poniedziałek, 31 lipca 2017

Dbajmy o najbliższych



Wyjeżdżamy do pracy za granicę, gdy zmusza nas do tego sytuacja życiowa. Bywa ,że od rodziny, partnera, osoby bliskiej sercu dzielą nas tysiące kilometrów.
Pamiętam jeszcze 10-15 lat temu Polacy wyjeżdżali do pracy by znacznie poprawić sobie jakość życia.I wyjeżdżali głównie mężczyźni.Teraz sytuacja się zmieniła...za granicę coraz częściej jeździ się po to, żeby po prostu zarobić na życie, na bieżące wydatki...i coraz częściej to właśnie kobieta.
Bo dzisiejsze Polki to pewne siebie kobiety, zaradne kobiety. W trudnych sytuacjach to one właśnie pakują walizki i jadą za chlebem.Mimo jej siły..to jedna z najtrudniejszych dla Niej decyzji..bo zostawia ..dzieci, męża, starszych rodziców.
Dla związków partnerskich to ciężka próba..i niestety nie da się ukryć, że wyjazdy "za pracą" mają wpływ na coraz większą liczbę rozwodów i rozstań.
Jak zatem dbać o związek..kiedy dzielą nas tysiące kilometrów.>?Pielęgnowanie uczucia na odległość to niestety wyzwanie.Ważne jest aby wzajemnie przypominać sobie ..jaki był cel wyjazdu...i że ta sytuacja jest tylko przejściowa..
Dobrze jest często w rozmowach omawiać najbliższe i te dalsze plany....
Bardzo istotne jest aby zrezygnować z prób wzajemnego kontrolowania siebie..bo zamiast się sprawdzać lepiej postawić na zaufanie.
Często powinnyśmy także pisać do siebie miłosne sms-y,listy bo one utrzymują głównie tę bliską więź między partnerami.
Żyjcie tu...i teraz....bo żeby być nadal blisko, rozmawiajcie o zwykłych sprawach....
Ja wiem..najlepiej jak mamy idealnego faceta który zapewni nam luksus bez niepotrzebnych wyjazdów....ale czy naprawdę ambitną, pewną siebie kobietę to usatysfakcjonuje ?
fakt...ja zawsze powtarzam, że wymarzony mężczyzna powinien zapracować na chleb...a kobieta niech zarabia na bułeczki..
Pamiętajmy więc o najbliższych aby nie spotkała nas sytuacja gdy kiedy już będziemy miały zapewniony ten chleb...to wtedy do pełni szczęścia będzie nam brakowało tylko uśmiechniętych, zakochanych oczu naszego mężczyzny..
/EE/ 



niedziela, 30 lipca 2017

Opiekunka to nie misjonarz

Jestem opiekunką.
Nigdy nie przyszło mi do głowy , że mam jakąś misję do spełnienia w Niemczech. Bo moja praca nie jest i być nie może misją, póki biorę na nią wynagrodzenie. Mogę lubić moją pracę, mogę ją wykonywać z pasją..nawet mogę powiedzieć że moja praca jest moją pasją ale na pewno nie misją.
Bo misja to jakiś priorytet a w moim przypadku i wszystkich innych opiekunek priorytetem jest wynagrodzenie. Dlatego tutaj jestem, w Niemczech. Dlatego często znoszę obelgi, niegrzeczne komentarze.
Misja to także jakieś zadanie do spełnienia. Owszem..kolejarz też ma zadanie do spełnienia..dowieźć mnie do stacji docelowej..i on też może powiedzieć ,że ma misję tylko czy to nie brzmi śmiesznie, groteskowo wręcz górnolotnie ?.  I może świadczyć nie o jego dobrym sercu ale o zwykłej próżności.I mówią tak na ogół osoby zakompleksione i niedowartościowane.
Jeśli ja już mam jakieś zadanie do spełnienia, jakąś misję to co najwyżej przywieźć do domu kasę.
O misji mogą mówić księża, zakonnicy delegowani np. do Afryki. I nazywamy ich wtedy misjonarzami...ale kto delegował Panią X czy Y do Niemiec? - co najwyżej bezrobotny maż ? Nawet jeśli zmusił nas do wyjazdu to tylko dlatego, że liczy iż małżonka przywiezie dla niego kasę. Nawet przez myśl mu nie przyszło aby żona harowała za darmo. A już nawet w najstraszniejszych snach nie pomyślał, że żona pełni jakąś misję.
Bo nawet On wie..że co jak co ale w Polsce już mamy nadmiar świętych i męczennic.

I ja także nigdy nie dążyłam do świętości...Staram się najlepiej jak potrafię wykonywać swoją pracę, doszkalam się ale nie po to aby być misjonarką ale aby zostać profesjonalną opiekunką. I to jest mój cel...ale też nie misja.
 A co niektórym Paniom ,które mimo wszystko dążą do świętości doradzam znaleźć sobie chłopa.
 /EE/








sobota, 29 lipca 2017

Chory nadal ma swoją godność

 
 
Różnych miewałam pacjentów...często w myślach im złorzeczyłam...zwłaszcza gdy bywali złośliwi, niegrzeczni...
siedzę teraz z moją pacjentką...kolejna gra..tym razem "chińczyk"...jestem już zmęczona tym "chińczykiem"...podnoszę głowę i przyglądam się mojej starej, chorej pacjentce....jaka jest...jak żyje i jaki czeka ją jeszcze los..
próbuję postawić siebie na jej miejscu...przerażające myśli odsuwam na bok...o czym myśli?...czy ma jeszcze marzenia?...co odczuwa?....jak mnie postrzega?...bo przecież mimo tej swojej choroby-demencji- jakiś ten swój rozum ma.
pacjentka podnosi głowę...patrzy na mnie...jakby się lekko uśmiechnęła...
a może teraz tak mi się przyglądając myśli.
"znowu mnie obserwujesz?...Co widzisz ty, która się mną opiekujesz?..Kogo widzisz?.  Co myślisz gdy tak patrzysz?...Co myślisz gdy wychodzisz...i co mówisz, kiedy o mnie opowiadasz?
Czy widzisz starą, zgorzkniałą złośliwą kobietę...trochę zwariowaną i jej błędny wzrok, który zaświadcza o mojej chorobie. Kobietę...która brzydko je, często się ślini i mlaska..?
A może widzisz kobietę, która mówi gdy winna milczeć i..milczy gdy ją o coś pytasz? Ciągle brudzi, przekłada i gubi swoje rzeczy. Kobietę, która zapomina, nie wie jaki jest dzień...czy wieczór czy rano?
Czy taką mnie widzisz?
A czy pomyślałaś, że i ja byłam kiedyś dzieckiem? Miałam kochanych rodziców. Mając 17 lat goniłam swoje marzenia .
Miałam męża i dzieci. Miałam ciepły dom.
A teraz?...jestem stara. Medycyna tak nierozważnie wydłużyła nam życie....ale nie o czas młodości....wydłużyła nam starość a natura?
..natura jest okrutna...i sobie ze mnie teraz drwi. Ciało mnie zapomina i w miarę jak przybywa mi lat moje serce zamienia się w kamień.
Ileż mi jeszcze zostało tych dni...dni cierpień i upokorzeń?"

