uwierzyć, że przekonałam go, że warto nam pomóc. Nam, bo ja rezygnując z odszkodowania, chcę pokazać że można a przynajmniej,ze trzeba próbować.
/EE/



wtorek, 26 września 2017

Pakowanie



Umowa podpisana leży na stole, bus zamówiony na rano to oznaka, że kolejny raz wyjeżdżam do Niemiec..do pracy. Pozostaje tylko się spakować, zabrać to co najpotrzebniejsze, co najbliższe, to co ułatwi mi pobyt w obcym domu. Ubrania to pikuś, z tym nie mam problemu, to idzie mi szybko. Bluzki robocze, bluzki i swetry na wyjście, spodnie, spódniczka, buty itd. Najgorsze są te drobiazgi, drobiazgi, które pozwolą mi tam przetrwać.
Jestem podenerwowana i tą podróżą i tą pracą i jeszcze te pakowanie. Gdy zastanawiam się, od czego zacząć pakowanie tych drobiazgów, nagle dzwoni domofon.
Przyjaciółka, wpadła na kilka chwil, pożegnać się, pogadać przed wyjazdem..Irena sama sobie robi kawę, by za chwilę zacząć mi się przyglądać a właściwie to mojemu pakowaniu.
Zaczynam od zapasowego smartfona, nie daj Bóg jak jeden mi nawali..muszę mieć zapasowy. Ale po co Ci trzeci smartfon? - pyta. Nic ne mówię, co będę tłumaczyć, że w smartfonie są ważne apki...krokomierz bo przecież się odchudzam, mapa abym wszędzie trafiła, pogoda, licznik wody, taksówki, restauracje, lupa, latarka. Jest tam wszystko...ale i wszystko może się przydać. Teraz szukam jednej ładnej świeczki...muszę jedną mieć. Jak skończę pracę to w swoim pokoju zapalę swoją świeczkę. daje ciepło i przypomina mi o mojej pasji. Ale jak świeczka to muszę mieć jakiś ładny zapach- odświeżacz. Szybciutko wybieram zapach konwalii. Przypominam sobie, że mam spakować tez ładne, naturalne mydełko. Lubię ładne mydełka więc jedno musi być.
Teraz zaczynam pakować wszystko, abym mogła pisać posty, prowadzić bloga. To najważniejsza dla mnie część, więc do torby pakuję kartki, moje zapisane tzw. "złote myśli", które idealnie sprawdzają się na obrazkach, notatki o demencji zebrane w bibliotece, gdzie poszukuje najnowszych publikacji mówiących o tj chorobie, bo o ile posty o mojej pracy są z głowy o tyle o demencji piszę też na podstawie tego co wyczytam, co usłyszę od specjalistów. Gdy już zapas czystych kartek i notatek ląduje w torbie zaczynam wybierać długopisy.Wybieram więc dwa długopisy, dwa pióra, jeszcze naboje. Nagle dostrzegam,że jedno pióro jest na tłoczek,potrzebny atrament. Waham się bo to jednak sporo miejsca w torbie.
Ewa, po co Ci kartki i tyle piór...przecież w rodzinie będą kartki i długopisy - odzywa się Irena.
Będą, nie będą..odparowuje. Nie będę latała po chałupie szukała kartek. Długopisy, pewnie, że mają ale bywa,że wśród 20 długopisów tylko jeden pisze. Zresztą, nie będę się prosić o jakąś kartkę, już raz miałam sytuację, że notatki robiłam na serwetkach bo nie było papieru w domu. Nie Irenko, zdecydowanie kartki i długopisy muszę mieć własne. Do torby dorzucam buteleczkę atramentu i dodatkowo karteczki przylepne oznaczające stronę w gazecie. No ale jak będę chciała spiąć te notatki....pakuje w pośpiechu podstawkę magnesową na spinacze, klamerki, szpilki. Wszystko przydać się może. Bo jak zapomnę skarpetki to sobie tam kupię, ale moich notatek,długopisów czy spinaczy nie zastąpi nic. Dorzucam jeszcze mały zszywacz bo a nóż będę potrzebować. Jestem zadowolona bo co jak co ale zestaw piśmienny mam cały. Teraz gazety...zawsze ich biorę 5. Chwytam więc z mojego stosu gazet Twój Styl, Zwierciadło, Historię, Panią i jedną regionalną. Często bywa, że te gazety taszczę z powrotem do domu, bo brak czasu, brak wolnego ale jednak zawsze je mam. Książki...teraz mam wszystkie na lapku, ale pamiętam czasy gdy pakowałam jeszcze 3 książki.
Nagle gdy tak rozmyślam, zauważam na ścianie moją tablicę magnetyczną. Bez namysłu, biorę ją. Muszę ją mieć tam w Niemczech..to na niej przecież robię plan na każdy dzień. Co zrobić, co napisać, do kogo zadzwonić a i mam na niej zapisane budujące myśli i prośby do wszechświata. Biorę, dorzucam jeszcze do torby kilka magnesów, bo przecież może zabraknąć. Siadam odetchnąć..a moja Irenka się tylko śmieje. Pewnie się zastanawia co jeszcze wyląduje w tej mojej skarbnicy.
Przypominam sobie nagle, że zawsze mam zdjęcie Mamy i Babci i obrazek z Lichenia. Dostaję je co kilka miesięcy pocztą i zawsze jeden zabieram ze sobą i ten obrazek zostawiam tam, gdy już wracam do domu. Te zdjęcia dają mi świadomość w trudnych chwilach, że nie jestem sama. Wkładam je więc w gazety aby się nie pogniotły.
Do mojej torby jeszcze ląduje spray na komary, budzik z termometrem, bo gdy jest "lodówka" w pokoju to zawsze mogę rodzinie udowodnić, że jest za zimno, kabelki najróżniejsze a to do telefonu, to do aparatu, słuchawki małe. Wszystko może się przecież przydać.
Nagle przypominam sobie o mojej drugiej pasji..świecach. A co jeśli tam najdzie mnie ochota na zrobienie świecy. Trawki i kwiatki może nazbieram na spacerach z podopiecznym, ale trzeba je zasuszyć a potem w świecę wtopić - tłumaczę Irence i przy jej pomocy do torby trafia jeden odlew świecy, kilka ozdób jak cekinki, marker ze złotą farbą, nożyk, podkład pod dekoracje itd.
Nagle siadam i....- "Irenko zobacz, ile ja mam tam do zrobienia. Ze wszystkim jestem do tyłu, przecież ja tam zupełnie nie będę miała czasu na podopieczną" ?...I nagle obie zaczynamy się śmiać, bo wiemy, że to nie tak. Że najpierw podopieczny, potem ja. Że często połowę swoich drobiazgów tam nawet nie tknę, bo nie mam czasu, bo jestem zmęczona.
Ale po chwili do torby dołącza scyzoryk z akcesoriami, przybornik do szycia bo a nóż odpadnie guzik lub inne nieszczęście, moja znaleziona zasuszona koniczynka na szczęście, maleńka figurka św. Antoniego i św. Rity, bo jak coś zgubię to pomogą odnaleźć, karty bo czasami wróżę i akurat pechowo zachce mi się tam, kilka czekoladek Merci. Dorzucam jeszcze podstawkę do pisania, według mnie konieczna do sporządzania raportów z czasu pracy i cekinki samoprzylepne, którymi udekoruję podstawkę ale juz tam, na miejscu. Bywa, że pakuję tez kijki na spacery ale tym razem odpuszczam bo już niewiele miejsca w Torbie a muszą jeszcze kosmetyki i leki. Bo leki to dopiero skarbnica wszystkiego. Wyleczę nimi wszystko od skaleczenia po zapalenie płuc, od zatwardzenia, po pęcherz, nerki, żołądek i wątrobę, od zapalenia ucha, gardła czy zatok po problemy z oczami.. Są tam plastry najprzeróżniejsze nawet na odleżyny i maści, kremiki. Obowiązkowe woda utleniona, spirytus salicylowy, olejek kamforowy i rycynowy. To spory arsenał ale jakże często ratował mnie gdy byłam w opałach.
Na koniec dorzucam jeszcze  mały karmnik dla ptaków i zakupione nasiona a także mały pojemnik na kiełki i nasiona. Sama je sobie tam wyhoduję , będę miała świeżutkie.
Nareszcie chyba jestem gotowa i chyba zadowolona, chociaż często w nocy jeszcze wstaję by dorzucić jakiś drobiazg, a to otwieracz do konserw, a to zapas baterii a to jakiś kabelek.
ten mój dobytek... to kawałek moich bliskich, domu, kawałek polski, który będzie musiał mi wystarczyć tam..na obcej ziemi, w obcym domu,z obcymi ludźmi. Taki mój mały, intymny świat.
/EE/



