czwartek, 31 sierpnia 2017

Prawda zawsze się obroni




Kolejny mój przystanek to Fulda. Co mnie tu spotka? jak będzie?
Moją podopieczną okazuje się kobieta, nie taka znowu stara. Kobieta a'la Villas. Czas pokaże, że będę tam tylko 3 dni..a może aż 3 dni. Nie mam jedzenia, nie ma nawet kawy. Ale jest szampan i to w nadmiarze. A moja "Villas" od rana do nocy biega goła oczekując kolejnego męskiego gościa od czasu do czasu tylko narzucając na siebie szlafrok. Biega, pije..i wydaje mi polecenia. Czy to resztki jedzenia, czy tłuczone szkło wszystko ląduje na podłodze. Sprzątam je pod czujnym nadzorem i nie ważne że to niedziela. Ordnung muss sein! Już pierwszego dnia zgłaszam agencji że w burdelu pracować nie będę. Zaczyna się mnie zastraszanie. Nie wolno!Kary! Mam tam być minimum dwa tygodnie. Odmawiam. Po dwóch dniach pojawia się koordynator i ku mojemu zdziwieniu "imprezuje wraz z podopieczną. Między kolejnymi łykami szampana namawia mnie na pozostanie. W końcu pytam go dość już ostrym tonem czy jest głuchy czy może nierozgarnięty. Oburzony wychodzi a ja następnego ranka wracam do domu.
Jestem w domu..bez kasy z poniesionymi kosztami podróży i nie dana mi jest chwila spokoju bo oto "odzywa" się agencja wyłuszczając swoje roszczenia. Nie mam ochoty teraz na dyskusje i umawiam się na osobiste spotkanie z agencją.
Gdy nastaje dzień spotkania wraz z przedsądowym pismem w którym żądam wypłaty wynagrodzenia, zwrotu kosztów podróży i odszkodowaniem wyruszam do miasta w Polsce będącego siedzibą agencji. Wita mnie Pani właścicielka. Extra, droga kiecka, markowe buciki,fryzura...jednym słowa dama. W pokoju siedzą też dwie małolaty w tym jedna z kolczykiem w nosie. W drugim końcu pokoju siedzi mężczyzna, który jak się później dowiem jest adwokatem.
Pani właścicielka prosi abym usiadła co czynię ..ale za chwilę będę tego bardzo żałowała bo Dama pozostaje w pozycji stojącej. To bardzo niekomfortowa sytuacja psychicznie bo w trakcie jej wywodu czuję się coraz mniejsza. Posadzono mnie jakby od razu na miejscu przegranego.Słucham cierpliwie zarzutów takich jak opuszczenie miejsca pracy bez zgody agencji, lenistwo, nieposłuszeństwo..baaa... są nawet rękoczyny wobec podopiecznej. Wykorzystuje moment gdy mogę zabrać głos i pierwsze co czynię to wstaję. Od razu czuję się lepiej, mocniej i pewniej bo teraz mogę z Nią rozmawiać jak równy z równym. Już nie ma pozycji dominującej. Pytam czy to wszystkie zarzuty? ..i nagle odzywa się Pan adwokat który będzie miał dla mnie niesamowitą atrakcję. Otóż nagle informuje mnie, że według jego ustaleń agencje nie chcą mnie zatrudniać jako powód podając moją chorobę psychiczną.
Mówiąc to gorączkowo przewraca swoimi papierami jakby szukając tego dowodu świadczącego o mojej chorobie psychicznej. Nie przerywam mu bo moja główka zaczyna pracować na szybszych obrotach. Nie mogę uwierzyć, że agencja posunęła się aż tak daleko. W tym czasie adwokat przekonuje mnie, że badania lekarskie pochłoną tyle moich pieniędzy i czasu,że korzystniej jest mi zapłacić karę wymienioną w umowie w wysokości 400 euro. Przekonuje mnie o tym przez parę minut a moja główka pracuje. Daję mu się wygadać po czym gdy widzę, że zadowolony z siebie milknie strzelam: " a kto powiedział, że ja będę próbowała udowodnić swoją poczytalność?  Wcale tego nie zamierzam robić... Moja choroba ewidentnie obnaży wyrachowanie agencji. Bo jak szanująca się agencja może dać wariatowi do podpisu umowę z zakresem obowiązków wiedząc, że idiota i tak nie będzie umiał ugotować obiadu, posprzątać czy zmienić pieluchę a tym samym udowodnię,że agencja z premedytacją wykorzystała wariata licząc na odszkodowanie".
Następuje długa cisza, którą przerywam przedkładając moje wezwanie do zapłaty. Dama jeszcze się broni, jeszcze gestykuluje rączkami..już nie słucham tylko wymuszam pokwitowanie odbioru pisma.
Zbieram się do wyjścia ale jeszcze w drzwiach odwracam się i kieruję słowa do adwokata " Panie mecenasie, nawet idąc na spotkanie z wariatem warto odrobić lekcje?". Z uśmiechem opuszczam budynek agencji.
Nigdy więcej nie miałam okazji rozmawiać czy to z Damą, czy adwokatem czy z rozchichotaną panienką bo po kilku dniach wpłynęła na moje konto kwota wynagrodzenia wraz z kosztami podróży. Odszkodowania nie dostałam ale w sumie i nie zależało mi na nim.

Opowiedziałam moją historię nie bez przyczyny. Ostatnio bowiem coraz częściej słyszę o zastraszaniu opiekunek karami, szantażowaniu,. Wierzę tym słowom bo sama tego doświadczyłam. Wiem też, że Agencje potrafią stosować "chwyty poniżej pasa" licząc na słabość opiekunki bo także tego doświadczyłam.
Nie bójcie się Panie konfrontacji. Jeśli znacie swoją wartość, jeśli macie świadomość, że pracujecie uczciwie, rzetelnie, sumiennie to żadne kłamstwo, żadne pomówienie Agencji się nie obroni. Bo prawda w konfrontacji z kłamstwem zawsze wygra.
Szykując się na taką rozmowę pamiętajcie jednak o kilku ważnych zasadach. Dużo słuchajcie a mało mówcie. Nie przerywajcie, nie oponujcie. Dajcie się wygadać agencji a gdy już zabierzecie głos mówcie cicho. Krzyku nikt nie słyszy ale cichą mowę słucha się uważnie.Cicha mowa sprawi także, że będziecie bardziej spokojne i opanowane. Nie egzaltujcie się, nie gestykulujcie. I podarujcie sobie słowa typu"ten Szwab", "złodziejska agencja" itp. Tak sobie możemy pogadać przy piwku ale nie na spotkaniu z którego chcecie wyjść zwycięsko.

I jeszcze jedna rada. panie, których nie stać na sąd, Panie, które nie są jeszcze na tyle odważne aby stanąć twarzą w twarz z agencją proponuje napisać zgłoszenie do Państwowej Inspekcji Pracy. W necie są już gotowe formularze, można je także składać anonimowo ( https://www.pip.gov.pl/pl/warunki-pracy-w-ue-/5426,warunki-zatrudnienia-w-unii-europejskiej.html ).
 Życzę wszystkim opiekunkom aby nigdy nie musiały walczyć o prawdę i sprawiedliwość...by nigdy nie musiały korzystać z załączonego formularza.
/EE/

środa, 30 sierpnia 2017

Nie poddawaj się !



"Jadę na grzyby Babciu". Trochę sobie zarobie. Będę miała na kino, koleżanki i kupię sobie tę sukienkę co widziałam w butiku.- "Nie wydawaj pieniędzy, których jeszcze nie masz"- strofuje mnie Babcia. Milknę.
Tym razem mam pecha. Po całonocnej jeździe pociągiem wita mnie burza, potem ulewa. Nici z grzybów. Łudzę się jeszcze, że może kupię trochę grzybów w skupie. Trochę mniej kasy ale zawsze coś. Niestety..nie tym razem.
Wracam zrozpaczona do domu. Nie dość, że nie zarobiłam to na dodatek poniosłam koszty. W domu wita mnie Babcia. Jej też jest przykro ale nagle mówi: "Ewa, jeszcze w życiu nie raz stracisz pieniądze, jeszcze nie raz doznasz porażki. Nie myśl o tym. Nie rozgrzebuj tego co było. Wyciągnij wnioski i idź dalej przed siebie. Nie żałuj niczego bo dostałaś lekcję życia. Pojedziesz kolejny raz ale wpierw sprawdzisz prognozę pogody i zarobisz. Nie dziś to jutro. To naprawdę nie jest koniec świata. Są ważniejsze rzeczy w życiu niż kasa".

Tak, w życiu jeszcze wielokrotnie traciłam kasę. Byłam wręcz na minusie ale się nie poddawałam. Wierzyłam, że w końcu ją zarobię, że wyjdę na prostą.
Też kilkakrotnie przyszło mi wracać z Niemiec bez kasy /gdy jeździło się na czarno/. Często ponosiłam też stratę kosztów podróży. Często te utracone wynagrodzenie było moją ostatnią deską ratunku. Też byłam załamana, płakałam i bałam się kolejnego wyjazdu. Ale zawsze wtedy przypominałam sobie słowa Babci..."W życiu są ważniejsze rzeczy niż pieniądze". To rodzina, to zdrowie własne i bliskich to czasami dar kolejnego dnia.
Bo po burzy wychodzi słońce. Tak jest zawsze więc nie rozpamiętujmy porażki tylko powstańmy i ruszajmy z nadzieją. Bo być może okaże się, że kolejny nasz wyjazd wyrówna nasze straty z poprzedniego wyjazdu. Że to co jeszcze miesiąc wcześniej było dla nas tragedią nagle okaże się uśmiechem losu.
Z czasem..gdy nabierzecie wiary w siebie,gdy uwierzycie, że porażki nie są Waszą winą, gdy nabierzecie siły będziecie umiały walczyć o swoje pieniądze, swoje wynagrodzenie z agencjami, które często żerują na słabości Opiekunek i z rodzinami. I o tym też napiszę - jak radzić sobie w sytuacjach gdy pozbawiono nas wynagrodzenia.
Wystarczy uwierzyć w siebie..pogonić strach, który jakże często nam towarzyszy i zrobić krok naprzód.. To ważne..bo stanie w miejscu, czy wręcz krok w tył nigdy nie zaprowadzi nas do wymarzonego celu. A każde Wasze potknięcie to kolejny Wasz krok ku nabieraniu doświadczenia, nabieraniu mądrości, na budowanie Waszej siły.
ja za Was wszystkie trzymam kciuki !!!
/EE/