...tak może myśli moja pacjentka...
takie może miała życie...a może jej wzrok wpatrzony teraz we mnie próbuje mi powiedzieć abym otworzyła szerzej oczy...by dostrzec to..co niewidzialne.
Ileż twarzy,ileż oczu,ileż załamanych rąk ja już widziałam..
Na co patrzymy? - Na zmarszczki, nasze lęki,wahania.
Gdybyśmy zamiast tego nauczyli się przyglądać ich snom...biciom serca ale i uczuciom ,które w nich się jeszcze tlą o ile znośniejsza byłaby nasza praca...a i świat wokół nas stałby się piękniejszy..

Uśmiecham się lekko do mojej pacjentki...i zaczynamy grać...kolejny raz..w "chińczyka".
 /EE/ 


piątek, 28 lipca 2017

Koordynator



Za oknem kolejny deszczowy dzień. W sumie nie przeszkadza mi i tak całe dnie i noce siedzę w domu. Praca bez przerwy bo w czasie przerwy mój podopieczny potrafi nagle wstać..by za chwilę kolejny raz się przewrócić. Wiec jestem na straży.
Telefon...w słuchawce słyszę głos syna...mieszka od nas ponad 600 km. Przeprasza mnie, rozumie moje zmęczenie, mój brak wolnego. Informuj mnie, że "bombarduje" go PflegeTeam ,że tak dłużej być nie może abym pracowała w dnie i noce. Informuje, że przyjedzie na weekend...że On sam zdaje sobie sprawę, że dłużej taka sytuacja trwać nie może.
Jest mi cieplej na sercu...że jest ktoś kto pomyślał o mnie...pielęgniarki, syn podopiecznego...a gdzie Agencja?
Mija kolejnych parę godzin. Dzwonek do drzwi...Otwieram i widzę ...koordynator. Trzy tygodnie zajęło mu pokonanie 45 km aby mnie odwiedzić. jestem zniesmaczona jego widokiem. po co przyjechał teraz?...A On stoi, uśmiechnięty, zalotnie do mnie mruga. Witam go "jak to miło, że Pan od czasu do czasu przypomni sobie o swoich zobowiązaniach wobec Polki". Odpowiada.."miałem inne sprawy". No tak.."inne sprawy" a czas biegnie..to mój trzeci tydzień bez żadnej reakcji ze strony Agencji, koordynatora. Czas biegnie, kasa leci..tylko ta nieszczęsna Polka.
Wchodzi do kuchni...nie częstuję go ani kawą ,ani ciastkiem. Informuję po raz kolejny o pracy w nocy, braku wolnego bo 7 godzin na tydzień, które mam to obowiązkowe zakupy.
I nagle słyszę.."dobrze", poszukamy nowej polki na Pani miejsce". Prawda jakie to proste - myślę. Nie ta, to inna. w końcu jakaś zdesperowana wytrzyma. Nie będzie się skarżyć, nie będzie żądała  interwencji koordynatora w przypadku trudności.
 A czas biegnie, kasa leci.
Patrzę na Niego..znowu zalotnie się do mnie uśmiecha..ale do czasu gdy pada moje "kolejną Polkę chce Pan wsadzić na minę", "znowu nakłamie Pan kolejnej Polce". Nie czekam długo na odpowiedź, tym razem uwija się sprawnie.."jest pełno chętnych kobiet do pracy".
- chętnych może i tak ale nie głupich. Kobiety zaczynają się uczyć dbania o siebie, wiedzą, że pracuje się 40 godz. na tydzień -odparowuję.
Zaczyna się śmiać. jest pewny siebie ale i pewny, że znajdzie kolejną na moje miejsce.
Gwałtownie wstaję od stołu i rzucam "proszę natychmiast opuścić ten dom"...sofort ! -podnoszę głos.
Jest zdziwiony ale wstaje...cały czas się uśmiecha a mnie robi się słabo...
gdy już zamykam za nim drzwi....nagle zaczynam pełniej oddychać. Bo nagle w domu znowu jest czystsze powietrze.



czwartek, 27 lipca 2017

Opiekunka czy pomoc domowa



Kim my właściwie jesteśmy ?. Dla wielu to problem.
Ja na pewno jestem Opiekunką. Po pierwsze dlatego, że otrzymałam pracę z Agencji dla Opiekunek a nie Sprzątaczek a po drugie wykonuję bezpośrednie czynności przy podopiecznym tj.mycie, ubieranie itp.
Kilka razy zdarzyło mi się, że w umowie miałam wyraźnie zaznaczone "pomoc domowa" ale wtedy nie interesował mnie pacjent. Zajmowałam się tylko pracami typu gotowanie, czystość, prasowanie itp. Kilka razy miałam w umowie także " osoba do towarzystwa" więc wtedy piłam kawkę, oglądałam telewizję, włóczyłam się po restauracjach i rozmawiałam o "wielkich Niemcach" z moją podopieczną.

W tym roku miałam przyjemność zmieniać przemiłą, dobrą zmienniczkę Teresę. W swoim uwielbieniu dla pracy karmiła podopiecznego chorego na cukrzycę tortami. Najdelikatniej jak tylko umiałam zasugerowałam ,że może podarowałaby sobie te torty bo pacjent ma cukrzycę i tu padła odpowiedź " a co mnie to obchodzi. ja nie jestem lekarzem". Drążę dalej.." ale Tereniu jesteś opiekunką czyli sprawujesz nad nim opiekę a tym samym masz pomóc a nie zaszkodzić" i tu kolejna odpowiedź "ja nie jestem opiekunką tylko pomocą domową".
I pewnie byłoby na tym koniec tematu i dyskusji gdyby moja przesympatyczna Teresa jeszcze tego samego dnia nie weszła na fb i w jednej z grup nie napisała, że jest dobrą opiekunką.
Więc jak to jest?...kim była moja Pani Teresa? ....czy w zależności co bardziej jej pasowało tym była?
A może w dni parzyste opiekunką a nieparzyste pomocą domową?

O ile takie zachowanie uważam za cwaniactwo i to niskiego lotu o tyle uważam, że za ten stan rzeczy odpowiadają Agencje. To one dopuściły do sytuacji manipulowania nazewnictwem a tym samym manipulowania naszymi zakresami obowiązków.
Dzisiaj kilka moich mądrych komentatorek / mam szczęście u mnie na stronie FB tylko takie są :) / zasugerowały, że agencje winny nam na piśmie dawać nasz zakres obowiązków a jedna z nich na Jej zdecydowane życzenie taki zakres obowiązków otrzymała.
Ja przyznam się bez bicia....sama na to wcześniej nie wpadłam..ale rzeczywiście od dzisiaj takiego zakresu mojej pracy będę żądała. Skończy,że manipulowanie nami gdy to na miejscu okazuje się ,że mamy nie jednego podopiecznego ale dwóch, że dodatkowo mam wyprowadzać psa albo karmić kota itp. Przede wszystkim zaś będę miała świadomość kim jestem..Opiekunką czy Służącą .