poniedziałek, 25 września 2017

Nasze nadgodziny



Mój dzisiejszy post będzie trochę inny. Powiedzmy, że będę głośno myślała. A chodzi mi o czas pracy jaki winnyśmy pracować zgodnie z niemieckim prawem, bo z umowami polskimi niekoniecznie.
Jeśli zgodnie z prawem niemieckim wolno nam pracować +/-7 godzin dziennie to co się dzieje gdy pracujemy dłużej?
A jeśli dodatkowo wstajemy do podopiecznego w nocy to czy ten czas nie powinien być liczony przynajmniej podwójnie ?
Czy jeśli w danym dniu przepracuje np. 10 godzin to czy powinnam ten czas nadgodzin odebrać sobie w dniu kolejnym ?
Czy agencje lub rodziny wypłacaja nam za nadgodziny ? Ktoś mi teraz powie..."a, nie bądźmy tacy skrupulatni"...a ja pytam, a niby dlaczego? Czy widział ktoś, aby pracownik w fabryce na taśmie gdy zadzwoni gong obwieszczający koniec pracy, nagle powiedział: " a nie, ja sobie jeszcze troche popracuję".Czy widział ktoś niemieckie pflegerin, które zrobi coś za darmo? Oni nawet pierdnięcie podopiecznego wpisują w swój raport, bo to kasa.
Ja rozumiem machnięcie dłoni na 10 min, ba..nawet jedną godzinę ale bywa, że opiekunka ciągnie 12 godzin dziennie a bywa, że i dłużej. Gdzie więc jest wynagrodzenie za nadgodziny?
Ja podpisując ostatnio umowę znalazłam punkt mówiący o obowiązku wypełniania przez opiekunkę raportu dziennego. Zapytałam więc, czy otrzymam od agencji jakieś formularze, druki abym mogla te raporty sporządzać. Pomyślałam, to dobra rzecz, gdyż ewidentnie wykażę w nim mój rzeczywisty czas pracy. Ale nagle okazało się, że ten raport będzie wypełniała za mnie agencja co jest jednoznaczne z tym, że nawet jeśli wykaże w nim, że pracuję dłużej to kasę za nadgodziny zgarnie dla siebie. Pomijam już fakt, że agencja sama wypełniając takie raporty udowadnia, że i umowa, i ta współpraca to jedna wielka lipa.
Myślę, że najwyzsza pora abyśmy same sporządzały nasze raporty z dziennej pracy, ze wskazaniem czasu jaki na to poświęciłyśmy i po powrocie do kraju, żądały zapłaty za nasze nadgodziny.  Jestem przekonana, że wraz z otrzymywanym dodatkowym wynagrodzeniem srednia stawka 1200 euro przejdzie do lamusa a i agencje nie będą obiecywały rodzinom gruszek na wierzbie, zapewniając często rodziny o naszej 24-godzinnej pracy.
/EE/


niedziela, 24 września 2017

Alzheimer



Ten wpis powstał przy udziale mojego Przyjaciela a także osób profesjonalnie zajmujących się chorobami otępiennymi.

Alzheimer to najczęściej występująca choroba otępienna. Warto dodać, że choroba występuje 2 razy częściej u kobiet. W 5 - 10% ma charakter rodzinny i występuje wtedy przed 60-tym rokiem życia. a bywa ,że już w wieku 40 lat można zapaść na tę chorobę. Przyczyną są czynniki genetyczne.

I Stadium - brak upośledzenia funkcjonowania. Senior nie odczuwa żadnych problemów z pamięcią. Bez objawów demencji.

II Stadium  -  Bardzo łagodne pogorszenie zdolności poznawczych. Mogą być one spowodowane zmianami związanymi z wiekiem, lub początkiem choroby Alzheimera. Senior odczuwa drobne problemy z pamięcią. Zapomina niektórych słów lub położenia znanych obiektów. Objawy demencji są jeszcze nierozpoznawalne .

III Stadium - Łagodne pogorszenie zdolności poznawczych. Problemy seniora stają się zauważalne. W trakcie wywiadu lekarz jest w stanie wykryć trudności związane z pamięcią i koncentracją. Objawy to: problemy ze znalezieniem właściwego słowa lub nazwy, kłopoty z zapamiętywaniem nazwisk i imion nowych osób, problemy z wykonywaniem różnych zadań, zapominanie nowych informacji, gubienie przedmiotów, problemy z planowaniem i organizowaniem .