wtorek, 29 sierpnia 2017

Nic nie muszę







Jadąc do Niemiec do pracy zabieram ze sobą mnóstwo szpargałów. Zresztą moje pakowanie to osobna, długa historia o której oczywiście opowiem. Ale tym razem chcę się skupić na dwóch rzeczach, które na pewno do szpargałów zaliczyć nie mogę.
Poprawiają mi na strój, potrafią przyprawić o palpitację serca każdą jędzowatą podopieczną bo i takie się zdarzają.
Są to dwie koszulki.Ot zwykłe koszulki T-shirt ale z napisami. Szczególnie lubię tę jedną z napisem
"ja nic nie muszę, ewentualnie mogę" :).  poprawia mi ona nastrój, zerkając na ten napis nie ma takiej opcji abym się nie uśmiechnęła. Gdy od rana do nocy słyszę tylko "musisz jeszcze to"..."musisz jeszcze tamto" ta koszulka i ten napis sprawia, że psychicznie jestem mocna. Bywa także, że na te ich "muszę" pokazuję im palcem napis na koszulce. I nagle widzę jak purpurowieją, jak się nadymają. A ja przecież nic nie muszę. Mimo, że u nich pracuję ja naprawdę nic nie muszę.
Druga moja koszulka ma napis " na mnie się nie krzyczy, mnie się przytula". Działanie i zastosowanie ma identyczne jak ta pierwsza koszulka choć już nie tak odważnie wskazuję na nią palcem gdy podopiecznym jest schorowany staruszek. Bo o ile nie życzę sobie krzyków na mnie  to tym bardziej nie marzę o jakimś przytulaniu.
Często tymi moimi koszulkami trochę manipuluję. Zdając sobie sprawę, że podopieczny czy rodzina nie zna niemieckiego mój napis w moim :) tłumaczeniu brzmi różnie.
I gdy trafiam na rodzinę skąpą to wskazując na moją koszulkę mówię "za friko nie pracuję". Gdy życzą sobie pracy w ogródku mój napis nagle brzmi "nie jestem ogrodnikiem". Bo ja może i nie mówię perfekt po niemiecku ale język polski obcy mi nie jest.
Moje koszulki mają jeszcze inne zastosowanie. Często w nich wychodzę na wolny czas mając nadzieję, że każda inna opiekunka spotykając mnie na ulicy nie będzie miała wątpliwości, że jestem Polką i zapewne też opiekunką. Dzięki tym koszulkom poznałam wiele opiekunek.
Niby nic.....ot zwykła, tania koszulka a jakże przydatna.
/EE/

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Pech czy jednak norma ?



Powiadają uderz w stół a nożyce się odezwą...
I tak właśnie się dzisiaj wydarzyło w związku z moim porannym postem...
Otóż odezwała się do mnie agencja, u której poprzednio pracowałam wtedy gdy powstały moje posty "koordynator" i drugi "bitte, hallo".
Próbuje na mnie wymusić oważ agencja usunięcie nazwy Agencji.....a ja nie rozumiem dlaczego miałabym to zrobić ?
Nie neguję faktu że Panie z tej agencji są miłe, grzeczne i że pewnie naprawdę się starają. Tylko to chyba było za mało w moim przypadku, bo siedziałam na "minie" miesiąc i zjechałam nie dlatego że zareagowała agencja tylko dlatego, że syn podopiecznego zaczął się bać, że wykorzystuje mnie ponad miarę. Że w mojej sprawie interweniuje niemieckie pflegedienst, sprzątaczka, ogrodnik..ale nie agencja, dla której chwycić słuchawkę i zadzwonić do Pana syna z kategorycznym "nie zezwalamy na takie traktowanie naszego oddelegowanego pracownika" nie powinno było stanowić problemu...a jednak w moim przypadku okazało się to za trudne...a może po prostu nieopłacalne.
Zdaję sobie sprawę, że w mojej sytuacji największą winę ponosi koordynator i o tym poinformowałam Panie agentki. Tylko, że ten fakt nie zwalnia od odpowiedzialności agencji..bo ja nie miałam umowy z koordynatorem tylko z agencją. I tak jak napisałam w moim poście...jeśli agencja x,y czy z jest niezadowolona z Polki to zrywa z Nią umowę. Tak samo winno być z koordynatorami...skoro oszukuje agencje winna taka współpraca być rozwiązana dla dobra wszystkich innych Kobiet, które z winy koordynatora mogą przeżyć taki sam koszmar, który przeżyłam ja.Czy Pan koordynator poniósł jakiekolwiek konsekwencji swojej nieuczciwości czy zaniechania?
Pomijam fakt, że przez ponad 1,5 miesiąca pracy nie otrzymałam ani karty EKUZ ani zaświadczenia A1.
Pomijam fakt, że uczciwa agencja chcąc w jakiś sposób oczyścić swoje dobre imię winna mi wypłacić należne czyli wypracowane przeze mnie nadgodziny. Takiej propozycji zadośćuczynienia nie otrzymałam.
Jak więc mogę napisać że wspomniana w poście porannym firma jest uczciwa..uczciwa wobec mnie? Jak można wymuszać na mnie kasowanie postu czy też nazwy tylko dlatego, że obnaża ona nierzetelność, niesumienność czy wręcz bezradność agencji?
Jedno co mogę dobrego powiedzieć..to fakt, że Ta Agencja rzeczywiście zerwała umowę z rodziną niemiecką i żadnej już innej Kobiety tam nie wyśle. I za to wielkie brawa i podziękowanie...choć to powinno być normą w każdej agencji.
W komentarzach odezwały się głosy Pań, które tę firmę chwaliły, są zadowolone. I ja tego nie podważam. Chcę uwierzyć, że moja sytuacja była wyjątkiem....chcę uwierzyć, choć moje oczy nadal płaczą gdy głowa sobie przypomina.
EE/
 

Ostatni dzwonek dla polskich agencji



" jestem tak zmęczona...
nie śpię już którąś z kolei noc...
w dzień czy w nocy tylko słyszę ciągłe "hallo, hilfe...Bitte, bitte"
nagle rozbiera się do naga . Ubieram by za kolejnych 15 minut znowu być gołym i te krzyki "hilfe".
wyszłam dzisiaj tylko do sklepu a w głowie miałam tylko "hilfe..hilfe".
Śpię w piwnicy...nie wolno otworzyć okna...małego okna...bo złodzieje. Zakładam spodnie...są wilgotne...to ta piwnica..i te krzyki "bitte, bitte".

Wszyscy to widzą..tylko Koordynator i Agencja nic ..
Niemiec się nade mną lituje..a Polacy ?..."

To fragment mojego wcześniejszego postu. Firma, która mnie pozostawiła samej sobie, która nie reagowała to Senior actiwa24. Niby Panie miłe, niby grzeczne ale cóż mi po tym. Jeszcze mnie próbowała Agencja przekonywać, że zrobiła dla mnie wszystko. A ja pytam co zrobiła? Co zrobiła aby mi ulżyć, aby mi pomóc? Zwalano winę na koordynatora niemieckiej firmy Procura24 ale co to za tłumaczenie?...żadne.Bo jeśli nawali Polka, jeśli zaniedba swoje obowiązki to Agencja natychmiast zakańcza współpracę z taką Opiekunką. Dlaczego więc tak nie postępuje z niemieckimi koordynatorami? Nawalił, okłamał...to dziękujemy za współpracę. i wtedy naprawdę wierzyłabym w dobre intencje agencji.
I podobnie postępuje wiele polskich agencji. Na przykład agencja Audiutor. Ma przedstawicielstwa w kilku miastach Polski. Ma piękną stronę w internecie. panie rekrutantki na zdjęciach takie miłe, sympatyczne i takie chętne do pomocy. Ale firma zapomniała na stronie napisać, że wysyła Polki za 1000 euro, nie zapewniając czasu wolnego i zmuszając Polki do pracy w nocy. Mało tego na wszelkie sygnały o pomoc reagują milczeniem.
Wiele agencji nie dostrzega jeszcze różnic z sytuacji sprzed kilku lat gdy to Panie były bardziej naiwne i bardziej bezbronne. Teraz sytuacja się zmienia bo wiele Pań ma świadomość swoich praw. Powstaje wiele grup pomocy dla Opiekunek na fb. Kobiety, mimo częstych różnic poglądowych jednak zaczynają się konsolidować , zaczynają mówić jednym głosem, zaczynają odważniej domagać się poszanowania swoich praw i poszanowania niemieckiego prawa pracy.
Polskie opiekunki zaczynają tworzyć silną Drużynę A, która już się nie boi, już nie jest bezbronna bo w grupie stanowimy ogromną siłę. I tego się trzymajmy...może i poruszamy się jeszcze powoli ale mam wrażenie, że nadchodzi dla nas lepszy czas.
Coraz więcej powstaje niemieckich firm, które chętnie chcą nas zatrudniać. Często osobiście sprawdzają warunki bytowe, ustalają warunki pracy mając na uwadze niemieckie przepisy a i stawki są o wiele wyższe. I ja poznałam kilka takich agencji, choć i wśród niemieckich agencji zdarzają się czarne owce. A Agencje polskie powinny jak najszybciej zmienić swoje podejście do nas ...zamiast milczenia i nie odbierania telefonów od udręczonych Polek lepiej wykazać gotowość i nieść rzeczywista pomoc. Zmiencie podejście do nas... swoich żywicieli bo może się zdarzyć, że nagle opiekunki podziękują za pseudo-współpracę polskim agencjom. I co wtedy?....co wtedy zrobią?
/EE/



niedziela, 27 sierpnia 2017

Alzheimer czy demencja

 
 
Przymykam oczy...płynna jazda busa sprawia, że na krótkie momenty przysypiam. To kolejny mój powrót do domu...do Polski.
Z dala słyszę cichą muzykę, a obok mnie siedzące Panie po raz kolejny "debatują" i wspominają swoich pacjentów. Chyba nie cieszą się powrotem...nadal bowiem "żyją" swoją pracą.
Nagle jedna z rozmówczyń ostrym głosem wypowiada swoją negatywną opinię o lekarzu odwiedzającym jej podopieczną..."jakiś głupek" - słyszę..." stwierdził, że babcia ma demencję....dupek...przecież babcia ma Alzheimera a nie demencję "
- na chwilę podnoszę głowę i pytam...
- a skąd ta pewność u Pani ,że to nie demencja ?
- " no jak to" - oburzonym głosem odpowiada .." opiekowałam się moją Mamą chorą na Alzheimera...to chyba wiem " !
Odwracam głowę...nie mam siły dyskutować i przekonywać ,że nie ma racji. Że Alzheimer nie wyklucza demencji...a tym samym lekarz głupkiem nie jest.

Bardzo często słyszę pytanie...po czym poznać ,że pacjent ma Alzheimera czy demencję i czy takie różnice w ogóle istnieją. Czy jest to poprawnie postawione pytanie.