środa, 26 lipca 2017

Deutsche pflegerin



Większość z nas miała z nimi kontakt. Przyjeżdżają do naszych podopiecznych by rozdzielić tabletki, by wykąpać, założyć elastyczne pończochy. itp.
gdy zaczynałam swoją przygodę jako opiekunka bardziej doświadczone opiekunki ostrzegały..."uważaj na nie", "są głupie a próbują rządzić" itp. Ileż razy w busie słyszałam wszelką krytykę, że źle robią, że nie umieją i oczywiście każda z Pań,która taką krytykę artykułowała robiła lepiej, sprawniej i dokładniej.
Jako małe dziecko byłam istnym dopustem bożym dla moich rodziców...a moja Babcia wtedy kiwała głową i mówiła "oj Ewa,Ewa...pokorne ciele dwie matki ssie"...nie słuchałam, wiedziałam lepiej..co tam babcine mądrości.
Jednak jadąc kilkanaście lat temu do pracy postanowiłam zastosować się do tych słów wobec deutsche pflegerin.
Byłam zawsze wobec nich uprzejma,często im dziękowałam za każdy drobiazg, doceniałam ich pracę i o tym im mówiłam. Często chwaliłam ich fachowość i mądrość..bywało ,że właśnie dla nich piekłam bułeczki /nie dla kochanych babć i dziadków / ale właśnie dla nich i częstowałam je słowami, że na pewno są zmęczone i głodne.
Nauczyły mnie bardzo wiele..mogę powiedzieć,że wszystkiego. Nauczyły jak podnosić pacjenta, jakie chwyty, jak umyć w łóżku, jak przesadzić pacjenta na wózek, jak podać insulinę itd./ kiedyś nie znałyśmy liftów, insulinę się podawało/ . To co umiem teraz zawdzięczam właśnie im. Poświęcały swój czas by mi objaśnić, wytłumaczyć. Często to one, stawały przed rodziną żądając pampersów, rękawiczek czy nawet wolnego. Robiły to za mnie..i dla mnie. Zdarzyło się, że raz przybiegła do mnie bo nagle niedaleko mnie ktoś potrzebował osoby do jednotygodniowej kąpieli starszej Pani. Pflegerin pomyślała o mnie, że może w wolnym czasie zechcę sobie dorobić.Kontaktowały mnie z innymi Polkami pracującymi w pobliżu.To one w końcu jako pierwsze powiedziały mi, że głównym moim obowiązkiem jest dbanie o siebie. Że to nie egoizm.
Gdy jest się z dala od domu...takie drobne nieraz gesty..jakże są bezcenne.
Teraz jestem w Oldenburgu...odwiedzają mnie codziennie 3 razy..I o ile ze wszystkimi jestem za "pan brat" o tyle jednej nie zaakceptowałam. Była wyniosła, trochę apodyktyczna. Nie lubiłam Jej i dawałam Jej to odczuć. Nieraz na jej "hallo Ewa" potrafiłam odburknąć tylko "hallo". I tak było do wczoraj, bo wczoraj, mój podopieczny /agresywna demencja/ nagle się zabarykadował w pokoju. Zamknął drzwi na klucz by za chwilę się przewrócić wraz z wózkiem.
Roztrzęsionymi rękami kilkakrotnie wybierałam nr telefonu do Pflegerin-team. I czekając na ich przyjazd latałam jak opętana od drzwi pacjenta do drzwi wyjściowych zerknąć czy już są.
Przyjechała właśnie ta...niesympatyczna Petra...W kilku słowach podałam stan faktyczny..a Ona bardzo spokojnie, bardzo opanowana zabrała się za swoje czynności. Przyniosła drabinę /sama, nie wydała mi polecenia 'przynieś mi" / by zerknąć od zewnątrz domu, przez okna na sytuację w pokoju pacjenta. Potem spokojnie wzięła telef. i krótko ale bardzo precyzyjnie poprosiła o pomoc pod 112. Nie biegała jak ja..nie panikowała, nie trzęsły się Jej ręce. Byłam oszołomiona tym widokiem, nagle stałam się taka "malutka" przy Niej. Gdy już wszyscy odjechali /straż, karetka/, gdy mój pacjent już leżał na sofie, podeszłam do Niej....i najszczerzej jak potrafiłam powiedziałam "przepraszam"..przepraszam, że tak Cię traktowałam, że byłam niemiła, że uważałam ,że moje 13 lat daje mi prawo do sadzenia ,że zjadłam wszystkie rozumy....że obserwując Ciebie...teraz, właśnie dziś uświadomiłam sobie, jak wiele czeka mnie jeszcze nauki aby choć trochę dorównać Ci kroku"
Popatrzyła na mnie, lekko się do mnie uśmiechnęła /pierwszy raz/ i powiedziała do mnie "Ewo, ja jestem pielęgniarką 24 lata,od 13 lat prowadzę ten Team-Pflegerin, więc to dla mnie normalna sytuacja. A Ty Ewo , Twoje 13 lat zaprawdę widać- jesteś toll". Wychodząc jeszcze się do mnie uśmiechnęła i podała mi swój nr telef. mówiąc " zawsze i o każdej porze do mnie dzwoń jak będziesz miała problem z dziadkiem. Przyjadę natychmiast".
Długo jeszcze stałam w drzwiach patrząc jak odjeżdża, uśmiechnęłam się i wyszeptałam...
"Babciu, kochana moja Babciu, znowu miałaś rację ,że pokorne cielę dwie matki ssie."
/EE/

wtorek, 25 lipca 2017

Szpitale niemieckie



Okolice Bremen. Odwiedzam moją pacjentkę w szpitalu.
Ładny, duży ceglany gmach. Ładne, nowoczesne korytarze. Ale już wchodząc na salę doznaję szoku...bo oto nagle cofnęłam się w czasie do lat powojennych. Łóżka szpitalne - metalowe (jak na poniższym zdjęciu). Aby pacjenci nie zrobili sobie krzywdy są obandażowane. Poza łózkami nie ma w nich nic jedynie maleńkie metalowe szafeczki. Brak telewizora. Jest możliwość posiadania telefonu ale jak się dowiaduje jest to tak droga usługa, że korzysta z niej niewielu.
Na jednym z łóżek rzucający się i krzyczący pacjent. Idę szukać pielęgniarki Głucho i pusto wszędzie. po około kwadransie wreszcie odnajduję pielęgniarkę. Informuję ją o krzyczącym pacjencie. Próbuje mi się tłumaczyć, że jest sama na oddziale a pacjentów tyle. Tego dnia już jej więcej nie zobaczyłam zaś pacjentowi pozostał tylko krzyk.
Kolejnego dnia miałam szczęście rozmawiać z ordynatorem oddziału. Nasza rozmowa zeszła na polską i niemiecką służbę zdrowia. Okazuje się, że w niemieckich szpitalach podobnie jak u nas panuje deficyt na personel pielęgniarski i podobnie także jak u nas zbyt nisko są opłacane.
Co do lekarzy zaś....mają się oni całkiem nieźle i w przeciwieństwie do polskich lekarzy nie muszą "skakać" z dyżuru na dyżur a z jednej szpitalnej pensji mogą bardzo, bardzo godnie żyć. Być może dlatego niezbyt często widuję tutaj w Niemczech prywatne gabinety. Dowiedziałam się także, że szpitale na ogół nie narzekają na brak środków na materiały opatrunkowe, pampersy itp.
Reasumując mogę stwierdzić, że te wielkie, bogate Niemcy też niestety o służbie zdrowia jakby zapominają. a często słyszane głosy jak to w niemieckich szpitalach jest super są często opowieściami przesadzonymi.
/EE/