IV Stadium  - Umiarkowane pogorszenie zdolności poznawczych. Wczesna faza choroby Alzheimera. Zapominanie niedawnych wydarzeń, upośledzenie wykonywania trudnych działań matematycznych np. Odejmowanie po 7 od liczby 100 w pamięci i podawanie kolejnych wyników. Znaczna trudność w planowaniu zadań np. kolacji dla gości, problemy z płaceniem rachunków, wahania nastrojów bądź wycofanie w sytuacjach społecznych lub kryzysowych.

V Stadium  - Umiarkowane zaawansowane pogorszenie zdolności poznawczych. Zauważalne są problemy z pamięcią i myśleniem, chorzy wymagają pomocy w codziennych czynnościach. Nie pamiętają adresu zamieszkania, nr telefonu, ukończonej szkoły. Mylą się w kwestiach miejsca gdzie się znajdują i aktualnej daty. Mają problem z łatwymi zadaniami ( odejmowanie po 2 od liczby 20 i podawaniem kolejnych wyników). Kłopoty z wyborem właściwego ubrania. Pamiętają ważne szczegóły o sobie i rodzinie, nie wymagają pomocy przy jedzeniu i toalecie.

VI Stadium  - Zaawansowana faza choroby Alzheimera. Pamięć się pogarsza, zmienia osobowość, wymagana pomoc w większości codziennych czynności. Chorzy nie są świadomi ostatnich wydarzeń z ich otoczenia, pamiętają swoje imię, ale mają problemy z odtworzeniem historii własnego życia. Rozróżniają znane twarze, ale zapominają imiona małżonka lub opiekuna. Potrzebują pomocy przy ubieraniu się, gdyż mogą mylić buty lub zakładać pidżamę na ubranie dzienne. Śpią w ciągu dnia, czuwają w nocy, potrzebują pomocy przy toalecie, mają trudności z utrzymaniem moczu i kału. Zmieniają osobowość, stają się podejrzliwi, mają urojenia, powtarzają czynności, gubią się w trakcie spaceru.

VII Stadium - Końcowy etap choroby Alzheimera. Nie kontaktują się ze środowiskiem, nie rozmawiają.W końcu przestają się poruszać. Mogą mówić pojedyncze słowa. Na tym etapie wymagają pomocy przy jedzeniu i korzystaniu z toalety. Tracą umiejętność uśmiechania się, siedzenia bez podparcia, unoszenia głowy. Mięśnie sztywnieją, pacjenci nie potrafią połykać.

Często podporządkowanie pacjenta do jednego stadium jest trudne, gdyż mogą się one przenikać.
Średni czas życia od zdiagnozowania choroby - 7 lat.

Dziękuję wszystkim /zwłaszcza mojemu Przyjacielowi J.Z./ za niniejszy post.
/EE/ 



sobota, 23 września 2017

Desperacja agencji prowadzi je do upadku



Coraz częściej głośno mówimy o niesolidności, kłamstwach jakie stosują agencje. Coraz częściej i coraz głośniej i to dobrze, bo chyba coś zaczyna się dziać dobrego dla nas i już nie tak optymistycznego dla agencji. My to zauważamy, ja to zauważam a agencje nadal brną dalej w to swoje gó.....
Dopiero parę dni temu wróciłam z kolejnej pracy, postanowiłam odpocząć. Nie myśleć ani o agencjach, ani o pracy. Ot..mam urlop. Ale na któreś grupie ukazał się post reklamujący jakiś tam portal, który chyba zrzesza agencje i gdzie można wysłać swoje zgłoszenie zawierające czas dyspozycyjności, moje oczekiwania itp. a na pewno któraś agencja się odezwie. Pomyślałam, a co mi tam...napiszę, może ktoś się odezwie. Mam czas, nie muszę na już. I tak też zrobiłam po czym postanowiłam zrobić sobie kawę, w końcu urlop to urlop. Jeszcze nie doszłam do kuchni gdy rozdzwonił się telefon. Skończyłam jedną rozmowę by po chwili rozpocząć drugą. W trakcie tych dwóch rozmów telefon pokazał mi informację o próbach połączenia się ze mną jeszcze innych czterech numerów. I tak jak się pewnie większość czytelniczek domyśla to był odzew na moje zgłoszenie. To rozdzwoniły się agencje. Oczywiście zaczęło się tradycyjnie, nie od przekazania mi ofert pracy, ale od tych durnawych formularzy, sprawdzania znajomości języka. Słodziutkie i milutkie głosiki, pełna kultura i wszystkie to wspaniałe, najlepsze agencje.
Jak bardzo musi się źle dziać agencjom, jak bardzo brakuje im nam - opiekunek, że działają lotem błyskawicy, aby tylko kogoś znaleźć, kogoś omamić. Bo agencje mimo, że mają braki w nas, to swoich metod działania nie zmieniają. zapewne na tym w/w portalu siedzi całą dobę jakiś rekrutant aby tylko kogoś złowić.
Ja akurat jestem z zawodu marketingowcem i jak żyję, nie słyszałam o takich metodach działania, które stosują agencje. Podstawą bowiem dobrej sprzedaży czy to usług czy towarów jest najwyższa klasa, jakość swoich produktów, potem następuję reklama a dopiero potem sprzedaż. Agencje zaś działają na opak licząc na głupotę czasami pewnie licząc na determinację naszą gdy zagląda głód w oczy. Zamiast zadbać o najwyższą jakość półfabrykatów w tym przypadku o uczciwych, rzetelnych koordynatorów, których zadaniem jest sprawdzenie danego miejsca pracy, agencje wolą wydawać mnóstwo kasy na cwaniaków, krętaczy natomiast oszczędzają na nas - opiekunkach obciążając nas karami, wymuszaniem na nas podpisywania różnego rodzaju oświadczeń aby tylko skubnąć jakąś kasę. Bo krętacze-kombinatorzy kosztują, Panie rekrutantki kosztują, ich adwokat, który ma nas na celu zastraszyć też kosztuje. A cenę mamy płacić my.
Tylko, że tak jak jest w handlu, tak i jest z nami - opiekunkami. My raz kupimy jakiś bubel, my tylko raz jako klienci kupimy np. stary chleb,zachwalany przez sprzedawcę jako świeżutki, następnym bowiem razem ten chleb upieczemy sobie sami. I tak oto, wracając na nasze opiekunkowe podwórko, coraz więcej Pań same poszukuje pracy, jedzie prywatnie a agencje piszczą. Prześcigają się w ogłoszeniach, reklamach i wystarczy spojrzeć na jakąkolwiek grupę dla opiekunek, więcej tam ofert niż dyskusji, rozmów, zabaw czy zgłoszeń do agencji. Reklama prześciga reklamę, która też często podszyta jest desperacją, bo pod płaszczykiem "opiekunki", która z nami gadu-gadu nagle okazuje się, ze to  rekrutantka. Pod postem o poszukiwaniu prywatnie pracy nagle pojawia się taka oszukańcza opiekunka /rekrutantka/, która zaczyna zachwalać agencję X, że taka super, że Ona tam była, zarobki rewelacyjne i na dodatek premie extra. I takie metody stosują agencje, Czyżby bankructwo zaglądało im w oczy, strata pracy ?
A wystarczyłoby tak niewiele, gdyby tylko agencje postawiły na solidność, uczciwość. Wystarczyłoby zwolnić kilku kombinatorów - krętaczy /koordynatorów/ i zatrudnić, choćby z wyższą stawką jednego ale, który aby tylko nie stracić tak dobrego kontraktu z agencją sprawdziłby dokładnie przyszłe miejsce pracy dla Polki. Zamiast agencje zatrudniać często "przygłupie" rekrutantki, które w przypadku uczciwej agencji są zbędne bo opiekunka uczciwą agencje znajdzie sama, wystarczyłoby nie oszukiwać nas na składkach ZUS. Zamiast kombinować z umowami i wymyślać jak tu upierdolić nieszczęsną Polkę zatrudniając adwokata, który te umowy sporządza lepiej dać tej Polce 100 euro więcej, wydać na ten telefon do Niej, gdy prosi o pomoc czy nawet zainwestować w ten Jej jak najszybszy powrót z piekła. Z piekła, którego notabene nie będzie, bo uczciwa agencja zatrudniła już uczciwego koordynatora i zadbała o dobro Polki.
A tak, agencje nadal mimo braku chętnych do pracy inwestuje w oszustwa, kombinacje, puste obietnice i deklaracje, tym samym ukręcając bat na samych siebie. I niech agencje pod tym moim postem nie zaprzeczają, że jest inaczej, bo wystarczy przypomnieć mój żart zrobiony w grupach, gdy to dałam ogłoszenie, że zatrudnię agencję aby znalazła mi pracę za 20% mojego wynagrodzenia gdzie to ja podpiszę umowę z agencją a nie na odwrót. Dla mnie to był żart, dla wielu opiekunek to był żart..ale nie dla agencji. Prześcigały się jedna przez drugą aby tylko mnie złowić.
Agencje głupieją, brnąc w te swoje bagno coraz bardziej, popadając w coraz większe koszty własne / bo przegrane sprawy sądowe z opiekunkami kosztują i to sporo/ a my - opiekunki mądrzejemy. Uczymy się na błędach raz już popełnionych, oszustom nauczyłyśmy się już mówić "dziękuję" i jeździmy nadal, tylko coraz częściej prywatnie i zarabiamy tę swoją kasę. A dokąd chcą dojechać agencje kłamiąc, oszukując, próbując zrobić z nas kretynki ? Uczciwość wbrew pozorom pochłania mniejsze koszty, daje satysfakcje i radość.
 Moje Panie Agentki ....Wasza droga, to droga do bankructwa !
/EE/