Otóż " demencja sama w sobie nie jest chorobą, ale raczej zespołem objawów wynikających z innych chorób lub uwarunkowań.
Najbardziej powszechna jest choroba Alzheimera, Parkinsona, Picka czy Lewy`ego -zaburzenia będące przyczyną wielu przypadków demencji.
Demencja więc może być skutkiem choroby ...ale może też być skutkiem urazu ( np. poważne uszkodzenie mózgu )." Do takiego urazu może dojść po upadku - pacjenci często doznają złamań, potłuczeń gdzie dochodzi także do silnego uderzenia się w głowę.

tym samym....Alzheimer, Parkinson czy inne to choroby demencyjne (demencja) i są zaliczane do chorób otępiennych.

Po czym poznać ,że nasz podopieczny cierpi na jedną z chorób otępiennych _Alzheimera ( najczęściej występująca ) opowiem w jednym z kolejnych moich wpisów.

Mam nadzieję, że trochę teorii zawartej w moim wpisie ( starałam się aby był jak najbardziej przystępny) spowoduje nowe podejście. Bo jeśli opiekunkom uda się poznać problem, to będą lepiej umiały sobie z nim poradzić.
/EE/
 

sobota, 26 sierpnia 2017

Bogatym być



Kiedyś mi mówiono, że pracować dla profesora, doktora czy innego majętnego i wykształconego podopiecznego to tragedia. Wręcz mi wmawiano ,że to najgorsze dziadostwo. Często takie słowa traktowałam i nadal traktuje jako złośliwości podszyte zawiścią.
Fakt, nikt nie powiedział wprost, że są kimś złym, ale podświadomie czujemy, że zamożność idzie w parze z grzechem chciwości. Bo przecież Jezus tez był biedny, był biedakiem i przez to panuje u nas przeświadczenie, zupełnie bezzasadne, że bieda jest najważniejszym celem w naszym życiu. A przynajmniej być powinna. Więc tym samym należy ją gloryfikować i chwalić i głośno o niej mówić.
Ja pracowałam, tak u biednych jak i bogatych. Mądrych jak i tych mądrych inaczej. I nie ma tutaj żadnej reguły i pewnika gdzie lepiej i u kogo pracować. Są bogaci  wspaniali, dobrzy, tolerancyjni ale i są tacy, którzy nie dorośli do swojego bogactwa mentalnie. Są  biedni i to nie tylko w portfelu ale i także ubodzy duchem. Ale i są ubodzy, którzy częstując Cię choćby tylko chlebem czynią to tak szczerze, że i ten chleb czasem nawet suchy smakuje wyśmienicie.
Nasze zaś podejście do pieniądza sprawia, czy my sami te pieniądze mamy czy też nie.
Ci którzy mają biedę we krwi, wierzą w niedostatek i brak ale także wierzą w strach i wstyd.
Zrozumienie tego, także i mnie zajęło sporo czasu. Pozbyłam się jednak mentalności biedaka i zrozumiałam, że moja kondycja finansowa zależy tylko ode mnie. Bo kiedy zmieniłam sposób myślenia o pieniądzach, bogactwie, zmieniły się także i moje dochody.
Już nie gardzę pieniędzmi. I szukam dostatku w sobie samej.
Już też i nie gardzę bogatymi ludźmi...bo sama uważam się za bogatą.
I gdy nagle zajeżdżam do zamożnego domu, staję na wprost rodziny, na wprost mojego pacjenta jak równy z równym.
/EE/

piątek, 25 sierpnia 2017

Panna Andzia ma wychodne



Wczoraj miałam wolne...Ubrałam wygodne buty bo wiedziałam, że czeka mnie kilka godzin włóczęgi. Ten dzień postanowiłam poświęcić sobie..i tylko sobie.
Ale co tu robić w wielkim mieście jakim jest Wiesbaden?  Wiele osób doradzało pójście na kawę i ciastko ale ja przecież się odchudzam. Zakupy?  Ale co tu kupić sobie?  Buty mam, bluzki mam. Nie, zdecydowanie nie kupię sobie nic z ciuchów. Wiem. Kupię sobie ładne mydełko. Zaczęłam więc poszukiwania ładnych mydełek. Trafiłam na galerię kaufhof.. Ale zanim dotarłam do działu perfumeryjnego moją uwagę przyciągnęły gabloty z biżuterią, a właściwie to jedna gablota stojąca na ladzie, gablota z długopisami marki Swarovski. Przylepiłam nos do gabloty. Patrzyłam i patrzyłam....jak małe dziecko. Cena..jaka cena? Drogie te długopisy 49 euro. Ale takie piękne, takie stylowe. Podeszła Pani sprzedawczyni ale pokręciłam głową. Drogie. Wychodzę ze sklepu a główka pracuje. Ale takie piękne te długopisy a drugi głos "ale Ewa przecież pracujesz. Kup sobie". Wracam do stoiska i proszę Panią Sprzedawczynię o pokazanie mi dwóch rodzai. Jedne są bowiem z dużym kamieniem na czubku  a drugie górną część długopisu wypełniają kryształki. Chcę je chociaż potrzymać w dłoni. Nie kupię ale choć sobie potrzymam. Zdecydowanie te drugie są lepsze. Odpowiedni mają ciężar dla mojej dłoni. Są super..tylko ta cena. Ponownie dziękuję Pani i wychodzę. Ale w głowie burza myśli. Siadam na ławeczce aby przeboleć, że jednak tego długopisu nie kupię. Zaraz jednak odzywa się drugi głos.."Ewa kup, Piszesz dla wielu Pań te swoje posty. Piękny długopis którym będziesz je pisała będzie oznaką szacunku dla Twoich czytelniczek. Są przecież tego warte To tylko 50 euro".
Wracam do mojego stoiska i do mojej Pani zdecydowana kupić ten piękny długopis choćby z myślą o moich czytelniczkach. Radosna informuję Panią, że chce kupić ten piękny długopis ale nagle pojawia się kolejny problem. Jaki kolor ? Są srebrne, złote ale to kolor taki banalny. A może różowe?..takie kobiece, a zieleń - kolor nadziei. A może czarny? - to przecież elegancja. Niebieski, czerwony. Nie wiem..gubię się. Muszę się zastanowić. Dziękuję Pani i trochę rozżalona kolejny raz opuszczam galerię. Kolor, kolor..jaki kolor? Jezu..ina dodatek jestem chyba głodna. Spoglądam na zegarek..matko jedyna toż to już 15. Zaraz muszę wracać do pracy..a tu problem. ten kolor. W pośpiechu kupuje suchą bułkę i powoli ruszam w stronę domu. Moja główka jednak nadal pracuje..jaki kolor. Nagle moją uwagę przyciąga mój pierścionek na palcu...to pierścionek mojej Mamy. Noszę go mimo, że to nie mój styl..Jest duży z szafirowym oczkiem. I gdy tak przyglądam się temu szafirowi nagle słyszę w swojej głowie "Ewa, masz kolor!!! Kup szafirowy taki jaki jest kolor kamienia w pierścionku". Wracam się do sklepu...tym razem idę szybko..czas mnie goni ale jestem szczęśliwa. Mam kolor. Kolor, który przypominać mi będzie o Mamie. Może dzięki temu moje posty będą mądrzejsze, lepsze i będą niosły dobro.
Sprzedawczyni na mój widok już z daleka się do mnie uśmiecha..Podchodzę cała szczęśliwa i mówię...proszę ten..ten błękitny...
I już go mam..trzymam w dłoni. Przepiękny kolor i nagle - " proszę sprawdzić jak pisze?" - słyszę głos sprzedawczyni. Podaje mi czystą kartkę papieru a ja?..a ja blednę. Bo co mam napisać? To przecież będą pierwsze słowa jakie napiszę tym moim pięknym długopisem. Co napisać ? Pani czeka, ja się denerwuję bo mam świadomość, że czas mój ucieka. Że muszę szybko wracać do pracy. Co napisać?...i nagle zaczynam pisać ...(?). To piękne słowa. Zasłużyły aby je gloryfikować. Jestem szczęśliwa ale i jestem wzruszona....
Wracam. Koniec mojego wolnego czasu. Ale jestem szczęśliwa.

Opowiedziałam o moim wczorajszym dniu wolnym nie bez powodu. Są nawet dwa powody. Faktycznie..jeden - chciałam się pochwalić swoim nabytkiem ale drugi jest ważniejszy i pragnę się nim podzielić z Wami właśnie teraz. Każdy z czytelników zauważył , że podczas mojego wolnego czasu ani razu nie pomyślałam o podopiecznej, o pampersach, kupkach, zakupach i obiadkach. Ten czas był cały mój. Ja, mój czas i mój mały świat. Bo wczoraj byłam jak ta wyśpiewana Andzia...
                                   "Proszę państwa, raz na tydzień święto bywa,
                                   Panna Andzia jest szczęśliwa,
                                   Już od rana się pudruje i się krząta,
                                   Już nie sprząta dziś!
                                   Ma na kapeluszu piórko,
                                   Całe o tym wie podwórko,
                                   Przez lufciki wyglądają,
                                   Śpiewają z nią wraz:
                                   Dziś panna Andzia ma wychodne,..."
Mamy się czuć jak Panna Andzia. Mamy poczuć ten dzień, ten czas. Nieraz bywa, że jest to tylko 2 godziny ale i tak warto. Tylko w ten sposób wypoczywając czyli zapominając o bożym świecie, naprawdę odpoczniemy psychicznie. Poświęćcie ten czas sobie..i tylko sobie. Nie ważne czy to będą zakupy, spacer, przejażdżka rowerem. To czas bezcenny..to czas gdy ładujemy nasze baterie na kolejny czas pracy. Do kolejnego wyśpiewanego "Panna Andzia ma wychodne".
A poniżej na zdjęciu ten mój piękny długopis...i słowa.
/EE/