poniedziałek, 24 lipca 2017

List od opiekunki i moja porada



nie śpię... 3 w nocy a ja nie śpię...
myślę nad wiadomością którą dostałam wczoraj od jednej z Nas...
oto ta wiadomość
"Witam serdecznie.Chciałam szczerze opisać moją pracę w DE jako opiekunka.Przyjechałam do pracy w opiece pierwszy raz we wrześniu ubiegłego roku bez znajomości jęz niem(nie potrafiłam policzyć do 10).Miałam opiekować się babcią,okazało się jak już przyjechałam,ze zastałam dziadka a babcie w szpitalu.Przywitała mnie oczywiście rodzina,coś do mnie mówili,a ja nie wiedziałam o co im chodzi.Na drugi dzień,kiedy wstałam zrobiłam dziadkowi śniadanie,a potem pokazał mi gdzie co się znajduje.Po południu przyjechała babcia ze szpitala,przywieziona została przez syna i córkę.Rodzeństwo wręczyło mi zakres obowiązków napisanych po polsku,gdzie wszystko miało odbywać się w/g rytmu i godz,czyli 7,30 śniadanie 11,45 obiad 15 kawa 17,30 kolacja.Ja zapytałam się czy będę miała przerwę,a oni popatrzyli na mnie jak na wariatkę.Do południa zanim przyjechała babcia ze szpitala zaczęłam plewić i oporządzać ich zaniedbany ogród,gdzie bardzo szybko im się to spodobało.Z chwilą,kiedy babcia przyjechała zaczęło się piekło,ponieważ ma agresywną demencje,to wyżywała się na dziadku,ale w większości na mnie,były momenty,ze noże fruwały.Nie potrafiła zakończyć dnia,chodziła spać nawet o 3 w nocy,kłóciła się z dziadkiem,oni nawet pobili się,było drapanie,szarpanie,a ja jak tylko chciałąm chociaż na 10 min pójść do swojego pokoju,to zaraz były komentarze.Mówiła mi żebym wracała do PL i to bardzo szybko,jak powiedziałam córce ,że ich mama tak się zachowuje to odpowiedziała,że widocznie jest pełnia księżyca i tak to wpływa na ich mamę.Sytuacja również jest nietaktowna z obiadami,wprawdzie przyjeżdż catering ,ale z dwoma obiadami,a oni czyli babcia i dziadek robią mi zrzutkę na talerz i tak jest do tej pory,ponadto z prysznica może korzystać tylko dziadek,jak mnie widzieli,ze korzystam z ich prysznica to oczywiście były komentarze.Ja mam do dyspozycji małą łazienke gdzie jest umywalka z zimną wodą i muszla kloz.Do tej pory nie mam wolnych godzin.Przeważnie jak wychodzę do swojego pokoju,to babcia wędruje zaraz za mną,czasami zrobi sobie po południową drzemkę,która trwa 1 godz.Nie są też zadowoleni jak rozmawiam przez tel z rodziną.Jężdżę tutaj bo mój jęz niemiecki jest jeszcze słaby i boję się żeby pojechać do innej rodziny.Wracając do posiłków,to oczywiście też jest wszystko wydzielone.Jęśli chodzi o dziadka ,to jest jeszcze więcej pracy przy nim niż przy babci,on jeżdzi na wózku inw. w prawdzie jest samodzielny,ale wieczorem muszę mu poświęcić około 1 godz czasu a przy tym nie potrafi normalnie rozmawiać tylko nan stop krzyczy lub mówi do mnie podniesionym głosem.To na razie tyle.Musiałam się komuś wyżalić.Pozdrawiam serdecznie i życzę spokojnej nocy.Proszę również o anonimowość"



 Długo myślałam jaką tu poradę dać..bo najłatwiej jest powiedzieć "spadaj stamtąd". To nie o to chodzi. Dobrze by było gdybys otwarcie im powiedziała czego żadasz ale po twojej wiadomości wydaje mi się ,że brak Ci jeszcze odwagi. Też taka byłam. Więc zaczniemy inaczej.
oto moja porada dla Ciebie.
Pamiętaj tylko takie czynności jak mycie, pomaganie w poruszaniu się, toaleta i czynności przy podopiecznym zawsze wykonujemy solidnie. Jesteś pflegerin czyli opiekunka / nie myl tego ze sprzątaczką, ogrodnikiem, czy konserwatorem zabytków takich jak strych czy piwnic/.
1. Weź głęboki oddech , przypomnij sobie dlaczego Polacy wygrali wojnę. Nie kochana, nie dlatego,że byli odważni ale dlatego ,że byli cwani i sprytni. Od dzisiaj i Ty masz być cwana i sprytna. Nie możesz przynosić Polakom wstydu.
2. Od teraz będziesz rozróżniać pracowitość od nadgorliwości. Jesteś pracowita. Nadgorliwość wyrzuć do kosza.
3.Nosisz przy sobie zawsze smartfona. Masz w nim apkę tłumacz polsko-niemiecki, jakąś głupawą gierkę i co tam jeszcze chcesz.
4. Skoro nie masz czasu na wytchnienie od teraz co pół godziny latasz do kibelka na 10 min. W tym czasie na kibelku uczysz się jednego słówka które może Ci się za chwilę przydać. Trochę sobie pograj. Jeśli Cię spytają co tak biegasz często...odpowiedz, że to pewnie te obiadki Ci szkodzą.
5. Nie ucz się wulgaryzmów...po pierwsze profesjonalna opiekunka nie przeklina a po drugie jeśli Oni do Ciebie brzydko mówią to pamiętaj "ludzie w niewiedzy żyją dłużej". Po co masz się dodatkowo denerwować. Na wulgaryzmy masz jeszcze czas.
6. w każdej wolnej chwili wysyłaj do wszystkich agencji swoją ofertę. Słuchaj co Ci oferują. Nie żądaj wielkiej kasy..czasem lepiej zarobić 100 mniej a mieć święty spokój. Proś o miejsce gdzie była już Polka.i proś o nr telef. do Niej. Nie bój się pacjentów leżących..wbrew pozorom to fajna praca...przynajmniej nie łazi za Tobą i nie smarka Ci do garnka. W końcu znajdziesz ofertę przyzwoitą. Nie bój się nowych miejsc.To może trochę potrwać więc przechodzimy do punktu.7.
7.Przy kolejnym posiłku jedz powoli.gdy zjesz oznajmij wszystkim, że nadal jesteś głodna. Patrz na nich uważnie..ich wyraz twarzy - bezcenny. Bedziesz miała co wnukom opowiadać a i sama w trudnych chwilach będziesz miała się z czego pośmiać. Pamiętaj tylko...abyś nie zjadła szybciej od nich, bo śą gotowi oddać Ci swoje resztki. Po kilku takich akcjach może będą zamawiać posiłek tez dla Ciebie.W wolnej chwili bombarduj telef. agencję i mów ze chodzisz głodna. Oni Cię w to gówno wpakowali..możesz postraszyć internetem, że to opiszesz...możesz także na ich stronach pisać że chodzisz głodna. Inne kobiety to czytają więc może agencja ze strachu przed antyreklamą coś z tym zrobi.
8. Jeśli chcesz na dłużej zniknąć z ich pola rażenia a kibelek Ci się znudzi...weź odkurzacz i idź jak najdalej od nich... Włącz go i sobie usiądź....zawsze to masz 15- 20 minut dla siebie.Jeśli robisz prasowanie w piwnicy...to prasuj...nie spiesz się....nawet jeśli przez -0,5,godz, wyprasujesz tylko 3 rzeczy..cóż zmęczona jesteś tak bez przerwy pracować.Nie bój się nie zrezygnują z Ciebie..doskonale wiedzą, że drugiej takiej głupiej nie znajdą a nawet jeśli pamiętaj juz dla Ciebie Agencje szukają nowej pracy.
9. Noce..Odniosłam wrażenie ,że nie sypiasz w nocy. Trzeba to zmienić. Wieczorem wyłączasz bejbifon /jeśli go masz/ , wkładasz watę do uszu i spisz. Nie martw się o nich..martw się o siebie. Jutro czeka Cię nowy dzień. Rano powiesz, że byłaś tak zmęczona że nic nie słyszałaś. Jeśli stać Cię w tej chwili na odwagę to uczciwie im powiedz, że w nocy nie pracujesz, jeśli nie..wata do uszu.
10. Gdy dziadek znowu zacznie na Ciebie krzyczeć powiedz spokojnym głosem że Ty nie jesteś głucha tylko głodna..odwróć się i idź do kibelka. Nie ważne,że coś miałaś zrobić przy nim..idziesz do kibelka. Jak trochę na Ciebie poczeka to może ochłonie.
Tak postępuj zawsze (kibelek) gdy zaczynają krzyczeć lub głupio komentują. Mówisz „idę do kibelka”- znikasz 10 min.
11. Od teraz nie myjesz się byle gdzie tylko z podniesioną głową wchodzisz do łazienki. Siedzisz tam pół godz.Umyta i wypachniona wychodzisz i przez parę sekund nie rozumiesz niemieckiego. Nie odpowiadasz na głupie komentarze tylko udajesz się do swojego pokoju. Pamiętaj głowa w górze...masz powód..jesteś czysta i z brudasami nie gadasz.
12. Rano wstajesz i masz telef.z agencji, że mają dla Ciebie pracę.
13. Oznajmiasz rodzinie że wyjeżdżasz. Ewentualnie gdy wiesz, że jako już sprytna Polka dasz radę wytrwać do końca to siedzisz tam. A potem wracaj do Polski i więcej tam nie wracaj. Masz nową pracę. Godziwą.