czwartek, 21 września 2017

Płomień świecy



Od dzieciństwa lubiłam przyglądać się palącej świecy. Wydawało mi się ,że wraz z migającym płomieniem cały mój maleńki świat staje się magiczny. Spokojna i bezpieczna godzinami obserwując świecę snułam marzenia, wizje. Patrzyłam jak wraz z mijanymi minutami spływający wosk tworzy rzeźby, zakola...tworzy coś magicznego.
Wiadomo, że w naszej religii światło świecy symbolizuje Boga. I towarzyszy nam przez całe życie. Zapalono świecę na moich chrzcinach, zapaliłam kolejną otrzymując Komunię św. i wtedy gdy już będę się żegnała ze wszystkimi zapalą mi  kolejną..już ostatnią. 
Bo paląca się świeca to symbol życia.

I od tej mojej fascynacji zaczęła się moja pasja.
Wtapianie suszonych kwiatów w świece.
                                       / moja świeca - lampion nocą /

Sposób na trudne chwile



Początki były trudne i bolesne. To były też i inne czasy, czasy bez laptopów, smartfonów. Jedynym naszym kontaktem z rodziną z Polską był telefon stacjonarny. Pozwalano nam dzwonić raz na tydzień,pięć, dziesięć minut często przy kontroli podopiecznego, czy aby nie za długo. Cieszyłam się gdy spotykałam inną Polkę i bez względu jaka była można było choć przez chwilę porozmawiać po polsku.Brałyśmy ze sobą książki, gazety i to wtedy się dowiedziałam, że po przeczytaniu należy gazety, nieraz książki zostawić dla kolejnej opiekunki.
Byłam świeżo po śmierci Mamy, a tu jak na złość dodatkowo dochodziły obelgi, złorzeczenia podopiecznej. Ani nie miałam doświadczenia w pracy ani mój niemiecki nie był idealny więc najczęściej wylewałam łzy w poduszkę.
Ale zdarzały się momenty, gdy to w trakcie złorzeczeń czy wyzwisk nagle zaczynałam cicho nucić pieśń....i ku mojemu zdziwieniu moja podopieczna jakby się uspokajała. A pieśń ta najzwyczajniej w świecie koiła mój żal, nie czułam się też tak samotna...Pieśń te znają wszyscy:
"Madonno, Czarna Madonno, Jak dobrze Twym dzieckiem być!
O, pozwól, Czarna Madonno,
W ramiona Twoje się skryć!

W Jej ramionach znajdziesz spokój
I uchronisz się od zła,
Bo dla wszystkich swoich dzieci
Ona serce czułe ma.
I opieką cię otoczy,
Gdy Jej serce oddasz swe,
Gdy powtórzysz Jej z radością słowa te".