czwartek, 24 sierpnia 2017

Telefon od wnuczki



Jak tam moja babcia ?..
To pierwsze słowa jakie słyszę gdy odbieram telefon od Opiekunki, która tu była kilka miesięcy temu.Od tego czasu przewinęło się sporo Pań. Zmieniła firma.
Na chwilę mnie zatyka ,bo ani owa Pani się nie przedstawiła, ani i o rodzinie mojej podopiecznej nie słyszałam jeszcze... po czym udając zdziwienie pytam " a  przepraszam , czy ja rozmawiam z wnuczką?
I w tym momencie zaczyna się monolog o tym jaka to jest super. Jak świetnie się opiekowała podopieczna, jak wszyscy byli zachwyceni. Następnie wszystkowiedząca opiekunka zaczyna po kolei wymieniać Panie, które były po niej. Ale to już nie są pochwały tylko wytykanie..Jakie były niedouczone i leniwe. Jak nic nie umiały.Jak nie dawały sobie rady...Jak ciągle musiała dzwonić by im mówić co mają i jak robić.
Słucham tego wywodu ale w środku już we mnie kipi..Nagle informuje mnie, ze zadzwoniła do koordynatora-niemieckiej firmy aby tam zgłosić,że Polki które tam były nie nadają się do tej pracy, że Jej babcia jest zagrożona. A ta która jest teraz Kasia /moja poprzedniczka/ to już natychmiast musi zjechać bo  Ona się tylko uczy ( Kasia jest studentką psychologii) a przecież przyjechała pracować a nie się uczyć.
I nagle przerywam ten Jej monolog i pytam jakim prawem decydujesz co, która z opiekunek robi w wolnym czasie?. Jakim prawem oceniasz i jeszcze donosisz niemieckiej agencji na druga opiekunkę?. Kto i kiedy dał Ci takie prawo? Nie zrażona moimi pytaniami wszystkowiedząca informuje mnie ,że pracuje już 10 lat i wie najlepiej jak należy się opiekować. Jestem już nie tylko zła ale wściekła i wykrzykuję Jej " a ja pracuje 13 lat i mam prawo stwierdzić, że jesteś głupia, apodyktyczna, nie umiejąca współżyć z innymi ludźmi, ze mieć taką zmienniczkę to jest kara boska!
Odpowiada mi, że to z troski o babcie. Bo Ona się z nią zżyła, świetnie się rozumieją /babcia demencyjna/ i że martwi się o Nią bo Polki źle się opiekują. Jest już mi wszystko jedno jak postrzegać mnie będzie ta k..wszystkowiedząca i warczę już do Niej- " skoro taka jesteś zżyta to trzeba była babcię zabrać ze sobą do Polski a nie wydzwaniać do Kobiet i teraz do mnie aby instruować, dyktować i wydawać polecenia.
Nagle informuje mnie, że mam się pakować bo to jest jej miejsce i Jej babcia..że nie można się ze mną porozumieć / czyt. wydawać mi poleceń/ .Ona wraca bo tylko Ona wie jak postępować z podopieczną.
Kończąc rozmowę doradzam jej spacer...na cmentarz aby popatrzyła sobie na tych co też myśleli, że świat bez nich przestanie istnieć, że są niezastąpieni i najlepsi. Odkładam słuchawkę..

Powinnam teraz kończąc ten post skrobnąć jakąś puentę...ale co mam napisać?
Że wśród nas Opiekunek istnieją zakały, które zamiast wspierać inną opiekunkę, inną Polkę potrafią tylko wyrządzać zło?  Że często rodziny naszych podopiecznych mają więcej tolerancji dla nas, dla naszej pracy niż niejedna wszystkowiedząca, która aby udowodnić swoją wspaniałość albo nadzwyczajną głupotę jest wstanie sprawdzić pod doniczką ilość kurzu.. Jak by się czuła taka wszystkowiedząca gdyby rodzina podopiecznego od rana do nocy tylko krytykowała, instruowała?

Spacer na cmentarz....to dobra rzecz.

Moje kochane koleżanki po fachu....zwracam się do tych normalnych, zwyczajnych kobiet, które tak jak ja jadą do Niemiec aby zapracować na chleb....Jesteście wspaniałe !!! nawet wtedy gdy popełniacie błędy, gdy się potykacie, gdy nabieracie nowych doświadczeń...Jesteście dzielne, pracowite, mądre..I nigdy o tym nie zapominajcie..nawet wtedy gdy jakaś zbzikowana, nawiedzona Polka będzie Wam wpierać, że jest inaczej !!!

/EE/




poniedziałek, 21 sierpnia 2017

"francuska dama" :)



Dokuczałaś mi przez ponad miesiąc. Przedrzeźniałaś, naśmiewałaś. Co kilka słów wstawiałaś francuskie słowo...ci kilka minut słyszałam tylko " c'est la vie ". I tak traktowałaś każdą z nas. Opiekunki próbowały Ci tłumaczyć, że to nie ładnie się tak naśmiewać.  Ale Ty byłaś ponadto, bo Ty Niemka przecież a my tylko Polki, które przyjechały z Trzeciego Świata, gdzie żyją białe niedźwiedzie. A Polki uciekały do pokoju..aby z dala od Ciebie, często poniżone przez Ciebie popłakać. Miałaś satysfakcję, czułaś siłę i satysfakcję, że możesz poniżać drugim człowiekiem. Wydzwaniałaś po tych swoich koleżankach, opowiadając jakie te Polki są głupie i niedouczone.
I tak traktowałaś także mnie...bywało, że i w nocy słyszałam ten Twój szyderczy śmiech i te Twoje "c'est la vie".
I tak było do czasu..bo nagle nie wytrzymałam. Nagle chwytając Cię za obie dłonie posadziłam na tym Twoim tronie...i warknęłam.."chcesz pogadać po francusku?'..."to proszę mnie posłuchać"...i zaczęłam recytować wierszyk ale starając się mówić tak aby nie brzmiał jak rymowanka...wierszyk, którego nauczyła mnie Babcia gdy jeszcze byłam małym dzieckiem...
zaczęłam do Niej mówić:
"Qu'est-ce que c'est?....komar muchę ukąse...a mucha się nadąse..i komara ukąse...."
Nagle otworzyłaś usta...oczy szeroko rozwarłaś..i cisza.
Zapytatałam Ciebie..."co nie zrozumiałaś?.."nie zrozumiałaś swojego francuskiego?". " to kto z nas lepiej mówi po francusku....a może zapomniałaś i znasz te tylko swoje "c'est la vie"..
Od tego dnia skończyły się złośliwości..gdy tylko zobaczyłam, że zaczynasz znowu wariować pytałam Ciebie czy chcesz pogadać po francusku..Kiwałaś głową, że nie.
Bardzo zdziwiona zaczęłaś informować koleżanki, że Polki znają języki obce. Zaczęłaś mnie traktować po ludzku.
Potem skończyła się moja zmiana...przyjechała kolejna Opiekunka i mam nadzieję, że nigdy więcej nie obraziłaś żadnej z nich.
Moja Damo ...teraz juz mogę Ci powiedzieć:..."c'est la vie".:)
/EE/


niedziela, 20 sierpnia 2017

Nie zawsze jest słodko

 
 
 
Czasami sprawy nie układają się zbyt dobrze...a tutaj podopieczny jest nieszczęśliwy lub krnąbrny.
Bez względu na to jak bardzo się staram, nigdy się nie uśmiecha ani nie okazuje zadowolenia.
Bywa, że dopuszczają się wobec mnie przemocy...
Ja wiem, że gniewu i złości chorego nie powinno się traktować osobiście...że często żarty i metafory przyjmują dosłownie...
zdaję sobie sprawę ,że u mojego pacjenta upośledzeniu ulega sfera emocjonalna czyli nie panowanie nad emocjami i zachowaniem.

Pamiętam i wiem !!!....nie muszę słuchać obelg. Nie dopuszczam ich do siebie. W takich sytuacjach traktuję obraźliwe słowa jak majaczenie chorego...ale dodatkowo ograniczam do minimum czas spędzany w tzw. "polu rażenia".
Jednak gdy mój podopieczny staje się napastliwy werbalnie lub fizycznie...i dodatkowo nie mam wsparcia rodziny rezygnuję ze sprawowania opieki.
Bo ja jestem zarówno opiekunem jak i osobą o własnych potrzebach...to takie dualistyczne myślenie ale jedyne słuszne..zaś trzymanie się zasady , że dwa miesiące  można wytrzymać "z gołą dupą na jeżu" jest błędem i prowadzi często Polki do uzależnień i utraty własnego zdrowia.
/EE/
 

piątek, 18 sierpnia 2017

Daj sobie czas



"Nie. ja tu nie będę"..."Zjeżdżam"...wykrzykuję.Już nawet nie słucham co mówi do mnie zmienniczka. Jestem wystraszona i załamana zastaną sytuacją. Miało być inaczej, przecież agencja mówiła. Z każdą kolejną minutą wzrasta we mnie panika..i strach. Zaczynam wydzwaniać do przyjaciółki, do agencji,  po busa. Ja tu nie będę!!!
Przyjaciółka w końcu nie wytrzymuje i mówi..ok Ewa. Jak jutro wieczorem zadzwonisz i nadal będziesz chciała do domu to sama po Ciebie przyjadę. Ale zobacz jak będzie jutro.
Trochę niezadowolona jednak zgadzam się. A kolejny dzień, po wypoczynku po podróży po przespanej nocy nagle zaczynam widzieć w jaśniejszych barwach.
Nagle okazuje się,że podniesienie pacjenta z łózka wcale nie jest wysiłkiem ponad siły, bo podopieczny bardzo pomaga, że jest miły i posłuszny. Nagle okazuje się, że wcale nie ma dużego kłopotu przy myciu, że nie grymasi przy jedzeniu..że nawet okno które wczoraj wydawało mi się zamknięte na cztery spusty i w pokoju będzie zaduch, dzisiaj daje się otworzyć.
I tak było u mnie jeszcze kilka lat temu.
Teraz inaczej podchodzę, do nowego miejsca. Staram się nie słuchać negatywnych ocen zmienniczki. Bardziej racjonalnie podchodzę do przekazywanych mi obowiązków. Juz nie przeraża mnie fakt, że w lodówce nie ma mojego masła, że w łazience jest tylko prysznic itd. Nie wydzwaniam tez po przyjaciółkach. Ba...nawet przed wyjazdem zaznaczam wszystkim aby nie dzwonili do mnie, nie pytali "i jak tam?". Ze sama zadzwonię po kilku dniach..że się odezwę jak trochę to wszystko ogarnę.
Mam koleżankę, która jak ja od wielu lat jeżdzi na opiekę. Ona stosuje jeszcze inną metodę. Ona jak przyjeżdża na nowe miejsce, po kilku minutach grzecznościowych słówek nagle informuje, że idzie spać. Prosi zmienniczkę aby o najważniejszych rzeczach napisała jej a sama..idzie spać. Daje wypocząć sobie po podróży,,daje wytchnienie głowie i strachowi. A rano wstaje i zaczyna dzień pracy. Wypoczęta, spokojna. Doskonale wie, że ten dzień może być dniem pomyłek ale i wie, że z dnia na dzień wypracuje sobie swoją metodę pracy, organizacji czasu.
Dlatego nie oceniajmy naszego miejsca pracy po 5 minutach tam pobytu, wtedy gdy jesteśmy zmęczeni po podróży, gdy  towarzyszy nam stress i strach. Bo strach to zły doradca. I tak jak mawiała moja Babcia "oczy się boją ale ręce zrobią wszystko" najlepiej oddaje nasz stan w pierwszych minutach, godzinach naszego pobytu na nowym miejscu. Ale i pamiętajmy inne przysłowie "nie chwalmy dnia przed zachdem słońca"..bo często popadamy w inną skrajność i wychwalamy wszystko i wszystkich  "jak jest super", rodzina przemiła, babunia kochana itd. Tak bowiem możemy odbierać świat tez wtedy gdy działamy w stresie   To dopiero kolejne dnie nagle pokażą nam prawdziwe oblicze rodziny a i babunia nagle stać się może zrzędliwą i skarżącą jędzą.
Dajmy sobie czas...miejmy dla siebie tolerancję i wyrozumiałość.
/EE/