A poniżej na zdjęciu moje motto.
Każdy może je sobie zapożyczyć. W trudnych chwilach działa.
/EE/



niedziela, 23 lipca 2017

Życie codzienne opiekunek jest przeplatane łzami tylko świat tego nie widzi




Ostatnio na mojej stronie mówiłam, opowiadałam o tej ciemnej stronie pracy Opiekunki...o tej jakże często przemilczanej prawdzie.
Komentarze pod tymi postami potwierdziły moje przypuszczenia, że wiele z Nas nosi jakąś zadrę w sercu, zadrę która powstała właśnie w czasie pracy. Agencje oferując nam pracę wstawiają uśmiechnięte Babcie i Dziadków..uśmiechnięte Opiekunki co często nie ma się nijak do rzeczywistości. W grupach też bardzo często można przeczytać jak to jest cudownie, wspaniale, że to prawie jak urlop. Często są to opowieści wyssane z palca bo w rzeczywistości taka opiekunka bardzo często jest nie bardzo nawet wie jak się nazywa tak jest zmęczona.
Wczoraj wieczorem dość długo na priv rozmawiałam jedną z opiekunek. Opowiadała mi o swoich trudnych przeżyciach i wtedy sobie pomyślałam, że może właśnie na mojej stronie warto pisać i ukazywać światu nasze trudne chwile, nasze łzy wylewane często w samotności bo nie zawsze nawet mówimy o tym naszym rodzinom. Może właśnie dzięki tej stronie, naszym opowieściom nasz głos zacznie być słyszalny i brany pod uwagę przez Agencje. Dlatego zachęcam Was wszystkie do pisania do mnie na priw i opowiadania o swoich trudnych chwilach, o popełnionych przez Was błędach czy wręcz o kosztach zdrowotnych jakie poniosłyście przez pracę w opiece. Ja na podstawie Waszych zwierzeń będę tworzyć posty i ukazywać światu nasze drugie życie...życie w Niemczech, w obcym domu, wśród obcych ludzi. Oczywiście gwarantuje wszystkim anonimowość w postach bowiem będą ulegały zmiany imion, zmiany miast. Proszę jedynie o prawdziwe historie, nie przefarbowane.
Często takie posty będą się ukazywały poprzez mojego bloga...wtedy trzeba będzie kliknąć w link aby przeczytać całość. Niestety mam zobowiązania wobec bloga i nie zawsze mam czas napisać kilka postów i na bloga i oddzielnie na fb...też pracuję jako opiekunka, też bywam zmęczona.
Dzisiejszy tytuł posta "życie codzienne opiekunek jest przeplatane łzami tylko świat tego nie widzi" to komentarz jednej z Was..zapożyczyłam go bo najlepiej oddaje charakter mojej propozycji.
Z niecierpliwością czekam na wasze komentarze, na Wasze uwagi.


piątek, 21 lipca 2017

Doświadczenie na całe życie

Obserwuję Cię teraz gdy śpisz, gdy po dwóch tygodniach wstawania w nocy do Ojca i normalnego funkcjonowania w dzień nagle Twój organizm odmówił Ci posłuszeństwa.
Zal mi Ciebie, współczuję Ci ale jednocześnie czuję zadowolenie, że doświadczyłeś tego stanu, które przechodzimy często MY - Polskie Opiekunki.
Pamiętam dzień, gdy przyjechałam do twojego Ojca ( agresywna demencja w końcowym stadium, cukrzyca, wysokie ciśnienie )...Ty nagle powiedziałeś do mnie, że dasz mi do piwnicy, bo tam wyznaczyłeś dla mnie pokój, bejbifon abym w nocy mogła do Ojca wstać. Odmówiłam Ci, mało tego, uświadomiłam Ci, że w prezencie ode mnie i tak pracuję dłużej niż ustawowe 7 godz. dziennie.
Byłeś chojrak prawie dwa tygodnie...do dzisiaj, gdy nagle po kolejnej nieprzespanej nocy zasłabłeś.