Nigdy nie byłam specjalnie religijna ale słowa tej pieśni są tak wymowne i były mi wtedy szczególnie potrzebne po stracie Matki. Nie czułam się taka samotna i opuszczona..gdzieś na dalekim skrawku niemieckiej ziemi.
Często i później, a nawet jeszcze teraz bardzo często, gdy nie mogę uspokoić podopiecznego zaczynam nucić tę pieśń i zawsze podopieczny się uspokaja. To ta melodia...ta melodia ma coś w sobie.
Każdy z nas opiekunek w sytuacjach kryzysowych ma swój sposób, i to dobrze bo w trudnych momemntach często jesteśmy zdane na siebie.
/EE/

środa, 20 września 2017

Moja droga do pracy



Moja praca zaczyna się w momencie gdy wsiadam do busa a kończy gdy z niego wysiadam. Bo dojazd do pracy to konieczny jego element. Poznałam sporo firm przewozowych. Bywa, że ten czas podróży mija w miłej sympatycznej atmosferze ale zdarza się i tak,że to dodatkowy dla mnie stres.
Bywały podróże o których chciałam najszybciej zapomnieć, na szczęście firmy te zniknęły już z rynku, ale są i firmy, z których usług korzystam mniej lub bardziej chętnie.
Swoje wyjazdy zaczynałam z firmą Kamil. Wiele lat z nimi przemierzałam kilometry do pracy, ale parę lat temu dzwoniąc by potwierdzić rezerwację nagle jakiś Pan z krzykiem poinformował mnie, że psuje mu niedzielę swoim telefonem a zadzwoniłam w terminie podanym mi w dniu rezerwacji. Pan jak zaczął niegrzecznie tak i niegrzecznie zakończył. Skończyła się moja miłość dla tej firmy. Jeżdżę z nimi gdy muszę a muszę coraz rzadziej. Chętnie tez korzystam z firmy Pas-Trans, tylko czasem gdy przesiadka na granicy trwa prawie godzinę przy ogólnym chaosie to myślę już nigdy więcej. Korzystam także często z Jantur, Czarter czy Wiktor.
Niewątpliwie moim numer 1 jest firma EDMAR. Jechałam z nimi wprawdzie tylko dwa razy, ale przejazdy te były naprawdę przyjemnością. Najważniejsze, że do Wiesbaden dojechałam w 9 godzin co naprawdę jest majstersztykiem. Obserwując kierowców, ich kulturę osobistą i ich sposób rozmawiania z pasażerami, głównie opiekunkami aż chce się krzyknąć "to jest to".
Mnie urzekł szczególnie Pan Marcin bo to z nim miałam przyjemność jechać i jego podejście do swojej pracy. Jak sam mówi "On i jego auto tworzą spójną całość". Swojego busa nazwał pieszczotliwie "Pszczółka" co obrazuje najlepiej jego podejście do pracy. Opowiadał mi, że owszem On wie, że to praca, że dla kasy ale przede wszystkim dla Niego najważniejsze jest to, że On po prostu lubi swoją pracę. A ja myślę, że On nie tylko lubi swoją pracę, On nie tylko dba o swoją "pszczółkę" ale przede wszystkim On kocha ludzi. A to zdaje się w Polsce jest towarem deficytowym. Jego sposób zwracania się do pasażerów jest swobodny ale grzeczny i bardzo często wywołuje u mnie uśmiech. Zaprawdę trudnym jest w Jego busie być naburmuszonym. Przy nim po prostu się nie da. Na wielkie podziękowanie zasługują też przerwy w trakcie jazdy....są dość częste i czasowo w sam raz. Często, biorąc pod uwagę dobro pasażerów zatrzymuje się na stacjach benzynowych gdzie toalety są czyste i darmowe, co dla wielu Pań jest bardzo istotne.
Ważnym dla mnie jest także kontakt z biurem, bo to tam robię rezerwację i potwierdzam ją. Teraz wracając do domu była dla mnie bardzo istotna godzina przyjazdu busa gdyż dla mojej podopiecznej należało załatwić opiekę na czas gdy dotrze kolejna opiekunka z Polski. Z pewną dozą obaw zadzwoniłam więc rano do biura firmy, wyłuszczyłam mój problem i nagle okazało się, że miła Pani w biurze nie tylko zrozumiała wyjątkowość sytuacji ale w czasie wręcz ekspresowym, kontaktując się z kierowcą podała mi orientacyjną godzinę przyjazdu busa. Nie było żadnego krzyku, grymasu, że oto kolejna Polka marudzi, nie było żadnego "a niech pani czeka aż wieczorem zadzwoni kierowca i poda godzinę", tylko z sympatią, którą czuje się mimo odległości, Pani udzieliła mi odpowiedzi i pomocy.
Podróż z takim przewoźnikiem naprawdę jest dla mnie komfortem i dodatkowym przeżyciem, którą postanowiłam opisać tu, na moim blogu. Firma EDMAR, tym samym wpisała się w krajobraz moich opowieści. Jeszcze tylko, kończąc mój wpis podam dni, w których firma EDMAR świadczy swoje usługi, na wypadek, gdyby moi czytelnicy także chcieli przeżyć i posmakować podróży właśnie z tym przewoźnikiem:
Dni wyjazdów: Poniedziałek, Środa, Piątek
Dni powrotów: Wtorek, Czwartek, Sobota
tel.+48 603 032 062                                          
I jeszcze tylko zaznaczę aby nie było żadnych wątpliwości....nie jest to post płatny, nikt mnie nie prosił o reklamę tej firmy.
A firmie EDMAR życzę dalszych sukcesów, jak największej liczby zadowolonych podróżnych i uśmiechu, który niewątpliwie jest znakiem rozpoznawalnym firmy.
/EE/




poniedziałek, 18 września 2017

Miękkie serce miejmy ale o rozumie nie zapominajmy.