czwartek, 17 sierpnia 2017

Patent na raj



Mając przykre doświadczenia ze współpracy z polskimi agencjami, tym razem swoje kroki skierowałam do agencji, która znajduje się w moim mieście. Pomyślałam, że jeśli znowu trafię na złe, niegodziwe miejsce pracy to przynajmniej daleko nie będę musiała jechać aby komuś przyłożyć.
Po kilku grzecznych słowach powitania przedstawiono mi ofertę....ale w trakcie gdy zapoznawałam się z punktami umowy nagle do pokoju weszła....Opiekunka. Włos natapirowany, makijaż, paznokietki, butki na wyższym obcasie...no jednym słowem "gwiazda".  Pokój nagle zaczął pobrzmiewać rozkosznymi "hihihi"...Ot..sikorka,sikoreczka.
Przedstawiono jej ofertę...do Pani, która poza lekką demencją w sumie była zdrowa. Pani rekrutantka  zaczęła opisywać piękna okolicę, parki i nawet wspomniała o jeziorku. Ale za chwilę dodała, że w domu pacjentki jest też Pan Mąż. Ale to był drobiazg, bo Pan oczywiście zupełnie sprawny, sam koło siebie robi. Wśród achów i ochów nasza gwiazdeczka zapytała o prasowanie, gotowanie dla Pana. na co Pani rekrutantka odpowiedziała,..."ależ to drobnostka", bo obok są takie piękne widoki..no i to jeziorko.
Nasza Sikoreczka wniebowzięta..bo już pewnie siebie zobaczyła na tym jeziorku...i ten wypoczynek i ta sjesta....i tę kasę....Żyć i nie umierać. Cała w zachwytach..cały czas dziękując i wychwalając taką super ofertę.
Nagle pada stawka....1150 euro. Myślę sobie ..."no to teraz się zacznie"..ale ku mojemu zdziwieniu nasza Opiekunka wcale nie zrażona, nie zdziwiona nadal zachłystuje się tylko tym jeziorkiem..i piękną okolicą. Chętna..i gotowa do wyjazdu..Choćby już..bo taka okazja drugi raz zdarzyć się nie może.
Podnoszę głowę z nad mojej umowy i z lekka żartując sugeruję Sikoreczce aby może jednak trochę się potargowała...bo jednak dwie osoby...za 1150 euro...trochę mało. W pokoju zapada cisza i czuję tylko jak pod wpływem zimnych spojrzeń skierowanych w moją stronę gęstnieje powietrze.
I nagle słyszę "hihihi...ależ ja nie potrzebuję więcej"...taka dobra oferta ..i to jeziorko...
Po kilku minutach dopełnianiu formalności nasza Gwiazdeczka przy głośnych zachwytach, przy tych swoich "hihihi" opuszcza biuro. W pokoju wszystkie Panie rozradowane, we wspaniałych humorkach bo ta Pani taka bardzo miła...a jaka sympatyczna...a ja w duchu myślę..."ale jaka głupiutka". Ale zaraz potem nachodzi mnie myśl...że ta Pani ma patent aby nasza piękna Polska stała się mlekiem i miodem płynąca. Ot wystarczy rezygnować z premii, z godnych stawek. Wystarczą nam przecież nasze piękne polskie góry, nadmorskie plaże i puszcza białowieska, która powoli przestaje być puszczą...
/EE/

środa, 16 sierpnia 2017

My lubimy pracować w ogródkach



Pierwsze spojrzenie na dom, w którym przyjdzie mi spędzić kolejne moje dwa miesiące życia. Nie jest duży, schludny tylko jak do niego dojść zastanawiam się patrząc na zarośniętą dróżkę prowadzącą do drzwi wejściowych. Drzewa i krzewy okalające dróżkę też nie ułatwiają zadania..Upływający czas sprawił, że każda nawet najmniejsza roślinka próbuje wygospodarować dla siebie trochę więcej miejsca.
W domu witają mnie moi podopieczni - małżonkowie. Jestem tutaj pierwszą Polką więc do mnie należy uregulowanie miejsca i przygotowanie jej dla kolejnej Polki, która tu przybędzie.
Jestem zadowolona...po miesiącu mogę stwierdzić, że odwaliłam kawał dobrej roboty.  Wywalczyłam 2 godziny wolnego, załatwiłam do pokoju telewizor (kilkanaście lat temu gdy nie miałyśmy laptopów, telewizor był dla nas atrakcją) i przede wszystkim są pieniądze na normalne zakupy. Z tym miałam największy problem, bo podopieczni mimo,że bardzo mili, to jednak i bardzo oszczędni. Raz na tydzień odwiedza nas córka pacjentów. Ciągle się do mnie uśmiecha, poklepuje (jak konia) i podczas jednej z takich odwiedzin nagle zwraca się do mnie : " Ewa, czy w wolnej chwili nie mogłabyś zrobić porządku przed wejściem do domu.? No, wiesz te gałęzie poucinać, chwasty powyrywać. Na moment tylko staję wryta..."ależ oczywiście,że to zrobię. Z największą przyjemnością" -odpowiadam. Tylko, za ile? Znika uśmiech z twarzy córki. Przez moment panuje cisza i nagle słyszę: " no wiesz Ewa, dam 20 euro". Ale się szarpnęła -myślę sobie i nagle wyrzucam z siebie: " wiesz to ja dam Ci drugie 20 euro i zrób to sobie sama".
Koniec tematu. A dróżka prowadząca do domu nadal zarasta zieleniną.
Nareszcie powrót do domu. Czekam na zmienniczkę. Jaka będzie? Czy się dogadamy? Pokoik dla niej wysprzątałam, łóżeczko czyściutkie i nawet obiad dzisiejszy staram się przetrzymać ciepły do Jej przybycia.
Jest już ...a ja szczęśliwa wracam do domu..na urlop. Po 2 miesiącach muszę być wypoczęta by wrócić na moje miejsce pracy. Mój powrót okazuje się jednak porażką. Zastaję zupełnie inny dom i inne miejsce pracy. Pięknie oczyszczona dróżka do domu....myślę.."no córeczka wreszcie zakasała rękawy". Ale to nie koniec zmian...nagle dowiaduję się, że nie ma już wolnego czasu a jogurt jak moja zmienniczka ma ochotę zjeść to musi sobie go kupić za własne pieniądze. Co się kuźwa tutaj dzieje?...pytam o to moją zmienniczkę ale już wiem, że przywrócić pierwotny stan rzeczy jest  niemożliwe. Ot..Polka zepsuła sztelę.
I ile jest takich Polek, które swoją nadgorliwością psują miejsce pracy. Ja już pomijam fakt, że jesteśmy opiekunkami i do nas nie należy praca w ogródkach czy uprawa roli...ale przecież może zdarzyć się sytuacja, że kolejna Polka po prostu nie będzie umiała skosić tej trawy czy wykonać innych prac polowych. I mimo, że będzie bardzo dobrze znała się na pracy opiekunki to będzie musiała zjechać do domu, bo okaże się, że rodzina jest najbardziej zadowolona zatrudniając jelenia. Nie każda z opiekunek musi też umieć piec ciasta, torty. To nie do nas należy ...Niemca stać na to aby kupić w backerei świeże ciasto, także dla opiekunki.
Pomijam fakt, że z jednej strony krzyczymy i żądamy 40 godzinowego tygodnia pracy a z drugiej strony robimy wszystko aby pracować po 15 godzin dziennie. Gdzie tu więc logika i rozsądek?..co najwyżej egoizm i dowód na to, że niektóre Panie z braku hobby, zainteresowań winny jechać do pracy na budowę i tam robić za "pustostan".
/EE/


wtorek, 15 sierpnia 2017

15 sierpień



15 sierpnia to dla niektórych dzień jak co dzień. Dla mnie to pamiętna data.

Wolny dzień w szkole /sobota/. Mama poszła do pracy, za oknem piękna pogoda. Cóż robić w tak piękny,słoneczny dzień.
Pojadę na jagody - z euforią oznajmiłam Babci. Zbiorę jagódki, później je sprzedam...i będę miała na kino z koleżankami.
Babcia z niesmakiem pokręciła głową...ale ponieważ uparte ze mnie było dziecko, przyszykowała mi koszyk, prowiant i odprowadziła na dworzec PKP. Jechałam w kierunku Węglińca. W moim "kurniku" jak nazywało się wagony bez przedziałów jechała Babci znajoma, miała mnie przypilnować czyli mieć na mnie baczenie.
Ale ten dzień już tam na miejscu był dziwny...Mimo,że chodziłam babcinymi dróżkami jagód nie było. Jakby się przede mną pochowały. Zrezygnowana poszłam do wsi kupić jajka. Pomyślałam, skoro nie ma jagód to chociaż jajka przywiozę. Trochę sprzedam, resztę Babcia wykorzysta. Jajka tak jak babcia uczyła, starannie poukładałam w koszyku, przekładając gazetami a na wierzchu obwiązałam gazą, jednak niezbyt solidnie o czym miałam się przekonać kilka godzin później.
Pociąg do domu...trochę markotna wsiadłam do ostatniego wagonu. Zauważyłam Babci znajomą, która zajęła miejsce kilka siedzeń ode mnie.
Na jednej z niewielkich stacji, gdy już pasażerowie wsiedli a pociąg powoli opuszczał stację kątem oka zauważyłam, że prostopadle do naszego pociągu jedzie lokomotywa. Miałam nadzieję, pewnie taką samą jak i maszynista tamtej lokomotywy, że nas minie.
Nie minął....walnął w nasz wagon. Usłyszałam tylko odgłos tłuczonego szkła. Spadłam z mojej ławki...moje jajka niezbyt dobrze zabezpieczone turlały się po podłodze. Nastąpiła cisza....a ja w tym amoku...zaczęłam zbierać moje jajka. Dziwne..żadne się nie stłukło... Chciałam jak najszybciej opuścić pociąg....ale schodki były tak wysoko...za wysoko dla mnie. Teraz dopiero się ocknęłam...zrozumiałam,że lokomotywa uderzając w mój wagon go przewróciła prawie na bok....stąd schodki tak wysoko...Od strony stacji biegli ludzie...jakiś mężczyzna chwycił mnie pod pachy i ściągnął na ziemie....Stałam i nie wiedziałam co dalej...nagle przypomniałam sobie o babcinej znajomej...Szybko wdrapałam się z powrotem do wagonu ale to co ujrzałam sprawiło że  jeszcze szybciej go opuściłam...już nie było mi za wysoko ale widok,który tam ujrzałam...wszyscy leżeli nieruchomo, wybita szyba , krew...
Stałam przed tym wagonem...zamurowana...ludzie gorączkowo biegali, w dali słyszałam wycie syren..chciałam już być w domu..przy Babci...
Po paru minutach znalazła mnie Mama..jako pracownik kolejowej służby zdrowia wiedziała o wypadku natychmiast i w jednej z pierwszych karetek przyjechała...po mnie. Podano mi jakieś tabletki, zastrzyki i opatulona w koc wracałam do domu...i moje jajka też.
Spałam bardzo długo...Gdy się obudziłam była przy mnie Babcia i pamiętam Jej słowa jakby to było wczoraj..." 15 sierpień..Dzień Matki Boskiej Zielnej...w tym dniu się nie zarabia.", bo to dzień wypoczynku. To Święto.
Ktoś powie zabobon, ktoś powie ale dewotki. Nie..moja rodzina nie biegała co rusz do Kościoła, nie odmawiała od rana do wieczora "zdrowaśki". a mimo to, ten dzień, ta data wryła się głęboko w moją pamięć, w moje serce.
Nigdy później w tym dniu nie pracowałam zarobkowo. Nawet gdy byłam wtedy w Niemczech wykonywałam tylko tyle ile musiałam. Nawet obiad szykowałam dzień wcześniej aby ten 15 sierpień jak najbardziej móc wykorzystać na wypoczynek.
Bo to dzień gdy kończą się prace żniwne, w myśl starego powiedzenia: „Na Wniebowzięcie pokończone żęcie”. To nie jest zatem dzień na pracę ale wypoczynek .
/EE/


poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Urlop



Nasza praca to głównie wysiłek psychiczny. To nasza psychika cierpi najbardziej gdy jesteśmy setki kilometrów od domu, przez dwa miesiące zdane na łaskę i niełaskę Niemców.
I gdy wracamy do domu to marzymy i pragniemy przede wszystkim odpoczynku psychicznego. Odpoczynku od dziadków i babć, od pieluch ale i od Agencji.
Ostatnie moje miejsce...ciężkie. Nieprzespane noce, praca bez wolnego, krzyki "bitte" i "hallo".Odespałam,nieprzerwanie śpiąc około 14 godzin. Jeszcze w kolejne 2 noce, spałam nerwowo, budziły mnie krzyki podopiecznego ale budził mnie też ten zapach piwniczny w którym mieszkałam miesiąc. To dowodzi jak bardzo nasza psychika potrafi ucierpieć i jak bardzo potrzebuje wypoczynku, spokoju, relaksu wtedy gdy rozpoczynamy nasz urlop. Dlatego też gdy już przekroczyłam progi mojego domu zaczęłam upajać się ciszą i spokojem.
I to rozumie każda opiekunka. Baa..to potrafi zrozumieć każdy napotkany przez nas znajomy, sąsiad czy przyjaciel. Tego tylko nie potrafią zrozumieć Agencje.
I gdy tylko otworzymy drzwi naszego domu..zaczynają się telefony od Agencji. A to pytają nas o podróż,  a to pytają o naszą gotowość do wyjazdu..a to aby przedstawić nam nowe, jakże wspaniałe oferty pracy. Bombardują nas telefonami od rana do wieczora.
A my przecież mamy urlop. Urlop, który pragniemy spędzić w spokoju. Mało tego, gdy tylko wspomnimy,że właśnie mamy urlop trochę zagniewany głos potrafi podać 100 powodów dla których dzwoni..ale nigdy nie powie "przepraszam, wiem ,że Pani ma urlop.....
A gdy już w końcu wybiorę ofertę kolejną pracy to już następuje zwyczajne gradobicie. I to nie co kilka godzin ale co kilkanaście minut. I zaczyna się.."proszę natychmiast podpisać i odesłać umowę", za chwilę "ale podpis niewidoczny, proszę ponownie podpisać", Po chwili bombarduje nas koordynator sprawdzić znajomość niemieckiego. A za kolejnych kilka dzwoni syn lub córka przyszłego podopiecznego by nas przekonać o wspaniałości swojego rodzica, by przekonać nas jak to nas kochają i oczekują a na koniec spytać co my teraz robimy. A ja "jestem na urlopie" często odpowiadam chociaż mam ochotę krzyknąć "siedzę na sedesie"!
Pomijam już fakt, że Agencja naszym nr telefonu szasta na prawo i lewo ale gdy ja poproszę o nr telefonu do zmienniczki nagle słyszę tysiąc powodów dla których tego nr otrzymać nie mogę. A może tak raz jeden to ja zadzwonię do rodziny aby opowiadać o swojej wspaniałości, zapytać czy na pewno wiedzą,że będę pracować tylko 40 godz. tygodniowo, zapewnię ich o swojej do nich miłości a na koniec spytam co teraz porabiają.
I tak ucieka nam ten urlop...dzień za dniem..a my ciągle tylko w gotowości telefonicznej..i rozprawiamy o chorobach, liftach, kupkach. Bo Agencja musi wiedzieć, bo Agencja ma prawo, bo Agencja ma w nosie nasz urlop. I nieważne czy to środa czy niedziela..i nieważne czy to 8 czy 21 godz w nocy. Mam być zwarta i gotowa i jeszcze zadowolona, że o mnie pamiętają.
A ja tak marzę ..o chwili spokoju, o chwili wytchnienia...o chwili spędzonej tylko z przyjaciółmi albo tylko z najbliższymi, z rodziną. Chcę zapomnieć...choć na chwilę zapomnieć o tym co przeżyłam...i nie myśleć o kolejnym wspaniały podopiecznym.
Chcę się rozkoszować tą chwilą..tu i teraz..w swoim bezpiecznym domu.
/EE/


niedziela, 13 sierpnia 2017

Płyń z nurtem



Tuż obok mnie, moja pacjentka po raz kolejny dzisiaj karmi swoje kotki....wyimaginowane kotki.
Nie oburza mnie już to..nie śmieszy...nie pukam się w czoło....nie naśmiewam.
Wracam wspomnieniami do innej mojej pacjentki, która co kilka dni informowała mnie, że właśnie wróciła z randki.
Pierwszy raz gdy to usłyszałam był dla mnie momentem zakłopotania, zaskoczenia....ale już za chwilę wzięłam ją za rękę i pytałam...." a z kim"'..."a jaki On jest"..."czy jest w nim zakochana"....? - a Ona podekscytowana przez godzinę opowiadała mi o swoim wybranku...o przetańczonej nocy.
To dzięki niej nauczyłam się akceptacji. Przestałam wreszcie zwalczać demencję a zaczęłam płynąć z nurtem. Zrozumiałam wreszcie, że "walcząc" o to co rozsądne czasami muszę też zrezygnować.
Bo to nie pacjent ma się do mnie dostosować, tylko ja do niego.
Często przeglądając fora internetowe dla opiekunek zauważam prześmiewcze opisy zachowań pacjentek, zauważam ich przeświadczenie o wyższości oraz nadmierną autorytarność opiekunów. Zauważam burzącą interwencję spokoju seniora w imię przestrzegania rytmu codziennej opieki. Czy też obarczanie pacjenta z demencją odpowiedzialnością za jego zachowanie często sprzeczne z normami społecznymi. Jakże często dostrzegam arogancję myślenia, że są posiadaczkami prawdy absolutnej.
Dlaczego wiele opiekunek próbuje "na siłę" wychowywać pacjenta aby robił to co opiekunka mówi czy wręcz nakazuje.?
Dlaczego nie próbują zrozumieć demencji?...to nie jest przecież aż tak trudne...wymaga tylko myślenia akceptującego.
Dlaczego nie chcą mieć oczu i uszu otwartych na inne możliwości ?
W tej trudnej pracy z pacjentem z demencją ważne jest aby działać taktownie, mądrze i z dużym wyczuciem...
Ja też się tego uczyłam...i uczę się nadal płynąć z nurtem...

pora kolacji....a moja pacjentka nadal karmi swoje kotki....
wstaję i powoli podchodzę do mojej pacjentki...pomagam jej karmić kotki....
pytam czy starczy nam karmy na jutro....czy trzeba kupić nową porcję...
Ilse podaje mi do ręki wirtualną karmę dla kotów...karmimy teraz już obie...te biedne ,małe kotki...
to co ,że to pora kolacji....tym razem zjemy ją później....