Wczoraj doświadczyłeś jeszcze jednej przykrej dla Ciebie sytuacji. Po dwóch tygodniach, gdy po raz kolejny Ojciec zrobił Ci histerię..nie wytrzymałeś. Prawie rzuciłeś Ojca na Rollstuhl i zacząłeś na Niego krzyczeć. Nagle chwyciłeś się za głowę, tym co uczyniłeś i zawstydzony, przerażony wybiegłeś z pokoju. Nie zareagowałam, nic nie powiedziałam bo także znam ten stan, bo także go doświadczyłam...bo w każdym z nas drzemią emocje, te złe również i w sytuacjach dla nas bardzo trudnych, gdy dodatkowo towarzyszy nam zmęczenie graniczące z ludzką wytrzymałością nagle wybuchają z ogromną siłą. Nie wstydźmy się ich i nie obwiniajmy ..to tylko nasz organizm zareagował na zmęczenie.
Ja ten stan znam, przeszłam przez to gdy wciągu 13 lat mojej pracy /nie istniało prawo pracy więc często pracowało się w dzień i w nocy/ dwa razy uderzyłam swojego pacjenta. też się obwiniałam, też było mi wstyd. Dopiero parę lat później gdy przygotowywałam się do otwarcia strony internetowej Świat Demencji, specjaliści - psycholog, geriatra, filozof-etyk uświadomili mi, że to nie ja jestem złą opiekunką tylko organizm zareagował na brak wypoczynku.
Takie sytuacje na pewno przeżyło wiele z nas..ale syn mojego podopiecznego doświadczył tego dopiero teraz. Dzięki mojej asertywności poznał smak naszej pracy, smak naszego zmęczenia.
Mam nadzieję, że nie zapomni tej lekcji i zawsze już z dużym szacunkiem obdarzy każdą z Nas - Polską Opiekunkę.


sobota, 15 lipca 2017

Gdzieś tam...

Gdzieś tam na świecie jakieś dziecko umiera z głodu.
Gdzieś tam na świecie ktoś modli się o kawałek chleba.
Gdzieś tam na świecie, być może niedaleko mnie, ktoś prosi ,żebrze..
a Ty - dr medycyny, Ty który zniszczyłeś życie swojej żony, odepchnąłeś własne chore dziecko - teraz jako stary człowiek niszczysz życie własnego syna, manipulujesz nim, wołasz na Niego "sklave" (niem. niewolnik). Ty plujesz, rzucasz jedzeniem, gardzisz wszystkim, nie szanujesz nikogo.
Zawsze miałeś wszystko - a może nie miałeś nic, bo gdzieś w środku jesteś pusty.
"Kupiłeś" sobie żonę, by wpędzić ją w alkoholizm, gdy zabrałeś Jej dziecko by umieścić je w zakładzie bo psuło Twój wizerunek.
Ty gdy umierała na raka, wykrzyknąłeś: "jak to, była przecież 17 lat młodsza bo miała się mną kiedyś zaopiekować". To był dla Ciebie szok..ale nie dlatego, że kochana kobieta umarła ale jak śmiała umrzeć bez Twojej zgody. Zabrakło Jej, to teraz manipulujesz synem. Mimo, że jest prof.dr. hab. medycyny Ty nazywasz go niewolnikiem.
Teraz ja, jako pierwsza Polka przyjechałam do Ciebie.
Obserwuję Ciebie i widzę z jaki lekceważeniem traktujesz  Panie z pflegedienst, które przyjeżdżają do Ciebie trzy razy dziennie by podać ci insulinę, zmienić opatrunki..
Obserwuję Ciebie, z jaką  pogardą traktujesz lekarzy, których wzywa się codziennie . Bo codziennie urządzasz histerię. Tylko otworzysz oczy zaczynasz swoją grę, swoją zabawę.
I ja...przyjechałam do Ciebie aby ci pomóc. Aby Ci ugotować i podać świeży i zdrowy posiłek. Aby Ci uprzyjemniać dni..ostatnie Twoje dni.
To takie trudne.


czwartek, 13 lipca 2017

Pożegnania



 Rok temu pożegnałam na zawsze moją Przyjaciółkę..
Jest wiele sposobów na to aby odejść. Niektórzy podają sobie ręce.Inni machają na pożegnanie, jeszcze inni lubią uściski.
Są też tacy...jak moja przyjaciółka...którzy odchodzą w milczeniu.
a dziś?
Dzisiaj jest nowy dzień. Dzisiaj muszę ruszyć dalej choć odchodzenie nie jest łatwe, zwłaszcza dla tych którzy nie mają dokąd pójść ale wiem, że użalanie się nad tym co straciłam to kiepski sposób na życie. Może lepiej pomyśleć o tym co mogę podarować innym.
Bo nie ważne dokąd pójdę, ani jak szybko będę szła.
  A może trzeba komuś coś przebaczyć...o jakieś krzywdzie zapomnieć....i stawić czoła dzisiejszemu dniu.


niedziela, 9 lipca 2017

Agencje

Jutro kolejny mój wyjazd do pracy. Kolejna niewiadoma bo nie wiem co zastanę na miejscu.Nie liczę już na prawdomówność Agencji..zawsze coś zatają, zawsze coś ukryją, coś nie dopowiedzą. I prawie zawsze jest tak ,że gdy do nich dzwonimy aby poinformować, że zastałe miejsce nie odpowiada ofercie złożonej przez Agencję to słyszymy wielkie oh!..niemożliwe, oh! to my będziemy to załatwiać /co często jest pustosłowiem/ albo wręcz Oj!!! da Pani sobie radę. ale zjechać, zrezygnować nie wolno..bo kara, bo umowa. Zdecydowanie w umowach winien się znaleźć punt, że w przypadku gdy oferta nie odpowiada stanu faktycznemu Agencja płaci nam odszkodowanie.

Teraz jadę z agencji SeniorVita. To mój drugi od nich wyjazd i wiem, że ostatni. Nigdy więcej już z usług tej Agencji nie skorzystam. powodów jest wiele ale najgłówniejszy to fakt, że są nieuczciwi odnośnie płacy. Są nieuczciwi wobec Opiekunek bo jak to możliwe, że wysyłając na moje miejsce inną Panią nagle stawka wzrosła o 100 euro? Staż pracy mam bardzo długi, język, mocny kontaktowy więc to na pewno nie jest argument do lawirowania stawkami. Mało tego Agencja reklamując się na grupach oferuje stawkę 1350 e a ja dostałam tylko 1250. Więc albo oferty na Fb są oszukańcze albo płaca jest zależna od widzi mi się.