Już jedna nogą jestem w busie. Nie lubię tych dni, gdy czekam na busa. Dzisiaj ma przyjechać zmienniczka, ta opisana przeze mnie w innym poście "wnuczka". Wolałabym aby przyjechała gdy mnie już tutaj nie będzie. Nie chcę mieć dodatkowego stresu. Ale  ta niepewność jak bedzie jest dla mnie najgorszym momentem.
Przez ostatni weekend wysłuchałam wielu Waszych opowieści. O Waszych spornych sprawach, utarczkach z agencjami, o Waszych próbach zjechania szybciej do domu. I z tych Waszych opowieści jedna myśl nie daje mi spokoju.
Jak to się stało, że spora liczba opiekunek w efekcie bierze na siebie winę, za złe sprawdzenie szteli na którą was wysłano, za brak kontaktu z agencją itp. Tak jakbyście moje Panie nie rozróżniały tolerancji od akceptacji. Same będąc w trudnej sytuacji, gdy nie wiecie co dalej, nagle mówicie. bo to wina koordynatora, bo to winna jest rodzina, a Pani rekrutantka nie odpowiada na Wasz e mail bo ma mnóstwo pracy itd. itp. A gdy pytam, o rozmowę telefoniczną, czy dzwoniłyscie do agencji, czy rozmawiałyście, nagle słyszę...tak, tak. Pani agentka jest zmartwiona, współczuje mi, powiedziała, że to nie Jej wina  tylko Pana Kowalskiego.
Ręce opadają...Moje kochane Panie...Was nie interesuje rodzina, was nie interesuje koordynator, Was nie interesuje Pani klozetowa z ulicy Miłosierdzia....Was interesuje tylko i wyłącznie Umowa z Agencją , nawet gdy jest absurdalna, nawet gdy narusza Wasze prawa. i tym samym To Agencja ponosi winę i za koordynatora, i za rodzinę i za wszystko inne. Wy owszem, możecie przykładem samych agencji współczuć i lamentować nad ich biednym losem ale to nie znaczy, że macie zapomnieć, że i tak winę zgodnie z umową ponosi agencja i to ona i tylko ona odpowiada za sytuację w której się znaleźliście i to od niej właśnie macie prawo żądać naprawienia szkody, pomocy, czy nawet odszkodowania.
Jest takie stare żydowsko-warszawskie powiedzenie "kochajmy się jak bracia ale liczmy się jak żydzi". Co znaczy ni mniej ni więcej...Pani agentka jest najcudowniejszą istota mimo, że wsadziła mnie na minę, jest super, jest genialna....Ale ma mi zapłacić, bo umowa tak mówi, którą super Pani Agentka napisała i podpisała.
Bądźmy tolerancyjni ale to nie znaczy, że mamy zaakceptować obecną nasza sytuację, często odpuścić, tylko dlatego, że Pani rekrutantka jest taka biedna i nieszczęśliwa.
Pogłaszczmy ją po główce, powiedzmy, "co za pech", "co za nieszczęście", ale za chwilę spytajmy..."to kiedy ta moja wypłata" ?


Mój Przyjaciel tak kiedyś powiedział :
 
Karkołomne jest stawianie tezy, że tolerancja jest największym osiągnięciem naszych czasów. " Nie podzielam twoich poglądów, lecz walczyć będę, byś mógł je głosić" kilka wieków temu powiedział Blaise Pascal. Tolerancja, to nie konieczność akceptacji cudzych poglądów i zachowań, to uznanie, że są tak samo uprawnione, jak nasze, choć od naszych odmienne. Nie ma tolerancji, gdy wyjmiemy z jej spektrum sfery życia, których nie tolerujemy. Jesteśmy tolerancyjni albo nie, tak jak kobieta nie może być trochę w ciąży./J.Z./.

Moje Panie nie dajcie się omamiać pięknymi słówkami. Walczcie o to co wam się należy, nie szukajcie usprawiedliwienia dla Waszej sytuacji u wszystkich tylko nie u źródła problemu. chyba że ktoś chce udowodnić prawdziwość powiedzenia, że mając miękkie serce trzeba mieć twardą du....


 /EE/




niedziela, 17 września 2017

Czasami mam dość



Czasami mam dość...jestem zmęczona, rozżalona, zła...
Jestem jak maszyna....bo nie mam prawa nic czuć. Przecież nie mogę się zezłościć...przecież muszę być cierpliwa....no i oczywiście zawsze uśmiechnięta.
Bywa ,że rodziny nie wykazują zrozumienia...
żądają...
wymagają....często pracy po 24 godz/dobę, twierdząc "bo tak jest w umowie".
Nie przejmują się nami, nie spytają czy czegoś potrzebujemy, czy może mogą nam pomóc. Nie biorą pod uwagę, że nasza niemożność zaspokojenia podstawowej potrzeby niezakłóconego snu w nocy, utrata czasu na odpoczynek..bo akurat wtedy nasz pacjent ma wizytę lekarza czy odwiedziny "kogoś tam ważnego" wyniszczają opiekunów.Bardzo często opiekunki są wręcz na głodowych racjach żywieniowych czego rodziny pacjentów nie dostrzegają.
I..czasami mamy dość...!!!
zaakceptujmy trudne emocje będące w nas...takie jak złość, żal, gorycz i frustrację, które mogą się pojawić.
Znajdźmy wtedy czas na chwilę odpoczynku. Nie starajmy się być doskonałymi. Przestańmy czuć się winnymi, gdy coś nam się nie uda. Nie próbujmy kontrolować to wszystko, czego nie da się kontrolować.Bo troska o siebie to nie samolubstwo. Robimy to dla własnych rodzin, ludzi nam bliskich, przyjaciół. To dla nich powinniśmy być zdrowe i silne.

Uświadomienie sobie i rodzinom pacjentów, że dbając o swój wypoczynek, żądając bezwarunkowych 2 godzin wolnego dziennie wyświadczamy im przysługę, bo brak wypoczynku to gorsze wykonywanie swoich obowiązków. Postarajmy się, aby rodziny naszych pacjentów brały to pod uwagę.

Sztuką jest pogodzić wypełnianie obowiązków opiekuna z równoczesną troską o siebie.
/EE/
 