  / EE/



sobota, 12 sierpnia 2017

Rewolucje



"Magda Gessler od lat przemierza cały kraj zmieniając oblicze polskiej gastronomii". Ale Pani Magda i Jej program "Kuchenne Rewolucje"zmieniła także mnie. Pokazała mi, że nawet w tak prostej czynności jak podanie komuś posiłku, zaproszenie do stołu jest sposobem na okazanie komuś szacunku, dbania o jego godność. I nie ważne czy podamy kawior czy chleb ze smalcem. Ważne jak podamy. Czy podany chleb, przechowywany był w lnianej ściereczce a smalec wykonaliśmy sami z najlepszych produktów czy też poczęstowaliśmy marketowym byle jakim chlebem. z data ważności do 2020 roku i smalcem, który leżąc w naszej lodówce przesiąkł zapachami czterech pór roku. Bo to czym częstujemy naszych domowników, naszych gości jest właśnie okazaniem naszego szacunku. Tak samo jest i w restauracji. Gdy otrzymany "flejtuchowe" danie od razu wiemy na ile gospodarz jak i kucharz darzy nas, klientów szacunkiem. Potrafimy o tę godność walczyć na ulicach, biorąc udział w różnych demonstracjach. Krzyczymy wtedy głośno i dobitnie ale w zaciszu domowym rzadko kiedy o ten szacunek dbamy.
I tego właśnie nauczyły mnie programy Magdy Gessler. Poza umiejętnością np. wyfiletowania karpia nauczyłam się okazywać ale i wymagać szacunku od innych.
Jako opiekunka osób starszych bardzo często odwiedzam niemieckie domy, gospodarstwa domowe. Odwiedzam także i kuchnie..bo to tam właśnie przygotowuję posiłki dla moich podopiecznych. I zdarzyło się, że zastałam brudne, wiekowe patelnie, obsmarowane mazią niewiadomego pochodzenia. I zwracając się od razu do członków rodziny poinformowałam, iż nie przemierzyłam 600 km po to aby czyścić stare, zniszczone i zapuszczone brudem garnki. Że nie jestem renowatorem antyków ale opiekunką i jeśli pragną zdrowych posiłków dla swojego rodzica żądam czystych garnków. I poczułam się jak Magda Gessler...może nie jak "kontrowersyjna" ale na pewno "bezkompromisowa" Magda Gessler. Ktoś mi powie..."tak ciężko było Ci umyć garnki?'....Nie nie było mi ciężko...tylko tak Jak Magda Gessler jadąc z pomocą nie czyści brudnych garnków, tak samo i ja, jadąc jako opiekunka do starego człowieka mam prawo wymagać aby moje stanowisko pracy / w tym kuchnia/ była przygotowana na moje przybycie. Bo to też oznaka szacunku jaki rodzina ma wobec mnie. Bo często stan naczyń, świadczy o lenistwie a później żądając wyszorowania ich przeze mnie także o cwaniactwu. I tego nauczyły mnie Kuchenne Rewolucje..
Często w komentarzach na profilu Magdy Gessler czytam wypowiedzi podszyte złośliwością, zawiścią. Skąd ja to znam?...Prowadząc tego mojego bloga znam smak tych komentarzy. Bo Polacy to taki dziwny naród...ledwo otworzy oczy już krytykuje, już ubliża i w każdym dobrym, ludzkim geście doszukuje się kłamstwa, oszustwa, hipokryzji itd. Kraj w którym dobro należy zniszczyć..bo kole w oczy, bo drażni. Nie ważne, że Magda Gessler sprawia swoimi programami, że wielu restauratorów dopiero teraz zaczyna pojmować i dostrzegać jaka odpowiedzialność na nich spoczywa. Nie ważne że nam klientom uzmysławia, ża mamy prawo żądać smacznych i przede wszystkim zdrowych potraw. Ze można i to z korzyścią dla obu stron. To wszystko dla wielu nie ważne, nieistotne. Trzeba krytykować, często tym krytykanctwem maskując własne niepowodzenia, ignoranctwo czy wręcz niechlujstwo życiowe. Krytyka sięga nie tylko meritum programu ale już naruszając dobra osobiste dotyka wyglądu tj. uczesania, ubioru, mowy itp. A przecież już pomijając fakt, że ta krytyka rzadko jest obiektywną oceną, to przecież nie ważne jak się ubieramy, nie ważne ile mamy w tali, czy nosimy okulary czy też nie....na koniec naszego często długiego "dnia"...wszyscy jesteśmy ludźmi !
Szkoda, że tak wielu ludzi o tym zapomina i koncentruje się bardziej na niszczeniu niż budowaniu.
" Kuchenne rewolucję ogarnęły całą Polskę"...dotarły do mojej jeleniej Góry...i do mnie...skromnego telewidza czekającego na kolejny odcinek tego programu. Czekajacego na kolejne spotkanie z Magdą Gessler.
/EE/


czwartek, 10 sierpnia 2017

Ważne informacje



Na prośbę wielu Pań ponownie podaję ważne informacje pomocne nam Opiekunkom Osób Starszych.
"Delegowanie to najczęściej spotykana forma zatrudnienia opiekunek z Polski w Niemczech....
Przyczyną problemów opiekunek jest generalnie brak dostatecznej o podstawowych zasadach delegowania pracownika za granicę. Opiekunka pracując w Niemczech jako pracownik delegowany podlega polskiemu prawu pracy,tzn. mi.in. że jest ubezpieczona w polskim ZUS, w Polsce firma odprowadza za nią składki ubezpieczeniowe oraz podatki od jej zarobków. Opiekunki otrzymują zwrot kosztów pobytu. Nie muszą wcale pisemnie wyrażać zgody na wypłacanie diet, gdyż takie świadczenie im się po prostu należą.
Delegująca opiekunkę agencja musi ponadto przestrzegać standardy prawa niemieckiego dot. mi.in. wynagrodzenia. Stawka godzinowa wynosi 7,50  /przyp.EE- landy wschodnie/ - 8,50 euro /landy zachodnie -przyp.EE/....
Ważne: Każdy pracownik delegowany musi ze sobą zabrać z ZUS zaświadczenie "A1",które jest w Niemczech warunkiem prawomocnego oddelegowania....
Przydatne adresy - tu otrzymasz odpowiedzi na pytania!
Jeśli chcesz się poradzić przed przyjazdem do Niemiec, lub uzyskać pomoc psychologiczną w czasie pobytu w Niemczech dzwoń pod nr tel.: 0800 99 55 600 (tylko z Niemiec) i zajrzyj na stronę "FairCare". Tam znajdziesz informacje w języku polskim.
Porady w języku polskim możesz też uzyskać w poradni związkowej DGB "faire Mobilitat" w Berlinie. E mail: beratung-eu@dgb.de lub sylwia.timm@dgb.de, tel.(+49) 030 - 21016437."

Barbara Collen /aut./ DW 28.12.2013


Mam nadzieję, że jednak żadna z nas takiej pomocy potrzebować nie będzie.
/EE/


Fotki



Godność. To coś, co każdy chce posiadać. To coś, o co codziennie walczymy.  Wymagamy tego od innych, Agencji, rodzin niemieckich, od podopiecznych. Wymagamy aby okazywali nam szacunek za ciężką pracę. Każdy dzień jest walką o zachowanie godności lub jej umacnianie.
Ale szacunek należy też umieć okazać innemu człowiekowi, nawet temu często bezbronnemu i złamanemu przez chorobę. A może nawet właśnie tym bezbronnym należy okazać go jeszcze więcej.
Na nas na opiekunkach spoczywa ciężar ogromny....bo poza umiejętnością "zmiany pieluchy", poza umiejętnością ugotowania to MY - Opiekunki stoimy na straży ochrony godności naszego podopiecznego. Bo często ten nasz podopieczny sam ochronić się już nie umie, nie potrafi.
Ale niestety są wśród nas Opiekunek ...kobiety /celowo z małej litery/dla których samo słowo godność brzmi obco. Nie dość,że nie dbają o własne dobre imię to jeszcze nadszarpują godność chorego, starego człowieka. Narażają go na pośmiewisko w necie bo wstawianie fotek podopiecznego na fb  pociąga za sobą właśnie takie niebezpieczeństwo. Bo zdjęcie podopiecznego z chwilą wstawienia go na fb staje się własnością ogółu i każdy z tym zdjęciem może zrobić co chce. I o ile wstawienie fotki z wizerunkiem naszej podopiecznej  jest karalne to o tyle udostępnianie go czy tez przerabianie go już nie. Jak czułaby się każda z nas gdyby jej fotka krążyła po necie nieraz z idiotycznym tekstem?
Często te rozkoszne, rozchichotane "betrojenki" mówią ale "babcia" pozwoliła. A cóż może wiedzieć stary, schorowany często demencyjny nasz podopieczny o zagrożeniach jakie są w necie. Bo internet to potężna broń...niesie ze sobą wiele dobra ale i w takim samym procencie niesie także zło.
Wczoraj na jednej rozchichotanej grupie po raz kolejny atrakcją dnia było zdjęcie podopiecznego wraz z opiekunką. Mimo, że tak wiele profesjonalnych portali ot. choćby jak "Opiekunki24" , mimo, że często same Panie Agentki ostrzegają i proszą...mimo, że wiele profesjonalnych, uczciwych Opiekunek komentuje i o tym mówią..... nadal wśród nas są bezmózgowe , bezmyślne a czasami wręcz głupie "betrojenki", które "bawią" się kosztem naszych podopiecznych.
Ja już pomijam, że często zanim wstawią taką fotkę, to "udekorują" starą, chorą kobietę na "burdel mamę"..ale co tam..."zabawa trwa".  Często i u samej Opiekunki brak samokrytyki bo na zdjęciu wygląda jak Baba a nie Kobieta udowadniając tym samym, że o godności bladego pojęcia nie ma. Pomijam, że taka "betrojenka" już dawno pewnie stała się pośmiewiskiem u Niemców..ale psuje wizerunek każdej szanującej się Opiekunki, psuje wizerunek Polki.
Opuściłam wczoraj tę żenującą grupę ostrymi słowami żegnając pseudo -opiekunki bo o ile mogę zrozumieć zdesperowane Panie pracujące za 800 euro, potrafię zrozumieć nawet powody pracy w ogródkach to przyzwolenia na bezmyślność, głupotę , wręcz prymitywizm " betrojenek" u mnie nie ma i nie będzie. I nie zmienię swojego zdania nawet gdy jakieś Bartoszewskie, Nowackie czy inne pseudo-opiekunki złośliwymi komentarzami będą próbowały mnie obrazić czy wręcz grozić. Pomijam ,że śmiesznie brzmią w ustach takiej "galerianki" lekcje elegancji jakich udziela mi na stronie. Chyba, że to dalsza część ich "zabawy" bo skoro brak u nich podstawowych zasad humanitaryzmu, brak poszanowania dla starego człowieka to czegóż się można jeszcze po takich indywiduach  spodziewać.
Szanujmy naszych podopiecznych, dbajmy o ich godność bo czasami nie mają już nic więcej.
A jeśli już tak bardzo nudzi się jednej czy drugiej pseudo-opiekunce to niech zerknie do lustra....i wtedy patrząc na swoje odbicie niech zacznie się śmiać bo drugiej takie kretynki ze świecą szukać.
/EE/
na zdjęciu jedna z opiekunek/fotka z netu/