...i jeszcze słówko o Agencjach.
Zasmuca mnie fakt...że my Polki..tam pracujące często podopiecznego staramy się zrozumieć, 
pomóc...w przeciwieństwie do agencji dla których to głównie biznes.
Przed wyjazdem rozmawiałam z kilkoma agencjami..i usłyszałam takie zdanie:- "dla nas ta osoba to nie pacjent...dla nas to klient...."
i myślę ...że to nie tak winno być....
...a może się mylę ????? 
 

sobota, 8 lipca 2017

Niebo

często patrzę w niebo...lubię patrzeć w niebo bez względu na aurę.
często wtedy myślę o domu, przyjaciołach...o moich bliskich,znajomych...o osobach które poznałam tutaj na fb...
niebo...patrząc na niebo ..uspokajam się...
wydaję się taka mała..nic nie znacząca, moje troski i zmartwienia bledną.
Czasami próbuję wypatrzeć w nim moich bliskich ...których już nie ma. Próbuję dostrzec mojego anioła.
Lubię patrzeć w niebo.

a niesamowite jest to...ze gdziekolwiek jesteśmy...patrzymy na to samo niebo


piątek, 7 lipca 2017

Strach



Kiedyś pisałam o strachu...ale o strachu przed nowymi znajomościami głównie na portalach społecznościowych, ot choćby na Fb. Strachu, że zostaniemy skrzywdzeni przez kogoś kto skrywa się za jakimś nickiem. Uciekamy więc od innych...od nowych znajomości.
Bo strach wywołuje lęk. Lęk, który zawsze trafia na podatny grunt. jest uczuciem, które najszybciej nas dosięga, najszybciej się rozpowszechnia..jak choroba zakaźna.
Lęk sprawia, że często poszukujemy źródła zła. Sądzimy, że jeśli je znajdziemy, to otworzymy sobie bramy do szczęścia. I tak np.nawoływania do pozbycia się żydów z Warszawy sprawi, że Warszawa i cały kraj nagle stanie się rajem, krajem mlekiem i miodem płynącym.
Sądzę, że lęk sprawia ,że stajemy się bezradni. A bezradność sprawia, że przestajemy logicznie myśleć. I właściwie nie robimy z tym nic. W głowach mamy kilka wzorów, jakiś wiersz, jakieś daty i lekcje katechezy.
I tak oto w sytuacjach lęku...gdy do tego dojdą jeszcze emocje, budzi się panika, która staje się autorem takich haseł jak choćby "precz z Żydami".
Strach..kiedyś właśnie z jego powodu..strachu..powstały obozy koncentracyjne. tak więc strach nigdy nas nie będzie umacniał, wzmacniał ale zawsze będzie prowadził do katastrofy, do zagłady.
Tragedią jest to, że tak często w radio czy w telewizji ten strach się podsyca. Tylko pytam...po co?, dlaczego?, w jakim celu?
Strach...jak walczyć z nim?. Sądzę, że ważna jest tutaj nasza świadomość i pewność, że jest to uczucie, które można wyeliminować z naszego życia lub je przynajmniej przyćmić. Bo jak mawiała moja babcia: "oczy się boją, ale ręce z robią wszystko", bo strach jakże często ma tylko wielkie oczy.
I nie narzekaj...nie psiocz.
Jeśli już bardzo musisz coś zrobić to uśmiechnij się i podziękuj...ot, choćby za dzisiejszy dzień.


środa, 5 lipca 2017

Cóż Wy wiecie




Zbulwersowały mnie niektóre komentarze pod dzisiejszym postem...
zbulwersowały mnie wypowiedzi...że 13 lat temu byłyśmy głupie..bo prawo pracy...bo jak można było dawać się tak traktować....bo wypisuję bzdury, banialuki
czy wreszcie ,że opłacają mnie agencje...


Pytam....która z tych mądrych komentatorek naprawdę pamięta tamte czasy..lata 2000 roku?...

Moje kochane Panie...dla przypomnienia Wam historii...w 2000 roku nie byliśmy w Unii więc żadne prawo pracy nas nie obowiązywało....
dlaczego jeździłyśmy?...bo głód zaglądał nam do garnków tak jak teraz Wam...
pierwszy stress przejazd przez granicę...często kontrole osobiste....na pytanie po co jedziemy..odpowiadałyśmy....na wesele, do znajomych czy na urlop...
udawałyśmy, że nie rozumiemy niemieckiego....
często ZOLL zatrzymywał bus na ruchliwej autostradzie...kazał rozpakowywać walizki....już wtedy tam na tej autobahnie byłyśmy widowiskiem dla przejeżdżających samochodów....
po dotarciu na miejscu...a jechałyśmy na własny koszt...często okazywało się, że pensję dostaniemy po dwóch miesiącach, po miesiącu, bo Niemcy doskonale sobie zdawali sprawę, że nie chroni nas prawo, że jesteśmy zdane na ich łaskę lub niełaskę
....Niektóre z nas miały szczęście gdyż obiecywano im zapłatę po tygodniu...ryzykowały mniej....bo w ostateczności po tygodniu wracały do domu ze stratą tygodnia pracy i kosztów podróży...inne cierpiały, płakały ale wytrzymywały te dwa miesiące licząc na wypłatę....
Piszecie prawo pracy....Moje Panie wtedy legalnie wolno było pracować pół roku i to nie wszystkie miały szczęście aby załapać się w jakieś niemieckiej agencji....reszta na czarno....gdy nie dostałyśmy wypłaty po miesiącu...z płaczem wracałyśmy do domu...do głodnych dzieci, niespłaconych kredytów..

Takie teraz jesteście mądre...bo jesteśmy w Unii...bo chroni nas prawo pracy....?
Ja wtedy...13 lat temu mogłam o prawie pracy co najwyżej pomarzyć.....
więc zanim jedna z drugą zaczniecie mnie obrażać swoimi jakie to byłyśmy naiwne i głupie niech wpierw trochę pomyśli...cofnie się w czasie....i niech obdarzy Nas..te Kobiety które wtedy pracowały dobrym słowem,może współczuciem ale nie ironią i pogardą....bo na to żadna z Nas..pracująca w latach 2000 nie zasłużyła....
/EE/


wtorek, 4 lipca 2017

Ona jest taka sama jak ja




Wielu miałam tych podopiecznych. Panowie, Panie, z różnymi przypadłościami, z różnymi przyzwyczajeniami. Panie chyba bardziej humorzaste choć to nie jest chyba regułą... mimo, że stare powiedzenie mówi, że mężczyzna dzieli zapałkę na dwie części a kobieta na cztery.
Ale jednak Panie, już we krwi mają zmienne nastroje, lubią manipulować, grać..często na naszych uczuciach. Często widziałam "udawane" łzy, sztuczny śmiech, jakiś grymas.
Ostatnia moja podopieczna...Elizabeth...spokojna, trochę złamana przez długie pobyty w szpitalach. Kiedyś...jeszcze przed chorobą apodyktyczna, dominująca ..jednak teraz wydawała się słaba, uległa chociaż zdarzały się jeszcze momenty gdy próbowała postawić na swoim, uparta, nie chcąca słuchać dobrych rad, zaleceń. Nigdy nie używała słowa "proszę", "dziękuję" i to nie tylko wobec mnie ale i lekarzy, pielęgniarek, synów, znajomych.
Ja jednak widziałam w Niej przede wszystkim Niemkę. A więc jakże inną już z samego wychowania niż ja. Bo Niemka to dla nas Polek osoba przede wszystkim zimna, często wyrachowana, lepsza od Polki.
I zdarzyło się, że tuż przed moim wyjazdem do domu, gdy to po raz kolejny Elizabeth była w szpitalu, miałam okazję się z Nią pożegnać, ostatni raz na Nią spojrzeć.
Gdy weszłam do sali w pierwszej chwili Jej nie poznałam. Smutna, przygnębiona, jakby zrezygnowana, nie wierząca, że jeszcze kiedyś wróci do domu.W pewnym momencie aby tylko trochę poprawić Jej nastrój podałam Jej polskiego wafelka w czekoladzie. Popatrzyła się na mnie , lekko uśmiechnęła i wtedy po raz pierwszy powiedziała do mnie "dziękuję".
Gdy po kilku minutach Jej syn wyszedł po wodę mineralną, Ona nagle mnie objęła za szyję i kładąc swoją głowę na moim ramieniu ...rozpłakała się. To były szczere łzy...łzy żalu, rozpaczy...
i właśnie wtedy..po raz pierwszy od 13 lat mojej pracy....ja, w tej Kobiecie....ja, w tej Niemce...
w Jej łzach....