sobota, 16 września 2017

Gdy głód doskwiera



Dzisiaj zamieściłam post, w którym próbowałam wykazać jak wiele osób - opiekunek osób starszych jest często zagubionych, pozostawionych sobie czy wręcz bezradnych w sytuacji gdy trafią na katastrofalną sytuację w pracy , gdzie są poniżane a nawet często bite. Mówiłam o tym, że często te właśnie osoby nawet po powrocie do domu nie mają gdzie walczyć i domagać się sprawiedliwości bo po prostu ich na to nie stać, nie wiedzą jak i gdzie. Opowiadałam też, że często agencje właśnie na takich bezbronnych opiekunkach po prostu żerują. Mówiłam o znieczulicy społeczeństwa, mediów i polityków na problemy wielu polskich opiekunek.
I nagle posypały się górnolotne słowa o głupocie takich kobiet, o ich braku szacunku dla siebie samych.,że jak tak można, bo przecież każda z tych wygłaszających powyższe komentarze walczy o swoje miejsce pracy, nie da sobie na przysłowiową głowę wejść, dba o godność i nie pozwala na to aby agencje ją oszukiwały.
I super moje Panie, że jesteście takie mocne..często mocne tylko w gębie bo gdyby przyszło do sprawdzenia Waszej mądrości zapewne okazałoby się, że już tak mądre w pracy nie zawsze jesteście gdy to choćby po nocach ciasteczka dla rodziny pieczecie, strychy sprzątacie.
 Gdy opisujecie nieraz w komentarzach o swojej wspaniałości, perfekcjonizmie jakże często mówicie o empatii. O tym, że dobra opiekunka musi być empatyczna aby dobrze wykonywać swoją pracę, aby była doskonała tak jak Wy jesteście. Było nie było EMPATIA to podstawa.
A dzisiaj..dlaczego dzisiaj w tych Waszych wypowiedziach zabrakło empatii dla drugiego człowieka, "przygniecionego" często biedą i głodem własnych dzieci?
 Ja na swojej drodze spotkałam wiele Pań, które pracują nawet za 800 euro. Nie są roszczeniowe, bywa, że za swoje pieniądze dokupują chleb bo rodzina podopiecznego o wyżywieniu opiekunki zapomniała, agencja ich nie dostrzega a inna Polka, ta z empatią mówi o Niej - " ta głupia".
A Ona często głupia nie jest....jest tylko przywalona problemami w domu. Często czwórka, piątka  dzieci, puste garnki, puste żołądki, brak pracy, rachunki niezapłacone i jeszcze kredyt z tzw. chwilówki. I dla Niej te 800 euro to majątek, to kasa, która pozwoli Jej dzieci wysłać do szkoły, to kasa, która małymi kroczkami ale jednak pozwoli Jej się podnieść z kolan...z kolan na którą Ją wpędziła nędza i sytuacja w kraju ( zwłaszcza w tych wschodnich częściach naszego kraju)..
 Ja nie pochwalam ich przyzwolenia na złe siebie traktowanie, ja nie pochwalam, gdy spuszczają głowy i milczą gdy agencje żerują na ich niedoli ale i ich nie potępiam. Mimo, że nie jestem opiekunką z empatią ja ich nie potępiam. Często im gdzieś na krańcu Niemiec podrzucam jedzenie aby nie kupowały za swoje, często im doradzam ale przede wszystkim uczę ich wiary w siebie.
..Bo ja też kiedyś byłam na kolanach, bo ja tez kiedyś nie umiałam powiedzieć, że to nieuczciwe gdy  pośredniczka zagarniała moją wypłatę. Bo ja tez kiedyś zaznałam głodu i biedy. Bo ja też przeszłam mozolna drogę od upadku do ...dziś.
Zamknęłam w jednej grupie komentarze i zawsze będę to czynić gdy dostrzegę w komentarzach znieczulicę, cwaniactwo czy próby poniżania już i tak słabego człowieka.
Nie krzyczcie już tak i nie mędrkujcie...a jeśli spotkacie Opiekunkę, której ewidentnie dzieje się krzywda to pochylcie się nad Nią i podajcie Jej rękę..i wtedy każdy Wam uwierzy, że jesteście opiekunkami, kobietami z empatią.
Wszystkim, zwłaszcza moim komentatorkom z mojej strony na fb Świat oczami Ewy bardzo dziękuję. Wasze komentarze, Wasza postawa daje nadzieję..na lepsze jutro.
/EE/

Zło jest w tym samym wieku co rozpacz

,

 Coraz więcej Polek pakuje walizkę i wyrusza za chlebem do sąsiadów naszych, do Niemiec aby pracować jako Opiekunka osób starszych. Zresztą jak nie skorzystać z takiej okazji, ,łatwego zarobku widząc reklamy agencji oferujące pracę. A reklamy przedstawiają uśmiechniętych starszych ludzi, zdjęcia Babć i Dziadków takich radosnych, sympatycznych. Na tychże reklamach, bilbordach widać także uśmiechnięte Opiekunki, co często jednak nie ma się nijak do rzeczywistości. W necie też bardzo często można przeczytać jak to jest cudownie, wspaniale, że to prawie jak urlop. Często są to opowieści wyssane z palca bo w rzeczywistości taka opiekunka bardzo często nie bardzo nawet wie, jak się nazywa, tak jest zmęczona.
Wiele z Nas nosi jakąś zadrę w sercu, zadrę która powstała właśnie w czasie pracy. Wiele z tych zadr powstało z winy agencji, które po wysłaniu nas na zlecone miejsce, nagle umywa ręce i przestaje się interesować Polką, która tym samym zdana jest wyłącznie na siebie. Agencje wprawdzie stwarzają pozory zainteresowania losem Polki ale są to właśnie, tylko pozory. Niby z nami rozmawiają, niby rozumieją, niby obiecują ale tak naprawdę nie robią nic, bo i nic robić nie muszą.
Ile bowiem z nas, po dwóch miesiącach głodówki, wydzielania racji żywieniowych, mieszkania w piwnicy, pracy po 20 godzin na dobę mimo, że przepisy wyraźnie regulują sprawę czasu pracy, po powrocie do domu walczy o swoje ? Ile z nas powracając do domu domaga się odszkodowania czy wręcz zapłacenia przez agencję kary za wysłanie nas na niesprawdzone miejsce, gdzie poniżano, ubliżano a i zdarza się ,że i bito nieszczęsną ?
Niewiele bo i gdzie tej sprawiedliwości szukać, gdy agencje licząc zyski  obrastają w coraz większą butę , wiedząc że są bezkarne. dopuszczają się więc już nie tylko do niewypłacenia pensji, zwrotu kosztów podróży ale często bez uzasadnionych powodów obciąża karami. Bo umęczona kupi wszystko, każde tłumaczenie, że wina koordynatora, że  wina rodziny czy wręcz, że wina samej Polki. Kupi lub nie kupi ale skarżyć się i nie za bardzo ma gdzie. Bo agencje wysyłając nas na umowy-zlecenie doskonale wiedzą, że większość pokrzywdzonych nie stać będzie ani na adwokatów, ani na sądy. Państwowa Inspekcja Pracy tez nie odzyska dla nas pieniędzy, co najwyżej bliżej przyjrzy się wskazanej agencji.
Pozostaje więc liczyć na pomoc społeczeństwa, pomoc mediów i polityków, którzy tez jakby niechętnie patrzą w naszą stronę zapominając, że to my, opiekunki osób starszych w bardzo dużym stopniu nakręcamy polski rynek naszymi euro.
Gdy społeczeństwa rozliczają się z jakąś bolesną przeszłością, jest rzeczą zdrową, że o niej mówią. Bardzo często samo opowiedzenie o krzywdzie pomaga. Często ofiary wcale nie chcą zemsty, chcą jedynie, aby ich historia została wysłuchana i aby w nią uwierzono.
Tylko kto zechce nas wysłuchać? Wysłuchać głosu "pochylonej" kobiety ?
A nie ma przecież gorszej rzeczy, niż bycie ignorowanym.
/EE/