środa, 9 sierpnia 2017

Cwaniactwo rodzin



Nowy dom, nowa rodzina. Przybyłam tutaj jako pierwsza Polka. Witają mnie bardzo serdecznie dzieci podopiecznego. Po kilkunastu minutach zaczynam pytać o zakres moich obowiązków. Mam świadomość,że to miejsce nie będzie lekkie (podopieczna jest po operacjach nóg, ręka niesprawna, wysokie ciśnienie i demencja ,która z czasem okaże się odmianą agresywną). W trakcie gdy syn oprowadza mnie po domu informując przy tym o moich obowiązkach, nagle pokazuje mi leżącą na podłodze tzw. "matę sygnalizującą" , która służy do tego aby zwłaszcza nocą zasygnalizować mi "mamusine wstawanie" co zdarza się kilka razy w nocy. Syn wyraźnie zadowolony z posiadanego wynalazku a ja słucham i nie dowierzam . Czyżby znowu agencja mnie okłamała, przecież wyraźnie prosiłam o miejsce bez pracy nocnej.
Jestem zła, wręcz wściekła ale na bezczelnego i z uśmiechem na twarzy odpowiadam synowi " to ładnie o Tobie świadczy, ta troska o Mamusię do której zawsze przybędziesz w nocy gdy usłyszysz "matę". I po chwili ciszy dodaję " bo ja w nocy nie pracuję".
Po kolejnych minutach pytam o czas wolny. Brak odpowiedzi, wręcz zdziwienie, bo nikt im nic nie powiedział. Informuję ich więc, że nikt ich nie musiał informować zakładając, że Rodzina zna niemieckie prawo pracy i tym samym doskonale wie, że wolno mi pracować tylko 40 godz. tygodniowo.
Kolejnego dnia rozmawiam z Agencją sądząc, że to ona z cedowała na mnie regulację mojego czasu pracy, ale okazuje się, że Agencja stanęła na wysokości zadania już w umowie informując o moim czasie pracy. W tym przypadku to rodzina sądząc, że trafiła na głupią Polkę próbowała na mnie wymusić brak wolnego czasu .
Pracuję już tutaj tydzień. Mam wolne - codziennie po obiedzie udaję się do syna informując, że zaczynam swój frei zeit. Rodzina już nie protestuje a wręcz przeciwnie mam wrażenie, że traktuje mnie z większym szacunkiem, dziękując mi za każdym razem gdy np. o 10 min skrócę ten swój czas wolny lub gdy w nocy wstając do toalety zajrzę do podopiecznej.
Dlatego czasami nie oskarżajmy agencje, że coś nam nie załatwiły ale same stanowczo mówmy "nie"  gdy uważamy, że rodzina wymusza, często przez swoje cwaniactwo, pracę która do nas nie należy.
To nie oznaka "braku serca", współczucia czy lenistwo. To szacunek dla siebie samego.
/EE/

wtorek, 8 sierpnia 2017

Marionetka



Czy nie macie Panie wrażenia, że gracie w dobrze wyreżyserowanym spektaklu?  Gdzie Wam przypada rola Marionetki. Mało tego jeszcze chwalicie reżysera, jeszcze dziękujecie reżyserowi a tak naprawdę reżyserka myśli tylko o kasie, o zysku....bo Marionetka to nie człowiek...Marionetka ma spełnić tylko swoje zadanie..potem można ją wyrzucić.
Jak to działa ?
Agencja ma umowę z rodziną X. Wysłała już tam 5 Polek, które albo zjechały wcześniej  albo po czasie horroru wróciły do domu by nigdy tam nie wrócić. Ot. zwyczajna "mina" a nie godziwe miejsce pracy.
Ale Agencja ma umowę..kasa leci..Szuka więc kolejnej naiwnej i tak oto pojawia się oferta..obrazek uśmiechnięty staruszek,uśmiechnięta jakaś Pani -opiekunka.I tekst:.."do przesympatycznego dziadka, sprawdzone miejsce,"  itd.itp. Znajduje się kolejna naiwna...jedzie...i już po kilku godzinach wie.."MINA". Dzwoni do Agencji i tu zaczyna się główna część spektaklu.
Agencja...rozumie, współczuje, obiecuje..jest wręcz oburzona i zdziwiona bo nic nie wiedziała. Zaraz będzie załatwiać i standardowe już " proszę wytrzymać" ja już dzwonię do koordynatora. I tak mija dzień za dniem. Opiekunka myśli,że Agencja w trosce o Nią czyni wszystko by Jej pomóc, bo przecież rozmawiała z nią, ba!. nawet słyszała zmartwiony głos w słuchawce a tym czasem Pani Agentka spokojnie popija kawkę z koleżanką...bo czas leci..kasa w drodze.
A wystarczyłoby tylko takiej Pani Agentce chwycić słuchawkę, wykręcić numer do rodziny i zdecydowanym głosem poinformować: " Nasz pracownik ma mieć wolne, przespane noce, ma mieć jedzenie i to natychmiast. W przeciwnym wypadku zrywamy umowę ze skutkiem natychmiastowym" i egzekwować tego sprawdzając jak najczęściej czy rodzina swoje zobowiązania spełnia należycie.. Tak się działa gdy martwimy się o kogoś, chcemy pomóc wiedząc, że ten ktoś .potrzebuje natychmiastowej pomocy. Działamy natychmiast !.

Ale nie Agencja..bo Agencja najpierw myśli o kasie...Marionetka musi jeszcze wytrzymać.
I tak mija 3 tygodnie..Polka na skraju wytrzymałości..ale nadal wierzy,że Agencja tam w Polsce robi wszystko by Jej pomóc bo Pani Agentka codziennie dzwoniąc utwierdza ją swoimi "och, tak mi przykro, proszę jeszcze trochę cierpliwości, my robimy wszystko" , że rzeczywiście pomoc nadchodzi.
Kolejna część spektaklu to nie stracić raz złowionej Polki. Więc jak mija te już 2-3-4 tygodnie nagle Agencja dzwoni ,że przeniesie umęczoną Polkę na nowe miejsce, które notabene nie zawsze jest lepsze na kolejne 2 miesiące. Polka uszczęśliwiona..bo jaka troskliwa Agencja. Zrozumiała jej niedolę, pomogła. I padają już na grupach te wszystkie achy i ochy jaka to wspaniała Agencja. Jakaż troskliwa.Pomogła.
a Agencja ...liczy kasę.Bo i ma co liczyć. 3 tygodnie na minie , Polka zwerbowana nie na 2 miesiące jak było w umowie ale na 3 więc nadal będzie pracowała na te kawusię Pani Agentki....a i sama Agentka szczęśliwa..no bo przecież pomogła utrapionej.
                                                              
                                                                  
                                        " Jak się nie nudzić na scenie tak małej,
                                         Tak niemistrzowsko zrobionej,
                                         Gdzie wszystkie wszystkich Ideały grały,
                                         A teatr życiem płacony -"
                                                                            (Cyprian Kamil Norwid)


                    ...tak..ten teatr w reżyserii Agencji przypłacają Opiekunki życiem, zdrowiem.
                           Ot Marionetki w teatrze.
                     /EE/



niedziela, 6 sierpnia 2017

Boję się




" O czym myślisz" - pytam.
Cicho odpowiada..."boję się"
Czego się boisz ?...widzę Jej łzy...
pytam ponownie..."czego się boisz" ? ..." czy boisz się "jutra", przyszłości ?
Płacze...ale jednak słyszę odpowiedź .."tak"
Ogarnia mnie współczucie...dostrzegam nagle, że gdzieś tam w samym środku moja pacjentka nadal czuje.

Przerażają mnie takie chwile...ale często też przeraża mnie stosunek rodzin do pacjenta.
...albo zaprzeczają, że dzieje się coś złego,
...albo uznają swojego rodzica za kogoś, kto już odszedł albo przestał być człowiekiem.
a ja wiem...że żadna z tych opcji nie jest właściwa...bo rzeczywistość znajduje się gdzieś pośrodku/

Moja pacjentka płacze...chwyta się za głowę...jakby nie mogła uwierzyć w zmiany jakie w niej zachodzą...
boi się...
boi się własnej przyszłości...

/EE/ 





sobota, 5 sierpnia 2017

Nie błaznuj !!!



Często czytam w komentarzach...."U mnie na szteli panuje rodzinna atmosfera", "Mnie traktują jak członka rodziny" itp. lub wręcz opowieści o całowaniu, pieszczeniu czy wręcz spaniu z podopieczną, łaskotkami i żartami.
I powinnam teraz zacząć krytykować, ganić ale nie zrobię tego. Zamiast tego opowiem mój fragment historii..
Po dwóch latach mojej pracy, gdy to przejmowałam się każdą zrobioną kupką pacjenta, zjedzonym lub nie posiłkiem..gdy przeżywałam każdą obelgę i histerię podopiecznego...gdy głaskałam, przytulałam mojego pacjenta, nagle zjechałam do domu na urlop. I tradycyjnie jak zawsze poszłam do mojego lekarza -kardiologa, notabene przyjaciela Rodziny, który szykuje mi ekwipunek w postaci leków na drogę, dba o mnie i bywa nie tylko moim lekarzem ale i często spowiednikiem.
Weszłam jak zawsze..głowa w górze, uśmiechnięta...Po kilku minutach naszej luźnej rozmowy nagle huknął na mnie " kuźwa Ewa, co Ty wyprawiasz ?!". Otwieram szeroko oczy ze zdziwienia....i nagle zaczyna się tyrada : "jak ja bym się tak przejmował emocjonalnie swoimi pacjentami to już bym był 3 metry pod ziemią. spójrz na siebie...kąciki ust Ci drgają, mówisz pospiesznie..co Ty Ewka wyprawiasz ! Jedziesz do pracy, do obcej osoby która potrzebuje pomocy i tylko to rób. Emocje i egzaltacje zostaw w domu..tam masz pracować a nie uprawiać pieszczoty, przejmować się humorami i egoistycznymi zachowaniami starych ludzi. Twoje emocje wcale nie sprawiają ,że jesteś dobra ale pokazują ,że jesteś głupia, nierozsądna i teraz jeszcze znerwicowana. Tylko wtedy gdy emocje schowasz do kieszeni możesz stać się dobrą opiekunką bo będziesz zrównoważona, spokojna a co za tym idzie będziesz podejmowała rozsądne decyzje".
...Ale ja chciałam aby było miło, sympatycznie, aby mnie podopieczna lubiła...mówię niepewnie.
Lekarz puka się w czoło dając mi do zrozumienia że zasługuję na młotek.  " Ty nie jedziesz pracować jako cyrkowiec i aby zabawiać Niemców..jedziesz sprawować opiekę..i tylko to rób. Nie przejmuj się kupkami, smarkami, jadł czy nie...Ty przygotuj posiłek smaczny i zdrowy i go podaj, możesz zachęcić ale nie błaznuj. Problem z kupkami...? poinformuj rodzinę, lekarza..bo to ich problem nie Twój. I najważniejsze......Oni nie mają Cię lubić tylko szanować, słuchać i akceptować".
Zmądrzałam. Fakt najpierw byłam wielce na mojego lekarza obrażona..bo jak śmiał..ale gdy opadły emocje zrozumiałam co chciał mi powiedzieć.
Zmądrzałam i tę moją nową mądrość zaczęłam stosować w praktyce i gdy parę miesięcy później na jednej ze szteli córka podopiecznej zwróciła się słowami "Ewa dlaczego nie całujesz Mamusi na dobranoc" to bez żadnej krępacji, bez żadnego zażenowania odparowałam " bo ja mam kogo całować w Polsce..a tutaj od całowania Mamusi jesteś TY".
Morał mojej historii?.....Nie błaznujmy, nie starajmy się być za wszelką cenę rozkoszni ale bądźmy profesjonalnymi, opanowanymi i pewnymi siebie opiekunkami. I tę pewność siebie przypadkiem nie mylmy z apodyktycznością bo to dwie różne rzeczy.
/EE/