ujrzałam CZŁOWIEKA





poniedziałek, 3 lipca 2017

Cudze chwalicie

Widziałam wiele niemieckich miast, miasteczek i wsi.
Zawsze podziwiałam ich czyste ulice, zadbane skwery, zebrane liście na jesieni czy odśnieżone chodniki. Podziwiałam do czasu gdy trafiłam do Dusseldorfu...miasta słynącego z królewskiej alei często nazywanej najdłuższym targiem Europy. 
"Jest to jeden z najpiękniejszych miejskich bulwarów świata. Przecina go fosa a wzdłuż trasy posadzono ponad 200 drzew. Jest to wyjątkowe miejsce dla turystów, nie tylko ze względu na klimat, ale też z powodu ilości butików i sklepów. Można tu znaleźć najbardziej ekskluzywne sklepy z odzieżą, biżuterią, perfumami". Dusseldorf to miasto, które zostało wybrane za siedzibę takich firm jak Siemens, Media Markt i wiele innych znanych.
Niestety mimo tylu atrakcji miasto to mnie nie urzekło a wręcz zniesmaczyło panującym brudem.
Mimo wielu zamontowanych koszy na śmieci, na chodnikach trawnikach leżą papiery,, kartonowe opakowania czy butelki. Częstym widokiem  są leżące resztki jedzenia...(wędliny, sery).
Konsumpcja alkoholu przez tzw. "smakoszy" na ulicznych i parkowych  ławkach także nie jest rzadkością..  i tylko liczba stojących obok pustych butelek świadczy z jakim smakoszem mamy do czynienia.
I jeszcze jedna rzecz, która była przysłowiową kropką nad "i"...to obsługa w marketach. Obsługa rodem z naszych prl-owskich sklepów. Niegrzeczna, arogancka, zajęta wszystkim tylko nie klientem.
Ja wiem, że ten stan rzeczy nie jest winą służb miejskich...a samych mieszkańców. To my sami...mieszkańcy miast i miasteczek pracujemy na wizerunek....tym samym zanim zaczniemy zachwalać niemiecką czystość spójrzmy na wiele naszych polskich miejsc....i zachwyćmy się ich widokiem i czystością. Bo i u nas w Polsce takie miejsca...miasta i miasteczka są. A może i piękniejsze.


niedziela, 2 lipca 2017

Przysłowia wcale się nie sprawdzają

Te przysłowia znają wszyscy..

"człowiek uczy się na błędach", "co mnie nie zabije to wzmocni" czy wreszcie "podróże kształcą".

Kto to wymyślił ?...kto stwierdził, ze przysłowia są mądrością ?

Przecież są ludzie, którzy wcale nie uczą się na błędach, którzy walą latami głową w mur i nadal są zdziwieni że boli ich głowa. Człowiek uczy się na błędach tylko wtedy gdy ma świadomość że je popełnia..i tylko wtedy.

Podróże kształcą...ale niestety tylko wykształconych. Dla innych Egipt to Egipt. Gdy pytam jak było?..Jaki jest ?..słyszę odpowiedź .."no, ciepło było", "fajnie było".

Co mnie nie zabije wcale nie musi mnie wzmocnić. Potrafi człowieka porządnie sponiewierać i zostać na całe życie.

Więc jak to jest z tymi przysłowiami ?


sobota, 1 lipca 2017

Opiekunka osób starszych...to ja

jeżdżę do Niemiec od 13 lat...wiele przeżyłam ,wiele zobaczyłam...
- moja pierwsza praca...kiedy nie wiedziałam jeszcze jak powinna wyglądać...wiozłam serce na dłoni bo tak mnie wychowano ..w szacunku dla starych...
.jaka była ta moja pierwsza praca?...ano wyzywała mnie Niemka /będąca na chodzie/ od polskiej świni i głupiej Polki...uwłaczała mi na każdym kroku
- w kolejnych pracach...m.in. zamknięto mnie w piwnicy na 3 dni bez jedzenia i picia...policja niemiecka mnie uwolniła
- koło Frankfurtu...na ulicy spotkałam płaczącą kobietę..okazało sie że to Polka... po ponad tygodniu pracy..została wyrzucona jak pies na ulicę...bez pieniędzy, jedzenia..i bez znajomości języka ..pomogłam jej wrócić do Polski
widziałam Polki mieszkające w komórkach..gdzie wyliczano im jedzenie../jedna kromka na śniadanie, jeden kartofel na obiad, mały kotlecik....i woda do picia bez ograniczeń....
- widziałam sztele gdzie rodzina wykradała Polce dokumenty po to aby zmusić Polkę do pozostania...warunki i pracy i utrzymania karygodne....
tak bywało..zwłaszcza gdy jeździło się na tzw. "czarno" lub przez posredniczki, które często nas "rolowały"....
teraz są agencje i muszę to twardo i stanowczo powiedzieć...są lepsze i gorsze ale zawsze mamy świadomość, że nie jesteśmy same. Także rodziny niemieckie muszą przynajmniej zachowywać pozory normalności bo wiedzą ,że za nami stoi agencja. że nie zawsze będą bezkarni.
Ja wiem, nadal mimo że są agencje - bardzo często aby nie powiedzieć nagminnie....traktuje nas się bez szacunku....jak podgatunek człowieka....bo nam płacą...;. więc mają prawo....a oni przecież to nacja...bo przecież Niemcy są wielkie

i tych przykładów jest więcej...w zależności od poruszanego zagadnienia będę je przytaczać....i nie będą to historie zasłyszane...ale przeżyte.. to co widziałam....
ale i historie, które wiele z Was same przeżyło, doświadczyło. Bo ja nie jestem wyjątkiem..takich Pań jak ja jest bardzo dużo.
nadmienię tylko,że także trafiałam do normalnych rodzin...to prawda...są i dobre warunki pracy i płacy....ale jest ich tak niewiele......
na koniec tylko poinformuje...bo niewiele z Pań wie....otóż w Niemczech odbył sie Kongres na temat ludzi starych, chorych...i tam po raz pierwszy powiedziano na głos....coraz więcej Polek przypłaca pracę opiekunki ....Życiem....umierają w pracy...w domach niemieckich...z wyczerpania, niedożywienia, nieludzkiej pracy po 24 godzin na dobę....
...i ten fakt mówi sam za siebie.....
dlatego doceniajmy dobre agencje bo tak wiele im zawdzięczamy.
/EE/