piątek, 15 września 2017

Gadająca papuga



Za każdym razem gdy opowiadam o agencjach, gdy pokazuję ich niezrozumienie dla naszej pracy, myślę sobie, to już koniec. Już wszystko powiedziałam, już mnie niczym nowym agencje nie zaskoczą. Życie bywa jednak nieprzewidywalne. Agencje stawiając na rozwój, wręcz prześcigają się w pomysłowości, w pomysłowości graniczącej z absurdem, jak można jeszcze bardziej opiekunkę upokorzyć, potwierdzają  już i tak panującą wśród opiekunek opinię, że nie mają ani szacunku dla nas, ani zrozumienia, że z trudem przychodzi ujrzeć w nas, swoich żywicielach, człowieka.
I tak wczoraj zaskoczyła mnie niemile jeleniogórska agencja, w której zatrudnione Panie w wieku około 20 lat, nie mające zielonego pojęcia ani o naszej pracy, ani o naszych łzach wylewanych w poduszkę, nie rozumiejące naszej tęsknoty za domem, bliskimi nagle pokazały mi swoją pomysłowość w poniżaniu opiekunki. W tym na pewno pretendują do pierwszego miejsca na liście agencji, które poszanowanie dla opiekunki, dla drugiego człowieka mają....właśnie tam, gdzie to słońce nie dochodzi.
Ponieważ w/w agencja skróciła mi czas delegacji z powodów innych niż wymienione w umowie, postanowiłam zadzwonić do tejże agencji z prośbą aby swoja decyzję o moim powrocie dała mi na piśmie. Nauczona przykrymi doświadczeniami z niezbyt solidnymi agencjami, zawsze przy zmianie, , choćby małej, warunków umowy  zabiegam o papier, o poświadczenie na piśmie. I tym razem o to chciałam poprosić, abym nie znalazła się w sytuacji gdy to nagle agencja stwierdzi, że opuściłam stanowisko pracy bez ich zgody.
Telefon odebrała Pani małolata. Wyłuszczyłam jednym zdaniem w jakiej sprawie dzwonię i wtedy właśnie zaczął się cyrk, przedstawienie prawie teatralne. Otóż panienka zaczęła klepać, głosem monotonnym jak nakręcona maszynka o wspaniałości swojej agencji. Przypominało to trochę połączenie z infolinią gdy to automat przez parę minut przed konkretnym połączeniem serwuje nam reklamy. I czy chcemy czy nie chcemy musimy o tych promocjach i ofertach posłuchać jeśli chcemy załapać się na rozmowę z konsultantem. I tak było i tutaj, panienka gadała jak nakręcona nie zważając na moje próby zabrania głosu. Po jakiś 10 minutach moich nieudanych próbach przerwania tego monologu nagle nie wytrzymałam:...kuźwa, czy Pani w końcu się zamknie. Cisza zapadła ale tylko na dwie sekundy...bo oto Pani nakręciła móżdżek i zaczęła się kolejna paplanina, tym razem na temat mojego wychowania. Monotonna bez oddechu paplanina, którą bezskutecznie próbowałam przerwać. Gdy na chwilę Panienka się zatrzymała, pewnie by nabrać powietrza bo ileż można idiotę z siebie robić, zapytałam czy Panienka zdaje sobie sprawę, że papla na mój koszt?. I tu popełniłam kolejny błąd bo panienka tym razem jak nakręcona kukła zaczęła paplaninę na temat moich kosztów połączenia telefonicznego. Postanowiłam tym razem przeczekać, dać się jej wygadać, ukradkiem zerkając na zegarek i zastanawiając się na ile tej panience starczy powietrza.W końcu panienka się zmęczyła albo wyczerpała się bateria, bo zamilkła. Odczekałam kolejne 2 sekundy i zapytałam czy już skończyła. Panienka trochę zbita stropu przytaknęła i wtedy obawiając się, że po raz kolejny może nastawić móżdżek na opcję "idiota" wyłuszczyłam swoją prośbę, po czym szybko zakończyłam rozmowę.
Całość trwała około pół godziny z czego ja wykorzystałam około 2 minut. Zastanawiam się, co ta panienka chciała mi udowodnić? co chciała mi pokazać ? Czy chciała mi udowodnić, że erudycją dorównuje Dostojewskiemu i też zamierza wydać "Idiotę".
Niewątpliwie zachowanie Panienki, pracownicy agencji było zagraniem psychologicznym, dobrze wyuczonym i już pewnie nie raz stosowanym, mającym na celu albo wywołanie z mojej strony agresji, albo wypowiedzenia przeze mnie o kilka słów za dużo..albo założenie, że skończy mi się kasa w komórce i siłą rzeczy więcej ich dręczyć telefonami nie będę. Tak czy siak pracownica tejże jeleniogórskiej agencji, notabene młoda osóbka nie ma szacunku ani dla drugiego człowieka, ani nie ma poszanowania dla ludzi starszych, ani nie ma szacunku dla opiekunek a tym samym dla naszej pracy. Często przecież opiekunkami są kobiety, które dla tej młódki mogłyby być matkami lub nawet babciami.
Szacunku -  zero, kultury - zero, rozumu - zero. Tyle i aż tyle mogę powiedzieć o tej agencji, bo rozmawiająca ze mną pracownica agencji pracuje przecież na wizerunek firmy. Na pewno nikomu już tej agencji nie polecę, nie zareklamuję a i sama tej agencji, zaraz po moim powrocie podziękuje.
Kolejna agencja na odstrzał...kolejna strata, choć jak powiedział kiedyś mój przyjaciel cyt.

Czasami jednak wielką ulgę przynosi taka "strata", jak dobra dieta, która sprawia, że tracimy zbędne kilogramy i zauważamy nagle, że lżej nam się idzie, myśli szybciej i głębiej, widzi więcej. Błogosławione niech będą takie "straty". Niezależnie, jak bezczelnie to zabrzmi" ( aut.J.Z.).

Wybierając obrazek do dzisiejszego postu i mając w pamięci obraz opisanej przeze mnie Panienki przyszła mi do głowy taka właśnie myśl. Niestety na niektóre schorzenia nie ma pastylek.

ps. Jakiekolwiek podobieństwo osób i zdarzeń z postacią Dostojewskiego i Jego twórczością jest przypadkowa.

/EE/